0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak 25 maja 2022 z samego rana zapewniał na antenie Polskiego Radia, że Polska i Polacy są bezpieczni. Po omówieniu wojny w Ukrainie odpowiadał na pytania o granicę polsko-białoruską. Tej kwestii w audycji poświęcono ponad cztery minuty, które minister wykorzystał, aby półprawdami i manipulacjami umacniać wśród słuchaczy i słuchaczek lęk przed migrantami i uchodźcami z Bliskiego Wschodu oraz Afryki.

„Jak wygląda dziś sytuacja na polsko-białoruskiej granicy?” – zapytał ministra Błaszczaka prowadzący audycję Grzegorz Jankowski. „Cały czas są ataki” – odpowiedział minister.

To wojenna retoryka, która ma na celu wywoływanie w społeczeństwie strachu przed migrantami oraz uchodźcami.

Sprawdzamy "informacje" szefa MON. Ten fact-checking publikujemy w ramach naszego nowego cyklu "Sobota prawdę ci powie".

Sobota

Prawdę Ci Powie

Cykl "SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE" to nowa propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Ataki trwają

Na granicy polsko-białoruskiej cały czas są ataki
Nikt nie "atakuje" polskiej granicy. Uchodźcy i migranci próbują ją przekroczyć z niedozwolonym miejscu, do czego często są zmuszeni
„Sygnały Dnia", PR 1,25 maja 2022

Oczywiście nadal mamy do czynienia z próbami przekraczania granicy, ale opisywanie ich w kategoriach ataków to mijanie się z prawdą.

Straż Graniczna w codziennych komunikatach skupia się przede wszystkim na drobiazgowym opisie prób przekraczania granicy. I tak w najnowszym komunikacie czytamy o przerzucaniu kładki przez drut kolczasty, a w poprzednich także o „incydentach”, takich jak np. rzucanie kamieniami w polskich strażników. Wcześniej, według informacji Straży Granicznej, dochodziło także do prób oślepienia polskich funkcjonariuszy, a w prowokacjach brały udział białoruskie służby graniczne.

Mariusz Błaszczak mówiąc o atakach, skupił się jednak tylko na próbach przekroczenia granicy, które przez Straż Graniczną zostały udaremnione. Nie mówi nic o osobach, którym granice udało się przekroczyć, ani o tych, którym udało się złożyć wnioski o ochronę międzynarodową (także po to, aby uniknąć kolejnych push-backów). Nie wspomniał też słowem o osobach, które wymagały pomocy humanitarnej, świadczonej przez aktywistów Grupy Granica, Fundacji Ocalenie, ale także osoby działające na Podlasiu indywidualnie.

O skali problemu informuje choćby Grupa Granica. „W ciągu 13 dni między 3 a 16 maja sytuacja w strefie przy granicy polsko-białoruskiej nie uległa poprawie. Wolontariuszki i wolontariusze działający w Grupie Granica wciąż otrzymują wiele próśb o pomoc od osób uwięzionych w lasach po polskiej stronie. W tych dniach zgłosiły się do nas 224 osoby, wśród których było 22 dzieci w wieku 1–11 lat. Udało się nam dotrzeć do 144 osób, w tym 13 dzieci; 134 osoby (w tym 12 dzieci) otrzymały pomoc humanitarną, zaś 10 osób, w tym dwoje dzieci, pomoc medyczną” – piszą aktywiści.

W ciągu 13 dni między 3 a 16 maja sytuacja w strefie przy granicy polsko-białoruskiej nie uległa poprawie....

Opublikowany przez Grupa Granica Wtorek, 17 maja 2022.

Listopadowy szturm na granicę

„Skala tych ataków jest mniejsza, apogeum to była połowa listopada, gdy szturmowano granicę i granica została obroniona, dzięki żołnierzom Wojska Polskiego współpracującym ze strażą graniczną i polską policją” – wywodził Błaszczak i znów minął się z prawdą, tym razem na kilku poziomach.

Skala tych ataków jest mniejsza, apogeum to była połowa listopada, gdy szturmowano granicę i granica została obroniona.
Nie, kryzys humanitarny trwa nadal. W marcu 2022 r. Białoruś zamknęła obóz w Bruzgach znowu wypychając część osób na granicę z Polską
„Sygnały dnia, PR 1,25 maja 2022

Owszem, wydarzenia na przejściu granicznym w Kuźnicy, bo o tym mówi Błaszczak, mogły wyglądać jak „apogeum” kryzysu na polsko–białoruskiej granicy, ale nie powinny być tak traktowane.

Marsz migrantów i uchodźców na granicę został sprowokowany przez służby Łukaszenki, które ponoszą odpowiedzialność za wszelkie prowokacje, starcia oraz akty przemocy. Traktowanie tych wydarzeń, jako „apogeum” ma na celu – znów – wywoływanie w polskim społeczeństwie lęku przed migrantami i uchodźcami, którzy przekraczali granicę z Polską przed Kuźnicą, ale także i po Kuźnicy, bez uciekania się do aktów przemocy wobec polskich służb.

Mariusz Błaszczak zapomniał wspomnieć o zwiększonym ruchu migracyjnym w połowie marca bieżącego roku, w związku z likwidowaniem hali w Bruzgach, czyli centrum logistycznego po stronie białoruskiej, skąd wyszedł marsz migrantów i uchodźców w stronę przejścia granicznego w Kuźnicy. Białoruś zlikwidowała Bruzgi, pozwalając części migrantów wycofać się z pograniczna, ale część wypchnęła w stronę Polski.

„Nie mamy wątpliwości, że sytuacja na Podlasiu od kilku dni systematycznie się pogarsza. Jakbyśmy wrócili do szczytu kryzysu humanitarnego sprzed kilku miesięcy. Co więcej, spodziewamy się, że to nie będzie chwilowy wzrost osób docierających do granicy” – mówiła wówczas OKO.press działająca w Grupie Granica Katarzyna Czarnota.

Słowa Czarnoty znajdują potwierdzenie w wydawanych w tym czasie komunikatach Straży Granicznej.

21 marca, według informacji podanych przez Straż Graniczną, do Polski przez tzw. zieloną granicę chciało się przedostać 134 osoby. „Najwięcej cudzoziemców zatrzymano w Narewce, bo aż 40 osób” – podała Straż Graniczna.

22 marca Straż Graniczna informowała o prowokacjach białoruskich pograniczników. „Białoruskie służby dwukrotnie zaatakowały kamieniami polskich funkcjonariuszy SG. Uszkodzona została budka wartownicza” – podawała wówczas rzecznik prasowa Straży Granicznej, por. Anna Michalska. Zauważono także liczne przecięcia drutu żyletkowego, który służby rozciągnęły na linii granicznej.

Polskie służby zareagowały brutalnymi push-backami, także rodzin z dziećmi, o czym informowali aktywiści z Grupy Granica. W obliczu kolejnych wywózek aktywiści złożyli zawiadomienia do prokuratury, o czym pisaliśmy na łamach OKO.press. Ale o tym Mariusz Błaszczak nie wspomina, skupia się jedynie na „apogeum” w Kuźnicy, i ataku, który udało się polskim służbom opanować.

Przeczytaj także:

Nasze służby obroniły granicę

W tej samej wypowiedzi Błaszczak chwali się, że granica "została obroniona". Owszem, polskie służby nie przepuściły nikogo przez przejście graniczne w Kuźnicy, które w listopadzie zostało zamknięte oraz stało się miejscem prowokacji i gorszących scen ściągających medialną uwagę całego świata. Ale przypisywanie zasług „obrony granicy” wyłącznie polskiemu wojsku i służbom to nadużycie.

Mariusz Błaszczak zapomniał o działaniach dyplomatycznych, także po stronie europejskich liderów oraz udziale międzynarodowych instytucji. Słowem nie wspomniał o zaangażowaniu Europy w rozwiązaniu kryzysu na przejściu granicznym w Kuźnicy, zwłaszcza o udziale Angeli Merkel, która w rozmowie telefonicznej z Łukaszenką ustaliła, że problem należy rozwiązać na poziomie unijnym.

Błaszczak nie wspomniał także o zaangażowaniu liderów grupy G7 oraz groźbie nowych sankcji ze strony UE wobec Białorusi. No i na antenie polskiego radia nie usłyszeliśmy ani słowa o zaangażowaniu UNHCR i IOM w nadzorowanie lotów powrotnych do Iraku, gdy Białoruś już ugięła się pod międzynarodową presją.

„To oczywiście wszystko było przeprowadzone przez Łukaszenkę w porozumieniu z Kremlem. Chodziło o destabilizację Polski. Wyobraźmy sobie, co by się stało gdyby polsko-białoruska granica została sforsowana. Oczywiście mielibyśmy kryzys w Polsce. (Zwłaszcza – red. ) jeśli dodamy do tego plany ataku Rosji na Ukrainę” – wywodził w dalszej kolejności Błaszczak.

Nikt nie ma wątpliwości, że reżim Łukaszenki wykorzystał potrzeby migracyjne mieszkańców Bliskiego Wschodu oraz Afryki, aby wywrzeć nacisk na Unię Europejską poprzez destabilizację sytuacji na jej zewnętrznych granicach, czyli na granicach z Litwą, Łotwą oraz Polską. Jednakże łączenie wydarzeń z Kuźnicy z agresją Rosji na Ukrainę jest populistycznym uproszczeniem oraz grą na niebezpiecznych stereotypach.

Mariusz Błaszczak sugeruje, że ludzie, którzy chcieli w listopadowych dniach przekroczyć granicę, mogli stanowić dla Polski poważne zagrożenie, a ich obecność mogłaby osłabić polską obronność w przededniu wojny w Ukrainie. Między wierszami mówi, że migranci oraz uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki są niebezpieczni, grając choćby na stereotypach muzułmanina-terrorysty.

To nie pierwszy raz, gdy Błaszczak ucieka się do stosowania niebezpiecznych stereotypów. Wystarczy wspomnieć skandaliczną konferencję, na której zaprezentowano rzekomą zawartość telefonu jednego z zatrzymanych migrantów i uchodźców na granicy we wrześniu 2021 roku oraz sugestie, które padają z ust Mariusza Błaszczaka.

Czy obecność nawet kilku tysięcy obcokrajowców mogłaby wówczas w jakikolwiek sposób zdestabilizować państwo polskie? Ponad 1,5 miliona uchodźców z Ukrainy jasno przeczy tej tezie, choć musimy pamiętać o różnicach i kontekście międzynarodowym. W przypadku migracji przez Białoruś istniała bowiem możliwość otwarcia nowego szlaku migracyjnego do Europy, do czego nie tylko Polska, ale i cała Unia Europejska za wszelką cenę nie chciała dopuścić.

„Jest zapora tymczasowa (…) Dziś budowana jest zapora trwała, pięciometrowe ogrodzenie, mimo ataków ze strony opozycji, np. w Parlamencie Europejskim. (…) Ogrodzenie jest niezbędne, do tego, żeby zapewnić bezpieczeństwo” – wątek muru był kolejnym poruszonym przez ministra.

Owszem, europosłowie opozycji wypowiadali się krytycznie wobec budowy ogrodzenia granicznego na Podlasiu 5 maja podczas debaty w europarlamencie, ale podnosili głównie kwestie humanitarne, o których Mariusz Błaszczak w rozmowie nie wspomniał.

Nie wspomniał również o krytyce ze strony np. Ylvy Johansson, komisarz UE ds. wewnętrznych, która podnosiła także kwestie związane z ochroną środowiska. „Zgodnie z prawem UE można chronić zarówno środowisko, jak i bezpieczeństwo publiczne. Możemy i musimy robić obie te rzeczy, ale ponadto musimy przestrzegać procedur ustanowionych przez prawo” – powiedziała Johansson, o czym informowało m.in. Deutsche Welle.

Również OKO.press wielokrotnie pisało o kwestiach środowiskowych.

Niemcy też wypychają?

„Jeśli ktoś sądzi, że moglibyśmy przepuścić przez Polskę tych migrantów na Zachód to też się myli. Niewątpliwie zostaliby zatrzymani na granicy polsko-niemieckiej. I ten problem mielibyśmy w Polsce. Obrona granicy polsko-białoruskiej, która jest granicą Unii Europejskiej leży w żywotnym interesie Polski” – argumentował Błaszczak, również w tym miejscu manipulując.

Jeśli ktoś sądzi, że moglibyśmy przepuścić przez Polskę tych migrantów na Zachód to też się myli. Niewątpliwie zostaliby zatrzymani na granicy polsko-niemieckiej.
Niemcy przyjmują wszystkich migrantów, którym udało się do nich przedostać do ośrodków przejściowych i rozpoczynają procedury azylowe
„Sygnały dnia", PR 1,25 maja 2022

Owszem, Polska nie może tak po prostu przepuścić przez swoje terytorium dowolnej grupy ludzi, ale dlatego że jest zobowiązana do ochrony zewnętrznej granicy Unii Europejskiej, a ta jest cały czas umacniania.

To odpowiedź na ataki terrorystyczne na terenie państw unijnych, do których dochodziło w szczytowych momentach wojny w Syrii oraz zwiększonej migracji z Bliskiego Wschodu, wywołanej następstwami Arabskiej Wiosny, m.in. również wojną w Syrii.

Stosując push-back, Polska de facto realizuje europejską politykę wobec migrantów i uchodźców, o czym pisaliśmy wielokrotnie.

W tym miejscu należy podkreślić, że push-back pozostaje nielegalny z punktu widzenia prawa międzynarodowego i fakt, że stał się unijną praktyką, tego nie zmienia.

Błaszczak manipuluje również mówiąc o zatrzymywaniu migrantów i uchodźców na granicy z Niemcami, sugerując, że byliby zawracani do Polski. To nieprawda. Od początku kryzysu migracyjnego wywołanego przez Łukaszenkę Niemcy migrantów i uchodźców przyjmowali do ośrodków dla cudzoziemców, otwierali także ośrodki przejściowe, co jednocześnie jasno pokazywało, że polska granica – wbrew zapewnieniom polskich władz – nie była szczelna.

Migranci czy uchodźcy?

„Mamy do czynienia z migrantami, nie uchodźcami. Uchodźców mamy na granicy polsko-ukraińskiej. Ponad 3,5 miliona uchodźców ukraińskich przyjęliśmy i jesteśmy z tego dumni. To są kobiety, to są dzieci, to są ludzie, którzy uciekają przed wojną, a ich mężowie i synowie walczą (…). A w przypadku atakujących polsko-białoruską granicę mamy do czynienia z migrantami. Z młodymi mężczyznami, którzy zostali ściągnięci z Bliskiego Wschodu po to, żeby zaatakować Polskę” – spuentował swój wywód Mariusz Błaszczak, dopuszczając się wielopoziomowej manipulacji, która jest esencją pisowskiej narracji wokół granicy polsko-białoruskiej.

W przypadku atakujących polsko-białoruską granicę mamy do czynienia z migrantami, nie uchodźcami
Fałsz. Błaszczak nie może wiedzieć, kto na granicy jest uchodźcą, a kto nie. Tego nie ustala się arbitralnie w MON
Sygnały Dnia, I Program Polskiego Radia,25 maja 2022

W tym miejscu szef MON sięga po najczęściej powtarzane uproszczenie, które tworzy fałszywy obraz sytuacji na granicach Polski i dzieli ludzi na tych, którym należy się ochrona – kobiety i dzieci z Ukrainy – i na tych, którym ochrona się nie należy.

Mówiąc o ludziach na pograniczu polsko-białoruskim „migranci” Mariusz Błaszczak sugeruje, że nie przysługuje im żadna pomoc, czy ochrona prawna. Uchodźca to człowiek, najogólniej rzecz ujmując, który ucieka przed wojną, czy prześladowaniem, a migrant to człowiek, który podjął decyzję o przemieszczeniu się, w domyśle dobrowolnie, np. w poszukiwaniu pracy.

Tezom Błaszczaka przeczą jednak nie tylko informacje o osobach usiłujących przekroczyć granice polsko-białoruską zbierane przez aktywistów, czy dziennikarzy, ale same komunikaty Straży Granicznej, która informuje także o narodowościach zatrzymywanych. SG wymienia m.in. obywateli Jemenu i Syrii (gdzie toczą się przecież wieloletnie konflikty zbrojne oraz miejsce mają katastrofy humanitarne), czy Afganistanu i Turcji (gdzie ludzie cierpią prześladowania polityczne).

View post on Twitter

Co więcej, mamy dziś bogatą wiedzę o tym, co dzieje się z ludźmi usiłującymi przekroczyć granicę po stronie białoruskiej. Liczne relacje osób jasno pokazują, że białoruscy pogranicznicy stosują przemoc wobec osób, które na granicę zawraca polska straż graniczna. Dodatkowo, społeczność międzynarodowa zgadza się, że Białoruś nie jest krajem bezpiecznym, a do takiego kraju ludzi z granicy zawracać nie wolno.

W świetle tej wiedzy to, czy mamy do czynienia z uchodźcami wojennymi, osobami uciekającymi przed prześladowaniami politycznymi, czy migrantami ekonomicznymi oszukanymi przez reżim Łukaszenki ma znaczenie drugorzędne. Najważniejsze jest zdrowie, życie i bezpieczeństwo ludzi, za które Polska ponosi odpowiedzialność od momentu, gdy ci ludzie znaleźli się na polskim terytorium.

Dlatego właśnie prawo międzynarodowe (m.in. Konwencja Genewska mówi jasno: każda osoba na naszej granicy może złożyć taki wniosek. Zgodnie z art. 14 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, każdy migrant i każda migrantka ma prawo do ubiegania się o azyl (czyli ochronę międzynarodową) i korzystania z niego. Zgodnie z unijnym prawem powinna tu zadziałać zasada non-refoulment.

Jak pisaliśmy w informatorze GRANICA na łamach OKO.press, ani władze, ani funkcjonariusze Straży Granicznej czy policji, ani opinia publiczna nie ma prawa z góry przesądzać, komu przysługuje, a komu nie przysługuje ochrona międzynarodowa. Co więcej, oprócz ochrony międzynarodowej, istnieją inne formy ochrony unijnej i krajowej. Gdyby więc prawo było przestrzegane, migranci i uchodźczynie – bo tak należy mówić o ludziach na pograniczu polsko-białoruskim mieliby kilka możliwości, by uzyskać schronienie w Polsce, o czym więcej piszemy w informatorze. Jednocześnie warto zauważyć, że samo mówienie o „nielegalnym przekroczeniu granicy” jest błędne, trafniej jest mówić o „próbach przekroczenia granicy”.

Zasada mówiąca o tym, że każdy może złożyć wniosek o ochronę międzynarodową była także zapisana w polskim prawie (ustawa z 2003 r. o cudzoziemcach). Jednak uchwalona w październiku 2021 r. nowelizacja (tzw ustawa wywózkowa) mówi, że wniosek może pozostać bez rozpoznania oraz nakazuje cudzoziemcowi opuszczenie Polski, gdy przekroczył on granicę z naruszeniem prawa (czyli np. przeszedł zieloną granicą). Nowela legalizuje tym samym push-backi i jest sprzeczna z prawem międzynarodowym.

Tu warto wspomnieć, że i przed ustawa wywózkową Polska łamała prawo. Świadczą o tym wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) w sprawach o odmowę wjazdu uchodźcom na przejściu granicznym w Terespolu.

Oczywiście nie nie ma wątpliwości, że migranci i uchodźcy znaleźli się na naszej wschodniej granicy w wyniku działań Białorusi, ale celem Łukaszenki nie było atakowanie wyłącznie Polski, a wymuszanie ustępstw Unii Europejskiej poprzez naciski na państwa leżące na zewnętrznej granicy, czyli Litwę, Łotwę oraz Polskę. Zamiast pokazać ten szeroki kontekst, Błaszczak operuje stereotypem młodego mężczyzny z Bliskiego Wschodu, który ma stanowić dla Polski zagrożenie.

Owszem, granicę polsko-białoruską przekraczali i przekraczają także młodzi mężczyźni, ale o tym, czy dana osoba jest migrantem czy uchodźcą nie decyduje płeć oraz wiek, a przesłanki analizowane w procedurach azylowych. Wniosek o przyznanie ochrony powinien zostać rozpatrzony i wtedy powinna zapaść decyzja, komu się taka ochrona należy.

Uniemożliwiając złożenie takich wniosków poprzez stosowanie push-backów, Polska nie tylko łamie prawo międzynarodowe, ale także traci możliwość oceny, czy ma do czynienia z uchodźcami, czy migrantami. Uznawanie wszystkich obecnych na naszej wschodniej granicy przez Błaszczaka a priori za migrantów jest więc ze wszech miar nieuprawnione i błędne.

Co więcej, liczne raporty organizacji pozarządowych, także wolontariuszy działajacych na granicy polsko-białoruskiej, oraz liczne doniesienia dziennikarskie jasno pokazują, że granicy polsko-białoruskiej nie przekraczają wyłącznie mężczyźni, których wnioski o ochronę międzynarodową mogą być odrzucane, jako bezzasadne.

Pomagać, nie pomagać

Kłamstwa Błaszczaka to kolejny głos w opowieści o ataku na Polskę i zagrożeniu naszego narodowego bezpieczeństwa przez "falę migrantów" oraz o dzielnych służbach, które obroniły Polskę - taką narrację uparcie lansują władze. Według wrześniowego sondażu Ipsos dla OKO.press dała się do niej przekonać połowa Polek i Polaków. Na pytanie, "jak władze powinny traktować ludzi, które próbują przekroczyć granicę Polski z Białorusią":

  • 41 proc. wybrało odpowiedź zgodną z prawem humanitarnym: "Należy ich wpuścić na teren Polski i rozpatrzeć ich wnioski o azyl", ale
  • 52 proc. poparło politykę rządu: "Nie wpuszczać, a jeśli uda się im przekroczyć granicę, kazać wracać na stronę białoruską".

Jak pokazał sondaż Ipsos dla More in Common z 4-7 maja 2022, zdaniem 60 proc. Polek i Polaków "migranci i uchodźcy, próbujący przedostać się do Polski przez granicę z Białorusią", NIE zasługują na taką samą pomoc jak uchodźcy z Ukrainy"; odwrotnego zdania jest 35 proc (skąd te różnice - czytaj tutaj).

Komentarze