0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Daniel LEAL / AFPFot. Daniel LEAL / A...

Pracować krócej, zarabiać tyle samo? To niekoniecznie utopijne marzenie.

Jeden z najsłynniejszych ekonomistów XX wieku John Maynard Keynes przewidywał w 1930 roku, że w dającej się wyobrazić przyszłości możemy pracować nawet po zaledwie 15 godzin tygodniowo. Prawie sto lat później jest jasne, że Keynes się mylił. Ale presja na skracanie czasu pracy jest dziś niepodważalnym faktem. Coraz głośniej mówi się o czterodniowym tygodniu pracy.

Autorzy niezależnej organizacji badawczej Autonomy opublikowali właśnie konkluzje z największego dotychczasowego programu próbnego dla czterodniowego tygodnia pracy. Według nich wyniki są bardzo optymistyczne.

Jakie przyjęto założenia? Przede wszystkim 61 firm (około 2,9 tys. pracowników), biorących udział w eksperymencie, nie otrzymało sztywnych wytycznych co do czasu pracy. Najważniejsze zasady brzmiały:

  • Należy zachować wysokość pensji dla pracowników sprzed skrócenia czasu pracy;
  • Należy „znacząco” skrócić czas pracy.

Nie narzucano firmom, czy mają nie pracować w piątek lub jakiś inny dzień tygodnia, czy raczej obciąć godziny pracy codziennie. Każdy z uczestników miał możliwość wypracowania swojego modelu. Pracodawcy i pracownicy testowali nowe godziny pracy od czerwca do grudnia 2022 roku.

Przeczytaj także:

Mniej stresu i wypalenia

Autorzy uważają, że eksperyment okazał się „spektakularnym sukcesem”. Na 61 firm biorących w nim udział aż 56 nie wycofało czterodniowego tygodnia pracy, a 18 z nich już ogłosiło, że będzie to zmiana na stałe.

Dla 60 proc. pracowników łączenie pracy z obowiązkami opiekuńczymi stało się łatwiejsze, dla 62 proc. stało się to samo w przypadku łączenia pracy z życiem społecznym.

Ważnym aspektem eksperymentu są pozafinansowe korzyści wprowadzenia krótszego czasu pracy. Według ankiety po eksperymencie 39 proc. pracowników uznało, że czuje się mniej zestresowana. A aż 71 proc. czuło zmniejszenie objawów wypalenia zawodowego.

Pracownicy na tak

Jak na takie wyniki patrzą przedstawiciele polskich pracowników?

„Wyniki pokazują, że czterodniowy dzień pracy nie jest niemożliwy” – komentuje dla OKO.press Piotr Ostrowski, przewodniczący jednej z trzech największych centrali związkowych w Polsce, Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. – „Pracownicy są zadowoleni, w lepszym stopniu łączą życie zawodowe z pozazawodowym, a i firmy nie plajtują”.

Ostrowski zwraca uwagę, że wyniki potwierdzają to, o czym związki mówią od dawna: skrócenie wymiaru czasu pracy służy wszystkim.

„Co oczywiste, bardzo podoba się to pracownikom, ale także zwiększa wydajność i tym samym – wbrew biznesowej intuicji - pozytywnie wpływa na kondycję ekonomiczną przedsiębiorstw. Nie możemy zapominać, że pracownicy w Polsce należą od wielu lat do jednych z najbardziej zapracowanych w krajach OECD”.

Biorąc pod uwagę dane OECD dotyczące liczby przepracowanych godzin w głównej pracy bez względu na formę zatrudnienia, Polska znajduje się na 1. miejscu ex aequo z Portugalią. Średnio Polak przepracował w 2021 roku 39,4 godziny tygodniowo.

Mamy gotowe rozwiązania na poziomie firm

Dla szefa OPZZ szczególnie interesujące są wyniki eksperymentu pokazujące, że nie ma jednego modelu czterodniowego tygodnia pracy. Szczegółowe rozwiązania były różne i zależały od branży i konkretnej firmy.

„To ciekawe spostrzeżenie, wskazujące, że ewentualne przepisy nie powinny być zbyt szczegółowe”.

Piotr Ostrowski zwraca uwagę, że w Polsce mamy już rozwiązania, które pozwalają na implementację krótszego czasu pracy już teraz.

„Tu, jako rozwiązanie techniczne, pojawiają się układy zbiorowe pracy, które w Polsce obejmują wciąż niewiele firm i pracowników. Może się to zmienić dzięki implementacji Dyrektywy w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w UE.

Sądzę, że możemy sprawić, by dwuletni proces implementacji służył wzmocnieniu układów zbiorowych pracy do właściwego dostosowywania skróconego tygodniowego czasu pracy do specyfiki branż i przedsiębiorstw. Im szybciej to się stanie, tym powszechniejsze będzie uzgadnianie czterodniowego tygodnia pracy z korzyścią nie tylko dla pracowników, ale także przy akceptacji biznesu”.

Przewodniczący OPZZ zwracał uwagę – dochody firm nie spadły. W czasie badanych sześciu miesięcy dochody firm pozostały na mniej więcej stałym poziomie – średnio wzrosły o 1,4 proc. Spadły też odejścia z firm – aż o 57 proc.

Ograniczenia badania

Tego rodzaju badania, choć mają coraz większą skalę, mają też niestety poważne ograniczenia.

„Wszystkie testują czterodniowy tydzień pracy na firmach chętnych to wprowadzenia takiego rozwiązania. To jest pozytywna autoselekcja” – mówi nam dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University – „Nie mam wątpliwości, ze w wielu sektorach byłoby to kosztowne: myślę o sprzątaczach, pracownikach usług, kierowcach autobusów. Ich pracodawcy nie mogą skrócić tygodnia pracy do 4 dni”.

W eksperymencie udział wzięły firmy ze specyficznych branż, nie są one reprezentatywne dla struktury gospodarki. Spójrzmy na zaangażowane branże:

  • Marketing/reklama – 8 firm,
  • Usługi profesjonalne – 7 firm,
  • NGO/działalność charytatywna – 5 firm,
  • IT i telekomunikacja – 4 firmy,
  • Usługi edukacyjne – 4 firmy,
  • Finanse i ubezpieczenia – 4 firmy,
  • Ochrona zdrowia i pomoc społeczna – 4 firmy,
  • Sztuka/rozrywka – 3 firmy,
  • Produkcja – 3 firmy,
  • Budownictwo – 2 firmy,
  • Inżynieria – 1 firma.

Nie znajdziemy tu na przykład handlu, a produkcja i budownictwo są słabo reprezentowane.

Więcej czasu dla siebie - wartość sama w sobie

Dr Paczos nie jest jednak przeciwnikiem rozwiązania. Korzyści widzi jednak gdzie indziej.

„To mogłoby zadziałać. Przede wszystkim w taki sposób, że zmieniłoby bilans pomiędzy - nazwijmy to szeroko - bezpieczeństwem a innowacyjnością. Przy 5 dniach w pracy nie zostaje wiele czasu na cokolwiek więcej (poświecenie czasu dzieciom, rozkręcenie własnego biznesu, przekwalifikowanie, działalność społeczną)”.

Ekonomista nie ma wątpliwości, że czterodniowy tydzień pracy zmieniłby ten bilans na lepsze.

„Jest dużo badań, które pokazują, że firmy zakładane przez ludzi, którzy mają zabezpieczenie w postaci stałej pracy, odnoszą większy sukces niż zakładane przez tych, którzy muszą rzucić prace, żeby rozkręcić biznes.

Nie widzę czterodniowego tygodnia pracy jedynie jako narzędzia, które zmniejszy czas pracy. To przede wszystkim szansa na zmianę bilansu pomiędzy pracą dla zarobku a czasem na rozwój (siebie i gospodarki).

Koniec końców jest to pytanie o bilans korzyści i kosztów. Na to pytanie nie da się odpowiedzieć za pomocą pilotażu. W ogóle w mojej ocenie nie jest to pytanie o ekonomię, ale o politykę i preferencje społeczne”.

„Zmiana jest nieuchronna”

Andrzej Kubisiak, ekonomista i zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, jest przekonany, że w najbliższych latach firmy i państwa będą coraz częściej przechodziły na krótszy tydzień pracy. Ale wynikami eksperymentu jest nieco rozczarowany.

„Fakt, że zabrakło próby kontrolnej i zestawienia wyników firm, uczestniczących w eksperymencie z innymi firmami w tych samych sektorach, powoduje, że nie dają one pełnego obrazu. Poza tym gros wniosków jest zbieżnych z wcześniejszymi eksperymentami. Mniej absencji, większe zadowolenie i zaangażowanie pracowników” – podkreśla Kubisiak.

To nie znaczy oczywiście, że wyniki są nieprzydatne.

„Niesamowite z mojej perspektywy jest te 90 proc. firm, które eksperymentowały i dalej chcą pracować w tym trybie. To najlepsza rekomendacja, że to może zadziałać. Warto zbierać takie dane, by lepiej rozumieć potencjalne zmiany.

Moim zdaniem przejście na model czterodniowy jest nieuchronne, ale wymaga cierpliwości i czasu.

Poza eksperymentami niezbędne jest stopniowe wdrażanie zmian i obserwacje”.

Pułapka produktywności

W raporcie znajdziemy opisy strategii, jakie firmy wdrażały, by utrzymać produktywność na tym samym poziomie, pomimo krótszego czasu pracy. Obejmowało to między innymi skracanie spotkań, reformowanie zasad dotyczących wysyłania e-maili, eliminowanie czasu potrzebnego na przekazywanie zadań (ograniczanie konkretnych zadań do pojedynczych osób).

Z jednej strony to oczywiście konieczne, by utrzymać dotychczasowy dochód firm. I przekonać pracodawców, że taka zmiana jest możliwa. Z drugiej, dr Paczos uważa, że myślenie o produktywności i jej wzroście w kontekście skracania czasu pracy, jest ślepym zaułkiem.

„Argument o »rosnącej produktywności« po skróceniu czasu pracy jest z natury błędny (ma ograniczoną ważność zewnętrzną). Gdyby był prawdziwy zawsze i wszędzie, to przez implikacje należałoby paradoksalnie stwierdzić, że ograniczanie czasu pracy do zera również podnosi produktywność.

Musi być wiec zatem jakiś moment, w którym produktywność zaczyna spadać. Zwolennicy czterodniowego tygodnia pracy w ogóle nie mają odpowiedzi na tak postawiony problem. Nie wiem, czy taki »szczyt« produktywności wypada przy pięciu dniach pracy. Ale zwolennicy czterodniowego tygodnia pracy również nie mają pojęcia, czy wypada przy czterech”.

Wszyscy albo nikt

Według dr. Paczosa największe korzyści z czterodniowego tygodnia pracy będą pochodziły z tak zwanych „efektów równowagi ogólnej”.

„To znaczy, że pojawią się wtedy, gdy cała gospodarka przestawi się na taki tryb. A ponieważ Polska (jak i Wielka Brytania, czy Norwegia, gdzie miały miejsce ostatnie eksperymenty) jest częścią globalnej gospodarki, to takie rozwiązanie powinno być skoordynowane i rozpocząć się w największych gospodarkach.

Wyobraźmy sobie firmy świadczące usługi międzynarodowe (doradztwo, księgowość, call center). Jeśli polskie firmy zamkną się w piątki, to międzynarodowi klienci wybiorą firmy ze Słowacji, Czech itp. Ale jeśli wszyscy klienci i potencjalni konkurenci przejdą na czterodniowy tydzień pracy, tego efektu nie będzie”.

Oddolnie czy odgórnie?

Na razie do rozwiązań legislacyjnych jest daleko, mamy coraz szersze, ale wciąż tylko eksperymenty. A te, jak już mówiliśmy, bywają niedoskonałe. Czy to znaczy, że jeśli jesteśmy zwolennikami pracy przez cztery dni w tygodniu, możemy liczyć tylko na oddolne działania i wprowadzanie tego rozwiązania przez poszczególne firmy?

Dr Paczos: „Czterodniowy tydzień pracy miałby największy sens właśnie wtedy, gdy byłby usankcjonowany prawnie. Pracodawca trzyma mnie cztery dni w pracy, a pozostałe trzy mogę przeznaczyć na rozkręcanie biznesu, pracę z dziećmi, drugi etat, albo wymyślanie na przykład nowego Facebooka. Czas wolny jest niezwykle istotny dla innowacyjności. Po angielsku jest takie powiedzenie: idleness is not laziness („bezczynność to nie lenistwo”).

Czyli – indywidualnie to nie zadziała. Gdyby było inaczej, zmiana już by się dokonała. Nie doszło do niej, bo brakuje koordynacji”.

Od rozwiązań na poziomie krajowym jesteśmy wciąż daleko. W zeszłym roku Belgowie wprowadzili ustawową możliwość czterodniowego tygodnia pracy dla chętnych pracowników. Ale odbywa się to bez skrócenia czasu pracy – chętni w ciągu czterech dni muszą pracować po dziesięć godzin.

Różnego rodzaju próby trwają lub zakończyły się między innymi w Japonii, Nowej Zelandii, Szwecji, Islandii, Niemczech i Hiszpanii. Nawet jeśli jest to nieuniknione, przejście na nowy system pracy jeszcze potrwa.

Na zdjęciu: pracownicy londyńskich biur podczas przerwy na lunch, 6 września 2021.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze