Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek opowiada w Polskim Radiu, że szpiegowski Pegasus jest jak reklama butów w internetowej przeglądarce. Zamiast wprowadzać przedmiot "Historia i Teraźniejszość", powinien iść do szkoły na "Komputery i Przyszłość"
W piątek 11 lutego 2022 w Programie 1 Polskiego Radia minister edukacji Przemysław Czarnek mówił, co sądzi o opozycyjnym planie powołania sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa. Zapewne nie chciał powtarzać argumentów, jakimi posługuje się zazwyczaj obóz władzy (ten język przeanalizował w OKO.press Michał Danielewski) i w efekcie popisał się niewiedzą na temat rzeczywistości cyfrowej.
Ponieważ rzecz dotyczy ministra odpowiedzialnego za edukację, przyjrzymy się jego wyobrażeniom o świecie współczesnym.
„Ta komisja jest kompletnie bez sensu i niepotrzebna. Inwigilacja... Proszę państwa, jak Państwo wchodzicie na portale internetowe czy szukacie czegoś w Google, to później macie z tym również odpowiedzi i pojawiają wam się... No jak szukamy, nie wiem, butów, chcemy kupić w internecie, to później przez kilka dni następne mamy oferty butów".
Uderza fakt, że na pytanie o komisję śledczą ws. nielegalnej inwigilacji zaawansowanym oprogramowaniem szpiegowskim, Czarnek odpowiada luźnymi skojarzeniami ze świata komercyjnego internetu, a przy okazji demonstruje niewiedzę na temat elementarnych pytań prawnych i etycznych związanych z siecią i wielkimi cyfrowymi korporacjami. Dla ministra edukacji działanie stosowanych przez wielkich dostawców usług sieciowych - i będących obiektem wielu kontrowersji - algorytmów śledzących zachowania użytkowników, to zjawisko w rodzaju padającego deszczu. Ot, tak już po prostu jest, widocznie musi być – zdaje się myśleć człowiek odpowiedzialny za kształcenie polskich dzieci.
Czarnek nie zdaje sobie widocznie sprawy, że zbieranie i wykorzystywanie przez wielkie podmioty internetowe danych do lepszego dopasowywania ofert handlowych jest już na różne sposoby regulowane przez unijne i polskie prawo. Już od 2013 roku administratorzy stron internetowych muszą informować użytkowników o stosowaniu plików cookies i o możliwości odmowy ich instalacji. W podobnym czasie dostawcy przeglądarek internetowych zaczęli udostępniać w nich możliwość zatrzymania lub ograniczenia śledzenia przez użytkowników.
W cyfrowej rzeczywistości 2022 roku minister Czarnek - i każdy z nas - może selektywnie odinstalowywać pliki cookies z poziomu przeglądarki. Nie zapominajmy również, że z poziomu urządzenia możemy odmówić poszczególnym aplikacjom i usługom dostępu do określonych funkcji i typów danych - na przykład tych o lokalizacji albo pochodzących z mikrofonu lub kamery.
Za każdym razem zaś, gdy minister zaczyna korzystać z nowej sieciowej usługi lub instaluje nową aplikację, wyraża określone zgody na nadanie im odpowiednich uprawnień. Większość z tego na poziomie Unii Europejskiej jest już ściśle regulowana przez dyrektywę o prywatności i łączności elektronicznej oraz przez Ogólne rozporządzenie o ochronie danych (GDPR).
Ministrowi Czarnkowi polecamy przystępny przewodnik po tych aktach prawnych na stronie Komisji Europejskiej. Podobne intencje towarzyszyły także wprowadzaniu RODO - tu również chodziło o to, by administrowanie danymi osobowymi (w tym także częścią tych danych z zakresu Big Data) w sieci zostało uregulowane prawnie.
Czarnek nie rozumie również, że opowiadając o "reklamach butów", mówi o działaniach podmiotów komercyjnych częściowo lokujących się w prawnej szarej strefie, która wykształciła się ze względu na to, że rozwój legislacji nie nadążał za rozwojem technologicznym. Zapewne nie zauważył także, że Parlament Europejski zaledwie trzy tygodnie temu przyjął akt o usługach cyfrowych (DSA - Digital Services Act) - regulujący na różne sposoby część zjawisk, które przywołał minister, w tym kwestię niechcianego śledzenia i intruzywnego, nieetycznego marketingu.
Niestety, w programie polskiej szkoły wciąż nie ma ani przedmiotu, ani ścieżki edukacyjnej dotyczącej współczesnych zagrożeń cyfrowych: od naruszeń prywatności, poprzez stosowane w sieci techniki perswazyjne, aż po zjawisko dezinformacji. Stan wiedzy ministra Czarnka dobrze tłumaczy przyczyny, dla których kolejne roczniki polskich uczniów opuszczają szkoły w zasadzie bezbronne wobec najpoważniejszych zagrożeń sfery cyfrowej.
„My jesteśmy cały czas inwigilowani w tym świecie internetu i powszechnego dostępu do internetu, więc nie wiadomo, o jaką inwigilację chodzi” - mówił w Polskim Radiu minister Czarnek.
Tak mówił - przypomnijmy, zapytany o komisję ws. Pegasusa - dowodząc, że nie odróżnia kontrowersyjnych praktyk z zakresu technologii Big Data, stosowanych przez dostawców usług internetowych, od nielegalnej inwigilacji prowadzonej przez tajne służby demokratycznego - przynajmniej w teorii - państwa za pomocą narzędzia o totalnym charakterze, jakim jest Pegasus. Jeszcze w 2015 roku NSO Group, czyli producent Pegasusa, chwalił się (ulotka została opublikowana w sieci przed kilkoma dniami), że jego oprogramowanie może pozyskać dowolne dane z dowolnego smartfona, a w szczególności:
Autentyczność ulotki nie została w pełni potwierdzona, ale jej treść w pełni powiela się z tym, co na temat działania i specyfiki Pegasusa udało się już ustalić badaczom z kanadyjskiego Citizen Lab przy Uniwersytecie w Toronto.
Rzecz jasna w odróżnieniu od algorytmów reklamowych przywołanych przez Czarnka, Pegasus nie osiąga tego wszystkiego za pomocą jawnych plików cookie. Trzeba go zainstalować potajemnie. Do tego konieczne jest włamanie na smartfon ofiary.
Czarnek w tym samym zdaniu przypomina nam także, że nie ma większego pojęcia o toczącej się od lat (również w Polsce) debacie o regulacjach i legislacji w zakresie usług cyfrowych (ze wspomnianym już uchwaleniem DSA na czele). Nie zdaje sobie również sprawy, że badacze sfery cyfrowej i prawnicy już dawno stworzyli odpowiedni i przejrzysty system pojęć pozwalający doprecyzować, „o jaką inwigilację chodzi”.
Czas na kolejną wypowiedź ministra.
„Jestem przekonany, że mój telefon też jest gdzieś przez kogoś słuchany, ja się zawsze zachowuję tak, jakbym był podsłuchiwany i to zdecydowanie ułatwia życie”.
To kolejna, zupełnie zdumiewająca teza. Gdyby bowiem minister rzeczywiście postanowił żyć tak, „jak był podsłuchiwany”, musiałby zrezygnować z niemal wszystkich aktywności komunikacyjnych i internetowych. Nie mógłby sprawdzać stanu konta bankowego, zamawiać pizzy do domu, ani rezerwować stolika w restauracji czy biletu do kina. Rzecz jasna, zanim by z tego wszystkiego zrezygnował, musiałby najpierw zrozumieć, czym jest jego stała, realna inwigilacja. Do tego jest jednak, jak widzimy, dość daleko.
Żyjąc ze świadomością stałej inwigilacji minister Czarnek byłby również - podobnie jak ofiary realnej inwigilacji - narażony m.in. na stany lękowe, depresję oraz inne negatywne skutki dla psychiki. Towarzyszący temu potężny stres znacząco zwiększałby zaś ryzyko zachorowania na schorzenia układu krwionośnego oraz nowotwory. To wszystko również nie należałoby do rzeczy, które "zdecydowanie ułatwiają życie".
Już prawie dobrnęliśmy do końca wywodów Czarnka, czeka nas jeszcze tylko jego "blebleble":
„Jeżeli teraz mamy badać przejawy inwigilacji przez ostatnie 17 lat, to jest komisja blebleble, która będzie zajmowała się wyłącznie grillowaniem i... w tym sensie ona jest kompletnie bez sensu. Ale poza wszystkim komisja w takim kształcie, w takim składzie i z taką tematyką niezwykle rozległą, jest z gruntu niekonstytucyjna i warto byłoby również, jeśli w ogóle dojdzie do powołania takiej komisji, by taką uchwałą zajął się Trybunał Konstytucyjny”.
Czarnek powiela tu po prostu PiS-owski przekaz propagandowy dotyczący zamysłu opozycji. To akurat przykład dopuszczalnej dla polityka retoryki. Jedyny w całej wypowiedzi. Już drugie zdanie jest jednak po prostu całkowitą nieprawdą. Sejmowa komisja śledcza to pojęcie polskiego prawa konstytucyjnego. Weszła do obiegu prawnego w 1989 roku na mocy tzw. „noweli kwietniowej” poprzedniej konstytucji. W obowiązującej Konstytucji RP kwestię komisji śledczej reguluje jej Artykuł 111:
Szczegółowe przepisy dotyczące działania sejmowych komisji śledczych określa natomiast ustawa z 21 stycznia 1999 roku. Jest to więc organ jak najbardziej konstytucyjny – a o jego składzie i przedmiocie zainteresowań każdorazowo decyduje Sejm.
Jak wynika z powyższego, minister Czarnek nie jest właściwym adresatem pytań ani z zakresu edukacji cyfrowej, ani wiedzy o społeczeństwie. Może dlatego tej pierwszej do szkół nie wprowadził, a drugą znacząco ograniczył, wprowadzając w jej miejsce nowy przedmiot „Historia i Teraźniejszość”.
Do tego w ustawie zwanej Lex Czarnek minister postanowił też ograniczyć obecność w szkołach organizacji pozarządowych. A w zakresie edukacji cyfrowej to właśnie one mogłyby pomóc dzieciom (i nam samym). Dla tych z naszych Czytelniczek i Czytelników, które/rzy chcieliby o to zadbać, kilka adresów:
Tematykę bezpieczeństwa cyfrowego, dezinformacji i inwigilacji oraz regulacji prawnych dotyczących Big Data i usług sieciowych, podejmujemy też w OKO.press. Autorki i autorzy tacy jak Anna Mierzyńska, Michał rysiek Woźniak czy Jan Jęcz stale zapoznają Państwa z aktualnościami w tym zakresie i analizują najpoważniejsze zagrożenia dotyczące sfery cyfrowej.
Na Ministerstwo Edukacji i Nauki w zakresie edukacji cyfrowej liczyć zaś chwilowo raczej nie powinniśmy. Przynajmniej, dopóki na jego czele stoi Przemysław Czarnek.
*Hasło "Czarnek! Jesteś u pani!” wymyśliła poznańska nauczycielka Agnieszka Jankowiak-Maik, popularna Babka od histy. W czerwcu 2021 roku stanęła pod budynkiem poznańskiego kuratorium z takim właśnie napisem.
Władza
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
akt o usługach cyfrowych
Inwazja Rosji na Ukrainę
Pegasus
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze