0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

W niedzielę 3 kwietnia 2022 roku na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne. Czy opozycji, która po raz pierwszy idzie do wyborów w jednym bloku, uda się pokonać Fidesz Orbána?

„Opozycja na Węgrzech przez całe lata, czyli do 2018 roku była na tyle skłócona, że nie miała przestrzeni. A dzisiaj jest marginalizowana przez media, przez cały system. Część wyborców po raz pierwszy usłyszała, że jest inna wizja polityczna” - mówi OKO.press dr Dominik Héjj, ekspert Polityki Insight.

Skąd się bierze poparcie Orbána i dlaczego bliskie związki z Rosją tego poparcia nie podkopują?

„To jest majstersztyk: Orbán potrafił wszystkich uwikłać w to, że są beneficjantami relacji z Rosją, bo płacą za tani gaz, za prąd. Opozycji nie jest teraz łatwo powiedzieć: zerwijcie te kontrakty. Opozycja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to by wywołało wzrost cen” - uważa dr Héjj.

Cała rozmowa poniżej.

Co trzeba wiedzieć przed wyborami na Węgrzech:

  • Węgierska opozycja idzie do wyborów w jednym bloku. Koalicję wyborczą tworzy sześć partii: z lewicy Koalicja Demokratyczna (DK) i Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP), zieloni: Dialog dla Węgier (PM) i Węgierska Partia Zielonych (LMP), centrowe Momentum oraz Jobbik z prawicy.
  • Partie opozycyjne wybrały jednego kandydata na premiera. To Péter Márki-Zay - 49-letni burmistrz Hódmezővásárhely, który nie jest związany z żadną partią. Jego wygrana w opozycyjnych prawyborach była niespodzianką.
  • Fidesz Victora Orbána od 2010 roku zalicza zwycięstwa w kolejnych wyborach. Gdyby jego partia ponownie zwyciężyła, Orbán zostałby premierem po raz piąty.
  • Sondażowe poparcie opozycji i Fideszu jest bardzo podobne. Jednak m.in. ze względu na uprzywilejowany dostęp do mediów (udział w rynku mediów powiązanych z Fideszem jest szacowany na 78 proc.), zwycięstwo partii Orbána jest bardziej prawdopodobne.
  • Orbánowi sprzyja też ordynacja wyborcza oraz sposób rozrysowania granic okręgów wyborczych. Te, w których przewagę ma opozycja, zostały podzielone.
  • Węgierski system wyborczy daje ogromną przewagę zwycięzcy. W 2011 roku Orbán zmienił ordynację wyborczą tak, że system jest teraz zdecydowanie bardziej większościowy niż proporcjonalny. W wyborach w 2018 r. 49,27 proc. głosów oddane na Fidesz przełożyło się na 66,83 proc. mandatów.
  • Każdy wyborca oddaje dwa głosy: na kandydata i na listę partyjną. 106 członków węgierskiego parlamentu jest wybieranych w okręgach jednomandatowych, a pozostałych 93 - z listy krajowej. W 2018 roku Fidesz zdobył w okręgach jednomandatowych aż 91 mandatów.

24 godziny Fideszu, pięć minut opozycji

Agata Szczęśniak, OKO.press: Czy jest przesądzone, że partia Viktora Orbána wygra wybory parlamentarne w najbliższą niedzielę?

Dr Dominik Héjj, Instytut Europy Środkowej, Polityka Insight: Jeżeli nic strasznego się nie wydarzy, to tak. Rzecz, która mogłaby odebrać mu zwycięstwo, to jakieś wstrząsające wydarzenie. W obecnych warunkach byłoby to użycie broni niekonwencjonalnej w Ukrainie na dużą skalę. Wówczas część wyborców Fidesz-KDNP mogłaby wybrać bierność i niegłosowanie. Zdyscyplinowany elektorat opozycji poszedłby wówczas do urn. Viktor Orbán mógłby przegrać. W innym wypadku jest to niemożliwe. Orbán te wybory właściwie na pewno wygra, bo niestety zdecydowanie sprzyja mu ordynacja wyborcza.

To będzie zwycięstwo ordynacji i systemu politycznego skonstruowanego w taki sposób, że Orbán w nim wygrywa? Czy może zwycięstwo polityki Viktora Orbána?

To jest bardzo trudne pytanie, nie do końca da się na nie odpowiedzieć. Jest wojna i ona kieruje emocjami. Sondaży zbyt wielu nie ma, ostatnio kolejny pokazał (Závecz), że różnica między Orbánem a opozycją jest w granicach dwóch punktów procentowych.

Natomiast Fidesz bez wątpienia ma ogromne poparcie społeczne.

Sukcesem opozycji byłoby odebranie Fideszowi większości konstytucyjnej. Opozycja ma na to szansę. Ale jest to oparte na założeniu, że elektorat niezdecydowany w większości popiera opozycję. Zasadnicze pytanie dotyczy tego, czy ci ludzie dadzą się zmobilizować i ruszą do urn, czy też wybiorą bierność. Sondaży przez długi czas od początku wojny nie było zbyt wielu, teraz zaczęły się ukazywać. Sama wojna na wynik Fideszu nie ma zbyt wielkiego wpływu. Sprawa Ukrainy – nawet po stronie opozycji – mało kogo rusza.

Przeczytaj także:

A system wyborczy niewątpliwie wspiera Fidesz. Przede wszystkim chodzi o mechanizm kompensacji zwycięzcy i przegranego. Kiedy Fidesz wygrywa z opozycją, to wygrywa bardzo, a kiedy opozycja wygrywa z Fideszem, to ledwo. Przypomnę, że w 2018 roku głosów wynikających właśnie z ordynacji było 3,5 mln, przy czym Fidesz przytulił jedną trzecią z nich. To dało mu większość konstytucyjną. Kluczowe były głosy korespondencyjne, które zawsze wspierają Fidesz. Te głosy dały Fideszowi dwa mandaty: 132. – konstytucyjny i 133. – nadwyżkowy.

W dodatku Fidesz przypomina wyborcom wybory z 2002 roku. Wtedy też się wydawało, że Fidesz wygra, a nie wygrał, przez brak mobilizacji. Teraz powtarzają, że trzeba iść do urn. To jest jeden z ważniejszych czynników.

Zatem na to pytanie nie odpowiem, ale z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że w 2018 roku wyciąganie wniosków z sondaży np. przez polskich obserwatorów mocno zawiodło.

Zważywszy na to, jak działa system wyborczy na Węgrzech, sondaże to w dużej mierze atrakcja turystyczna, a nie coś, z czego można czerpać prawdziwą wiedzę.

Sposób pokazywania informacji Węgrom żyjącym na emigracji, tego, jak im się utrudnia głosowanie, a jak się ułatwia w diasporze, która jest pro-fideszowa, składa się na to, że pozycja FIDESZ-u jest nieproporcjonalnie bardziej uprzywilejowana niż opozycji. Najlepszym nie tyle dowodem, co śmiesznym przykładem jest to, że opozycja ma prawo do swojej prawdy przez pięć minut dwa razy w tygodniu w państwowej telewizji. I to wszystko, przez resztę czasu, czyli poniedziałek, czwartek, piątek, sobota i niedziela przez 24 godziny leci prawda Fideszu, a przez te dwa dni poza tymi pięcioma minutami też leci prawda Fideszu.

Dlaczego Fidesz cały czas ma tak wysokie poparcie? Na jakim fundamencie jest ono zbudowane? Z polskiej perspektywy wydaje się, że ważne są transfery socjalne, polityka rodzinna – zasiłki na dzieci, dopłaty do domu lub mieszkania. Co jeszcze?

Narracyjne podniesienie węgierskiej polityki z kolan po 2010 roku – to jest podstawa. Inny ważny komponent to budowanie w Węgrach poczucia osamotnienia. Cały czas jest powtarzana narracja: jesteśmy sami. Jak mówił w 2020 roku Orbán: zostaliśmy rzuceni wśród Słowian, to cud, że nie zginęliśmy. To trafia na podatny grunt. Paradoksalnie bez względu na to, czy ktoś jest z Fideszu czy z opozycji, ma miętę do traktatu z Trianon [1920 – okrojenie powierzchni państwa o 2/3 i utrata podobnego odsetka ludności na rzecz państw ościennych], co widać po ostatnich tłitach lidera węgierskiej opozycji. On akurat tę miętę ma dosyć dużą. To pozwala pokazać, że jest alternatywa wobec UE, że jest Rosja. Węgrzy się Rosji nie boją, nigdy niczego złego w mediach publicznych o Rosji nie usłyszeli, wszystko jest relatywizowane, nawet obecna wojna jest relatywizowana, a jednocześnie dużo słyszy się o tym, że Orbán się sprzeciwił.

Orbán to taki, jak to się ładnie po węgiersku nazywa „tökös fickó”, „koleś z jajami”, który jest w stanie wyjść na forum UE i jako jedyny się nie ugiąć. Oczywiście potem się ugnie, ale wizualnie bardzo dobrze to wygląda, i trafia do elektoratu.

Z drugiej strony opozycja na Węgrzech przez całe lata, czyli do 2018 roku była na tyle skłócona, że nie miała przestrzeni. A dzisiaj jest marginalizowana przez media, przez cały ten system, w związku z tym ludzie niespecjalnie wiedzą, że opozycja stanowi jakąkolwiek alternatywę. Część wyborców po raz pierwszy usłyszała, że jest inna wizja polityczna, szczególnie podczas prawyborów, w których wzięło udział sporo osób, głównie z Budapesztu, ale jednak wszędzie udało się wybrać kandydatów.

Orbán dał Węgrom poczucie sprawczości. Na zasadzie: „Mówisz - masz”, masz tani gaz. Ale wykorzystał też ich konformizm. Ludzie nigdy nie wychodzili na ulice w kwestiach tożsamościowych, protesty za komuny były w sprawach ekologii i węgierskich mniejszości, a nie w sprawach politycznych. Węgrzy to naród konformistów, nie wychodzą na ulice, nie protestują, nie ma próby zmiany władzy przez ulicę. Orbán to wykorzystał. To jest majstersztyk: potrafił wszystkich uwikłać w to, że są beneficjantami relacji z Rosją, bo płacą za tani gaz, za prąd. Opozycji nie jest teraz łatwo powiedzieć: zerwijcie te kontrakty. Opozycja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to by wywołało wzrost cen.

Kolejny czynnik: żelazna konsekwencja. Fidesz jest tak silny od 12 lat, bo wyciągnął konsekwencje z 2002 roku, kiedy miał zwycięstwo na tacy i przegrał [Fidesz dostał wtedy 41,07 proc. głosów, socjaliści 42,05 proc.]. Wtedy Orbán uznał, że zdecydowały media – więc media trzeba było przejąć – i elity polityczne – więc trzeba je wymienić.

Ważne jest pokazanie niemainstreamowego kierunku rozwoju polityki zagranicznej, który wzbudził duże zainteresowanie. A poza tym Orbánowi sprzyja socjodemografia. Przeciwko niemu jest de facto Budapeszt i to wszystko.

Bardzo duży mandat, którego Orbán już nie ma, to legitymizacja jego działań przez Komisję Europejską i Parlament Europejski. Trwało to przez całe lata aż do 2018 roku, kiedy wymyślono art. 7. Przez tyle lat Viktor Orbán pokazał swoją sprawczość i nie było sytuacji, gdy ktoś się sprzeciwił. Może ktoś w otoczeniu się pienił, ale Orbán potem i tak stawiał na swoim.

Stąd odwołanie szczytu grupy Wyszehradzkiej ministrów obrony narodowej jest symboliczne. Wreszcie ktoś się postawił. Fidesz sprawę przemilcza.

Jeżeli chodzi o transfery socjalne, one oczywiście są. Natomiast nie jest waloryzowany podstawowy próg emerytur. Zbudowano silny system wsparcia rodziny i to niewątpliwie sprzyja Orbánowi. Zasiłki są jednak uzależnione od pracy, jak się nie pracuje, to się nie dostaje. No i trzeba być małżeństwem. Jak ktoś jest w związku konkubenckim, to też nie dostaje pomocy.

Na poparcie dla Orbána składa się multum czynników: od sprawstwa politycznego przez danie autentycznej tożsamości.

Co temu wszystkiemu próbowała przeciwstawić opozycja? Budowała poparcie na wspólnym przekazie, programie czy po prostu sprzeciwie wobec polityki Orbána? Oraz czy węgierska opozycja faktycznie jest zjednoczona?

Jest zjednoczona głównie retorycznie, ale wiele przetrwała. Klára Dobrev [faworytka w prawyborach, ostatecznie przegrała] zacisnęła zęby, co szczerze jest dużym wyzwaniem, kiedy w prawyborach Péter Márki-Zay powiedział, że kto wspiera Klarę, ten wspiera Fidesz. Nagadał jeszcze dużo innych bzdur, łącznie z tym, że powiedział o opozycji: „Jesteśmy koalicją komunistów i faszystów”. Chciał pokazać różnorodność tego bloku politycznego, a zostało to z wielką radością wykorzystane, jak Tusk przemawiał w Budapeszcie i w Polsce to się przebiło.

Tak naprawdę programu opozycji nie zdążyliśmy poznać. Miał zostać upubliczniony tak późno, żeby parlament nie zdążył części tych pomysłów wdrożyć, ale wybuchła wojna. Natomiast bardzo dużo mówiono o tym, że należy wykonać zwrot w polityce zagranicznej ku UE, ku Zachodowi. Wiele i mocno mówiono o rozluźnieniu więzi politycznych z Rosją.

Był też pomysł, niesamowicie ciekawy, z okresu, kiedy opozycja była na równi z Fideszem. Chciała zbudować równoległy system prawny, mówiła, że mają ekspertyzy, jak zmienić system konstytucyjny na Węgrzech, wywalić te najgorsze ustawy, wsadzić nowe. Była o tym mowa jeszcze w październiku, a potem to ucichło. Zastanawiam się, dlaczego zabrakło odwagi do dyskusji, zapowiadane ekspertyzy prawne nigdy nie ujrzały światła dziennego.

Program opozycji to tak naprawdę „pokonać Fidesz, a potem się zobaczy”. Komunikacyjnie oparto się na tym, żeby wygrać.

Oczywiście mówiono dużo o konieczności upodmiotowienia edukacji, o poprawie służby zdrowia, to są autentyczne potrzeby Węgrów. Fidesz od grudnia przyznawał ogromne podwyżki budżetówce. Co miesiąc była informacja o podwyżkach i to nie 2 proc., a na przykład 20, 25, 30 proc. wzrostu wynagrodzeń. Tym też zyskiwali sobie poparcie.

Natomiast po stronie opozycyjnej był duży problem, żeby zbudować jednolity przekaz. Głównie chodziło o to żeby pokazać, że nie są anty-węgierscy, „też mamy wartości”. Péter Márki-Zay był pod tym względem świetny jako konserwatysta z siódemką dzieci. W dodatku dosłownie teraz okazało się, że jego córka będzie miała dziecko, idealnie, to oznacza, że będzie nie tylko ojcem, ale też dziadkiem.

Ale zabrakło doświadczenia. Márki-Zay nie ma własnego zaplecza politycznego. Było jasne, że po części będzie sterowany przez pozostałych liderów, którzy są bardzo mocnymi osobowościami.

Odkąd wybuchła wojna, opozycja bardzo mocno mówi: popierając Orbána, popieracie Putina, popieracie inwazję na Ukrainę.

Opozycja popełniła jakieś ewidentne błędy?

Za błąd uważam wystawienie Márki-Zaya. Ale tak zdecydowali ludzie. Moim zdaniem trzeba było postawić na Pétera Jakaba z Jobbiku, to by było dużo lepsze starcie.

Márki-Zay w pewnym momencie przestał słuchać reszty liderów, zaczął mieć coraz większe własne aspiracje. Oni nie do końca wiedzieli, jak go powstrzymać. Sama jego wygrana w prawyborach to był szok dla wszystkich. Miała wygrać Dobrev. Gdyby wziąć pod uwagę wyniki pierwszej tury wyborów, to ona by została liderką. Oczywiście byłaby bardzo silna wojna ideologiczna, bo Dobrev reprezentuje socjaldemokratów, ale wydaje mi się, że mimo wszystko byłoby to z pożytkiem dla Węgier. Dla części wyborców ona byłaby do przełknięcia. Albo Jakob, który byłby w stanie przyciągnąć też elektorat z mniejszych miejscowości, z prowincji, spoza Budapesztu. To był błąd.

Natomiast wytykanie opozycji tego, że nie do końca wiedzieliśmy, jaki ma program – to w dużej mierze wynika z warunków gry. Była autentyczna obawa o to, że Fidesz po prostu sprzątnie im pomysły albo wprowadzi ich ustawy w dwóch trzecich, żeby opozycja została z niczym.

Trzeba pamiętać, że opozycja funkcjonuje w systemie ograniczonego pluralizmu wyborczego. Pracuje w zupełnie innym polu niż Orbán. Zasady wyborcze są nierówne. Równy dostęp jest, ale na papierze, a w praktyce go nie ma. Co potwierdzają raporty OBWE, dlatego Węgrzy tak bardzo nie lubią OBWE.

Teraz przy okazji wojny wytyka się, że brakuje silnego głosu opozycji, nawet takie drobiazgi: jak był wiec opozycji z Donaldem Tuskiem, to flag ukraińskich nie było.

Wybory będą uczciwe, a wyniki wiarygodne?

W 2018 roku było bardzo dużo nieprawidłowości wyborczych, natomiast jednocześnie OBWE wskazywało, że nie byłyby one w stanie zmienić wyniku wyborczego.

Nieprawidłowości będą miały znaczenie przy pojedynczych głosach, jeżeli rozejdzie się o jeden mandat. Ważne jest to, jak wygląda proces przygotowania głosowania korespondencyjnego, kto liczy. W 2018 roku unieważniono wszystkie głosy w Serbii. Wtedy premier powiedział, że Sąd Najwyższy podważa demokratycznie wybrane władze, więc wymyślił równoległy SN, Najwyższy Sąd Administracyjny. Potem się z tego wycofano.

Systemowego zamachu na wolność wyborów oczywiście nie będzie, bo trudno w to uwierzyć w XXI wieku na taką skalę. Ale chodzi o setki małych gestów i o całą organizację tych wyborów, o to wszystko, co sprawia, że one nie są równe w dostępie do przekazu. Sam proces wyborczy, jeżeli mówimy o głosowaniu, wrzuceniu głosów do urn, itd., jest transparentny. A błędy są w każdym państwie. Aczkolwiek faktem jest, że w 2018 roku nagle pojawiło się dużo głosów nieważnych, szczególnie w okręgach, gdzie opozycja mogła wygrać.

Jeśli w okręgach będzie różnica jednego głosu, to opozycja na bank będzie się domagała ponownego przeliczenia głosów.

Dlaczego Orbán zaprosił do obserwacji wyborów akurat Ordo Iuris? Fundamentalistyczną organizację, która nie ma żadnego doświadczenia w tego rodzaju działaniach. To symboliczny gest dystansowania się od OBWE?

Tak. Paradoks polega na tym, że Polska przewodniczy w OBWE i nikt na to nie reaguje. Przecież Orbán mówi, że to organizacja i obserwatorzy finansowani przez Sorosa. A są tam i przedstawiciele PiS, i innych partii prawicowych z Polski i z całej Europy, oczywiście też przedstawiciele innych frakcji, lewicowych, centrowych itd. To jest ciekawe, że nie ma publicznego głosu sprzeciwu wobec takiej polityki.

Do dzisiaj budzi jednak we mnie zdumienie raport OBWE z wyborów w 2018 roku. gdzie pominięto fakt, iż między 18:30 a 19:00 wyparowało kilkadziesiąt tysięcy głosów. Nie podjęto nawet tego tematu. Wielu Węgrów było tym zawiedzionych.

Co do Ordo Iuris: tak, przeciwstawienie tej organizacji OBWE jest celowe. Tak, Ordo Iuris ma prawo tam pojechać. Pojedzie, zbada, przeczytamy raport, zobaczymy, jakie są różnice w podejściu tych dwóch organizacji.

Wielokrotnie powiedziałeś: „Węgry to nie Polska”. Na czym polega ta różnica, zwłaszcza jeśli chodzi o rolę mediów?

W Polsce wychodzi się na ulice w obronie swoich praw, na Węgrzech niespecjalnie. Największy protest był przeciwko zapowiadanemu podatkowi od internetu. Protestowali młodzi.

Pluralizm czy dostęp do informacji, zwłaszcza poza Budapesztem, jest zdecydowanie utrudniony. Jest konsolidacja prorządowego rynku, medialnego, tam jest nadreprezentacja przekazu partyjnego. Nie ma oddzielenia kampanii wyborczej Fideszu od kampanii wyborczej rządu.

Jeżeli jest państwowe konsorcjum, które ma 500 tytułów, formalnie nie jest pod kontrolą rządu, ale premier rozporządzeniem, jednym ruchem ręki, dokonuje uznania dwóch spółek medialnych za strategiczne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, a tym samym niemożliwych do sprzedaży bez zgody państwa. To jest systemowe, wieloaspektowe budowanie przewagi konkurencyjnej tych mediów nad innymi. Nie mówiąc już o tym, że podsłuchiwano Pegasusem dziennikarzy śledczych.

Rząd cały czas twierdzi, że jest pluralizm. Faktycznie, można kupić nierządową gazetę. Pytanie, ile osób ją kupuje, a ile się sprzedaje prasy prorządowej. Takich danych nie ma. Nikt nie wie, ile się sprzedaje, jakie są zyski. Raz na jakiś czas udaje się uzyskać informację, jakie spółki dostają pieniądze ze skarbu państwa albo z kasy Fideszu.

Podejście Fideszu do Rosji, wydaje się paradoksalne, kiedy się pamięta, że Orbán właściwie zaczął karierę polityczną od wystąpienia na wiecu w 1989 roku, w którym mówił o wyprowadzeniu wojsk radzieckich i zwalczaniu reżimu komunistycznego. Chyba Jarosław Kaczyński liczy, że ta obecna sympatia Orbána do Putina to chwilowe zawirowanie, bo powiedział ostatnio, że nie cieszy się z zachowania Orbána, ale zobaczymy, co będzie po wyborach. Jakby zakładał, że Orbán może swoje stanowisko zmienić.

Orbán podejścia do Rosji nie zmieni. W 2009 roku, kiedy wielu uważało, że on jest antyrosyjski, też prowadził konkretną kampanię w otoczeniu Putina w sprawie elektrowni atomowej w Paks. Uzależnienie energetyczne od Rosji Węgrom się opłaca.

Kiedy szef MSZ, Péter Szijjártó, odbierał w grudniu 2021 roku order przyznany przez Putina, którego przecież wciąż nie oddał, to przynajmniej teoretycznie wiedział, że będzie wojna. Wiedział też, co ujawnili dziennikarze portalu Direkt36m: że Rosjanie inwigilują ministerstwo spraw zagranicznych Węgier, także w wymiarze informacji tajnych. Kompletnie nic z tym nie zrobił.

Już pierwszego dnia wojny pojawiła się retoryka, że dzięki Rosji mamy paliwo, tani prąd. W wywiadzie z przedwczoraj Orbán powiedział, że nie możemy spełnić ambicji Ukrainy, pomagać jej i dać się rozstrzelać. Dosłownie. Ciekawa narracja, Orbán twierdzi, że zrezygnowanie z energii z Rosji nie da nic poza tym, że w trzy-cztery dni węgierska gospodarka stanie.

Zatem korekty polityki wobec Rosji nie będzie. A na pewno nie na taką skalę, jak mogłoby być to oczekiwane w Polsce. Natomiast co do sankcji Węgrzy nie mówią, że będą je wetować, tylko że się nie zgadzają. Jakaś ograniczona korekta pod naciskiem innych jest jak najbardziej możliwa, ale z własnej inicjatywy – niespecjalnie.

Sprostowanie Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris do artykułu na oko.press autorstwa Agaty Szczęśniak pt. Czy po 12 latach Orbán wreszcie straci władzę? Położył rękę na mediach, zmanipulował ordynację... z dnia 1 kwietnia 2022 r.

Ordo Iuris nie zostało zaproszone do obserwacji wyborów na Węgrzech przez Orbána, lecz prowadziło ją z własnej inicjatywy

Jerzy Kwaśniewski - Prezes Zarządu Fundacji na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze