0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Iga Kucharska / OKO.pressIl. Iga Kucharska / ...

Spokojnie, to tylko eksperyment myślowy! Nie ma żadnych doniesień na temat zainteresowania Elona Muska firmą Bluesky. Ale jest to pytanie istotne, w kontekście lawinowej migracji milionów kont z sieci od dwóch lat kontrolowanej przez amerykańskiego oligarchę.

Z coraz bardziej toksycznego X/Twittera przeszedł ostatnio m.in. premier Donald Tusk, podobny krok podjęła też „Gazeta Wyborcza”. Właśnie na Bluesky.

To, jak długo zajęło politykom i mediom (nie mówiąc o zwykłych osobach korzystających) podjęcie decyzji o opuszczeniu zamkniętego ogródka Elona, powinno nam dać do myślenia. Pokazuje, jak ogromną władzę mają operatorzy scentralizowanych usług sieciowych nad osobami (oraz instytucjami), które z nich korzystają.

Szantaż społecznościowy

Decyzja o opuszczeniu takiego zamkniętego ogródka oznacza porzucenie popularnego często konta, wraz z całą, budowaną przez lata siatką znajomości. Nigdy nie jest przecież tak, że cała nasza grupa bliższych i dalszych kontaktów przejdzie do nowej sieci społecznościowej wraz z nami.

Czy będziemy utrzymywać różne konta w różnych usługach? To wymaga dodatkowego czasu i energii. Czy porzucimy część naszych znajomych, którzy nie są skorzy do zmian? A może zwyczajnie nie możemy sobie pozwolić na zrezygnowanie z usługi, której używamy do utrzymywania kontaktu z obecnymi klientkami czy odbiorcami, oraz do nawiązywania relacji z nowymi?

Można to nazwać „szantażem społecznościowym” – fajną masz tu społeczność, szkoda by było, jakby się z Tobą nie przeniosła do konkurencji…

Usługi bez szantażu

Nie ma żadnego zasadniczego powodu, dla którego usługi sieci społecznościowych muszą stawiać nas przed takim dylematem. Nie stawiają nas przed nimi przecież na przykład ani usługi poczty elektronicznej, ani operatorzy telefonii komórkowej.

Wprawdzie gdy zmienimy dostawcę usługi e-mail, zwykle zmieni nam się adres, ale nie przeszkadza nam to w utrzymaniu kontaktu z osobami, z którymi komunikowaliśmy się wcześniej. Ot, wysyłamy maila z informacją o naszym nowym adresie i życie toczy się dalej. Zmieniając operatora komórkowego, możemy nawet zachować stary numer.

Nasze kontakty nie muszą towarzyszyć nam w takiej migracji, nie muszą same zmieniać usługodawcy, zamykać swoich kont, otwierać nowych w nowej usłudze, uczyć się nowego interfejsu, i tak dalej. Wystarczy, że zapiszą nasz nowy adresu e-mail lub numer telefonu.

Jak pisałem poprzednio, we wczesnej fazie rozwoju Twittera rozważany był pomysł, by zbudować tę usługę w taki sposób, by nie zamykać osób z niej korzystających w grodzonym ogródku. Zamiast tego – jak mówił mi Blaine Cook, jeden z pierwszych programistów we wczesnym Twitterze, który pracował nad tym pomysłem – powstałaby sieć, w której uczestniczyłoby wielu usługodawców, a osoby mające konta u jednego z nich mogłyby swobodnie komunikować się z osobami korzystającymi z usług pozostałych.

Gdy nasz usługodawca przestałby nam odpowiadać – zostałby na przykład wykupiony przez toksycznego, acz bogatego trolla internetowego – moglibyśmy się swobodnie przenieść do innego. Nie tracąc kontaktów z naszymi klientami, znajomymi, odbiorcami, rodziną, czy kimkolwiek innym, z kim się za pomocą tej usługi komunikujemy.

A więc sieć społecznościowa, w której społecznościowy szantaż jest w zasadzie niemożliwy.

Decyzja biznesowa

Ostatecznie jednak firma Twitter postanowiła pójść inną ścieżką. „Niestety, naciski ze strony wczesnych inwestorów, kolejne rundy inwestycyjne i bardziej bezwzględny zarząd doprowadziły do tego, że Twitter porzucił tę ścieżkę i poszedł całkowicie w stronę centralizacji” – wyjaśnił Cook.

Osoby korzystające z uruchomionej i zarządzanej przez nią platformy zamknięte zostały w grodzonym ogródku, który nie pozwalał niezależnym usługodawcom na oferowanie możliwości komunikowania się z nimi. Ta decyzja zapadła dekadę temu, ale to dzięki niej Elon Musk mógł przez ostatnie dwa lata swobodnie wykorzystywać „społecznościowy szantaż” przeciwko osobom korzystającym z tej platformy.

Powodem, dla którego duże, komercyjne platform społecznościowe stawiają nas w sytuacji, w której „społecznościowy szantaż” jest możliwy, nie jest jakaś zasadnicza kwestia techniczna, jakaś wyjątkowa cecha sieci społecznościowych jako takich, odróżniających je od innych systemów komunikacji elektronicznej – jak e-mail czy telefonia komórkowa.

Tym powodem jest decyzja biznesowa. Tak się po prostu bardziej opłaca.

Zgównianie, enshittification

Jeśli jako użytkownik lub użytkowniczka nie możemy łatwo zmienić dostawcy usługi, usługa ta może być gorszej jakości, lub wyświetlać więcej reklam, może też więcej kosztować. Może być gorzej moderowana. Może blokować dostęp za pomocą niezależnych, często wygodniejszych aplikacji – lub wymagać od ich twórców wysokich opłat.

Dwa lata temu znany kanadyjski autor piszący o technologii, Cory Doctorow, ukuł termin „zgównianie” (ang. „enshittification”), oznaczający właśnie spadającą jakość usług cyfrowych oferowanych przez wielkie platformy, wynikającą z prób generowania coraz wyższych zysków, na przykład pod naciskiem inwestorów, w sytuacji, w której osobom korzystającym z danej usługi trudno przejść do konkurencji.

Termin ten dobrze opisuje doświadczenie osób korzystających z X/Twittera przez ostatnie kilka lat, zwłaszcza po jego przejęciu przez Elona Muska.

Bluesky i decentralizacja

Jedną z kluczowych cech sieci komunikacyjnych, w których „szantaż społecznościowy” jest niemożliwy lub bardzo utrudniony, a „zgównianie” mniej prawdopodobne, jest to, że są zdecentralizowane. Nie ma jednego podmiotu (lub małej grupy współpracujących podmiotów), który w pełni kontrolowałby przepływ informacji w danej sieci.

Nawet w przypadku poczty elektronicznej, w której Microsoft i Google kontroluje ogromną część rynku, niezależni usługodawcy tacy jak Protonmail funkcjonują z powodzeniem (nie mówiąc o osobistych serwerach pocztowych, jak na przykład mój własny), dając nam wszystkim możliwość wyboru.

Nic więc dziwnego, że osoby i instytucje, sparzone „społecznościowym szantażem” zamkniętego, scentralizowanego, stopniowo „zgównianego” X/Twittera, często podkreślają, że Bluesky ma być siecią zdecentralizowaną właśnie. To na przykład cytat z linkowanego wyżej artykułu Gazety Wyborczej ogłaszającego przejście tej redakcji na Bluesky:

Bluesky jest przykładem zdecentralizowanej platformy społecznościowej, nie traktuje użytkowników jako swojej własności

i jeśli komuś platforma przestanie się podobać, może się przenieść w inne miejsce oparte na otwartym standardzie, zabierając swoje dotychczasowe kontakty i posty. To duża różnica z X, który nie dając tej możliwości, trzyma przy sobie wielu użytkowników jak niewolników.

O „zdecentralizowanej strukturze” sieci społecznościowej Bluesky piszą również portale technologiczne.

Twórcy tej platformy sami też się tak o niej wypowiadają. W publikacji autorstwa m.in. szefowej firmy Bluesky Social, PBC, Jay Graber, wraz z zespołem technologów pracujących dla tej firmy, czytamy, że celem projektu jest: „umożliwienie decentralizacji poprzez istnienie wielu interoperacyjnych usługodawców w każdej części systemu; ułatwienie użytkownikom zmiany usługodawców; dać użytkownikom kontrolę nad treściami, które widzą; i stworzyć prosty w użyciu system, który nie obarcza użytkowników zawiłościami związanymi z jego zdecentralizowanym charakterem”.

(Poprosiłem firmę Bluesky Social, PBC o komentarz do tego tekstu, do momentu publikacji nie otrzymałem jednak odpowiedzi).

Bluesky, czyli co?

Zatrzymajmy się na chwilę nad nazewnictwem, bo jest nieco dezorientujące – a jednocześnie bardzo istotne.

„Bluesky” może oznaczać w zasadzie dwie rzeczy: platformę społecznościową oraz firmę – Bluesky Social, PBC właśnie – która ją buduje. Staram się je jednoznacznie rozróżniać, pisząc albo o „sieci społecznościowej Bluesky”, albo „firmie Bluesky Social” lub „Bluesky Social, PBC”.

Termin „Bluesky” jest też niestety często stosowany zamiennie, z jednej strony na kontrolowaną i utrzymywaną przez firmę Bluesky Social, PBC sieć społecznościową; z drugiej – na sam protokół, o który ta sieć jest w dużej mierze oparta. To trochę jak mieszać „Gmail” i „e-mail”. Protokół nazywa się „AT” (jak w tytule wspomnianej wyżej publikacji), czasem nazywany jest też „ATproto”.

To rozróżnienie jest ważne, ponieważ można zbudować scentralizowaną usługę na zdecentralizowanym protokole komunikacyjnym.

Na przykład protokół HTTP(S) jest zdecentralizowany – każdy może uruchomić własną stronę i umieszczać na niej, co chce. Nie ma jednego podmiotu, który kontroluje, jakie strony mogą istnieć i co może być na nich publikowane. Ale już wyszukiwarka Google, oparta o treści publikowane na milionach niezależnych stron internetowych, jest usługą scentralizowaną. To Google decyduje, co widzimy w wynikach wyszukiwania, i na którym miejscu czy na której stronie dany wynik się pojawia.

Nazywanie wyszukiwarki Google „usługą zdecentralizowaną” tylko dlatego, że opiera się w jakimś stopniu na zdecentralizowanym protokole, byłoby pomieszaniem porządków.

Scentralizowana usługa na zdecentralizowanym protokole

I tu dochodzimy do sedna: bliższa analiza sieci społecznościowej Bluesky wydaje się wskazywać, że jest to scentralizowana usługa oparta o zdecentralizowany protokół.

„Bluesky nazywa się zdecentralizowaną siecią i używają terminu federacja. Problem w tym, że ich technologia, z punktu widzenia dynamiki władzy, nie jest wcale zdecentralizowana. Używają pewnych technik związanych z decentralizacją, ale sama usługa zdecentralizowana dziś nie jest. Jest jedna duża firma, która kontroluje przepływ informacji, i bez której ta sieć nie może obecnie działać” – słyszę od Christine Lemmer-Webber, ekspertki w zakresie zdecentralizowanych protokołów społecznościowych.

Lemmer-Webber jest współautorką protokołu ActivityPub, na którym oparty jest Fediverse (faktycznie zdecentralizowana sieć społecznościowa, której częścią jest m.in. Mastodon). Pracuje też nad kolejnym, bardziej zaawansowanym protokołem – Spritely.

Ekspertka opublikowała niedawno dogłębną i wyczerpującą analizę protokołu AT i sieci społecznościowej Bluesky, właśnie w kontekście decentralizacji. Ma tu wiedzę z pierwszej ręki: jest autorką jednej z wczesnych propozycji tego, jak protokół AT miałby wyglądać – napisanej zresztą wspólnie z dzisiejszą szefową firmy Bluesky Social, PBC, Jay Graber, z którą się dobrze znają.

Jednym z podstawowych wniosków tej analizy jest: „Bluesky i protokół AT nie są w sposób istotny zdecentralizowane”.

Do podobnych wniosków doszedł niezależnie polski bloger Maciej Lesiak: „chociaż organizacje mogą hostować własne instancje PDS, prawdziwa niezależność od infrastruktury BlueSky pozostaje niemożliwa”.

PDSy, Przekaźniki, AppView...

„PDS” to „Prywatny Serwer Danych” (ang. „Personal Data Store”), element protokołu AT, który jest faktycznie zdecentralizowany. To trochę jak serwery www, na których możemy hostować własne strony internetowe. Technicznie rzecz biorąc, każdy może uruchomić własny PDS i stać się częścią sieci społecznościowej Bluesky.

Tyle że aby treści z naszego PDSa pojawiły się w osiach czasu innych osób korzystających z tej sieci, muszą przejść przez dwie, zarządzane i kontrolowane przez firmę Bluesky Social, PBC, scentralizowane usługi: Usługę Przekaźnikową oraz AppView.

Bloger wyjaśnia w swoim wpisie: „Usługa Przekaźnikowa (Relay Service) działa jako obowiązkowy pośrednik dla całego ruchu federacyjnego. W przeciwieństwie do prawdziwie zdecentralizowanych systemów, gdzie serwery mogą komunikować się bezpośrednio, każda interakcja między serwerami PDS musi przechodzić przez centralny przekaźnik BlueSky. Tworzy to jeden punkt kontroli dla całej komunikacji sieciowej”.

Znajduje to potwierdzenie również we wcześniej przywołanej publikacji zespołu Bluesky: „Usługa Przekaźnikowa wykonuje wczesne oczyszczanie danych (odrzucanie źle sformatowanych wiadomości, filtrowanie nielegalnych treści i dużych ilości spamu)”.

Innymi słowy, kontrolowana przez firmę Bluesky Social, PBC, Usługa Przekaźnikowa nie jest nawet neutralnym elementem systemu – na jej poziomie podejmowane są decyzje o tym, co trafia do osób korzystających z sieci Bluesky, a co nie. Decyzje te podejmowane są przez firmę Bluesky Social, PBC.

Usługi AppView to kolejny niezbędny element jakiejkolwiek platformy opartej o protokół AT. I znów, w przypadku sieci Bluesky, jest jedna taka usługa. „Usługa AppView centralizuje dystrybucję i filtrowanie treści. Mimo że użytkownicy mogą implementować własne kanały, podstawowy przepływ danych pozostaje zależny od infrastruktury BlueSky w zakresie dystrybucji i dostępu” – czytam dalej w analizie Macieja Lesiaka.

Kompletnie scentralizowany jest też system prywatnych wiadomości. „Wszystkie prywatne wiadomości, niezależnie od tego, z którego Prywatnego Serwera Danych korzystasz, niezależnie od tego, z której Usługi Przekaźnikowej korzystasz, przechodzą przez [infrastrukturę] firmy Bluesky” – pisze Christine Lemmer-Webber w swojej analizie.

Na zdecentralizowanej warstwie PDSów zbudowana jest więc scentralizowana usługa – sieć społecznościowa Bluesky, kontrolowana przez firmę Bluesky Social, PBC. Jak wyszukiwarka Google na zdecentralizowanej sieci www.

System centralnie zarządzany

Inne podmioty mogą uruchomić własne PDS-y, mogą nawet uruchomić własne Usługi Przekaźnikowe i Usługi AppView. Ale tak samo, jak inne wyszukiwarki internetowe nie są tą samą usługą, co wyszukiwarka Google, usługi zbudowane na niezależnych od Bluesky Social PBC, usługach Przekaźnikowych i AppView nie będą częścią sieci społecznościowej Bluesky.

Osoby z nich korzystające nie będą miały, na przykład, dostępu do prywatnych wiadomości wysyłanych sobie przez osoby korzystające z sieci Bluesky. Mogą też nie mieć dostępu do treści publikowanych na PDS-ach kontrolowanych przez firmę Bluesky Social.

Z drugiej strony to, czy treści z PDS-a naszej hipotetycznej alternatywnej usługi trafią do osób korzystających z sieci Bluesky, zależeć będzie tylko od dobrej woli operatora Usługi Przekaźnikowej, z której sieć Bluesky korzysta. Czyli, znów, firmy Bluesky Social PBC.

„Oznacza to uzależnienie od decyzji biznesowych i technicznych podejmowanych przez operatora platformy” – konkluduje Lesiak.

Operator platformy

„Częścią Bluesky, do której mam chyba największy szacunek, jest Jay Graber. (…) Uważam, że przewodzi swojemu zespołowi uczciwie i z troską. (…) Wiem, że zespół Jay jest pełen ludzi, którzy szczerze troszczą się o Bluesky i cele, które przed sobą stawia” – podkreśla w swojej analizie Christine Lemmer-Webber. Potwierdza to w rozmowie ze mną.

Inni eksperci, z którymi rozmawiałem lub którzy się wypowiadali publicznie na ten temat, również podkreślają, że wierzą w dobre intencje zespołu firmy Bluesky Social, PBC. Po czym dodają: intencje to jednak nie wszystko.

„Wszystkie te platformy, w których dałem się niemądrze zamknąć, na których dziś jestem uwięziony przez zawodowe, osobiste i polityczne koszty wyjścia z nich, wszystkie one były stworzone przez ludzi, którzy obiecali nigdy się nie sprzedać. Znam tych ludzi, stara blogerska mafia, która uruchomiła CMSy, usługi społecznościowe i platformy do publikowania tekstów, na których dziś jestem uwięziony. Uważałem ich za przyjaciół (nadal uważam wielu z nich za przyjaciół), i znałem ich na tyle dobrze by wiedzieć, że naprawdę troszczyli się o swoich użytkowników” – napisał w Listopadzie Cory Doctorow, tłumacząc, czemu nie zamierza do Bluesky dołączyć.

„Gdy Twoja usługa jest na granicy bycia wyłączoną przez inwestorów, którzy domagają się, żebyś poszedł na ustępstwa, jeśli chodzi o prywatność [osób korzystających z Twojej usługi], albo jeśli chodzi o kwestie etyczne, albo jakość, w jakimś dość niewielkim zakresie, czy naprawdę im odmówisz?” – pyta retorycznie.

W przypadku sieci Bluesky to pytanie jest jak najbardziej uzasadnione. W odróżnieniu od wielu innych projektów rozwijających zdecentralizowane technologie (m.n. Mastodona czy Spritely), platforma ta rozwijana jest i kontrolowana przez firmę. Firmę, która aktywnie zachęca do inwestowania w nią – w październiku Bluesky Social, PBC chwaliło się pozyskaniem 15 mln dolarów finansowania od wczesnych inwestorów.

Nie umknęło to uwadze Macieja Lesiaka: „Istnieje również ryzyko długoterminowe związane z potencjalnymi zmianami w polityce platformy. Historia X/Twitter pokazuje, jak znaczące zmiany właścicielskie mogą wpłynąć na funkcjonowanie mediów na platformie społecznościowej” – pisze w cytowanym przeze mnie wcześniej tekście.

Spółka Pożytku Publicznego

„PBC” w nazwie firmy Bluesky Social, PBC oznacza „Spółkę Pożytku Publicznego” (ang. „Public Benefit Corporation”), specyficzny twór amerykańskich regulacji dotyczących spółek. O ile zwykłe firmy mają obowiązek dbać przede wszystkim o interesy inwestorów – a więc o zyski – o tyle firmy „PBC” mogą też mieć inne cele.

Skoro firma kontrolująca sieć społecznościową Bluesky jest „spółką pożytku publicznego” i zarządzają nią, i pracują w niej ludzie o czystych (jak twierdzą moi rozmówcy) intencjach, może to nie ma to aż takiego znaczenia, że sama usługa jest w istotnym sensie scentralizowana?

Spytałem o to prof. Jacky Mallett, ekspertkę w zakresie finansów i systemów rozproszonych, pracującą na Uniwersytecie w Reykjavíku.

„Spółki PBC to łatka na korporacje, mająca uczynić je bardziej odpowiedzialnymi. To dość nowa rzecz, nie zostały przetestowane w procesach sądowych. Jest mnóstwo sposobów podważenia PBC, w tym przekształcenie ich w zwykłą firmę. Jest bez znaczenia – a swoją drogą, co jeśli spółka PBC zostanie wykupiona, powiedzmy, przez awanturniczego miliardera oligarchę?”

„Nawet w przypadku braku formalnej poprawki do statutu, duzi akcjonariusze lub duże ich grupy mogą skutecznie naciskać, by zarząd zignorował określony pożytek publiczny i zamiast tego skupił się na maksymalizacji majątku”.

Jakie to wszystko ma znaczenie?

No dobrze, ale można by stwierdzić: jakie to wszystko ma znaczenie? Pozostawać na X/Twitterze nie uchodzi, Fediverse nie każdemu przypada do gustu – co z tego, że Bluesky nie jest siecią zdecentralizowaną?

Po pierwsze, decentralizacja najwyraźniej ma dość istotne znaczenie dla osób i instytucji przechodzących na sieć Bluesky, skoro o niej mówią. To zrozumiałe: przechodzenie z X/Twittera – usługi toksycznej, wprost promującej dezinformację – na jakąkolwiek inną platformę to proces trudny, wiążący się z trudnymi wyborami. Czy stać nas, by przechodzić na platformę, która za rok lub lat pięć może postawić nas przed podobnym wyzwaniem?

Nie wygląda też dobrze to, że Bluesky wciąż nazywa się siecią zdecentralizowaną, mimo że nią (na dzień dzisiejszy) nie jest. Wystarczyłoby przecież, by firma Bluesky Social, PBC, jasno zakomunikowała: „Nie, nie jest to obecnie usługa zdecentralizowana. Chcemy, by nią w przyszłości była, i będziemy w tym kierunku dążyć”. W zderzeniu z tym, że platforma ta jest scentralizowana, to problem – choćby dlatego, że (jak zauważa Lemmer-Webber) sieć ta „mogłaby się w pewnym momencie zawalić, a ludzie wynieśliby z tego przekonanie, że »no cóż, próbowaliśmy decentralizacji i to też nie działało… pamiętacie Bluesky?«”.

Notabene, niedawno sieć Bluesky faktycznie przestała w pewnym momencie działać, ze względu na ogromne zainteresowanie.

Sam fakt istnienia alternatywy dla X/Twittera, która przeciąga z niego miliony użytkowników i użytkowniczek, jest ważny. Fakt, że jakieś elementy infrastruktury, na których oparta jest ta usługa – PDS-y – są przynajmniej w technicznym sensie zdecentralizowane, jest niewątpliwie dużym krokiem naprzód. Oddanie większej kontroli nad moderacją w ręce osób korzystających z usługi jest bardzo ciekawym pomysłem.

To, że na bazie protokołu AT powstają niezależne inicjatywy, takie jak Blacksky – projekt skupiony na tworzeniu przestrzeni społecznościowej bezpiecznej dla osób czarnoskórych i innych doświadczających rasizmu – jest zdecydowanie czymś wartościowym.

Naprawdę nie ma więc potrzeby wprowadzania kogokolwiek w błąd w kontekście decentralizacji samej sieci Bluesky.

Trzeba tu też oddać sprawiedliwość osobom pracującym nad siecią Bluesky i w firmie ją kontrolującej: najwyraźniej są świadomi zagrożenia, jakie tworzy taka władza, skupiona w rękach jednej firmy. Dość często powtarzają, że „firma jest przyszłym przeciwnikiem”. Przyznają też, że pewne elementy systemu będą musiały być poważnie zmienione.

Ale jak pisałem wcześniej, dobre intencje nie są wystarczającą gwarancją, że sieć Bluesky nie „zgównieje” pod naciskiem inwestorów, i nie posunie się do „szantażu społecznościowego”. A na dzień dzisiejszy jak najbardziej może.

Na przykład, gdyby kupił ją Elon Musk.

Bluesky jest przykładem zdecentralizowanej platformy społecznościowej

Opublikowana deklaracja,28 listopada 2024

Sprawdziliśmy

Mimo, że niektóre elementy sieci społecznościowej Bluesky korzystają z technologii zdecentralizowanych, jej operator – ze względu na architekturę platformy – ma obecnie pełnię kontroli.

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał rysiek Woźniak
Michał rysiek Woźniak

Specjalista ds. bezpieczeństwa informacji, administrator sieci i aktywista w zakresie praw cyfrowych. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium” oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.

Komentarze