Rządzący Fidesz w błyskawicznym tempie przepchnął przez parlament ustawę wykluczającą z przestrzeni publicznej wszelkie wzmianki o osobach LGBT+. Ta ustawa jest gorsza niż obowiązująca w Rosji. Po co to robi, skoro Węgrzy są jednym z najmniej homofobicznych społeczeństw w UE?
W ubiegłym tygodniu w ekspresowym tempie przez parlament - Zgromadzenie Krajowe Węgier - przeszła ustawa dotycząca zakazu promowania osób nieheteronormatywnych. W największym uproszczeniu – aby chronić dzieci przed nieodpowiednimi dla nich (zdaniem rządu) treściami należało całkowicie usunąć temat LGBT+ z przestrzeni publicznej, przede wszystkim ze szkół.
Oburzona takim działaniem część europosłów domaga się uruchomienia procedur Komisji Europejskiej w związku z naruszeniem wartości UE, zapowiada to również przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jeden z europejskich polityków określił węgierską ustawę mianem idiotycznej. Politycy rządzącego Węgrami Fideszu odpowiadają: Unia Europejska znowu wtrąca się do węgierskiego modelu rodziny, do czego nie ma kompetencji.
W czwartek 10 czerwca pojawiła się w węgierskich mediach informacja o pracach nad nowym aktem prawnym, który wyeliminuje wszelkie wzmianki o LGBTiQ z przestrzeni publicznej. Ustawie nadano tryb przyśpieszony – we wtorek 15 czerwca po południu była już uchwalona.
Dlaczego akurat we wtorek? Najpewniej dlatego, iż po południu w Budapeszcie odbywał się mecz Węgry – Portugalia w ramach EURO2020. Dzięki zniesieniu pandemicznych obostrzeń na stadionie zasiadło 60 tys. ludzi spragnionych powrotu do normalności. Kontrowersyjna ustawa o LGBT+ utonęła zatem w morzu łez po przegranej z Portugalią 0-3.
Krytycy ustawy podnoszą dwie kwestie – skopiowanie (w ich opinii) jeden do jednego rozwiązań rosyjskich oraz
uznania de facto, że nieheteronormatywność należy na gruncie prawa utożsamiać wprost z pedofilią.
Wcześniej tego typu porównania wykorzystywał najczęściej marszałek parlamentu László Kövér. Już w 2019 r. postawił w pewnym sensie znak równości pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią, kiedy mówił o tym, że domaganie się adopcji przez pary jednopłciowe jest podobne do działania pedofila, bowiem w obydwu przypadkach celem działań jest dziecko.
Tego typu retoryka wykorzystywana była wielokrotnie, jednak nigdy wprost przez Viktora Orbána bądź jego najbliższe otoczenie. Węgierski premier czynił to bardziej w zawoalowany sposób, kiedy mówił: „Węgry są państwem tolerancyjnym, ale zostawcie nasze dzieci w spokoju".
Ustawa zakazuje promowania i pokazywania wszystkiego, co związane jest z nieheteronormatywnością. Nie można emitować niektórych filmów (w tym np. Harry’ego Pottera), reklam (w tym tych najsłynniejszych Coca-Coli, czy IKEA), ani edukować w zakresie innym aniżeli dopuszczonym przez rząd.
Zajęcia z edukacji seksualnej będą mogły prowadzić wyłącznie podmioty, które otrzymały stosowną zgodę od ministerstwa edukacji (trzeba będzie utworzyć jeszcze rejestr takich podmiotów).
Realizacja zadań edukacyjnych odbywać się będzie w ścisłej korelacji z węgierską konstytucją, do której wpisano definicję rodziny oraz to, kim jest mama, a kim tata:
„Węgry chronią instytucję małżeństwa jako dobrowolną wspólnotę życiową kobiety i mężczyzny, a także rodzinę jako podstawę przetrwania narodu. Podstawą relacji rodzinnej jest małżeństwo i relacja rodzic-dziecko. Matka jest kobietą, ojciec jest mężczyzną”.
Niedozwolone będzie także poruszanie w szkole jakichkolwiek tematów związanych ze zmianą płci – w maju 2020 roku uchwalono ustawę uniemożliwiającą zmianę metrykalnej płci urodzenia, a potem (w listopadzie 2020 roku) usankcjonowano zakaz zmiany płci w Konstytucji, która od tej pory głosi, że: „Węgry bronią prawa dzieci do identyfikowania się z ich płcią przy urodzeniu”.
Narodowa Rada Mediów otrzyma prawo do cenzurowania materiałów niewłaściwych dla dzieci. Będzie mogła oznaczyć owe treści symbolem 18+ bądź nakazać ich usunięcie.
Dzieci z rodzin tęczowych mogą być tu najbardziej poszkodowane, bowiem ich rodzice nie wpisują się w prorodzinną politykę Węgier. Rodzice tacy (choć nie mogli adoptować dziecka wspólnie, jako rodzina, to mogło to zrobić jedno z partnerów), nie będą mogli być przedstawiani jako ojcowie czy matki przez swoje dzieci, gdyż będzie to zawierało elementy promocji i upowszechniania nietradycyjnego modelu rodziny. Jak zatem będą wyglądały lekcje, w czasie których dzieci będą opowiadały swoich o rodzinach? To rzecz jasna przykład ekstremalny, jednak stanie się istotnym wyzwaniem.
Projekt ustawy początkowo dotyczyć miał wyłącznie zaostrzenia karania pedofilii. Temat ten został niejako Fideszowi narzucony, gdy jeden z ambasadorów Węgier został odwołany w trybie pilnym z placówki po tym, jak znaleziono przy nim kilkanaście tysięcy zdjęć pornograficznych.
Wymusiło to zatem zmierzenie się z tym tematem i szybkie pokazanie, że Fidesz całkowicie takie postępowanie potępia. Akt prawny przyjął formę tzw. „ustawy sałatkowej” – czyli nowelizacji kilku, czasem kilkunastu aktów prawnych za pomocą jednej ustawy.
Znamienne, że w ustawie termin „pedofil” pada jeden raz: w tytule ustawy. Tymczasem „homoseksualizm” występuje ośmiokrotnie.
W ten sposób pod płaszczykiem ochrony przed pedofilią uchwalono prawo usuwające z przestrzeni publicznej wszystko, co jest związanego z LGBT+.
Jak zauważa András Rácz, badacz w German Council on Foreign Relations, węgierska ustawa jest znacznie bardziej rygorystyczna od swojej rosyjskiej odpowiedniczki. Rosyjskie prawo, jak pisze Rácz, nie zrównuje de facto pedofilii i homoseksualizmu. Zabrania jedynie przedstawiania i promowania „nietradycyjnych” relacji seksualnych wśród nieletnich, podczas gdy na Węgrzech poza homoseksualizmem zakazano propagowania upowszechniania wszelkich odstępstw także od płci urodzenia.
Oznacza to zatem, że osoby poniżej 18. roku życia, które doświadczają dysforii płciowej, nie będą miały żadnej przestrzeni do rozmowy na ten temat i poszerzenia wiedzy na temat swojego przypadku.
Rosyjskie prawo nie wpływa także na możliwość edukacji seksualnej i nie uzależnia jej od kontroli państwa.
Natomiast na Węgrzech organizacja, która przeprowadzi szkolenia czy kursy bez odpowiedniej zgody, w myśl węgierskiej ustawy poza karą grzywny zostanie zawieszona na okres 90 dni.
W uzasadnieniu projektu najczęściej pojawia się sformułowanie „ochrona i obrona rodziny, dobra dziecka”. Minister ds. rodziny Katalin Novák wielokrotnie mówiła o zagrożeniach płynących z zewnątrz, które mają niszczyć tradycyjny model węgierskiej rodziny, a także (o czym mówił również premier), prowadzić wręcz do degrengolady moralnej.
A we wstępie uchwalonej przez Fidesz w 2011 roku konstytucji zapisano, iż poprzednie lata (tj. przed 2010 rokiem), były synonimem moralnego upadku, na który panaceum stanowić będą rządy Fidesz-KDNP.
Analizując funkcjonującą od co najmniej roku węgierską politykę anty LGBT+ zastanowić może jedno. Kto jest jej adresatem?
Kwestie światopoglądowe na Węgrzech zdecydowanie mniej rezonują w życiu społecznym i politycznym niż w innych krajach regionu. W dodatku według badań Ipsos z 2021 roku 46 proc. Węgrów popiera jednopłciowe małżeństwa, 20 proc. chce specjalnych przywilejów dla związków jednopłciowych (chociaż takie na Węgrzech są), jednakże bez prawa do związków małżeńskich, 18 proc. sprzeciwia się jakiejkolwiek legalizacji takich związków, a 17 proc. nie ma na ten temat zdania.
Co więcej, w badaniu Závecz z 2016 roku 46 proc. Węgrów opowiadało się za prawem par jednopłciowych do adoptowania dzieci. W 2004 roku odsetek ten wynosił 15 proc. (badanie Medián).
Od 2009 roku istnieją na Węgrzech formalne, rejestrowane jednopłciowe związki partnerskie (osoby heteroseksualne nie mogą skorzystać z tej formuły). Ich zasady zostały dookreślone w kodeksie rodzinnym z 2013 roku, tj. już za rządów Fidesz-KDNP.
Osoby w takich związkach mają wiele takich samych praw, jakie przysługują osobom żyjącym w heteroseksualnym związku małżeńskim. Instytucję związku partnerskiego od instytucji małżeństwa odróżnia brak możliwości przyjmowania wzajemnie swoich nazwisk, nie też ma domniemania ojcostwa, czy wspólnej adopcji dzieci. To konsekwencja wyroku Sądu Konstytucyjnego z 2007 roku.
Na marginesie wspomnieć należy, że pierwszy raz Sąd Konstytucyjny zajął się legalizacją związków jednopłciowych w 1996 roku i orzekł, że odmawianie osobom nieheteronormatywnym legalizacji związków jest wbrew konstytucji Republiki Węgierskiej.
Rząd Viktora Orbána broniąc się przed oskarżeniami o dyskryminację LGBT+ może zatem wyciągnąć dwie karty – wspomniane badania sondażowe, z których wynika, iż na Węgrzech ludzie nie są skłonni do dyskryminacji na tle orientacji seksualnej, i drugą– bardzo szerokie uprawnienia w ramach rejestrowanych związków partnerskich, które nie są powszechne w Europie.
Nowelizacja prawa rodzinnego, która uniemożliwia przysposabianie dzieci przez pary jednopłciowe, dotyczy w tej samej mierze osób nieheteronormatywnych jak i heteroseksualnych singli.
Powrócę zatem do pytania – po co to wszystko? Najlogiczniejsze wyjaśnienie to poszukiwanie przez rządzących nowej kategorii wroga, która pozwoli na mobilizację elektoratu. Dotychczas takim wrogiem byli emigranci, jednakże ten temat, pomimo stałej obecności w mediach, nie jest już w stanie wpływać na nastroje społeczne w tak dużym stopniu jak wcześniej.
Viktor Orbán od kilku miesięcy publikuje „odezwy”, w których komentuje bieżące tematy polityczne. W ostatniej odniósł się do uchwalonej przez węgierski parlament ustawy.
Twierdzi, że atakująca Węgry lewica jest przeciwniczką wolności, bowiem nie pozwala na wolność (w zakresie także wyboru modelu rodziny) i nakazuje poprawność polityczną. Węgierski premier pisze wręcz, że liberałowie są komunistami z wyższym wykształceniem.
Orbán dodaje, że węgierskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej tolerancyjnych w Europie, co znajduje swoją przyczynę w tradycji czy chrześcijaństwie. Rzuca wyzwanie, iż debata o przyszłości Europy to debata o przyszłości dzieci, na którą Węgry są gotowe. To kontrteza wobec rozpoczętej w UE debaty na temat przyszłości Europy.
Gdyby Fideszowi jednak zależało na wypromowaniu nowego prawa, to do jego uchwalenia nie zostałby wybrany dzień meczu węgierskiej reprezentacji. To temat nie do odpalenia od razu – musi kiełkować, musi trafić do wąskiego grona starszego elektoratu, bo młodym jest wszystko jedno, oni nie mają problemu z LGBTiQ.
To jak na razie sprawdzanie potencjalnych tematów konfliktogennych, rozpoznanie przedpola decyzji politycznych.
Poza tym ustawa została poparta przez skrajnie prawicowy Jobbik, co stawia go w kontrze do całego zjednoczonego bloku opozycji, do którego Jobbik przynależy. Póki co koalicjanci Jobbik, którzy zbojkotowali samo głosowanie, w ogóle się do tej kwestii nie odnoszą. A dla Orbána to szansa na rozbicie jedności opozycji.
Politolog, dziennikarz, wykładowca akademicki. Redaktor naczelny prowadzonego po polsku portalu www.kropka.hu poświęconego węgierskiej polityce.
Politolog, dziennikarz, wykładowca akademicki. Redaktor naczelny prowadzonego po polsku portalu www.kropka.hu poświęconego węgierskiej polityce.
Komentarze