Ten pontyfikat oceniam jako przełomowy, a nawet rewolucyjny i to niezależnie od tego, kim będzie następny papież. Franciszek przejdzie do historii jako papież, który był wrażliwy na sprawy społeczne i zmiany klimatyczne oraz jako ten, który traktował inne wyznania i religie jako równoprawne drogi do zbawienia
21 kwietnia 2025 zmarł papież Franciszek. Pisanie o nim to dla mnie spojrzenie na instytucję, która stała mi się obcą. Stała się taką nie za sprawą argentyńskiego papieża, ale dzięki jego dwóm bezpośrednim poprzednikom: Janowi Pawłowi II i Benedyktowi XVI. Ich pontyfikaty objęły długi okres – od 1978 do 2013.
Nie będę się nad nim rozwodził również dlatego, że już wiele razy o tym pisałem i chętni z łatwością odnajdą moje krytyczne opinie o tych dwóch hierarchach katolickich. Mówiąc w wielkim skrócie, przynieśli Kościołowi więcej szkody niż pożytku, a z całą pewnością zachwiali moją wiarą w doniosłość krytycznego myślenia i wartość demokracji dla katolicyzmu. To właśnie dzięki wpływowi polskiego i niemieckiego papieża w katolicyzmie odrodził się kult autorytetu i wiary w nieomylność nauczycielskiego urzędu papieskiego z wielką szkodą dla jakości teologii i jej nauczania.
Jorge Maria Bergoglio, przyjmując imię Franciszka po wyborze na papieża 13 marca 2013 roku, to wszystko zmienił.
Jego pontyfikat obserwowałem z rosnąca sympatia, której nie zmieniły niefortunne wypowiedzi na temat inwazji Putina na Ukrainę 24 lutego 2022 roku, które w kontekście obecnych działań amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa i jego wiceprezydenta J. D. Vance’a nabierają nowych znaczeń.
Również niemądre wypowiedzi na temat „ideologii gender” nie wpływają na mój odbiór tego kończącego się właśnie pontyfikatu. Papieża Franciszka oceniam w perspektywie historycznej, która pozwala na kontekstualizację jego geopolitycznych czy kulturowych opinii. I jedne, i drugie nie dotyczą samej istoty sprawowanego przez Bergoglia urzędu. Chcę też od razu wyjaśnić, że moje rozumienie znaczenia pontyfikatu Franciszka najwięcej zawdzięcza interpretacji historii papiestwa, jaką znalazłem w kilkunastu książkach amerykańskiego jezuity i historyka Johna O’Malley’a, z których niektóre zostały przetłumaczone na język polski.
Na temat samego Franciszka istnieje również obszerna literatura, którą dość uważnie śledziłem. Ostatecznie jednak rezygnuję tu z powoływania się na kogokolwiek, ograniczając się do tekstów samego papieża. Wszystkie dostępne są na platformie Watykanu vatican.va. Sądzę poza tym, że ostateczna ocena tego pontyfikatu będzie możliwa dopiero z pewnego dystansu, gdyż w tej chwili jest ona zbytnio uwikłana w doraźne sympatie polityczne czy wybory religijne.
Ten pontyfikat oceniam jako przełomowy, a nawet rewolucyjny i to niezależnie od tego, kto będzie następnym papieżem. Postaram się uzasadnić moją ocenę, nie pomijając również cieni (których nie brakowało) tego pontyfikatu. Mam bowiem świadomość, że właściwie żadnej z pokładanych w nim nadziei nie spełnił.
Ich lista jest długa:
Również wielokrotnie zapowiadana radykalna reforma Kurii Rzymskiej, w tym zwłaszcza przejrzystość finansowa watykańskich dykasterii, pozostała w sferze życzeń.
Na zdjęciu u góry – jedno z ostatnich zdjęć Franciszka – w Wielkanoc 20 kwietnia 2025. Fot. Tiziana FABI / AFP
A jednak
Franciszek przejdzie do historii jako papież, który był wrażliwy na sprawy społeczne i zmiany klimatyczne oraz jako ten, który traktował inne wyznania i religie jako równoprawne drogi do zbawienia, co było surowo piętnowane przez jego poprzedników.
Wystarczy wspomnieć deklarację „Dominus Iesus” z 2000 roku, którą firmował Joseph Ratzinger, a zatwierdził Jan Paweł II, która głosiła, że zbawienie jest możliwe tylko w Jezusie Chrystusie.
Odszedł tym samym ostatecznie od teologicznego ekskluzywizmu, który był charakterystyczny dla jego poprzedników. Był też konsekwentnym tropicielem postaw klerykalnych, które oceniał bardzo surowo jako niegodne kapłana czy biskupa, bo to właśnie kler był obiektem jego szczególnej krytyki.
Najważniejsze jednak to wrażliwość na dramat uchodźców i imigrantów oraz na nierówności w podziale bogactw między Północą i Południem.
Myślę, że właśnie ta wrażliwość sprawiała, że Zygmunt Bauman od początku jego pontyfikatu widział w argentyńskim papieżu jedyne światło w mrokach świata, a Eugenio Scalfari już w sierpniu pisał na łamach antyklerykalnego i lewicowego dziennika „La Repubblica”: „Osobom niewierzącym, takim jak ja, Franciszek bardzo się podoba, tak jak podobają mi się Franciszek z Asyżu i Jezus z Nazaretu”.
Mnie papież Franciszek też się podoba, a najlepszym sposobem uzasadnienia tego odczucia jest odwołanie do jego tekstów, które pozostaną jako zapis nowego sposobu sprawowania władzy w Kościele. Jest ich sporo i nie o wszystkich będę w stanie wspomnieć,
więc ograniczę się do tych, które w moim przekonaniu zmieniły radykalnie katolicyzm, który już nigdy nie będzie taki, jakim był przed 13 marca 2013.
Minione 12 lat naprawę odmieniło oblicze ziemi, tej ziemi, którą wspólnie zamieszkujemy.
Zacznijmy więc od słynnego „Buona sera”, które pozbawiło papiestwo nimbu sakralności. Oto nagle papież nadal mówił językiem ludzi i pozostał jednym z nas. I tak już będzie do końca. Jorge Bergoglio nie zapomniał, że jest przede wszystkim człowiekiem i grzesznikiem. Często to zresztą będzie powtarzał, budząc konsternację, a nawet niesmak „obrońców świętości urzędu”.
Znacznie bardziej bulwersująco zabrzmiała odpowiedź Franciszka na pytanie, co sądzi o homoseksualistach: „Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem, by go oceniać?”. A przecież katolicy byli przekonani, że rolą papieża jest właśnie nieustanne ocenianie. Wstrzymanie się przed taką oceną zostało przez konserwatywnych katolików odczytane wręcz jako herezja i wyraz relatywizmu moralnego.
Jednak to nie w takich gestach czy słowach upatruję źródeł rewolucji pontyfikatu Franciszka. Są nimi jego teksty doktrynalne, a przede wszystkim trzy encykliki, na których przesłaniu chcę się skupić. Nie biorę pod uwagę pierwszej z 2013 roku „Lumen fidei”, bo została napisana przez poprzednika i wyraźnie to widać w jej abstrakcyjnym stylu.
Chodzi więc o
Istotne są też dwa teksty – z 1 listopada 2023 roku o potrzebie odnowy teologii oraz list z 1 lipca 2023 roku (dostępny tylko w języku hiszpańskim) do przyszłego prefekta Dykasterii Nauki Wiary, o sposobie sprawowania tego, owianego złą sławą urzędu „inkwizytora”.
Zacznijmy więc od „Laudato si”. Jest to pierwszy od lat dokument watykański, który zajmuje się naprawdę ważnymi sprawami obchodzącymi nie tylko wąskie grono teologów katolickich. I warto na chwilę się oderwać od politycznych implikacji, ale go po prostu spokojnie przeczytać i zastanowić się, co z niego wynika. A wynika moim zdaniem to, że nie można chować w głowy w piasek i udawać, że dalsze rabunkowe wydobywanie surowców nie jest zgubne nie tylko dla terenów, na jakich się to dokonuje (nasz Śląsk), ale dla całej Ziemi. Dlatego w swojej encyklice papież nawiązuje do ustaleń episkopatów lokalnych właściwie z całego świata (Ameryka Łacińska i Północna, Afryka, Azja, z Europy problemami ekologii zajęli się biskupi niemieccy i portugalscy, których również Franciszek cytuje).
Szczególnie wiele miejsca poświęca, co zrozumiałe, inicjatywom biskupów latynoskich, które zresztą były i z jego udziałem jako abpa Buenos Aires. O naszych – cisza, zapewne wrażliwość ekologiczna nie jest ich mocną stroną, a w każdym razie nic o tym nie wiadomo, poza tym, że niektórzy piętnują „grzech ekologizmu”.
Ważne również, że Franciszek nawiązuje do całkiem sporego dziedzictwa ekologicznego swoich poprzedników, zwłaszcza Jana XXIII i Jana Pawła II, których zresztą sam ogłosił świętymi. Sporo jest też nawiązań do bezpośredniego poprzednika Benedykta XVI i do Pawła VI. Sądzę, że to ważne zwłaszcza dla polskich polityków i hierarchów katolickich tak chętnie nawiązujących do „dziedzictwa Naszego Wielkiego Rodaka”. Oto okazja, by to dziedzictwo jeszcze raz przeczytać i włączyć we własne programy polityczne i duszpasterskie. Akurat ta część tradycji katolickiej może łączyć nas wszystkich i tych, dla których religia jest ważna, i tych, dla których jej obecność w przestrzeni publicznej jest wysoce problematyczna. Ale ważne jest też nawiązywanie do dorobku innych wyznań (patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I)
Ciekawe jest też nawiązanie do jezuity Pierre’a Teilharda de Chardin (przypis nr 53 [link prowadzi do przypisu w tekście]), który swego czasu był skazany na milczenie i miał zakaz publikowania, do swego nauczyciela, jeszcze żyjącego i współtworzącego wiele papieskich dokumentów argentyńskiego jezuity Juana Carlosa Scannone (przypis 117) niemieckiego teologa o korzeniach włoskich Romana Guardiniego (przypis 83 i wiele następnych), protestanckiego filozofa Paula Ricoeura (przypis 59), a nawet mało znanego mistrza islamskiego sufizmu Ali Al-Khawwasa (przypis 159), z którym znajduje pokrewieństwo ze św. Janem od Krzyża.
Franciszek zwrócił uwagę na wkład nauk społecznych w rozumienie świata, w którym żyjemy. Zachęca to otwarcia i dialogu i kształtowania duchowości ekologicznej.
Komentatorzy zastanawiali się, czy była ona odpowiedzią, jak zapowiadano, na ciągle trwające doświadczenie pandemii związanej z wirusem Covid-19. Owszem, jest w niej kilka bezpośrednich odniesień do pandemii. Najpierw papież zwraca uwagę na odkryte poczucie globalnych powiązań: „To prawda, że globalna tragedia, jaką jest pandemia Covid-19, obudziła na pewien czas świadomość, że jesteśmy światową wspólnotą, płynącą na tej samej łodzi, w której nieszczęście jednego szkodzi wszystkim. Pamiętamy, że nikt nie ocala się sam, że można się ocalić tylko razem”. Dodaje też, że nie można mówić o karze Bożej tylko, ale zwraca uwagę na ludzką odpowiedzialność: „Jeśli wszystko jest ze sobą powiązane, trudno myśleć, aby ta globalna katastrofa nie miała żadnego związku z naszym sposobem odniesienia do rzeczywistości, dążenia do absolutnego panowania nad naszym życiem i nad wszystkim, co istnieje. Nie chcę powiedzieć, że jest to jakiś rodzaj Bożej kary. Nie wystarczy też stwierdzić, że szkody wyrządzone przyrodzie ostatecznie odbijają się na nas. Sama rzeczywistość jęczy i buntuje się”.
Warto te słowa skonfrontować z niektórymi wypowiedziami „prawdziwych katolików”, w tym wielu księży i niektórych biskupów w Polsce, jakie pojawiały się w mediach w czasie pandemii.
Choć Franciszek zaczął pisać ten dokument przed pandemią, to jej doświadczenie jest wyraźnie obecne jako świadomość własnych granic, a nawet bezradności wobec koronawirusa zbierającego coraz bardziej obfite żniwo. Paradoksalnie właśnie to doświadczenie wzmocniło potrzebę współpracy i tytułowego braterstwa i przyjaźni między ludźmi niezależnie od wyznawanej religii czy światopoglądu. W tym sensie papież odpowiada na zapotrzebowanie wielu ludzi.
Na pewno tekst warto przeczytać choćby po to, by się przekonać, jak wygląda dzisiejsze stanowisko Watykanu w wielu sprawach. Na przykład amerykański jezuita James Martin podkreślił, że Franciszek ostatecznie
rozwiał wszelkie wątpliwości odnośnie do kary śmierci – jest ona od dzisiaj sprzeczna z doktryną katolicką. To jest istotne novum. Do tej pory stanowiska teologów katolickich w tej sprawie były podzielone. Dzisiaj obrońcy kary śmierci automatycznie stawiają się poza Kościołem.
Poza oczywistym w tytule i w pierwszych zdaniach nawiązaniu do imiennika papieża Bergoglia św. Franciszka z Asyżu, mamy do czynienia z inspiracją zaskakującą. Otóż tak jak w przypadku poprzedniej encykliki z 2015 roku „Laudato si”, jest to inspiracja spoza Kościoła katolickiego.
Pisze bowiem Franciszek: „o ile przy redakcji „Laudato si” inspiracją był dla mnie mój brat Bartłomiej, Patriarcha Prawosławny, który z wielką siłą postulował troskę o rzeczywistość stworzoną, to w tym przypadku czułem się w sposób szczególny zachęcony przez Wielkiego Imama Ahmada Al-Tayyeba, którego spotkałem w Abu Zabi”.
To wydaje mi się zupełnie niesłychane w dokumencie papieskim.
W istocie dokument o braterstwie podpisany przez Franciszka wspólnie z Wielkim Imamem Ahmadem Al-Tayyebem w lutym 2019 roku w Abu Zabi jest przywoływany aż sześć razy w Tutti fratelli (przypisy 5, 112, 189, 264, 281 i 284).
Nie muszę dodawać, że właśnie ten tekst wyznacza główne trajektorie myślenia Franciszka na temat innych religii, a zwłaszcza islamu. Zresztą pisze o tym sam papież zaraz na początku encykliki: „Niniejsza encyklika podejmuje i rozwija wielkie tematy poruszone w tym dokumencie, który wspólnie podpisaliśmy. Włączyłem w nią także, w moim własnym języku, liczne listy i dokumenty, które otrzymałem od wielu osób i grup z całego świata”.
Jest to więc dokument w pełnym tego słowa dialogiczny, otwarty na inspiracje z zewnątrz Kościoła.
W tym sensie wpisuje się w żywo obecną w dzisiejszej refleksji teologicznej świadomość niewystarczalności własnej tradycji religijnej dla zrozumienia świata.
Oczywiście większość odniesień to wcześniejsze dokumenty watykańskie, które mają uspokoić konserwatystów, że mamy do czynienia z rozwojem tradycyjnej doktryny. Zapewne polskich stróżów ortodoksji ucieszą odwołania do encyklik polskiego papieża, a nawet do jego książki „Miłość i odpowiedzialność”. Jednak najważniejsze odwołania, odnotowane zresztą w przypisach, to teksty samego Bergoglia.
Spośród 288 przypisów uderzyły mnie niektóre, dlatego zwracam na nie uwagę. Przypis 55 nawiązuje do „Talmudu Babilońskiego” gdzie mowa jest o przykazaniu miłości bliźniego w wykładni rabina Hillela: „To cała Tora. Reszta jest komentarzem”. Nie muszę dodawać, że
jest to odwołanie pozytywne i pełne uznania dla tradycji żydowskiej.
W przypisie 63 jest nawiązanie do książki francuskiego filozofa egzystencjalisty Gabriela Marcela, dla którego doświadczenie bliskości drugiego człowieka jest najważniejsze. Dla wielu może być zaskakujące nawiązanie w przypisie 130 do niemieckiego socjologa żydowskiego Georga Simmla, który w swoich analizach wskazywał na niewystarczalność człowieka i na konieczność współpracy między ludźmi należącymi do różnych krajów czy kultur. Co więcej,
świadomość własnych ograniczeń czy fragmentaryczności nie powinna być postrzegana jako zagrożenia, ale jako możliwość otwarcia na wspólne projekty z innymi.
Wreszcie przypis 139 nawiązuje do protestanckiego myśliciela Paula Ricoeura, który zwracał uwagę na powiązania sfery prywatnej i publicznej. Nad całością pewnie jeszcze kiedyś się zastanowię i opiszę swoje wrażenia. Na razie pozostawiam te kilka luźnych i nieuczesanych uwag w takim surowym stanie.
„Napisanie encykliki o sercu oznacza, że wejście w serce Chrystusa pozwala nam poczuć się kochanymi przez ludzkie serce pełne uczuć, uczuć takich jak nasze własne. W tym sensie duchowość Franciszka jest daleka od bezcielesnych i rygorystycznych form. Wymiar społeczny, magisterium społeczne Franciszka jest bezpośrednim owocem jego duchowości, a także duchowości serca Chrystusa. Franciszek mówi to wyraźnie w tej encyklice, musimy mieć współczucie dla zranionej ziemi i pokazać Jezusa, który wyciąga rękę i uzdrawia”.
Zdaniem Spadaro "papież wybrał właśnie ten moment na napisanie encykliki »Dilexit nos«, gdyż jest zaniepokojony rozwijaniem się religijności bez odniesienia do osobistej relacji z Bogiem Miłością oraz tym, że chrześcijaństwo zapomina o czułości wiary, radości poświęcenia się służbie i żarliwości misji”.
Być może tak właśnie jest, choć faktem pozostaje, że w porównaniu z dwiema poprzednimi encyklikami jest ona wyjątkowo hermetyczna dla osób spoza tradycji Kościoła katolickiego. Moim zdaniem „Dilexit nos” to najbardziej jezuicki tekst, można powiedzieć, że stanowi podsumowanie duchowości ignacjańskiej (nawiązującej do założyciela zakonu jezuitów Ignacego Loyoli). Zapewne ten wybitnie duchowościowy charakter tej encykliki sprawił, że pozostała wewnętrznym dokumentem kościelnym.
Niemniej jednak można w nim również widzieć uzasadnienie antyklerykalizmu Franciszka i jego niechęć do wewnętrznych rozgrywek kościelnych. Czy stanie się ta ostatnia encyklika duchowym testamentem argentyńskiego papieża, to się zapewne okaże po wyborze jego następcy i po określeniu przez niego priorytetów następnego pontyfikatu. Chciałbym jednak odnotować również w przypadku tego dokumentu niestandardowe nawiązania do myślicieli niekojarzonych z tradycją katolicką jak niemiecki filozof Martin Heidegger i koreański myśliciel Byung-Chul Han (przypisy od 12 do 15 – w oficjalnym wydaniu watykańskim w tej encyklice przypisy te nie są linkowane). W obu przypadkach chodziło o podkreślenie znaczenia emocji i serca jako ich źródła.
Na koniec słów kilka o dwóch tekstach z 2023 roku skierowanych do osób odpowiedzialnych za kształt doktryny (Prefekt Dykasterii Nauki Wiary) i jej pogłębiania (Papieska Akademia Teologiczna).
Do tego pierwszego papież Franciszek napisał specjalny list 1 lipca 2023 roku wraz z objęciem urzędu, wyraźnie podkreślając, że powinien zerwać z niemoralną przeszłością: “Dykasteria, której będziesz przewodniczyć, w innych czasach, stosowała niemoralne metody. Były to czasy, w których zamiast promować wiedzę teologiczną, prześladowano możliwe błędy doktrynalne. To, czego oczekuję od ciebie, to bez wątpienia coś zupełnie innego”.
Chyba po raz pierwszy w historii katolicyzmu zabrzmiał tak krytyczny osąd sposobu kontrolowania refleksji teologicznej. Jest więc rzeczą zupełnie zrozumiałą, że potrzebny jest zupełnie nowy rodzaj nauki: „Potrzebujemy myśli, która wie, jak przekonująco przedstawić Boga, który kocha, który przebacza, który zbawia, który wyzwala, który promuje ludzi i wzywa ich do braterskiej służby”. W kontekście całej serii dokumentów publikowanych przez Dykasterię Nauki Wiary, w których zarzucano teologom błędy i posądzano ich wręcz o herezje w czasach Jana Pawła II i Benedykta XVI, ten list stanowi prawdziwą zmianę paradygmatu w podejściu do teologii.
Z tego tekstu warto przywołać kilka najważniejszych postulatów, które będą stanowiły podstawę do przyszłej refleksji teologicznej. Przede wszystkim teologia przyszłości musi zrezygnować z kurczowego trzymania się starych i sprawdzonych formuł, ale w sposób prorocki powinna wskazywać przyszłość:
„Aby promować teologię w przyszłości, nie możemy ograniczać się do abstrakcyjnego odtwarzania formuł i schematów z przeszłości. Wezwana do prorockiej interpretacji teraźniejszości i dostrzeżenia nowych szlaków na przyszłość, w świetle Objawienia, teologia będzie musiała poradzić sobie z głębokimi przemianami kulturowymi, świadoma, że to, czego doświadczamy, nie jest po prostu epoką zmian, ale epokową zmianą”.
Przywołany cytat kończy znane wyrażenie z wielu wcześniejszych wypowiedzi papieskich, że żyjemy w czasach epokowych zmian, które stawiają przed teologią epokowe wyzwania.
Innymi słowy jest to wezwanie do odważnego i kreatywnego uprawiania teologii, a nie do wiernego i bezpłodnego w istocie powtarzania wcześniejszych doktrynalnych ustaleń.
Chciałoby się zacytować cały szereg wypowiedzi Franciszka, w których pojawia się greckie pojęcie parezji. Jak wiadomo Michel Foucault jedną z ostatnich swoich książek poświęcił pojęciu parezji. Również papież Franciszek chętnie go używa w swoich tekstach i przemówieniach. Warto je włączyć do swojego prywatnego słownika słów często używanych. Oznacza ono po prostu gotowość mówienia w sposób jasny i zdecydowany, niezależnie od okoliczności i możliwych konsekwencji, to co się naprawdę myśli. Jak wiadomo przeciwieństwem parezji jest hipokryzja. Oznacza to konieczność otwarcia teologii na świat i człowieka w jego konkretności, uwzględniając kontekst w jakim żyje, co powinno nieść za sobą przemyślenie na nowo zarówno epistemologii jak i metodologii tej nauki, jeśli chce sprostać tym wyzwaniom.
”Otwartość na świat, na człowieka w konkretności jego sytuacji egzystencjalnej, z jego problemami, ranami, wyzwaniami, potencjałem, nie może być jednak zredukowana do postawy „taktycznej”, zewnętrznie dostosowującej skrystalizowane treści do nowych sytuacji, ale musi skłaniać teologię do ponownego przemyślenia epistemologicznego i metodologicznego”.
Inaczej mówiąc, teologia znalazła się w zwrotnym punkcie, co oznacza konieczność zmiany paradygmatu. Papież, powołując się na wspomnianą wyżej encyklikę “Laudato si”, wzywa wręcz do odważnej kulturowej rewolucji,by stać się teologią w pełni kontekstualną. “Refleksja teologiczna jest zatem wezwana do punktu zwrotnego, do zmiany paradygmatu, do „odważnej rewolucji kulturowej”. Stąd wyzwanie by stać się teologią radykalnie dialogiczną zdolną do spotkania różnych tradycji. I to nie tylko religijnych, ale również z ludźmi niewierzącymi: “Począwszy od tego miejsca, teologia może rozwijać się tylko w kulturze dialogu i spotkania między różnymi tradycjami i różną wiedzą, między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi i różnymi religiami, otwarcie angażując wszystkich, wierzących i niewierzących”.
Tylko w taki sposób nie będzie jej groziło popadnięcie w zgubną ideologię: “Rozum naukowy musi poszerzyć swoje granice w kierunku mądrości, aby nie odczłowieczyć i nie zubożyć samego siebie. W ten sposób teologia może przyczynić się do obecnej debaty na temat ‘przemyślenia myśli’, pokazując się jako prawdziwa wiedza krytyczna jako wiedza mądrościowa”.
Stanie się to możliwe tylko wtedy gdy teologia otworzy się na dialog interdyscyplinarny z innymi dziedzinami refleksji naukowej, jak też na dialog z wszystkimi ludźmi, wierzącymi jak i niewierzącymi.
Podsumowując – można powiedzieć, że podstawowym wyznacznikiem nowej teologii proponowanej przez papieża Franciszka jest odejście od scentralizowanego i kontrolowanego przez Kurię Rzymską (zwłaszcza Dykasterie Nauki Wiary) modelu teologii oraz wyraźne opowiedzenie się po stronie nauk szczegółowych. Dotyczy to zarówno formalnych wskazań skierowanych do teologów, o których była wcześniej mowa, jak i o formalnego nauczania samego papieża Franciszka wyrażonego w licznych dokumentach.
Czy jest to, jak chcą przeciwnicy Franciszka, „otwarcie puszki Pandory” i sprzeniewierzenie się dziedzictwu katolickiemu? W moim przekonaniu, i piszę to jako były katolik, jedynie twórcze rozwijanie trajektorii otwartych przez argentyńskiego papieża stanowi szansę na przywrócenie wiarygodności instytucji, która już wielokrotnie i na wiele sposobów pokazała, że bliżej jej do hipokryzji niż do parezji.
Jaką drogę wybierze katolicyzm, dowiemy się już niebawem.
To, czego nauczył mnie papież Franciszek, to wiara, że nigdy nie należy tracić nadziei, że zmiana jest możliwa. Również w Kościele katolickim i że nie zawsze jest to zmiana na gorsze.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.
Komentarze