0:000:00

0:00

Po śmierci Józefa Piłsudskiego 12 maja 1935 roku wielu Polaków żydowskiego pochodzenia czuło niepokój. Wydawało im się bowiem, że mieli w Marszałku oparcie. Obserwowali jego zachowanie przez lata i mogli je zestawić z postępowaniem środowisk endeckich oraz z tym, co działo się już za zachodnią granicą.

Żydzi uważali, że „Dziadek” traktuje ich jako równoprawną część polskiego społeczeństwa. Wysyłali do niego prośby, skargi, listy i memoriały, które zebrała niedawno w książce „Żydzi i Piłsudski” dr hab. Jolanta Żyndul.

Tak na przykład pisała w życzeniach imieninowych uczennica z Łodzi Niusia Waldmanówna w marcu 1935 roku, a więc na kilka tygodni przed śmiercią Marszałka: „Szanowny i kochany dziadku. Choć jestem Żydówką, kocham Ciebie tak samo jak Twe rodaczki. Kocham Polskę i jej mieszkańców, gdyż nauczyłam się uważać Ją za moją drugą Ojczyznę. My, Żydówki, też prosimy Boga o zdrowie dla Ciebie i prosimy Go również, aby nam też zesłał dzielnego Wodza w postaci drugiego Piłsudskiego”.

Przeczytaj także:

Legendy i róg z kości słoniowej

W środowiskach żydowskich krążyły legendy związane z Piłsudskim dotyczące jeszcze jego działalności konspiracyjnej (nie tylko działacze Bundu mieli wtedy, jak on, sympatie socjalistyczne), czasów legionowych (nie brakło tam Żydów, jak kawaler Orderu Virtuti Militari por. Bronisław Mansperl) oraz wojny polsko-bolszewickiej.

Przykładem historia o wspólnych partiach szachów Piłsudskiego z Eliaszem Zakheimem z Baranowicz, który na dodatek uratował rzekomo Marszałka przed czerwonoarmistami. Tej ostatniej opowieści historycy nie dają wiary. Stanowią one jednak dowód na estymę, jaką Żydzi darzyli Piłsudskiego.

Były też namacalne, materialne dowody wdzięczności. Na zachowanym zdjęciu z 1933 roku widzimy jak żydowski przemysłowiec Szymon Fischl (Fishel) złożył na ręce Aleksandry Piłsudskiej róg z kości słoniowej należący kiedyś do króla Jana III Sobieskiego. Ten cenny zabytek trafił do sali konferencyjnej w Belwederze.

"Ja ich po prostu lubię"

Kiedy kuzynka Piłsudskiego Teresa Lipkowska zapytała go w Sulejówku o stosunek do Żydów, odpowiedział: „Wszyscy wiedzą, że nie jestem antysemitą, ale nie jestem też filosemitą. Ja ich po prostu lubię i dobrze czuję się w ich towarzystwie... Jak w domu”.

Wychowywał się w podupadłym szlacheckim majątku, w którym wielokrotnie stykał się z Żydami. Jego ojciec wielokrotnie ubijał z nimi interesy. Z relacji Lipkowskiej z 1925 roku wynika, że Piłsudski cenił w Żydach przywiązanie do tradycji, docenianie wykształcenia, szacunek dla osób starszych.

Lecz czy ludność żydowska mogła liczyć na wsparcie Piłsudskiego kilka lat wcześniej, gdy podczas wojny z bolszewikami nagle stała się ofiarą całej serii prześladowań ze strony sąsiadów i polskiej armii?

Antysemityzm od Wilna do Częstochowy

To, że wydarzenia takie zaistniały, nie podlega dyskusji. Jeszcze przed wojną z bolszewikami, w listopadzie 1918 roku doszło do pogromu podczas walk polsko-ukraińskich o Lwów. Polacy oskarżyli miejscowych Żydów o sprzyjanie Ukraińcom. Zginęły 73 osoby, kilkaset odniosło rany. Podobne oskarżenia – o sprzyjanie wrogom odrodzonej Polski – pojawiły się potem masowo w latach 1919–1920.

Współpracę z bolszewikami zarzucano żydowskim mieszkańcom Wilna, gdy w kwietniu 1919 roku wojsko polskie zajęło miasto. Wskutek prześladowań zginęło kilkudziesięciu Żydów.

W tym samym miesiącu doszło do tragicznej pomyłki w Pińsku. Żydowskie zebranie poświęcone podziałowi paczek żywnościowych wzięto za zgromadzenie spiskowców. Polscy żołnierze rozstrzelali ponad trzydzieści osób.

W maju 1919 r. w Częstochowie miały miejsce krwawe zajścia, które zaczęły się od tego, że wojacy „dla hecy” obcinali brody Żydom. Notabene, żołnierzami tymi byli tzw. hallerczycy – przetransportowani nad Wisłę członkowie Armii Polskiej we Francji, znani z antysemickich poglądów. Napadali Żydów w pociągach i na stacjach, nie przypadkiem

można było usłyszeć wesołe przyśpiewki: „A kto Żydów poniewiera? To pułk piąty od Hallera!”.

Brutalne zabójstwo 12 Żydów we wsi Glinianka

Przetrwały szokujące relacje z roku 1920 roku, m.in. ze wsi Glinianka pod Wiązowną. „Oficerowie i żołnierze polscy zwrócili się do 12 Żydów, pozostałych we wsi – reszta uciekła – i kazali im pójść na roboty, gdzie ich bito do krwi. Następnie kazano im pójść do domów po rydle. Gdy je przynieśli, rozkazano im wykopać dół; poczem zostali rozstrzelani. Trupy tratowano końmi, aż mózg i wnętrzności wyszły na wierzch, wrzucono je do przygotowanego dołu i zasypano ziemią. (...)

Nadmienić należy, że ludność żydowska zachowywała się zupełnie lojalnie. Podczas inwazji Żydzi znajdowali się w ukryciu, gdy wkroczyły z powrotem wojska polskie, Żydzi powitali je owacyjnie” – to jedna z wielu opowieści włączonych niedługo potem przez żydowskich posłów na Sejm do opracowania „Inwazja bolszewicka a Żydzi. Zbiór dokumentów”.

Ile dokładnie było ofiar podobnych zajść, nie wiadomo. Czy wszystkim relacjom można wierzyć? Wielu nie sprawdzano, a czasy nie sprzyjały takim rachubom. Amerykański historyk prof. William W. Hagen oszacował w książce „Anti-Jewish Violence in Poland, 1914–1920” (2018), że w przynajmniej 279 incydentach zginęło co najmniej 400 osób.

„Nie było żadnych pogromów! Tylko niemożliwe do uniknięcia incydenty”

Co sądził o tych wydarzeniach Piłsudski? Z listów i interwencji żydowskich parlamentarzystów wynika, że był informowany o antysemickich wystąpieniach w Polsce i o oczekiwaniach, by położył im kres.

Kiedy Żydzi z Mińska poskarżyli się we wrześniu 1919 roku na rabunki, gwałty, samowole i zatrzymania, Naczelnik spotkał się z ich reprezentantem i – wedle prasowych relacji – zgodził się powołać komisję do spraw zbadania aresztowań i uwolnienia niewinnych.

Nie mógł jednak zmienić ani nastawienia żołnierzy, ani ich zwierzchników.

„Ludność polska postrzegała Żydów generalnie jako obcych, traktowano ich podejrzliwie, z nieufnością. We wspomnieniach i zapiskach z epoki przewijają się dwa obrazki. Pierwszy to Żyd jako osobnik podstępny, zdradliwy, który zapewne skrycie popiera bolszewików i gdy tylko wkroczą, wbije nam nóż w plecy. Drugi to Żyd jako obiekt pogardy, śmieszny chałaciarz, traktowany z góry »Żydek«” – opowiada publicysta Marcin Szymaniak, autor książki „Szable i cekaemy”, na której potrzeby przewertował materiały źródłowe z lat wojny polsko-bolszewickiej.

"Zagłosuję na partię, która będzie rżnąć Żydów"

„Chyba najlepsze, najbardziej szczere wspomnienia z wojny 1920 – dzienniki sierżanta Maciejewskiego – przesiąknięte są jednocześnie najbardziej brutalnym antysemityzmem. Autor pisze np.: »Zagłosuję na partię, która będzie rżnąć Żydów«. Co do władz, to ich postawy były zróżnicowane, bo oficjele i dowódcy wojskowi mieli różne zapatrywania na tę kwestię. Stereotyp »Żyd-bolszewik« był silny, starano się jednak – z mniejszym lub większym zapałem – powstrzymywać ekscesy antyżydowskie”.

Choć władze wojskowe czasem interweniowały i pojawiły się nawet wyroki skazujące, to jednak z reguły przypadki takie zamiatano pod dywan. Sam Piłsudski traktował te sprawy jako drugorzędne.

Pogromy? To tylko incydenty

Kiedy spotkał się z Henrym Morgenthauem – szefem komisji wysłanej przez prezydenta USA w 1919 roku w celu sprawdzenia doniesień o antysemickich zajściach w Polsce – z oburzeniem zareagował na nazywanie ich pogromami.

„W Polsce nie było żadnych pogromów! Tylko niemożliwe do uniknięcia incydenty” – wyjaśniał Amerykaninowi. – „Pogrom to masakra nakazana przez rząd lub taka, której on nie zapobiegł, choć można było to zrobić. My nigdy nie dopuściliśmy do masowego zabijania Żydów. Nasze kłopoty mają podłoże nie religijne, lecz ekonomiczne. Nasi drobni handlarze to Żydzi. Wielu z nich zarobiło na wojnie, niektórzy prowadzili interesy z Niemcami albo bolszewikami, albo z jednymi i drugimi, i to zrodziło uprzedzenia w stosunku do wszystkich Żydów”.

Piłsudski uważał, że skoro od listopada 1918 roku Żydzi mają prawa wyborcze, to kwestia równouprawnienia jest z grubsza załatwiona. Ponadto od czerwca 1919 roku ich prawa jako mniejszości gwarantował tzw. mały traktat wersalski.

Piłsudski wszelkie zajścia antysemickie widział tylko jako odprysk wojny, przemocy towarzyszącej każdym działaniom frontowym.

Cokolwiek myślał i robił, musiał też uważać na opinię publiczną. „Na wiosnę 1920 r. »Kurier Polski« zarzucił Piłsudskiemu kierowanie się względami narodowościowymi, podając za gazetą »Der Jud« informację, że ułaskawił on dwóch Żydów skazanych na karę śmierci, zaś trzem Polakom sądzonym w tym samym procesie odmówił prawa łaski.

Sprawa toczyła się przed sądem doraźnym w Rzeszowie i dotyczyła kradzieży mienia wojskowego. Kancelaria Cywilna [Naczelnika Państwa] wyjaśniała jednak, że Naczelnik Państwa rzeczywiście ułaskawił dwóch Żydów, ale odmówił prawa łaski jednemu Żydowi i jednemu chrześcijaninowi” – pisze dr hab. Jolanta Żyndul w książce „Żydzi i Piłsudski”.

Może dlatego tak, a nie inaczej, wyglądała jego znamienna rozmowa z dziennikarzem lewicującego „Kuriera Porannego” z końca sierpnia 1920 roku. Zwykle cytowany jest jej fragment dotyczący patriotycznego zachowania Żydów, jednak cała wypowiedź wyglądała inaczej.

"Żydzi nie wszędzie zachowywali się źle"

„Żydzi nie wszędzie zachowywali się źle. W Łomży i Mazowiecku dzielny stawiali opór bolszewikom. W Mazowiecku najeźdźcy rozstrzelali kilku. W Łomży bolszewicy osadzili biskupa w więzieniu wśród samych Żydów, których aresztowali. Natomiast rzecz dziwna, jak wiele zresztą rzeczy w Polsce – tuż obok, w sąsiedztwie: w Łukowie, w Siedlcach, w Kałuszynie, w Białymstoku, dalej we Włodawie – miały miejsce liczne, czasem nawet masowe, ze strony Żydów wypadki zdrady stanu” – mówił dziennikarzowi Piłsudski.

Publicyści i historycy, zwracają uwagę na kontrowersyjne wypowiedzi Naczelnika po wyparciu bolszewików z Wilna (1919). Stwierdzał, że pod bolszewickim panowaniem w mieście rządzili Żydzi, a gdy weszli Polacy, „ludność cywilna żydowska” strzelała do nich z okien i dachów. Potem bardziej niuansował swoje wypowiedzi, a od jesieni 1920 r. właściwie unikał publicznych deklaracji w kwestii żydowskiej.

W cieniu obozu w Jabłonnie: dezerterzy czy patrioci?

Naczelnik nie zajął także stanowiska w sprawie bulwersującego obozu w Jabłonnie. Utworzono go 16 sierpnia 1920 roku – a więc w trakcie bitwy warszawskiej, batalii o wszystko dla odrodzonej Polski.

Powstał na mocy postanowienia Rady Obrony Państwa (do której Piłsudski należał z urzędu, aczkolwiek był wówczas na froncie), podpisanego (też z urzędu) przez ministra spraw wojskowych gen. Kazimierza Sosnkowskiego.

Jabłonna miała być stacją zborną dla żołnierzy Żydów: niepewnych, skażonych bolszewicką agitacją i obniżających wartość bojową polskiej armii. Badacze spierają się, kto właściwie trafiał do tej placówki i ilu było osadzonych.

Jedni uważają, że internowano tam nawet poborowych, w obozie ściśnięto 17 tys. ludzi, dochodziło do bicia i były ofiary śmiertelne. Drudzy argumentują, że chodziło właściwie tylko o żydowskich dezerterów, na pewno nie zebrano ich aż kilkunastu tysięcy i nikt nie zginął z rąk strażników – choć faktycznie wielu z wartowników okazało się antysemitami szykanującymi Żydów.

Obóz zamknięto po niecałym miesiącu, po interwencjach środowisk żydowskich u władz państwowych. Jednak sprawa pozostaje niewyjaśniona, wymaga dalszych prac badawczych, prześledzenia relacji i dokumentów z epoki.

„W kontekście Piłsudskiego ciekawa jest historia Jakuba Klotza” – zwraca uwagę Marcin Szymaniak. – „Był to młody ochotnik patriota, który w ogóle nie wiedział, że jest Żydem, bo jego rodzina chciała się spolonizować i ukrywała przed nim pochodzenie. Trafił on do Jabłonny, przeżył szok i stamtąd uciekł. Złapano go, osądzono i skazano na śmierć za dezercję. Potem zamieniono mu karę na więzienie, a następnie Piłsudski go ułaskawił”.

"Życzliwa neutralność"

Być może podejście Piłsudskiego do Żydów zarówno wtedy, jak wcześniej i później, najlepiej charakteryzuje to, co po śmierci Marszałka napisał Ozjasz Thon. Ten poseł, rabin i działacz syjonistyczny stwierdził:

„Cały przebieg życia przywiódł Piłsudskiego do tego, że mógł mieć do Żydów i z Żydami stosunek, który w świecie dyplomacji nazywa się: »życzliwa neutralność«. Rodzaj obojętności, która ma jednak pewną, niezbyt silną tendencję do życzliwości. Taki był jego stosunek do Żydów, dopóki mu gdzieś nie weszli w drogę i nie przeszkadzali. Tego nie lubił. Był pochłonięty jedną wielką ideą oswobodzenia swojego narodu – jeśli na jego drodze, która była długa i ciężka, pojawiała się zawada, stawał się niecierpliwy.

Kiedy w pierwszych latach istnienia Rzeczypospolitej mówiono z nim o Żydach, pokazywał się nawet czasami w jego oku coś jakby przebłysk zdziwienia czy zniecierpliwienia, jakby chciał powiedzieć: »Mam tu okropnie wielkie i ważne zadanie, jak oswobodzenie Polski, a tu przychodzą i zawracają mi głowę Żydami«. Nie był to pozbawiony szacunku sąd, ale po prostu taki osąd”.

Thon wspominał przy tym dawną rozmowę z czasów walk o polskie granice, gdy Piłsudski stwierdził: „Czego pan chce? Mówicie o kilkuset ofiarach, a ja wam mogę powiedzieć, że w jednej potyczce w tej a tej wsi straciłem ponad tysiąc ludzi”…

;

Udostępnij:

Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze