Na atak Grzegorza Brauna można patrzeć jak na eksces znanego z chamstwa parlamentarzysty ze skrajnie prawicowego marginesu. Ale można też zadać pytanie o to, czy ten akt antysemickiej przemocy nie był działaniem na zimno przemyślanym i mającym wywołać ściśle określone konsekwencje
Grzegorz Braun, lider Konfederacji Korony Polskiej, idol części polskiej skrajnej prawicy, to polityk jawnie prorosyjski i równie jawnie obnoszący się z antysemityzmem, homofobią i mizoginią. Przemocowe happeningi z Braunem w roli głównej nie są w polskiej polityce nowością. Tylko w tym roku w styczniu fizycznie zniszczył, a następnie wepchnął do kosza na śmieci bożonarodzeniową choinkę ustawioną przez sędziów Sądu Okręgowego, zaś w maju przerwał wykład profesora Jana Grabowskiego w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie – musiała interweniować policja. Choinka stała się obiektem ataku Brauna, bo wisiały na niej bombki z symbolami solidarności z walczącą Ukrainą i społecznościami LGBT+. Znienawidzony przez bogoojczyźnianą skrajną prawicę (z Braunem na czele) profesor Grabowski miał zaś wygłosić wykład zatytułowany: „Polski (narastający) problem z historią Holokaustu".
Lista wyczynów Brauna jest długa. W trakcie pandemii paradował przed stylizowanym na napis „Arbeit macht frei” z bramy obozu w Auschwitz transparentem „Szczepienie czyni wolnym”, a ministrowi zdrowia Adamowi Niedzielskiemu groził z sejmowej mównicy „będziesz pan wisiał”.
Jego regularnie powtarzające się od momentu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę antyukraińskie wypowiedzi stale cytuje rosyjska propaganda.
Tym razem jednak Braun przeszedł samego siebie. Brutalnie przerwał doroczne sejmowe obchody żydowskiego święta Chanuka. Uruchomił gaśnicę pyłową, by zgasić chanukowe świece – i przy okazji uczynił sporą część sejmowego gmachu chwilowo niezdatną do użytku. Upokorzył uczestniczących w obchodach duchownych, kobiety i polityków.
Później jeszcze usiłował z sejmowej mównicy bredzić o „satanistycznym” wymiarze judaistycznego obrzędu, aż został wykluczony z obrad i usunięty z sali plenarnej.
Całą sprawę szczegółowo opisaliśmy już w OKO.press.
Braun zrobił to wszystko przed obiektywami kamer w dniu absolutnie kluczowym dla zapoczątkowanego wyborami parlamentarnymi 15 października procesu zmiany władzy w Polsce. Niedługo po exposé nowego premiera, a jeszcze przed głosowaniem nad wotum zaufania dla jego rządu.
Na atak Brauna można patrzeć jak na eksces znanego z chamstwa parlamentarzysty ze skrajnie prawicowego marginesu. Ale można też zadać pytanie, czy ten akt antysemickiej, świętokradczej z punktu widzenia religijnych Żydów przemocy, nie był działaniem na zimno przemyślanym i mającym wywołać ściśle określone konsekwencje.
Procesowi zmiany władzy w Polsce bardzo uważnie przygląda się cała polityczna Europa wraz z niemałą częścią świata. To nie jest przypadek, że to Donald Tusk został przez Politico uznany za lidera tegorocznej listy najbardziej wpływowych polityków kontynentu. Zmiana rządu w Polsce wpisuje się przecież w bardzo szeroki, ogólnoeuropejski (i ogólnozachodni) kontekst wieloletniej rywalizacji partii liberalnej demokracji z nowymi populistami. Do niedawna to ci drudzy wydawali się pozostawać na fali wznoszącej. Zwycięstwo demokratów w pozostającej przez osiem lat pod rządami autokratycznych populistów Polsce daje nadzieję ugrupowaniom prodemokratycznym wszędzie tam, gdzie taka rywalizacja ma miejsce.
Zarazem zmiana władzy dokonuje się we frontowym kraju NATO.
To Polska jest filarem wschodniej flanki Sojuszu, to od stosunku nowych polskich władz do wojny w Ukrainie mogą w istotny sposób zależeć losy tego konfliktu, jak i bezpieczeństwa całego regionu. Donald Tusk w swoim wystąpieniu bardzo mocno, pełnym głosem, opowiedział się po stronie Ukrainy. Zapowiedział też twardo, że będzie walczył o utrzymanie zachodniego wsparcia dla walczącego kraju – i że będzie się konfrontował z każdym politykiem Zachodu, który czuje się „zmęczony” tą wojną lub „rozczarowany” jej przebiegiem.
W świat poszedł jednoznaczny sygnał, że Kijów nadal może liczyć na Warszawę – i że Warszawa nadal zdaje sobie sprawę z roli Kijowa dla bezpieczeństwa całego regionu. O tym dziś depeszowały ze stolicy Polski światowe agencje, o tym pisali szyfrogramy akredytowani w naszym kraju dyplomaci.
I właśnie w takim momencie jawnie prorosyjski poseł Grzegorz Braun urządził w Sejmie swój spektakl antysemickiej przemocy.
Parlamentarzysta europejskiego kraju atakujący gaśnicą w gmachu parlamentu grupkę religijnych Żydów podczas jednego z najważniejszych judaistycznych obrzędów to temat, który podchwyci każde światowe medium. Ba, to temat, który spokojnie może „przykryć” zmianę władzy w Warszawie, zwłaszcza że mimo wszystko to Izrael i Strefa Gazy przyciągają dziś znacznie więcej skupionej uwagi świata niż wojna polsko-polska.
Właśnie w ten sposób w oczach części odbiorców globalnych mediów, Polska może jak za sprawą czarodziejskiej różki na dłuższą chwilę przestać być całkiem poważnym liderem europejskiego regionu, za to stać się jakąś posowiecką Krakozją czy Mordowią, w której szaleni antysemiccy parlamentarzyści urządzają sceny rodem z filmów o Boracie.
Dla kremlowskiej propagandy to efekt wręcz wymarzony. Dla tych stronnictw politycznych Zachodu, które chciałyby już zapomnieć o przedłużającej się wojnie u granic Unii Europejskiej – również.
Ale atak Brauna mógł mieć dość poważne skutki również na polskim podwórku.
Zdarzenie miało miejsce w trakcie tasiemcowego zadawania przez posłów pytań nowemu premierowi, a przed głosowaniem w sprawie wotum zaufania dla jego rządu. Już następnego dnia rano rząd Donalda Tuska ma zostać zaprzysiężony. Potem ma odbyć się zapowiedziane przez Tuska kolegium ds. służb specjalnych – zapadną na nim kluczowe decyzje dotyczące bezpieczeństwa. I jeszcze tego samego dnia nowy premier ma reprezentować Polskę na ważnym, poświęconym kwestiom Ukrainy, obronności i bezpieczeństwa posiedzeniu Rady Europejskiej.
To moment, w którym nowy – i za sprawą PiS tak długo czekający na powołanie rząd – musi zostać powołany „na cito”. Nie ma już żadnej czasowej rezerwy na opóźnienia.
Tymczasem Braun mógł takie opóźnienie spowodować – gdyby tylko marszałek Sejmu Szymon Hołownia nie zdołał w pełni zapanować nad sytuacją.
Posłowie PiS w pierwszej chwili zareagowali na wybryk Brauna w sposób godny i dojrzały. Były minister kultury Piotr Gliński poświęcił swój czas na zadawanie pytań Tuskowi na potępienie tego aktu przemocy w imieniu swego klubu. Zebrał zasłużone oklaski także od politycznych przeciwników. Już kilkanaście minut później były minister edukacji Przemysław Czarnek wkroczył jednak na mównicę z zupełnie innym pomysłem – żądając przeniesienia tury pytań na następny dzień (i to w warunkach, gdy posłowie pozostałych klubów gremialnie z ich zadawania rezygnowali).
To zaś oznaczałoby rzecz jasna, że trzeba by przełożyć również kluczowe głosowanie. I że Tusk jechałby na Radę Europejską bez wotum zaufania. To byłby jasny sygnał dla Europy i świata, że z tą zmianą władzy w Polsce to jednak nie wszystko jeszcze zostało załatwione.
Braun za wywołany przez siebie skandal wyleciał z sali obrad, na długo pożegna się też z połową poselskiego uposażenia. Nadal jednak będzie dysponował poselskim immunitetem ułatwiającym mu podejmowanie działań podobnych do dzisiejszego ataku. Pytanie więc, czy immunitetowi nadal będzie towarzyszył nieco tajemniczy parasol zapewniający Braunowi nietykalność nawet wtedy, gdy jego polityczna działalność pokrywa się w stu procentach z politycznym interesem Kremla.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze