0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP
  • Trzy duże europejskie przedsiębiorstwa zbrojeniowe Europy: Leonardo (Włochy), Thales (Francja), Airbus (głównie Niemcy i Francja) są głównymi eksporterami broni do krajów na całym świecie, w tym do krajów w stanie wojny, z konfliktami wewnętrznymi, represjami i łamaniem praw człowieka. A z drugiej strony te same firmy są dużymi graczami na rynku europejskiego bezpieczeństwa i kontroli granic. Dostarczają całą technologię (kamery, technologię wykrywania, technologię monitoringu, radary itp.) do murów i ogrodzeń, a także ochronę, nadzór czy patrole.
  • Niezwykle trudno jest zmienić politykę i zatrzymać biznes "graniczny", bo Europa uparcie trzyma się podstawowej narracji o migracji jako problemie bezpieczeństwa.
  • Instytucje unijne traktują przedstawicieli przemysłu jako ekspertów w tej kwestii, a nie podmioty komercyjne dążące do maksymalizacji zysku. Lobby jest silne. Aby dokonać prawdziwej zmiany, należy zakwestionować zarówno narrację, jak i odciąć łatwy dostęp lobby przemysłowego do instytucji UE. Jednak po rosyjskiej inwazji na Ukrainę tzw. „przemysł bezpieczeństwa” jest jeszcze bardziej akceptowany jako jedyny, który może dostarczać towary do „walki ze złem”.

Z Markiem Akkermanem, autorem raportu “Business of Building Walls” oraz współautorem publikacji “A walled world. Towards the global apartheid”, rozmawia Szymon Opryszek.

Szymon Opryszek, OKO.press: Patrzę na szumnie oddaną zaporę na granicy Polski z Białorusią. Mam wrażenie, że mógłbym się na nią wspiąć po drabinie.

Mur na polsko-białoruskiej granicy, funkcjonariusze Straży Granicznej jadą wzdłuż niego na quadach
Patrol Straży Granicznej jedzie wzdłuż zapory na granicy z Białorusią opodal wsi Tołcze w powiecie sokólskim. Zdjęcie zostało zrobione 8 czerwca. 30 czerwca władze ogłosiły, że cały mur na tej granicy został ukończony. Foto Wojtek RADWANSKI / AFP

Mark Akkerman: - Mur lub ogrodzenie na granicy utrudnia jej przekroczenie, ale nie uniemożliwia. W wielu przypadkach drabina rzeczywiście wystarczy, by przejść na drugą stronę. Niektórzy próbują sforsować mur wspinając się na ogrodzenia, jak w Ceucie, zdarzają się też podkopy, jak pod murem węgierskim.

Przykłady z całego świata pokazują, że tego typu zapory nie są tak skuteczne, jak chcą to widzieć rządy państw. Mury to przede wszystkim symbol.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

A dla pana?

Od ponad 20 lat jako badacz i aktywista zajmuję się działalnością antymilitarną. Po kryzysie uchodźczym w 2015 roku obserwowałem postępującą militaryzację granic europejskich. W tamtym czasie zaczęła rosnąć też rola przemysłu zbrojeniowego w UE. Znalazłem się na skrzyżowaniu tych spraw i zająłem się murami.

Mury są zawsze elementem polityki kraju lub bloku państw dominujących gospodarczo i militarnie. I mają powstrzymać ludzi, którzy są w drodze, głównie z powodu konsekwencji kapitalistycznego i imperialistycznego systemu, którego ten kraj lub blok jest częścią.

„Mur jest odpowiedzią na polityczną niepewność w kraju, a nie jest odpowiedzią na problem, który ma rozwiązać, czyli imigrację” – taką tezę stawia prof. Elisabeth Vallet, ekspertka od murów granicznych.

Często konstruuje się mury, by pokazać wyborcom, czy mediom, że władze poważnie traktują „zagrożenie” migracją i podejmują stanowcze działania, żeby ją powstrzymać. W tym sensie mury mają więcej wspólnego z polityką wewnętrzną, służą budowaniu politycznego kapitału, niż wiążą się z próbą rozwiązania „problemu”.

W 2019 roku obliczył pan, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat kraje europejskie zbudowały około tysiąca kilometrów murów. Czyli sześciokrotnie więcej niż miał upadły Mur Berliński.

Jeśli przyjrzymy się nowym murom, które są odpowiedzią na ubiegłoroczną sytuację migracyjną na granicach z Białorusią, to będziemy mieli tych murów aż 1800 kilometrów! Pewnie nie wszystkie zapowiedzi się spełnią, niektóre mury okażą się krótsze niż planowano i nie obejmą całych granic, więc efekt końcowy może być nieco krótszy. Ale tylko na razie.

Przeczytaj także:

Polska za mur i jego „uzbrojenie” w technologię zapłaci 350 mln euro. To jeden z najdroższych murów w Europie, ale także kropla w morzu, jeśli chodzi o wydatki na bezpieczeństwo w UE. Ile kraje europejskie już wydały na „walkę” z migracją?

W 2019 roku oszacowałem, że miliard euro, ale to był koszt wyłącznie budowy murów. To bardzo ostrożny szacunek, bo trudno jest uzyskać pełne informacje: w niektórych przypadkach był to koszt samego wykonania ogrodzenia betonu i stali, w innych obejmował również koszty technologii nadzoru.

Weźmy pod uwagę mury, które są w trakcie budowy. Polska zapłaci za mur 350 mln euro, Litwa 152 mln euro, Łotwa 29,56 mln, a przecież powstaje też mur na granicy Grecji z Turcją za 63 mln euro. Całkowite wydatki UE i jej państw członkowskich na „zwalczanie migracji” są prawie niemożliwe do obliczenia. Biorąc pod uwagę wzrost wydatków UE i jej państw członkowskich na bezpieczeństwo, dokładając wydatki na zatrzymanie migrantów w krajach trzecich, Europa wydaje na „ochronę” przed migrantami co najmniej 10 miliardów euro rocznie.

10 mld euro rocznie na mury

A rozmawiamy tylko o murach lądowych. Jeśli dołożymy do tego mury „wirtualne” czy „wodne”, rozumiane jako operacje Hiszpanii, Grecji czy Włoch na morzach, to Europa jawi się jako zamknięty kontynent.

„Twierdza Europa” to rzeczywistość, która jest zbudowana na narracji o bezpieczeństwie i stale poszerzana. Migranci są przedstawiani jako zagrożenie, więc należy się nimi zająć, czyli kontrolować na wszelkie możliwe sposoby.

To jakaś schizofrenia UE. Bo przecież Komisja Europejska oficjalnie sprzeciwia się budowie murów i jasno mówi, że nie będzie ich finansować.

Absolutna prawda. UE zasadniczo finansuje wszelkiego rodzaju środki bezpieczeństwa i kontroli granic, w tym technologie związane z granicami, jak kamery, technologie nadzoru, pojazdy patrolowe, ale już nie same mury, rozumiane jako beton i stal. Głównie dlatego, że UE nie chce przedstawiać Europy jako rzeczywistej „twierdzy”, odciętej od reszty świata, bo musi zachować wizerunek globalnego gracza o otwartej gospodarce.

Mój ulubiony przykład to Dimitris Avramopoulos, były europejski komisarz ds. migracji. Wielokrotnie mówił, że ogrodzenia „nie są rozwiązaniem” i nie będą działać.

A ten sam człowiek, jako grecki minister obrony, zbudował jeden z pierwszych murów granicznych w Europie na granicy z Turcją, by zatrzymać migrację. Dla Avramopoulosa jako ministra obrony ważne było pokazanie greckim wyborcom, że rząd postępuje twardo w sprawie migracji, dla niego jako komisarza ważniejsze było utrzymanie wizerunku „otwartej” Europy. Obawiam się, że ma to więcej wspólnego ze zmianą interesów, niż rzeczywistą zmianą poglądów.

W jednym z raportów wylicza pan, że Komisja Europejska w ramach budżetu na lata 2021-2027 przeznaczyła 8,02 mld euro na Fundusz Zintegrowanego Zarządzania Granicami (2021-2027), 11,27 mld euro na Frontex (z czego 2,2 miliarda na utrzymanie i eksploatację aktywów powietrznych, morskich i lądowych) oraz co najmniej 1,9 miliarda euro na bazy danych tożsamości i Eurosur (Europejski System Nadzorowania Granic). Przyszłość Europy to mury?

Tak. Kwestia budowy murów lądowych pojawia się głównie w sytuacjach „kryzysowych” jak np. w 2015 roku, czy w roku ubiegłym na granicy z Białorusią. Ale Europa fortyfikuje się w wielu innych aspektach. Mamy do czynienia z militaryzacją bezpieczeństwa granic, operacjami morskimi, wykorzystaniem dronów i innych systemów autonomicznych, eksternalizacją granic do państw trzecich, tworzenie i dostrajanie dużych baz danych biometrycznych służących do kontroli granic.

To proces ciągły z coraz większymi środkami finansowymi. A więc tak, przyszłość Europy widzę jako ogrodzoną murami twierdzę. Ale to się musi kiedyś skończyć, bo nie ma w tym żadnego realnego rozwiązania. Uchodźcy będą u granic Europy, dopóki nie znikną czynniki zmuszające ich do przemieszczania się.

Czemu więc służą „mury”?

Budowa murów i ochrona granic nie doprowadzą do magicznego zniknięcia uchodźców. Zmuszają jedynie uchodźców do szukania innych, często bardziej niebezpiecznych szlaków migracyjnych i pchają ich w objęcia pozbawionych skrupułów sieci przemytniczych.

UE tak naprawdę tworzy rynek dla przemytników, z którymi, jak twierdzi, chce walczyć.

Na większą skalę widać to na wszystkich granicach zewnętrznych UE: poświęca się wiele uwagi pewnej trasie, następuje znaczny wzrost środków bezpieczeństwa, zmusza to uchodźców do wyboru innych tras. I tak w kółko.

A przecież w Europie dużo mówi się o prawach człowieka. Nie da się przeczytać żadnego dokumentu UE na temat migracji, który nie zawierałby obowiązkowej wzmianki o poszanowaniu praw podstawowych. Ale to w najlepszym razie obietnica na papierze, widzieliśmy przecież wiele przypadków przemocy, sprzeciwów i innych naruszeń praw. W praktyce prawa człowieka nic nie znaczą dla UE, jeśli chodzi o granice oraz polityki migracyjne.

To ogromny biznes

Z pana raportów dowiedziałem się, że budowa murów to też ogromny biznes. W Bułgarii zapora miała kosztować 2 mln euro, a ostateczny koszt wyniósł 88 mln euro.

Tak, chociaż wszelkie projekty budowlane przekraczają szacunki ze względu na dodatkowe prace, opóźnienia, ceny materiałów. Wystarczy wspomnieć o rosnących kosztach muru na granicy USA i Meksyku. Na murach bogacą się często lokalne firmy budowlane. Niekiedy po czasie wychodzą kwestie korupcji jak np. w trakcie budowy ogrodzenia przez Słowenię na granicy z Chorwacją.

Tam za projekt odpowiadała mała, niedoświadczona i nieznana firma Minis, a jej wybór krytykowały słoweńskie media i niektórzy politycy. Pytano na przykład, czy ta firma była rzeczywiście najtańszym oferentem i w jaki sposób została wybrana. Kiedy okazało się, że Minis i lokalne biuro Partii Nowoczesne Centrum (SMC) przez jakiś czas dzieliły ten sam adres, pojawiły się zarzuty o korupcję.

Później toczyła się batalia przed Sądem Najwyższym o dostęp do dokumentów rządowych związanych z kontraktami. Transparency International Slovenia wniosła do prokuratora sprawę przeciwko Antonowi Zakrajškowi, dyrektorowi Agencji Rezerw Towarowych, w związku z podejrzeniem nadużycia stanowiska. Od tego czasu nie widziałem żadnych aktualizacji na temat tego dochodzenia, co nie jest niczym niezwykłym w przypadku spraw dotyczących korupcji.

Wiemy już, że korzyści z murów, choćby wizerunkowe, czerpią politycy. Zarabiają też firmy budowlane. Ale pana raporty pokazują również, że beneficjentami budowy murów są głównie firmy, które np. sprzedają broń na Bliski Wschód i w ten sposób podsycają konflikty, represje i łamanie praw człowieka. A to z kolei prowadzi do ​​przymusowych wysiedleń.

I tu właśnie wkracza przemysł wojskowy i przemysł bezpieczeństwa. Najlepszymi przykładami są trzy duże europejskie przedsiębiorstwa zbrojeniowe Europy: Leonardo (Włochy), Thales (Francja), Airbus (głównie Niemcy i Francja). Są one głównymi eksporterami broni do krajów na całym świecie, w tym do krajów w stanie wojny, z konfliktami wewnętrznymi, represjami i łamaniem praw człowieka. A z drugiej strony te same firmy są dużymi graczami na rynku europejskiego bezpieczeństwa i kontroli granic. Dostarczają całą technologię (kamery, technologię wykrywania, technologię monitoringu, radary itp.) do murów i ogrodzeń, a także ochronę, nadzór czy patrole.

Pozostają one w ukryciu. Nie to, co hiszpańska firma European Security Fencing, która w 2015 roku chwaliła się, że wyprodukowała cały drut kolczasty użyty w europejskich murach.

Ogólnie rzecz biorąc, firmy działające na rynku militarnym i bezpieczeństwa są mało widoczne i bardzo niechętnie rozmawiają z prasą (wyjątek stanowią specjalistyczne media wojskowe i związane z bezpieczeństwem). Niewiele mogą zyskać na tym, że są znani opinii publicznej (która przecież nie jest ich bazą klientów) jako producenci broni lub budowniczowie murów granicznych, co nadal jest kontrowersyjnym zawodem. Przypadek ESF jest szczególny, spotkał się z dużą krytyką. Firma promowała swój produkt, którego stosowanie miało drastyczne konsekwencje dla zdrowia uchodźców.

Czy jest możliwa Europa bez murów

Czy to potężne lobby można jeszcze zatrzymać?

Niezwykle trudno jest zmienić politykę i zatrzymać biznes "graniczny", bo Europa uparcie trzyma się podstawowej narracji o migracji jako problemie bezpieczeństwa. Dopóki tak będzie, zawsze będzie istniała tendencja do szukania rozwiązań tylko w dalszym zwiększaniu bezpieczeństwa i kontroli granic, a tym samym w kupowaniu od przemysłu.

Lobby jest silne. Instytucje unijne traktują przedstawicieli przemysłu jako ekspertów w tej kwestii, a nie podmioty komercyjne dążące do maksymalizacji zysku.

Aby dokonać prawdziwej zmiany, należy zakwestionować zarówno narrację, jak i odciąć łatwy dostęp lobby przemysłowego do instytucji UE.

Jednak po rosyjskiej inwazji na Ukrainę tzw. przemysł bezpieczeństwa jest jeszcze bardziej akceptowany jako jedyny, który może dostarczać towary do „walki ze złem”, co z pewnością utrudni sprawę.

Czy jest możliwa Europa bez murów?

- Absolutnie. To tylko kwestia wyborów. Granice to konstrukcje, nie są dane raz na zawsze. Trzeba pracować nad wyeliminowaniem przyczyn, które zmuszają ludzi do przemieszczania się. Gdyby Europa zmieniła swoją politykę wojskową, zagraniczną, gospodarczą i środowiskową w taki sposób, by przyczyniała się do równości, praw i dobrobytu wszystkich ludzi na świecie, to pracowałaby rzeczywiście nad rozwiązywaniem problemów migracyjnych, a nie nad tym jak zatrzymać lub usunąć zdesperowanych ludzi ze swoich terytoriów.

Mark Akkerman

*Mark Akkerman, holenderski badacz, zajmuje się militaryzacją granic, publikował też m.in. na temat eksportu broni na Bliski Wschód, prywatnego sektora wojskowego i bezpieczeństwa, udziela się w Stop Wapenhandel, holenderskiej kampanii przeciwko handlowi bronią.

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze