Gdyby przyjąć szacunki z zachodnich raportów, przestępców seksualnych w polskim kościele jest od 1000 do 3500. Za ich ukrywanie biskup może być zdymisjonowany przez papieża i traci wszystko - luksus, władzę, czeka go zesłanie do klasztoru albo domu księdza emeryta. A gdyby przyszło do wypłacania odszkodowań diecezjom groziłyby bankructwa
Po filmie „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich można by zapytać: dlaczego właściwie polski Kościół, a dokładniej jego hierarchowie, po prostu nie wyłożą kart na stół? Ilu księży molestowało dzieci, ile było takich zgłoszeń, ilu księży wydalono z kapłaństwa… Dlaczego nie ujawnić wszystkiego i nie zamknąć ust dziennikarzom, ofiarom i oburzonym wiernym?
Najpierw kilka faktów. W Polsce mamy 41 diecezji. Każdą rządzi biskup ordynariusz.
To nie żaden skrót myślowy, biskupi w swojej diecezji naprawdę rządzą, jak udzielni książęta. Nic nie dzieje się bez ich wiedzy i zgody. Jako biskupi, podlegają tylko papieżowi. Biskup (i kilku jego najbardziej zaufanych ludzi) ma dostęp do archiwum kurii. W archiwum każdy ksiądz pracujący w danej diecezji ma swoją teczkę, w której zawarte są wszystkie informacje o nim, poczynając od czasów seminarium.
Każdy biskup, gdyby tylko chciał, mógłby ujawnić ze szczegółami przypadki molestowania w swojej diecezji. Zresztą niektórzy polscy biskupi zrobili krok w tym kierunku, ujawniając np. liczbę skazanych księży.
Jednak większość polskich hierarchów idzie w zaparte. Kończy się co najwyżej na „wyrażeniu ubolewania” i przeprosinach. Choć nawet tak oszczędne gesty są zwykle odpowiedzią na ujawnienie kolejnego przypadku księdza molestanta. Dlaczego? Czego się boją polscy biskupi?
Marek Lisiński, szef Fundacji „Nie lękajcie się”, która od prawie sześciu lat pomaga osobom wykorzystanym przez duchownych, często przywołuje pewną historię.
„Kiedyś miałem nieoficjalne spotkanie z przedstawicielami Kościoła. Usłyszałem, że wypłacenie 10 tys. złotych zadośćuczynienia jednej ofierze doprowadziłoby do tego, że niejedna kuria by upadła”.
Zadośćuczynienie od Kościoła to jedna z głównych rzeczy, której domagają się ofiary. Wiele z nich – nawet tych, które mają dzisiaj po 40, 50 lat – wymaga pomocy psychologicznej, terapii, leków. Molestowanie w dzieciństwie wpłynęło na całe ich dorosłe życie.
W większości krajów na Zachodzie, gdzie powstały komisje badające przypadki pedofilii w Kościele, finałem – oprócz raportów o skali zjawiska – była wypłata zadośćuczynień.
Kwoty wypłat podsumowała w 2018 roku "Gazeta Wyborcza":
Polscy biskupi, których często dzieli się na tych złych i tych otwartych, akurat w kwestii pieniędzy są jednomyślni. Winna nie jest instytucja Kościoła, tylko ksiądz-sprawca. I to on – jeśli uzna tak sąd – powinien płacić ofierze.
Prymas Polski abp Wojciech Polak w wywiadzie-rzece udzielonym Markowi Zającowi („Kościół katoludzki – Rozmowy o życiu z Ewangelią”, WAM 2018), stwierdził, że „Polski system prawny nie przewiduje odpowiedzialności kościelnych instytucji za czyny konkretnych duchownych”. W podobnym tonie wypowiadał się abp Józef Michalik i ks. Józef Kloch, jeszcze jako rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski.
W tamtym roku głośno było o milionie złotych zadośćuczynienia, które sąd przyznał 24-letniej Katarzynie, w dzieciństwie przez rok więzionej i gwałconej przez księdza z Towarzystwa Chrystusowego. Był to pierwszy wyrok w historii Polski, który uznaje winę Kościoła jako instytucji. Wcześniej w innej sprawie doszło do ugody między ofiarą o Kościołem, w wyniku której ofiara dostała pieniądze w ramach „pomocy chrześcijańskiej”.
Kiedy w OKO.press zajmowaliśmy się przypadkiem księdza skazanego za molestowanie, a potem ukrywanego i przenoszonego przez biskupa, rozmawialiśmy z pewnym księdzem ze znajomościami w kurii.
„Biskup za każdą wizytę w parafii, bierzmowanie, poświęcenie bierze pieniądze od proboszcza. Zawsze. Kiedy zbliża się czas przenoszenia księży z parafii na parafię, ksiądz, który chce trafić na dobrą, bogatą placówkę musi zapłacić.
Na naszego poprzedniego biskupa sposób był taki. Ksiądz zapraszał go na kolację i dawał kopertę. Półżartem mówiło się, że koperta ma być tak gruba, żeby stała na stole. Wtedy ksiądz dostawał dobrą parafię".
Niektórzy biskupi pieniądze zebrane od proboszczów i księży oddają swojej archidiecezji, inni wpłacają na prywatne konta.
Wspomniany ksiądz opowiedział też, że roczny koszt utrzymania „dworu” jego biskupa, to ok. 1 mln złotych. Samochody, wyjazdy, kolacje, wystrój... Szkoda byłoby to wszystko stracić.
Papież Franciszek już w 2016 roku w liście apostolskim „Jak kochającą matka” mówił o pociągnięciu do odpowiedzialności biskupów ukrywających i tuszujących przypadki pedofilii.
Od 1 czerwca 2019 roku zaczną obowiązywać nowe wytyczne papieża, które określają już dokładne procedury, w jaki sposób i za co biskupi mogą być ukarani. Papież zobowiązuje także wszystkich duchownych do składania zawiadomień (bezpośrednio Watykanu) o takich działaniach swoich przełożonych.
Co grozi biskupom w razie udowodnienia winy? Zgodnie z przepisami prawa kanonicznego będą mogli być usuwani z urzędu. Zresztą nie jest to nowość, w Irlandii kilkunastu biskupów straciło stanowiska za tuszowanie skandali pedofilskich.
Na podstawie dziennikarskich śledztw, m.in. "Wyborczej" i OKO.press, raportu Fundacji „Nie lękajcie się”, a ostatnio z filmu „Tylko nie mów nikomu”, można już teraz wskazać biskupów, których objęłyby nowe wytyczne Franciszka. Nie mówiąc o tych hierarchach, których działania zostałyby zdemaskowane przez specjalną komisję.
Polscy biskupi przyzwyczajeni do luksusu, władzy i dostatniej emerytury (jako biskupi seniorzy) po dymisji musieliby się zadowolić zesłaniem do klasztoru albo do pokoiku w domu księdza emeryta.
Ujawnienie rzeczywistej skali pedofilii wystawiłoby na śmiertelne zagrożenie biskupów - bo każdy przykład ukrywania, tuszowania, mataczenia czy wręcz wspierania sprawców przez struktury Kościoła obciąża - wprost lub pośrednio - konkretnego biskupa.
Jaka jest ta skala? Zachodnie raporty dotyczące pedofilii w Kościele pokazują, jaki procent księży w danym kraju stanowili duchowni, którzy dopuścili się molestowania małoletnich:
Sam papież Franciszek w 2012 roku powiedział publicznie, że „zjawisko pedofilii dotyczy 2 proc. duchownych”.
Policzmy. Jak mówił ks. dr Wojciech Sadłoń (dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego), od 1990 roku osób duchownych jest/było w Polsce ok. 50 tys.
Stosując miarę Franciszka, przestępców seksualnych w polskim Kościele musiałoby byłoby około tysiąca. Gdyby przyjąć wynik z Australii – około 3 500. Prawdziwa liczba jest więc gdzieś pomiędzy. Bo nie ma powodów, by uznać polski Kościół za światowy wyjątek.
Konferencja Episkopatu Polski w marcu na słynnej już konferencji prasowej przedstawiła swoje wyliczenia (oparte na dość wątpliwej metodologii). Wynikało z nich, że od 1990 roku księży podejrzanych o molestowanie małoletnich było 382 (0,8 proc. kleru, czyli ponad dwa razy mnie niż wskazuje sam papież). A gdzie reszta?
Ujawnienie, że tysiąc czy kilka tysięcy księży jest winnych molestowania, byłoby z pewnością szokiem dla Polek i Polaków, także tych wierzących i praktykujących.
Można przypuszczać, że wtedy politycy (pewnie nie wszyscy) dwa razy by się zastanowili, czy politycznie opłaca im się przekazanie milionów złotych na budowę nowej świątyni, sprzedanie gruntów za symboliczną cenę czy nawet wspólne uroczystości ramię w ramię z biskupem, które opisuje raport.
Nawet ci hierarchowie, którzy nie mają win na sumieniu, mogą się obawiać, że proces oczyszczania Kościoła oznacza ryzyko scenariusza irlandzkiego.
Jeszcze 30 lat temu Irlandia wymieniana była jednym tchem razem z Polską, jeśli chodzi o liczbę wiernych i pozycję Kościoła. Obecnie to tylko wspomnienie. Sytuację Kościoła w Irlandii opisał w 2018 roku dziennikarz KAI Paweł Bieliński. Kilka danych z jego tekstu:
Kościół może się obawiać, że także w Polsce próby oczyszczenia mogą ostatecznie zachwiać jego autorytetem. To zresztą dylemat autorytarnych instytucji, które znalazły się w kryzysie - próby reformowania mogą przyspieszyć procesy upadku.
Ale Kościół nie ma wyjścia. Presja społeczna będzie rosła, nawet jeśli obecne władze stawiają na sojusz tronu z ołtarzem i próbują wzmacniać autorytet Kościoła.
Już przed filmem Sekielskich, jak pokazał nasz sondaż ze stycznia 2019, 60 proc. Polek i Polaków uważa, że biskupi stają raczej po stronie sprawców niż ofiar pedofilii w Kościele, a przeciwnego zdania jest tylko 17 proc. Nawet wśród wyborców PiS przeważa opinia, że biskupi chronią zło.
Kościół
Stanisław Gądecki
Tomasz Sekielski
Episkopat Polski
abp Wojciech Polak
KEP
pedofilia w Kościele
tylko nie mów nikomu
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze