0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja WyborczaFot. Kuba Atys / Age...

Na zdjęciu: Wyczółki, gospodarstwo sprzedane CPK Baranów. 7 września 2023

Beata Fabisiak, mieszkanka wsi Gole, przewodnicząca rady gminy Baranów: „Żyjemy teraz gorzej niż na polu minowym – mamy pozamiatane na każdej linii. Ciągle nas czymś zaskakują”.

Nielegalne składowisko odpadów

Czerwiec 2023 roku. Mieszkańcy gminy Wiskitki zauważyli wielkie wysypisko odpadów w Podbuszycach. 6-osiowe wywrotki zwoziły tam gruz z rozbieranych gospodarstw przejętych pod Centralny Portu Komunikacyjny z Nowego Oryszewa i Podoryszew. Mieszkańcy nagrali działalność składowiska i zwożenie odpadów, dokumentowali numery rejestracyjne aut.

Składowisko działało pełną parą – na filmach, które otrzymujemy widać pracujące koparki, ogromne hałdy betonu, stali, papy. „Były bańki z paliwem, a nawet szkodliwy eternit. Gdy przyjechaliśmy z kamerami, by to nakręcić, kierownik uciekł przed nami”” – twierdzi Tadeusz Szymańczak, rolnik, kiedyś poseł, obecnie aktywista przeciwny CPK. Miejsce nie było zabezpieczone, studnia także, a teren nie utwardzony – nieczystości dostawały się więc do wód gruntowych. Na tablicy informacja o zezwoleniu na rozbiórkę. Nic o składowaniu odpadów.

Mieszkańcy przypuszczali, że przy braku spełnienia litanii wymogów wobec składowisk odpadów, działanie było nielegalne. Potwierdziło się to niespełna dwa miesiące później – 22 sierpnia Starostwo Powiatowe w Żyrardowie, któremu podlega teren, napisało: „Tutejszy organ nie wydał decyzji na zbieranie lub przetwarzanie odpadów budowlanych”.

7 lipca mieszkańcy ściągnęli posła PSL-u Stefana Krajewskiego, policję i sami stawili w liczbie ok. 20. Szymańczak opisał sprawę w listach i doniesieniach do 14 instytucji – od Urzędu Miasta i Gminy Wiskitki po CBA i Kancelarię Prezydenta RP. Zrobiło się głośno. Ale inspekcja nadzoru budowlanego nie pojawiała się na miejscu. Dopiero w sierpniu, gdy firma już – tak się przypadkowo złożyło – uprzątnęła składowisko, inspektor nagle się pojawił. „Pytał się oburzony – i o co ta afera?” – relacjonuje Tadeusz Szymańczak.

W zawiadomieniu do Prokuratury Rejonowej w Żyrardowie o możliwości popełnienia przestępstwa, rolnik wykazał listę dowodów, że to nielegalne składowisko. Od braku jakichkolwiek zabezpieczeń terenu poprzez brak wagi, zezwolenia, dokumentacji, nieutwardzeniu terenu. ”Nic nam nie odpowiedzieli. Wystąpiliśmy więc do prokuratury okręgowej, a ta odesłała nas do Żyrardowa. Udają, że nic się nie stało” – relacjonuje Szymańczak.

Firma Trakcja S.A. która prowadziła rozbiórkę, zaprzeczyła, by prowadziła tam składowisko odpadów, choć filmy temu przeczą.

Szymańczak pokazuje mi pola kilkaset metrów od już nieistniejącego składowiska – wysypana ziemia, z gruzami i odpadami – ktoś wyrównuje sobie teren. Tam też znajdujemy eternit.

Zapytaliśmy rzecznika CPK, czy firma od składowiska odpadów nadal pracuje dla CPK, oraz czy spółka złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa poprzez nielegalne składowanie odpadów. Z odpowiedzi można wywnioskować, że nadal współpracują, bo „zgodnie z informacjami otrzymanymi przez Spółkę od Wykonawcy prac, posiadał on na podejmowane działania niezbędne pozwolenia (…) W tej chwili trwa postępowanie wyjaśniające, które prowadzi Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie”.

„O tego typu zezwolenia występuje inwestor, a nie wykonawca” – zauważa Tadeusz Szymańczak.

Przeczytaj także:

„Ćwiczą, jak nas wyrzucać”

16 sierpnia zaczęły się ćwiczenia antyterrorystów. Znienacka – mało kto o nich wiedział – twierdzi Beata Fabisiak. Krystyna Konarska – mieszkanka Podbuszyc – też nie wiedziała. Była sama w domu, gdy nagle zza stodoły wynurzył się Black Hawk, jak się potem okazało – policyjny. Potężny huk i szok. Krążył nad jej stodołą bardzo nisko, do teraz nie wie dlaczego. „Nigdy tak blisko helikoptera nie widziałam. Zlękłam się. Psa musiałam uwiązać, bo tak się bał, że mało się o drzwi nie zabił” – opisuje.

Kamil Szymańczak – rolnik z tych okolic, syn pana Tadeusza – twierdzi, że treningi antyterrorystów trwały trzy dni. „Czas szkolenia pokrywa się dokładnie z posiedzeniem komisji i obroną obywateli przed kolejną kontrowersyjną ustawą PiS-u „LexKnebel” w Sejmie! W tym czasie aktywiści, do których dzwonią zazwyczaj mieszkańcy broniący swoich nieruchomości przed spółką CPK, są w Sejmie” – zauważył na portalu X (wcześniej Twitter). I pytał: czy te działania to zastraszanie niepokornych PiS-owi obywateli?

„Tak władza stara się, by nas wysiedlić” – Tadeusz Szymańczak próbował przekrzyczeć helikopter na filmie nagranym na miejscu wydarzeń.

Już 1 września ruszył kolejny poligon antyterrorystów w Buszycach. „Strzelali, używali granatów hukowych, zwłaszcza wieczorem. Straż pożarna była zaangażowana, karetki – wszystko wyglądało bardzo realistyczne. Ale najgorsze były te helikoptery – dwa dni latały notorycznie nad wsią. I nie lecieli za nią, gdzie jest pas kilometra bez zabudowań, ale wzdłuż głównego pasa domostw nadal używanych przez ludzi, którzy nie zgodzili się sprzedać swojej ziemi CPK. Z przodu tej linii lub z jej tyłu, zawsze blisko domów. Dwa razy okrążyli moje gospodarstwo, czasami zatrzymywał się niemal nad nim. U sąsiada lądowali pierwszego dnia z 10 razy. Drugiego było intensywniej” – opowiada Witold Konarski, wójt wsi Buszyce.

Takie loty i wybuchy utrudniły mieszkańcom pracę i życie, straszyły zwierzęta. Ludzi też. „Starsi uważali, że to przyszła do nas wojna. Byli przerażeni” – opisuje Beata Fabisiak.

Antyterroryści tłumaczyli mieszkańcom, którzy podjechali na miejsce ćwiczeń, że służby nie mają własnych przestrzeni do ćwiczeń, więc spółka CPK im te nieruchomości udostępniła. „Nie patrząc na to, że tutaj mieszkają nadal ludzie” – zaznacza Fabisiak. Kamil Szymańczak pytał mundurowych, dlaczego tak nisko latają, po co straszą zwierzęta i ludzi. Odpowiadali, że w stolicy to nawet na budynkach helikopterem siadają.

„To nie Warszawa, krowom się nie wytłumaczy” – ripostował rolnik.

Z licznych relacji na stronach policji można wyczytać, że policjanci mają gdzie ćwiczyć – najczęściej na poligonie w Wędrzynie, ale też w Bedrusku, Drawsku, przy Słupskiej Szkole Policji, w Wesołej k. Warszawy, Nowej Dębie, Żaganiu.

„To kolejna próba zastraszania naszych ludzi. Pokazują dosadnie, że tutaj nie ma miejsca dla nas” – uważa Konarski. „Ja też to odbieram jako zastraszanie. Ono przynosi efekty” – zaznacza Fabisiak. Rozmówcy twierdzą, że ich sąsiedzi też tak to odbierają.

Mieszkańcy Buszyc mówią: ćwiczą, jak nas wyrzucać.

Faktycznie – oddziały ćwiczyły atak na gospodarstwo, w którym ktoś się... zabarykadował.

„Do tego będzie musiało dojść, bo ja stąd się nie wybieram” – uprzedza Witold Konarski.

W Buszycach we wrześniu też strażacy ćwiczyli – mieszkańcy mówią nam, że podpalili budynek gospodarczy wykupiony już przez CPK. Po drugiej stronie drogi dom nadal zasiedlony. Byłem na miejscu dwa dni po ćwiczeniach – z zewnątrz widać było, że budynek jest osmalony, choć nie nadpalony. W środku miały płonąć belki stropowe. O tym, że gęsty dym było widać z kilometrów, mówią mi trzy osoby. Mieszkańcy alarmowali jedni drugich, bo myśleli, że coś u sąsiada naprawdę się pali. Znów poczuli strach o ich dobytek.

Od 4 do 8 września, w Maurycewie w gminie Teresin na nieruchomościach wykupionych przez CPK znów mieli trenować kontrterroryści z oddziałów BOA. To ci, którzy zasłynęli atakiem na pokojową demonstrację Strajku Kobiet w Warszawie, pałowaniem i gazowaniem uczestników. W ćwiczeniach od rana do późnego wieczora (09:00-21:00) miały być też stosowane granaty hukowo-błyskowe i „inne środki pozorujące realne warunki panujące podczas akcji bojowych”.

Ale do tego poligonu nie doszło. Czemu? W gminie nie wiedzą. Tadeusz Szymańczak mówi, że wysłał do wójta gminy Teresin – Marka Olechowskiego zapytanie, czy ten występował z protestem przeciwko organizacji ćwiczeń i jak zmierza zapewnić spokój osobom starszym, dzieciom i zwierzętom oraz przeciwdziałać stresowi mieszkańców.

Wójt Olechowski zasłynął tym, że – jak potwierdził sąd – bezprawnie próbował nie dopuścić do pikiety przeciwko CPK. Gmina ma dostać od CPK miliony złotych na inwestycje w infrastrukturę drogową.

Barbara Czerniawska z Inicjatywy Społecznej „Nie dla projektów CPK w całej Polsce” dywaguje: „Informowaliśmy szeroko mieszkańców o tych planach służb i być może z powodu oburzenia społecznego do ćwiczeń już nie doszło”.

W Komendzie Głównej Policji, której podlegają jednostki kontr/antyterrorystyczne policji, zapytaliśmy o powód odwołania zapowiadanych ćwiczeń. Nie dostaliśmy odpowiedzi.

Wiejski dom, na płocie wisi baner z napisem „Tu powstanie CPK”.
Buszyce, 07 września 2023. Tereny, na których planowana jest budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego Baranów. Gospodarstwo sprzedane państwu. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza

„Jakby mi tu jaki wnuk wpadł, to się zamorduje”

Tuż obok gospodarstwa Krzysztofa Mitrowskiego w Duninopolu w trakcie odwiertów geologicznych firma działająca na zlecenie CPK wykopała wielkie doły – ok. 2,5 metra na 1,5 metra, głębokie na ok. 2 metry. To pole już należy do CPK. „Małe wnuki do mnie przyjeżdżają, najmłodszy 2,5 roku. Boję się o nich, bo jakby mi tu jaki wnuk wpadł, to zamorduje się. Nawet dorosły może się tu zabić albo połamać kręgosłup” – zaznacza Mitrowski.

Doły nie są zabezpieczone, otacza je tylko cienka taśma na patykach znalezionych chyba w pobliżu i włożonych w ziemię – dosłownie palcami można je przewrócić. „Dzik jak tu wpadnie, to już nie wyjdzie. Nie ma szans” – dodaje Tadeusz Szymańczak.

Oglądamy na polach kilka takich dołów, ale widać ich kilkadziesiąt. Niektóre są nadal wypełnione wodą lub mułem – z tego to już naprawdę trudno byłoby się wydostać. W jednym – suchym – widać ślady jakiegoś zwierzęcia – raczej psa – które wpadło, ale się wydostało albo ktoś je uratował.

Niedaleko gospodarstwa pan Krzysztof ma pole z zasianym rzepakiem. Na początku września geolodzy wjechali na to pole i zaczęli kopać. Bez uprzedzenia, bez zgody, bez jakiegokolwiek pisemnego powiadomienia – twierdzi. „Na bezczela sobie wjechali” – podkreśla. Autami zniszczyli mu zasiewy i glebę. Wywalili na wierzch glinę polodowcową – latami nic teraz nie wyrośnie na niej – twierdzi.

Pan Krzysztof bał się tam iść sam. „Jeszcze by wpieprzyli. Byli agresywni” – mówi. Zadzwonił do innych mieszkańców gminy, kilku przyjechało z pomocą. Dopiero w ich asyście poszedł. „Nawet wtedy nas straszyli. »Co tu kurwa mata, my mamy pozwolenie, szef nas tu przysłał. Jak chceta, to dzwonta do szefa«” – relacjonuje rozmowę z ich kierownikiem. Ten najpierw twierdził, że pan Krzysztof został powiadomiony, potem, że w decyzji wojewody działka jest wymieniona. Później obiecywał, że rolnik dostanie odszkodowanie. „To wy mi wyślecie 100 zł, a ja będę po sądach za wami latał?!” – pytał retorycznie rolnik.

Szymańczak, który organizuje opór wobec CPK, zna przepisy i procedury. Zaczął sypać paragrafami i udowadniał kierownikowi, że łamie prawo i może stracić uprawnienia. Po półtorej godziny negocjacji i konsultacjach z centralą kierownik zgodził się podpisać na miejscu porozumienie, a nawet przesłał na konto odszkodowanie – 5 tys. zł. Za szkody, których dokonali na polu pana Mitrowskiego.

Szymańczak tłumaczy, czemu firma wjechała bez powiadomienia pana Krzysztofa. Bo najpierw muszą wysłać prośbę o zgodę na wejście na nieruchomość, a były poseł napisał wzór, jak mieszkańcy mają postępować w takiej sytuacji: żądać odszkodowania, jakie wynika z prawa geologicznego.

„Naruszają nasze prawo własności, nękają nas już od 6 lat” – podkreśla Szymańczak.

Dodaje, że jemu chcą zabrać pod lotnisko aż 55 ha i główne gospodarstwo.

„Jakby nas tu już nie było”

Zanim dojeżdżam do terenów, na których ma powstać lotnisko, przy głównej trasie widzę billboard „Tu zaczyna się teren CPK”. Mieszkańcy mówią, że jest ich więcej. „Jakby nas tu już nie było! Oni obsikali sobie teren” – oburza się Beata Fabisiak.

Mijamy jeden z budynków z oknami zabitymi płytą OSB. „Tutaj mieszkał mężczyzna, który się powiesił kilka dni przed wyprowadzką. Nie wytrzymał ciśnienia” – mówi starszy Szymańczak.

Przejęte już nieruchomości przez CPK widać z daleka – też mają zabite okna, czasem także bramę. Obowiązkowo wielki łańcuch i kłódka na bramie i furtce. „Nawet gdy reszty ogrodzenia nie ma i swobodnie można się dostać na teren posesji, to tak robią” – twierdzi Tadeusz Szymańczak.

„To jest celowe – pokazanie, że to już jest ich. To jest ostre nękanie nas!” – uważa Beata Fabisiak.

Pola, które już zostały wykupione pod lotnisko też łatwo rozpoznać – straszą wysokimi chwastami. Hektary takich niszczejących pól obok kukurydzy. „Taka dobra ziemia, a oni ją tak marnują” – ubolewa Szymańczak.

Mieszkańcy mówią nam o kolejnych naciskach. Młodszy Szymańczak mówi o rodzinie, do której spółka wysłała ludzi, by odcięli im prąd i zabili okna płytami OSB. Choć rodzina nie podpisała zgody na sprzedaż domu i nadal w nim mieszkała. Nie chcą o tym rozmawiać nawet anonimowo.

Skutecznie ich zastraszono?

Na podwórko Krystyny Konarskiej w Podbuszycach też niby przypadkowo wpadli „wojskowi” – ubrani w moro. „Dziabałam se ogródeczek, gdy przez otwartą bramę zajechał mi na podwórko biały duży samochód i trzy czarne. Wystraszyłam się – tyle aut naraz. Takich wielkich, z czarnymi szybami”.

Zapytała: „W jakiej sprawie?”.

„Pomyłka. To my przeprosić” – odrzekł kierowca białego auta. Słychać było wschodni akcent, a na aucie coś cyrylicą napisane. Potem widziała, że u sąsiada ćwiczyli – coś się tam paliło, był mocny czarny dym.

Wysłannicy CPK mają rozpuszczać wśród mieszkańców plotki, że ten i ów się już sprzedał. „Mojej bratowej tak powiedzieli o mnie. Chyba nie wiedzieli, że jesteśmy rodziną. Innym też rozpowiadali: „sołtys się sprzedał. Na co pan będzie czekał?”

„Kolega mi dzwoni i pyta: To ile wziąłeś?” – opisuje Konarski. I podkreśla: „Kapitan ze statku schodzi ostatni. Tutaj mam dobre ziemie – II i III klasy. Jako rolnik jestem na KRUS. Gdybym dał się wyprowadzić, to nie dostałbym tak dobrych ziem – oferują znacznie gorsze. A rezygnując z rolnictwa, musiałbym płacić ZUS i znaleźć inną pracę. Nie zamierzam tego robić” – tłumaczy.

Już wypraszał przedstawicieli CPK, którzy mówili: „jestem pana opiekunem”. Albo niby to przez pomyłkę zajechali, choć na swojej drodze dojazdowej napisał, że prywatna i zakaz wjazdu. „Nagminne kłamią i manipulują, rozgrywają każdego z osobna. Jednego dnia proponują 10-12 zł za metr ziemi rolnej – to dobry policjant. Tydzień później jest zły – oferuje już tylko 8 zł. Byś brał ofertę tego dobrego. Tak było z moim bratem" – twierdzi wójt.

Kamil Szymańczak pisze na TT o zastraszaniu ludzi, by sprzedali ziemię po 5 zł za metr kwadratowy.

Tych, którzy ulegną presji, CPK zmusza do podpisania klauzuli o nieujawnianiu negocjacji i zapisów umowy. Mirosław Ochojski z Kancelarii Prawnej INLEGIS, specjalizujący się w pomocy wywłaszczanym potwierdza, że mieszkańcy Baranowa, Teresina i Wiskitek boją się nawet omówić swoją sytuację z prawnikiem, bo podpisują specjalne klauzule o poufności. „Utrzymuje się ich w przekonaniu, że operat szacunkowy nie może być z nikim skonsultowany, bo jest objęty prawami autorskimi” – dodaje prawnik.

Wiejski dom, na płocie baner z napisem „Zgłoś się do PDN!’
Duninopol, 07 września 2023. Tereny, na których planowana jest budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego Baranów. Gospodarstwo sprzedane państwu. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza

„To wszystko bardzo mi przypomina praktyki czyścicieli kamienic”

Dr Katarzynie Bąkowicz, badaczce komunikacji społecznej i komunikacji manipulacyjnej, opisujemy działania wobec mieszkańców CPK.

Jej ocena jest miażdżąca dla spółki. „Wszystkie działania, które są w jakiś sposób nieoczekiwane, niewyjaśnione i w sposób bezpośredni dotykają ludność, mogą być formą nacisku, szantażu, wywierania wpływu, próbą zmuszania tych ludzi, by teren opuścili. Tu mamy bardzo ewidentną formę nacisku wobec ludzi, którzy nie zgodzili się sprzedać ziemi” – mówi Bąkowicz.

Łańcuchy na bramach i furtkach, płyty OSB w oknach to według niej „manifestacja siły, pokazanie tego, że jest właściciel, który nie życzy sobie tu obcych – są zbędni". „To pewna komunikacja podprogowa – informacja, kto tym terenem rządzi i kto chce sprawować nad nim pieczę. Oraz że nie ma tutaj miejsca dla innych ludzi” – dodaje.

Obecność wojska, antyterrorystów, umundurowanych lub w moro to bardzo mocny komunikat dla mieszkańców: „Że teren może być zagrożony, zajęty. Wojsko to też próba pokazania, kto jest silniejszy, kto rządzi terenem. To już dyktatorskie klimaty. W Polsce mamy mocne przywiązanie do ziemi i mocny archetyp, jeśli chodzi o własność. Odbieranie jej jest źle przyjmowanie” – zaznacza dr Bąkowicz.

Informacja, że antyterroryści ćwiczyli odbijanie gospodarstwa, w którym ktoś się zabarykadował, dopełnia tego obrazka. „Oni mówią mieszkańcom: zobaczcie, jacy jesteśmy silni i co możemy z wami zrobić. To już wojenne techniki manipulacji, które w świecie pokoju i demokracji nie mają prawa się wydarzyć” – podkreśla specjalistka.

Latanie helikopterami blisko domów to forma osaczania mieszkańców, która ma im zabrać poczucie bezpieczeństwa. Zaś rozpuszczanie plotek, że ktoś sprzedał nieruchomość – to typowa dezinformacja, by nastawić ludzi przeciwko sobie i wzmocnić podziały na „my i oni”.

„To wszystko bardzo mi przypomina praktyki czyścicieli kamienic” – podsumowuje dr Bąkowicz.

Jest odpowiedź KGP

Komenda Główna Policji odpisała nam na pytania, powielając to, co mówili mieszkańcom.

„Ćwiczenia, zwłaszcza funkcjonariuszy służby kontrterrorystycznej, z założenia odbywają się w warunkach maksymalnie zbliżonych do mogącej wystąpić realnej sytuacji. Niezbędne jest więc szkolenie w miejscach, które nie są atrapami, tylko realnymi obiektami, ale takimi, których użytkowanie nie zakłóca niczyjego spokoju, nie narusza zasad porządku publicznego, ani które nie znajdują się na terenie zamieszkałym przez osoby. Dlatego ćwiczenia często odbywają się za zgodą zarządcy w opuszczonych, niezamieszkałych obiektach, które przeznaczone są do rozbiórki” – twierdzi podkom. Mariusz Kurczyk, piszący w imieniu rzecznika prasowego insp. Mariusza Ciarki.

Dodaje, że „nieprawdą jest, aby ćwiczenia policyjnych kontrterrorystów odbywały się na obiektach lub terenie zamieszkałym przez osoby”.

O ile same ćwiczenia ze stosowaniem broni, granatów, pożaru faktycznie przeprowadzano już w pustostanach, o tyle najbardziej uciążliwe dla mieszkańców loty helikopterami odbywały się nad lub tuż obok zamieszkałych części terenów pod CPK. O tym jednak policja milczy.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze