0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Louis-F. StahlLouis-F. Stahl

W noc sylwestrową wyłączone zostaną trzy elektrownie atomowe: Grohnde w Dolnej Saksonii, ostatni z trzech bloków Gundremmingen w Bawarii oraz Brokdorf w Szlezwiku-Holsztynie (na zdjęciu powyżej). To protesty przeciw budowie tej ostatniej ponad cztery dekady temu zbudowały tożsamość niemieckiego ruchu antyatomowego, święcącego dziś triumf w postaci mającej nastąpić za 12 miesięcy całkowitej likwidacji energetyki atomowej.

Za parę dni niemiecki miks energetyczny pozbawiony więc zostanie trzech znaczących źródeł niskoemisyjnej energii.

Pracująca od 1985 roku elektrownia Grohnde produkuje - czy raczej produkowała – 11 mld kilowatogodzin (11 terawatogodzin, TWh) prądu rocznie. Blok C elektrowni Gundremmingen (1984) produkował ok. 10 TWh, a elektrownia Brokdorf (1986) – ok. 11 Twh. Praca tych elektrowni oznaczała uniknięcie emisji ok. 30 mln ton dwutlenku węgla rocznie.

„Mamy potężny kłopot z wykorzystaniem wszystkich sił i środków, by zażegnać kryzys klimatyczny. Jednym z bardzo ważnych narzędzi w tej walce jest czysta energia. Tymczasem pozbywamy się jednego z bardzo ważnych źródeł tej energii w sposób całkowicie nieracjonalny”- mówił klimatolog prof. Szymon Malinowski pod ambasadą Niemiec w Warszawie, gdzie wczoraj miał miejsce symboliczny protest przeciwko antyatomowej polityce rządu Niemiec.

Prof. Szymon Malinowski. 29 grudnia 2021 pod ambasadą Niemiec w Warszawie miał miejsce symboliczny protest przeciwko antyatomowej polityce rządu Niemiec. Fot. Wojciech Kość

Atom dla neutralności klimatycznej

Energetyka atomowa to stabilne źródło niskoemisyjnej energii i niezbędne źródło elektryczności w neutralnie klimatycznym miksie energetycznym świata w roku 2050. Według aktualnie najbardziej kompleksowej analizy zmian niezbędnych do osiągnięcia tego celu – chodzi o raport „Net Zero by 2050” Międzynarodowej Agencji Energii – w połowie wieku źródła odnawialne mogą dostarczać 90 proc. elektryczności. Resztę – głównie elektrownie atomowe, co oznacza podwojenie zainstalowanej mocy w stosunku do dzisiejszego poziomu, pomimo stosunkowo niewielkiego udziału procentowego.

„Istotny wkład w [scenariusz zerowych emisji netto] ma energetyka atomowa, ze wzrostem produkcji rzędu 40 proc. do 2030 roku i jej podwojeniem do roku 2050, choć ogólny udział energetyki atomowej w produkcji elektryczności wyniesie poniżej 10 proc. Na początku lat 30. globalny przyrost mocy jądrowych osiąga 30 gigawatów rocznie, pięciokrotnie szybciej niż w poprzedzającej dekadzie. W rozwiniętych gospodarkach przedłużanie eksploatacji istniejących reaktorów [stanowi] jeden z najbardziej efektywnych kosztowo sposobów pozyskania niskoemisyjnej energii elektrycznej” – czytamy w raporcie MAE.

„W większości scenariuszy ograniczających ocieplenie do 1,5°C (…) zakłada się, że udział w produkcji energii elektrycznej energii jądrowej i paliw kopalnych z wychwytem i składowaniem dwutlenku węgla (ang. Carbon Capture and Storage, CCS) będzie rósł” – to z kolei raport ONZ-owskiego Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu z 2018 roku.

W świetle raportów MAE i IPCC, a także niedawnej publikacji Europejskiej Agencji Gospodarczej (ciała ONZ), która wyliczyła, że energetyka atomowa jest najmniej emisyjnym źródłem energii, a także przynosi szereg innych korzyści środowiskowych, np. zużycia surowców lub areału (elektrownia Grohnde zajmuje zaledwie 0,3 kilometra kw.), musi więc dziwić żelazna konsekwencja Niemiec w likwidacji cennych źródeł energii, na dodatek dawno spłaconych.

Przeczytaj także:

Pacyfizm w służbie kryzysu klimatycznego

Atomausstieg, bo oczywiście Niemcy mają odpowiednie słowo na odejście od energetyki atomowej, jest efektem siły, jakiej stopniowo nabierały niemieckie ruchy antyatomowe, wyrosłe na początku z pacyfizmu sprzeciwiającemu się rozmieszczeniu w Niemczech broni jądrowej. Stopniowo ruch sprzeciwu rozszerzył się na wszystko co atomowe, zyskując na znaczeniu po katastrofie w Czarnobylu w 1986 roku i w Fukushimie w roku 2011.

Z czasem główne niemieckie partie polityczne dostrzegły nastroje społeczne i również zaczęły sprzeciwiać się energetyce atomowej, zrazu przez zaniechanie jej rozwoju, zauważa prof. Simon Friederich, filozof nauki z Uniwersytetu w Groningen w Holandii i szef proatomowej organizacji ekologicznej Ökomoderne.

“Wielu ludzi za Atomausstieg obwinia kanclerz Angelę Merkel, ale sądzę, że to zbytnie uproszczenie sprawy. Ostatni reaktor został zamówiony jeszcze przez socjaldemokratyczny rząd Helmuta Schmidta. Po przejęciu władzy konserwatyści z CDU przestali rozwijać atom, co tak naprawdę zapoczątkowało schyłek energii atomowej w Niemczech. Proces tylko przyspieszył po wejściu do rządu Zielonych w 1998 i potem po Fukushimie” – mówi Friederich.

Dziś niemieccy Zieloni nie kryją radości.

„Utrzymywanie energii atomowej zapobiega niezbędnym inwestycjom w odnawialne źródła energii, które można rozbudowywać w sposób bardziej przyjazny dla klimatu, tańszy i szybszy” – napisał dolnosaksoński region partii, przecząc ustaleniom IPCC i innych naukowych gremiów.

Co ciekawe, polscy Zieloni — a przynajmniej ich zauważalna część — zajmują łagodniejsze stanowisko.

“Pomorski oddział naszej partyjnej młodzieżówki w swoim oświadczeniu krytycznie oceniającym lokalizacją [pierwszej polskiej] elektrowni jądrowej w Choczewie zawarł zdanie »Nie jesteśmy pełnymi przeciwnikami atomu«. Cieszy mnie to. Sądzę bowiem, że Partia Zieloni zbyt ortodoksyjnie traktowała ten temat, dziedzicząc takie stanowisko po zielonych niemieckich, którzy sprzeciw wobec energetyki jądrowej wciągnęli na swój sztandar w kompletnie innych czasach i innych okolicznościach – politycznych, geopolitycznych, społecznych, socjopsychologicznych i klimatycznych” – napisał na Facebooku były współprzewodniczący partii Marek Kossakowski.

By ciąć emisje, trzeba je zwiększyć

Odstawienie trzech elektrowni w tym roku i kolejnych trzech na koniec 2022 roku będzie mieć wymierne i negatywne skutki dla niemieckiego bilansu emisji gazów cieplarnianych. Przyznają to nawet niemieckie organizacje sprzeciwiające się atomowi i forsujące politykę Energiewende, czyli oparcia miksu energetycznego na odnawialnych źródłach energii.

Cel redukcyjny Niemiec na rok 2030 to 65 proc. (względem roku 1990), 88 proc. do roku 2040, a już w roku 2045 mają osiągnąć neutralność klimatyczną. Nowa koalicja rządowa socjaldemokratów z SPD, Zielonych i liberalnej FDP planuje też przyspieszenie odejścia od węgla o osiem lat – do roku 2030. Czy to się uda? Na pewno trajektoria spadku emisji ulegnie zakłóceniom w latach 2022-2023 po likwidacji potężnej niegdyś energetyki atomowej.

„Wyłączenie atomu spowoduje zwiększenie wytwarzania energii z węgla brunatnego i kamiennego, jak i zwiększenie jej importu” – wyliczył DIW Berlin, jedna z najbardziej szacownych niemieckich instytucji ekonomicznych, opowiadająca się przy tym za zamykaniem elektrowni atomowych.

“W perspektywie krótkoterminowej można spodziewać się wzrostu emisji CO2 z sektora elektroenergetycznego w latach 2022 i 2023, które powinny zostać szybko zredukowane dzięki przyspieszonej ekspansji energii odnawialnej. Bezpieczeństwo dostaw nie będzie zagrożone w perspektywie średnioterminowej, jeśli niemiecki system elektroenergetyczny szybko przejdzie na odnawialne źródła energii w połączeniu z magazynami i elastycznością systemu” – pisze DIW Berlin w raporcie, będącym reprezentatywnym przykładem kontry wobec argumentów zwolenników energii atomowej.

"Elastyczność to zdolność zasobów w systemie elektroenergetycznym do zmiany tzw. punktu pracy, czyli wielkości wytwarzania - w przypadku elektrowni - albo wielkości poboru w przypadku odbiorców. Skoro o potencjale elastyczności mówi się w kontekście zbilansowania systemu z dużym udziałem generacji zależnej od pogody – a więc instalacji wiatrowych i słonecznych - należy pod tym pojęciem rozumieć zmniejszanie zużycia energii przez odbiorców oraz wytwarzanie w elektrowniach zdolnych do szybkiego uruchamiania i zwiększania mocy, czyli przede wszystkim szczytowo-pompowych i gazowych” – tłumaczy Juliusz Kowalczyk, specjalista z zakresu regulacji sektora elektroenergetycznego.

Zielona energia w gazowej otulinie

Zwolennicy atomu argumentują, że energia z wiatru i słońca nie zapewni ciągłych dostaw, stąd oparcie systemu na źródłach odnawialnych będzie w istocie wymagać wsparcia elektrowni gazowych, a więc źródeł wysokoemisyjnych (choć nie tak, jak węgiel). Elektrownie wiatrowe na lądzie pracują ok. 30 proc. czasu, morskie około 50 proc., a panele fotowoltaiczne – ok. 15 proc., co stoi w jaskrawym kontraście z atomem, który generuje prąd przez 80-90 proc. czasu.

Nawet w dłuższym okresie nie jest możliwy rozwój technologii magazynowania energii tak, by zapewnić bezpieczeństwo dostaw w gospodarce zużywającej rocznie ok. 500 Twh energii elektrycznej (dla porównania Polska zużyła ok. 170 TWh w 2020 roku), twierdzą przeciwnicy Atomausstieg. To ma sprawić, że pozbywając się elektrowni atomowych, Niemcy skazują się na dziesięciolecia stabilizacji systemu elektroenergetycznego przy pomocy gazu – co ma tłumaczyć interesy gazowe z Rosją.

Nie brakuje też analiz, że antyatomowa polityka Niemiec to część większego planu stania się gazowym hubem UE po tym, jak inne kraje pójdą w ślady Berlina i także zlikwidują bądź ograniczą sektor energetyki atomowej. Co zresztą ma miejsce np. w Belgii, gdzie w imię dekarbonizacji (sic!) do roku 2025 wyłączone zostaną wszystkie siedem reaktorów. Ich miejsce zajmą elektrownie gazowe.

Niemcy, obok Austrii, Danii, Luksemburga i Portugalii, należą do krajów najzacieklej zwalczającej atom w UE.

Najlepiej widać to przy okazji sporu o tzw. zieloną taksonomię, czyli uznanie pewnych inwestycji za sprzyjające celom środowiskowym i klimatycznym Unii. Spór toczy się o wpisanie do zielonej taksonomii energii atomowej oraz gazu, względnie jednego z nich lub żadnego – w zależności od stanowiska danego rządu. Publikacja wytycznych taksonomii ciągle się opóźnia, najnowsze doniesienia z Brukseli sugerują, że Komisja Europejska ma wysłać draft wytycznych do państw członkowskich na Sylwestra, a ostateczna decyzja co do ich kształtu ma zapaść ok. lutego.

Po stronie atomu stoją Francja i większość krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z których co najmniej jedną elektrownię atomową mają wszystkie z wyjątkiem Polski. Niektóre z nich, jak np. Słowacja rozbudowują moce atomowe, czego efektem u naszych południowych sąsiadów będzie niemal pełna dekarbonizacja produkcji energii elektrycznej już w roku 2023.

Bitwa o polski atom dopiero się zaczyna. Niedawno spółka Polskie Elektrownie Jądrowe wskazał gminę Choczewo jako preferowaną lokalizację pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Ma powstać do 2033 roku, a kolejne – do połowy lat 40.

Atom? OZE? Why not both?

Na razie pewne jest jedno, nie ma odwrotu od zamknięcia elektrowni Grohnde, Gundremmingem i Brokdorf i niemal na pewno za rok zostaną zamknięte ostatnie trzy: drugie bloki elektrowni Neckarwestheim w Badenii-Wirtembergii i Isar w Bawarii, oraz elektrownia Emsland w Dolnej Saksonii.

„Myślę, że skutki Atomausstieg wykroczą daleko poza Niemcy. W pierwszym rzędzie pogłębią kryzys energetyczny w Europie, jak również w samych Niemczech. Będziemy spalać coraz więcej gazu na potrzeby wytwarzania elektryczności i będzie go brakować dla innych odbiorców: przemysłu czy rolnictwa i będzie on coraz droższy. Po drugie, zamykanie sprawnych elektrowni atomowych utrudni – o ile nie zniweczy - europejskie działania proklimatyczne, bo ludzi trudno będzie namówić do poświęceń i wyrzeczeń, kiedy zobaczą, że likwiduje się tak potężne źródła czystej energii” – mówi Andrzej Gąsiorowski, prezes fundacji Fota4Climate, opowiadającej się za miksem energetycznym opartym na energetyce atomowej i źródłach odnawialnych.

„Po trzecie — wzrosną emisje, a to będzie bardzo deprymujące, bo redukcja emisji i tak idzie nam bardzo kiepsko, po pierwszych falach pandemii znowu wzrasta spalanie węgla i ropy.

Im więcej energii z atomu, tym większa niezależność energetyczna Europy i jej polityczna siła.

Słaba Europa będzie sprawiać, że takie kraje, jak Polska będą rozgrywać tę sprawy wewnętrznie, napuszczając obywateli na UE i transformację energetyczną, a to może się skończyć nawet polexitem w ekstremalnym przypadku, czyli katastrofą dla Polski i UE” – dodaje Gąsiorowski.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze