0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto: Ihor TKACHOV / AFPFoto: Ihor TKACHOV /...

16-letnia Daria Asiamoczkina zginęła pięć dni temu, 21 lipca 2023 roku we wsi Drużba w obwodzie donieckim. Około godziny 15:00 okupanci ostrzelali wioskę. Jeden z pocisków trafił w podwórko, na którym znajdowała się Daria. Zginął również jej 10-letni brat Maksym, który był w pobliżu.

Strona pamięci Darii Asiamoczkiny

„Daria była zwyczajną dziewczyną, trochę nieśmiałą, ale umiała bronić swoich granic. Była aktywna, zawsze brała udział w różnych wydarzeniach, konkursach i olimpiadach. Mimo że nie była wybitną uczennicą, żyła szkołą. Po szkole chodziła na zajęcia taneczne. Kiedy obchodziliśmy w szkole święta, chętnie pomagała w dekorowaniu sali i ogólnie w przygotowaniach” – opowiada Leonid Makarow, nauczyciel historii Darii.

O śmierci Darii i jej brata nie dowiecie się z mediów. Przekaz nie przebił się nawet do mediów ogólnoukraińskich, nie mówiąc już o zagranicznych. Ślad pamięci o dziewczynie znalazł się na Platformie pamięci Memorial, gdzie spisywane są historie Ukraińców i Ukrainek, którym życie odebrała rosyjska armia.

Więcej o Darii przeczytałam na lokalnej stronie miasta Nikopol (w sąsiednim obwodzie dniepropetrowskim).

Zanim spróbuję określić skalę rosyjskich zbrodni wojennych wobec osób cywilnych i zastanowię się, dlaczego o Darii nikt nie mówi, chcę opowiedzieć historię Wołodii, którą powierzył mi jesienią 2022 roku.

Miejsce zbrodni: Izium, obwód charkowski

Noc. Jednak jest jasno jak w dzień. Godziny ognia i bomb. Wołodia z rodzicami siedzą w domu: piwnica jest słabiutka, nie ma sensu tam schodzić. Wołodia nie wypuszcza z rąk ikony. Mimo że w czasach pokoju nie był osobą głęboko religijną, tej nocy modli się nieustannie.

Wołodia ma 39 lat, pracuje jako ochroniarz na Dworcu Południowym w Charkowie. – Ja striłeć – tłumaczy.

***

Kiedy Rosja zaatakowała 24 lutego 2022, był na urlopie. Wojna dopadła go w domu matki w Iziumie. Okupację spędził z rodzicami. Do Charkowa udało mu się wrócić dopiero jesienią. Kiedy pytam o resztę rodziny, mówi:

– Zginęli. Trzy osoby.

Wołodymyr nie wierzył, że dojdzie do wojny. Ale już 3 marca nad głową latały mu samoloty wroga. Wtedy po raz ostatni widział kuzyna Jurija. Proponował mu, żeby z rodziną zamieszkali u nich na czas wojny.

– Postanowili zostać w domu, w tym nieszczęsnym budynku – opowiada Wołodia. – Jura mówił, że przyszli nas zetrzeć z powierzchni ziemi. Tak jakby wiedział, co się stanie.

Rosyjskie wojsko weszło do Iziumu od tej strony miasta, gdzie mieszkają rodzice Wołodii i stamtąd zaczęło strzelać. Przez kilka dni nie można było wyjść.

Wołodia nasłuchiwał wybuchów. Uspokajał rodziców, ale nie wiedział, co się dzieje, stracili zasięg w telefonie. W końcu wraz z sąsiadem poszli do miasta.

– Wszystko było rozwalone. W domu Jury nie było już jego klatki, tylko wielka dziura – opowiada. Na zdjęciu głównym widać odsłonięte mieszkanie z meblami rodziny Jakowenków (na drugim piętrze).

Wołodia szuka bliskich

Jurij Jakowenko z żoną Switłaną i mamą Natalią, matką chrzestną Wołodii, mieszkali w Iziumie przy ulicy Pierwomajskiej 2, w mieszkaniu nr 20. Jurij prawie przez całe życie był kierowcą. Ostatnio pracował przy remontach dróg. Kupił dom na wsi, żeby uprawiać truskawki. Chciał pracować sam na siebie. Byli dobrym małżeństwem, żyli w harmonii, Jurij nigdy nie powiedział Switłanie złego słowa.

Teraz Wołodia nie ma z kim łowić ryb, bo 9 marca o godzinie 09:00 rosyjski bombowiec uderzył w pięciopiętrowy budynek, w którym mieszkali Jakowenkowie.

– Bomba zniszczyła dom od dachu do piwnicy – opowiadali Wołodii świadkowie. – Dobijali dom czołgami.

– Wtedy nie podszedłem bliżej. Nie mogłem, ciągle były ostrzały – tłumaczy się Wołodia.

Dom, w którym mieszkał kuzyn Wołodii z rodziną (po prawej stronie). Fot. Wołodymyr Kołesnyk
Dom, w którym mieszkał kuzyn Wołodii z rodziną (zbliżenie). Fot. Wołodymyr Kołesnyk

Pierwomajska 2, Izium

Uspokajał się myślą, że może krewni wyjechali i dlatego nie ma z nimi kontaktu. Znowu tam poszedł.

Chodził wokół zburzonego domu, próbował się czegoś dowiedzieć. Natknął się na kierownika administracji tego zwykłego kiedyś bloku.

– Wie pan, gdzie jest Jurij Jakowenko? – zapytał Wołodia.

– Jurij leży w piwnicy, pod gruzami, a jego żona jest z twoją ciotką na klatce schodowej. Jedna na drugim piętrze, druga tuż przed pierwszym.

– Skąd pan wie?

– Znam wszystkich, którzy się tu ukrywali.

W budynku przy ulicy Pierwomajskiej 2 zginęły 54 osoby. Świadkowie słyszeli przytłumione krzyki o pomoc. W chaosie pierwszych dni wojny nie było jednak nikogo, kto mógłby ich uratować. Bóg zamykał oczy. Właściciele umierali pod cegłami, które kiedyś tworzyły ich dom. Przyjaciółka Wołodii straciła pod gruzami ośmioro krewnych.

Ciała zaczęto wywozić dopiero pod koniec kwietnia 2022, kiedy udało się dojść do porozumienia z okupantami. W pochówku pomagali kolaboranci i zakład pogrzebowy. Pogrzebali ludzi w workach, a nawet w samych ubraniach. Podczas odgruzowywania zabierali ofiarom rzeczy i dokumenty. Mówili, że zostanie zwołany Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej i będą potrzebne dowody. Obiecali, że po wszystkim oddadzą. Nie oddali.

– Potem powiedzieli nam, że to zrobili bendery, tak mówią na Ukraińców. Benderowski samolot – opowiada mi Wołodymyr. – Wiedzieliśmy, że to nieprawda.

Okupanci zakopali swoje ofiary w sosnowym lesie na południowo-zachodnich obrzeżach miasta. Numery były jedyną ozdobą na byle jak zbitych drewnianych krzyżach, których z każdym tygodniem okupacji przybywało coraz więcej.

Bliskim nie wolno było odwiedzać leśnego cmentarzyska.

W lipcu 2022 rosyjskie władze opublikowały listy zmarłych mieszkańców Iziumu, „ofiar ludobójstwa reżimu kijowskiego”. Wśród nazwisk są bliscy Wołodii.

Las pełen grobów

Wołodia długo nie mógł uwierzyć, że miasto zostało wyzwolone. To wydarzyło się na początku września 2022. Służby odkryły masowe mogiły mieszkańców. Prawie sami cywile.

Wołodymyr zaraz po wiadomości o wyzwoleniu miasta biegnie na leśny cmentarz, by szukać swoich bliskich.

Znajduje ponumerowane krzyże: №199 – Jura, №164 – Switłana, №174 – ciotka Natalia.

Od 16 września w lesie prowadzona jest ekshumacja ciał. Wśród ofiar są też dzieci. Z każdą otwartą mogiłą świeże leśne powietrze zamienia się w mdławy nieznośny odór. Wołodia obserwuje, jak ludzie w białych kombinezonach wyciągają z ziemi szczątki jego bliskich.

Przy rozkopanych grobach znajduje się laboratorium polowe. Wołodia oddaje próbki swojego DNA, by potwierdzić, że to jego krewni. Ciała z lasu są wysyłane do pracowni kryminalistycznych. W mediach pojawiają się instrukcje, jak samemu mają pobrać próbkę DNA krewni ofiar, jeśli są za granicą. Tak powinny też zrobić dzieci Switłany i Jurija, które teraz mieszkają w Polsce.

Wujek Wołodia obiecał, że zadba o godny pogrzeb dla ich rodziców. Pytanie tylko, kiedy.

Problem ekshumacji

Spośród około 450 zakopanych w iziumskim lesie ofiar do dziś pozostaje niezidentyfikowanych 66 ciał. Znaleziono 215 kobiet, 194 mężczyzn, pięcioro dzieci. A także 22 żołnierzy. Ponadto szczątki 11 osób, których płci nie udało się ustalić.

Choć w czasie okupacji pracownicy służb pogrzebowych sporządzali rejestry pochówków, są one niedoskonałe. Eksperci znaleźli błędy nawet w przypadku płci, dlatego nie wystarczy polegać tylko na zeszytach zakładu pogrzebowego czy zeznaniach świadków.

Przed inwazją w Iziumie mieszkało około 50 tysięcy osób. Teraz jest pięć razy mniej.

Według Rady Bezpieczeństwa Narodowego podczas rosyjskiej inwazji na Ukrainę Izium doznał najwięcej nalotów – 476.

***

To są fragmenty historii Wołodymyra Kołesnyka i jego rodziny, którą opisałam dla charkowskiego medium Gwara Media w listopadzie 2022 roku. Tekst w całości (w języku ukraińskim) znajduje się pod linkiem.

Wołodia mówił mi wtedy, że chce przynajmniej pogrzebać swoich bliskich po ludzku.

Dopiero niedawno natknęłam się na reportaż agencji Reuters, którego bohaterem jest mój Wołodia. Na filmie szuka grobów swoich bliskich, wiesza na nich kartki z imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia.

Przeczytaj także:

Ofiary zamieniają się w statystykę

Po 17 miesiącach wojny już tak przyzwyczailiśmy się do śmierci, że pojedyncze ofiary nie robią na nas wrażenia, stają się statystyką. Makabryczne historie znikają z czołówek prasy. Ból po stracie zostaje tylko z bliskimi osób zabitych.

Według ostatnich danych Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw praw człowieka UNHCHR po 24 lutego 2022 roku w wyniku rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę zginęło 9 287 osób. 16 384 zostało rannych. Tylko od stycznia 2023 roku do 16 lipca 2023 roku zginęło 1138 osób.

UNHCHR udokumentował, że w Ukrainie do 30 czerwca 2023 roku zginęło 535 dzieci. 1 095 zostało rannych. To tak jakby zginęła cała jedna szkoła.

Kiedy kończę ten tekst, w Kostiantyniwce na Doniecczyźnie w wyniku rosyjskiego ataku zginął 10-letni chłopiec. Czwórka dzieci w wieku od 5 do 12 lat została rannych. Jedno jest w stanie ciężkim.

„Rzeczywista liczba ofiar cywilnych jest znacznie wyższa, ponieważ wiele doniesień o indywidualnych ofiarach w niektórych miejscowościach wciąż czeka na potwierdzenie. Przykładem jest Mariupol (obwód doniecki) oraz Łysyczańsk, Popasna i Siewierodonieck (obwód ługański)” – czytamy w raporcie organizacji.

Realne liczby są znacznie wyższe

Według raportu najwyższa miesięczna liczba ofiar cywilnych miała miejsce w marcu i kwietniu 2022 roku. Następnie stopniowo spadała. W pierwszych czterech miesiącach 2023 roku średnia miesięczna liczba ofiar wynosiła 696, ale od maja do czerwca 2023 roku znowu wzrosła do 836.

Od początku wojny na pełną skalę tylko w obwodzie charkowskim (w którym leży Izium) zginęło co najmniej 2 038 cywilów, w tym 77 dzieci, podaje Gwara Media. Prawie 3000 osób zostało rannych, w tym 240 dzieci. Z tego wynika, że

na Charkowszczyznę przypada jedna piąta ofiar rosyjskiej inwazji.

Liczba zabitych może być większa, ponieważ w okupacji rosyjskiej nadal pozostaje 29 miejscowości na północ od miasta Kupiańsk.

Mapa Ukrainy z ofiarami cywilnymi. Źródło: UNHCHR

Bezpośrednie ofiary wojny

Cywile giną od ataków rakietowych, ostrzałów, nalotów, a na wyzwolonych terytoriach często od detonacji min.

W Ukrainie według UNHCHR od „broni wybuchowej o szerokim obszarze rażenia” (ostrzał artyleryjski, czołgowy i rakietowy, użycie pocisków manewrujących i balistycznych oraz ataki z powietrza, w tym dronów)

według stanu na koniec czerwca zginęły 7653 osoby.

Dodatkowo 293 ofiary min oraz innych pozostawionych przez Rosjan ładunków, rannych jest dwa razy więcej.

Liczba ofiar oraz rannych od detonacji min i innych ładunków pozostawionych przez okupantów. Źródło: UNHCHR

Charkowszczyzna wciąż jest jednym z najbardziej zaminowanych regionów Ukrainy. Do 30 czerwca 2023 roku odnotowano: 73 osoby zmarły i 187 zostało rannych.

Od początku inwazji na pełną skalę ukraińscy saperzy rozbroili 73 318 ładunków wybuchowych w obwodzie charkowskim, podaje 17 lipca 2023 Gwara Media. Tylko w ciągu jednego tygodnia w lipcu na Charkowszczyźnie saperzy zniszczyli 602 ładunki wybuchowe. Doszło jednak do trzech eksplozji, w których rannych zostało czworo cywilów.

Przeczytaj także:

„Sprzątał podwórko, trafił na minę”

14 czerwca 2023 roku w Kamiance w rejonie iziumskim mężczyzna sprzątał podwórko i uderzył w minę. Został przewieziony do szpitala z obrażeniami. Na miny często natykają się rolnicy.

Najczęściej ludzie trafiają na tak zwane miny „Pelustka” (płatek, mina motylkowa, PFM-1 – kasetowa mina przeciwpiechotna). Uważana za najbardziej niebezpieczną, jest mało widoczna ze względu na rozmiar i kolor (zielona lub ciemnobrązowa).

3 czerwca 2023 40-letni mężczyzna wysadził się na minie podczas próby naprawy samochodu. Auto zepsuło się na drodze między wioskami Sułyhiwka oraz Dowheńke w rejonie iziumskim. Mężczyzna nadepnął w lesie na nieznany ładunek wybuchowy.

Władze zabraniają odwiedzania lasów, a także terenów porośniętych wysoką trawą. Obowiązuje zakaz zbliżania się do zbiorników wodnych. Ludzie jednak ignorują te zakazy.

Pani Olena z Bałaklii, o której pisałam w OKO.press, chodzi do lasu po grzyby.

W rozminowaniu Ukraińcy nie mogą liczyć i czekać tylko na państwo. Wiosną rolnicy chcieli zasiać pola. Niektórzy wymyślają własne sposoby na rozminowanie swoich pól, używają na przykład zdalnie sterowanych resztek starych traktorów czy nawet pojazdów wojskowych.

W Ukrainie zaminowano 470 000 hektarów gruntów rolnych, zbadano tylko 17,5 proc. z nich. Pola rozminowuje ponad 2600 saperów. Przy takich zasobach całkowite oczyszczenie ziem ukraińskich z min zajmie ponad 20 lat – zaznaczył minister rolnictwa Ukrainy Mykoła Solski.

Zabity – ranny – zaginęła – zabity – zginął

Rosja od początku 2023 roku przeprowadziła kilka potężnych ataków rakietowych, zabijając cywili. Wymieniam tylko największe:

  • 14 stycznia – Dnipro – 46 zabitych, 80 rannych.
  • 28 kwietnia – Humań – 23 zabitych, 18 rannych.
  • 3 maja – Chersoń – 24 zabitych, 45 rannych.
  • 13 czerwca – Krzywy Róg – 13 zabitych, 38 rannych.
  • 27 czerwca – Kramatorsk – 13 zabitych, 59 rannych.
  • 6 lipca – Lwów – 10 zabitych, 42 rannych.

W Ukrainie stworzono Platformę pamięci Memorial, gdzie można poznać historie Ukraińców i Ukrainek, którym życie odebrała rosyjska armia.

Znajoma opowiada, że jej koleżanka z Charkowa przyzwyczaiła się, że jest wojna. Najbardziej boi się, że śmierć zaskoczy ją znienacka, kiedy będzie brała prysznic czy pójdzie do toalety.

Ludzie boją się spać nago. Jedna pani w nocy podczas alarmu pobiegła do schronu, ale dopiero kiedy założyła bieliznę pod koszulę nocną. „Co pomyślą o mnie ludzie, kiedy będą z gruzów wyciągać moje ciało?” – krzyczała do męża.

Lekarka, która ratuje żołnierzy na froncie, daje porady w sieci: „Nie bójcie się spać bez odzieży. Im mniej jej będzie, tym łatwiej lekarzowi będzie rozpoznać obrażenia i pomóc”.

Przerażające było ogłoszenie mamy, która prosiła o pomoc w znalezieniu białych sukienek dla swoich 14-letnich bliźniaczek, które zginęły podczas ataku na pizzerię w Kramatorsku. W przyfrontowym mieście są zamknięte salony ślubne.

W Ukrainie mamy zwyczaj, że dziewczynki i kobiety niezamężne chowa się w białych sukienkach, jakby szły do ślubu, którego już nie będą miały.

Ktoś nas zabija, ktoś za to odpowiada

To rodzaj gry o przetrwanie: „Ukryj się przed Rosją i przetrwaj”.

Wojna nie wybiera, kiedy i kogo zabije. Dzieci, pisarze, ratownicy, saperzy, elektrycy, pracownicy kolei, traktorzyści…

Ludzie umierają od ostrzałów i min, giną pod gruzami, gdy rakieta uderza w ich dom, umierają z powodu tortur, topią się w wodzie, jak na Chersońszczyźnie, gdy 6 czerwca okupanci wysadzili zaporę Kachowską.

Ilość ludzkiego żalu jest tak wielka, że nasza psychika sobie z nią nie radzi.

Za każdą z tych śmierci odpowiedzialni są konkretni Rosjanie, z imionami i nazwiskami.

Jedni wydali rozkaz zabijania, inni go wykonali, trzeci zaplanowali i planują kolejne morderstwa.

Wracają do domu. Być może przytulają żonę, całują dzieci. Wyjeżdżają za granicę na narty, nad morze na ukraiński Krym. Niektórzy z nich wierzą, że z jakiegoś powodu Ukraińcy muszą zostać zabici. Słowa ich propagandystów mrożą krew w żyłach. I taki jest ich zamysł. Chcą, aby wszyscy się ich bali. Ponieważ sami zostali wychowani w strachu. Rosja jak każdy przestępca jest napędzana poczuciem bezkarności i przekonaniem, że wszystko mi wolno.

Póki co świat, zwłaszcza Europa, a zwłaszcza Polska nadal szczegółowo omawia i przeżywa wydarzenia II wojny światowej, których przecież nie da się odwrócić. Tymczasem całkiem blisko toczy się największa od tamtej pory straszna wojna.

Może lepiej zająć się śmiercią, kalectwem i tragedia, którym jeszcze można zapobiec?

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze