0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Oficjalny przekaz Karola Nawrockiego i PiS jest taki: Zachód chce zmusić Polskę do przyjęcia kilkudziesięciu tysięcy „nielegalnych” migrantów, bo sam sobie z nimi nie radzi. A bezradny rząd Donalda Tuska tylko mówi głośno o rewizji unijnej polityki migracyjnej, a tak naprawdę zrobi, co mu kanclerz Niemiec każe. Tylko kandydat PiS jest gwarancją, że do Polski nie zostaną wpuszczeni „nielegalni migranci”.

Pakt wypowiedzieć, granice zamknąć

W tej dyskusji są dwa wątki. Pierwszy dotyczy zapowiedzi niemieckich polityków skrajnej prawicy i centroprawicy z kampanii wyborczej o odsyłaniu cudzoziemców, którzy nie mają prawa do legalnego pobytu w Niemczech, do kraju wjazdu w Unii Europejskiej.

Chodzi o proces readmisji, w ramach którego do Polski miałoby wrócić 40 tys. osób i tu oczekiwać na wydalenie do kraju pochodzenia (deportacja). I ta część historii służy politykom PiS do straszenia „siłowym przerzucaniem migrantów”, na co odpowiedzią miałoby być „zamknięcie granic”.

Druga część opowieści jest wymierzona w politycznych oponentów. „My w Polsce nie będziemy rozstrzygać ani pomagać załatwiać spraw naszych zachodnich sąsiadów. Nawpuszczali do swojego kraju migrantów, to niech się nimi zajmują. Zostawcie Polki i Polaków. Musimy jednostronnie wypowiedzieć pakt migracyjny” – mówił Karol Nawrocki podczas spotkania z wyborcami w Pile.

PiS przekonuje, że w ramach mechanizmu solidarnościowego Polska będzie musiała przyjąć migrantów z Włoch, czy Hiszpanii. I choć Donald Tusk zapowiedział, że Polska nie implementuje dokumentu i domaga się rewizji jego założeń, a szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen potwierdziła, że Polska znajduje się w szczególnej sytuacji ze względu na obciążenie uchodźcami z Ukrainy, PiS twierdzi, że to nie prawda.

„Tusk nas okłamuje” – mówił Tobiasz Bocheński, europoseł PiS, na antenie telewizji wPolsce 24. Maciej Wąsik, kolejny europoseł PiS, nazwał pakt „iście diabelskim mechanizmem”, który mówi, że im więcej wydaliśmy odmownych decyzji o wjeździe do Polski, tym bardziej będziemy obciążeni kosztem przyjęcia migrantów z innych krajów.

Według niego dokument „tak naprawdę mówi, że nie ma sensu w ogóle bronić granic, bo zostaniemy za to ukarani”. Co więcej, Polska będzie musiała zaangażować środki, żeby zapewnić relokowanym cudzoziemcom wsparcie prawne, psychologiczne i zakwaterowanie. Innymi słowy, strata pieniędzy.

Potwierdzeniem, że Tusk kłamie, mają być słowa kanclerza Niemiec Olafa Scholza z przedwyborczego wywiadu w publicznym radio. Scholz pytany o zmiany w polityce migracyjnej, opowiadał, że w Europie wprowadzono prawo, które ułatwi Niemcom odsyłanie ludzi do krajów, w których powinni zakończyć swoje procedury powrotowe.

Gdy dziennikarz skomentował, że nie wiadomo, czy pakt w ogóle wejdzie w życie, bo nie tylko Węgry są przeciwne, polityk SPD odpowiedział: „Ale to jest decyzja Europy, my ją przeforsowaliśmy”.

„Ale nawet polski premier powiedział, że nie wdroży paktu migracyjnego” – skontrował prowadzący.

„Ale on go wdroży i wszyscy na tym skorzystamy” – odpowiedział Scholz.

A jak jest naprawdę?

Przeczytaj także:

Czym będzie rewizja Tuska?

O tym, że polski rząd nie implementuje paktu, wiadomo od kilku miesięcy.

7 lutego 2025, po spotkaniu z Ursulą von der Leyen, Tusk potwierdził, że Polska nie będzie musiała wdrażać paktu w zakresie mechanizmu solidarnościowego, czyli przyjmowania migrantów z krajów obciążonych migracją takich jak Grecja czy Włochy.

Szefowa KE podkreśliła, że Polska nadal okazuje nadzwyczajną solidarność z Ukrainą. „Przyjęła największą liczbę uchodźców z Ukrainy, gości ich od prawie trzech lat. Trzeba to absolutnie brać pod uwagę” – mówiła von der Leyen.

Przyznała też, że na granicy polsko-białoruskiej dochodzi do „instrumentalizowania migrantów”. "To nie jest kwestia migracji, to jest kwestia bezpieczeństwa narodowego” – mówiła von der Leyen, dodając, że w tej sprawie Komisja Europejska będzie w pełni Polskę popierać.

Ale czy rewizja paktu nie jest tylko opowieścią Tuska i reszty centroprawicy skrojoną na potrzeby krajowej polityki?

W planie prac Komisji Europejskiej na rok 2025 faktycznie znalazły się punkty dotyczące polityki powrotowej oraz strategii migracyjnej i azylowej.

Jak mówił OKO.press Andrzej Halicki, europarlamentarzysta Koalicji Obywatelskiej, dyskusja miałaby dotyczyć szczególnie trzech kwestii. Po pierwsze, przeglądu polityki wizowej i azylowej. Tu największym problemem są nieskuteczne deportacje.

Polski rząd będzie domagał się wpisania do paktu umów z krajami trzecimi, aby „niechcianych” – jak mówił Halicki – migrantów odsyłać bezpośrednio do krajów pochodzenia albo ośrodków detencyjnych poza granicami UE.

Dziś pakt zakłada, żeby ośrodki do szybkiego rozpatrywania wniosków azylowych budować na zewnętrznych granicach, ale w ramach wspólnoty. W tych ośrodkach zapadałyby decyzje o odsyłaniu migrantów, którzy nie mają prawa do ochrony międzynarodowej

Do niedawna tworzenie ośrodków poza granicami UE było traktowane jako niezgodne z prawem outsourcowanie problemu. Podejmowały się tego poszczególne państwa członkowskie (np. Włochy, tworząc ośrodki dla migrantów w Albanii), ale dotychczas nie było na to zgody wspólnoty.

Halicki uważa, że dziś żadne z rozwiązań proponowanych przez polski rząd, nie jest odrzucane, bo zmieniła się matematyka polityczna w UE. Ciężar decydowania miałby przenieść się z Komisji Europejskiej, będącej według Halickiego jedynie biurokratycznym wykonawcą politycznej woli poszczególnych rządów, do Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.

Negocjacjom miałby podlegać również mechanizm solidarnościowy („za obciążeniem migracyjnym powinny iść unijne pieniądze”), a także dyrektywa powrotowa.

W marcu ma dojść do ważnego spotkania ministrów spraw wewnętrznych państw członkowskich w tej sprawie.

Halicki nie wyklucza, że w toku negocjacji, rewizji mogą ulec zarówno poszczególne punktu paktu, jak i cała strategia.

Czy Polska „zapłaci” za nie wdrożenie paktu?

Przypomnijmy, że pakt wejdzie w życie w połowie 2026 roku, a teraz państwa członkowskie mają czas na przygotowania. Tylko Polska, Słowacja i Węgry nie złożyły planów wdrożenia paktu.

Jeszcze na etapie negocjacji wspólnej polityki azylowej, gdy komisarką spraw wewnętrznych UE była Ylva Johansson, KE wprost deklarowała, że wobec krajów, które nie implementują paktu, otworzy procedurę naruszeniową. Potwierdzał to również jej następca Magnus Brunner. „Jeśli jest to konieczne i uzasadnione, można wszcząć postępowanie w sprawie naruszenia przepisów” – mówił.

To mogłoby kosztować polskiego podatnika pieniądze. Ale rzecznik KE, pytany o opcję atomową, czyli TSUE dla Polski, Słowacji i Węgier, zmienił kurs.

"Nie mamy w zwyczaju wdawać się w spekulacje na temat tego, co się stanie, jeśli wydarzy się to czy tamto. Pakt wejdzie w życie w połowie 2026 roku. Prace nad nim trwają. Komisja jest w ścisłym kontakcie ze wszystkimi państwami członkowskimi i wspiera je, aby zapewnić, że wszystkie będą gotowe do tego czasu” – mówił Markus Lammert.

Dopytywany o Polskę, potwierdził to, co wcześniej mówili von der Leyen i Tusk, że Polska może zostać zwolniona od obowiązku relokacji jako kraj znajdujący się w pod szczególną presją migracyjną właśnie ze względu na liczbę Ukraińców, których przyjęła.

Według Halickiego nikt nie wnosi o procedurę naruszeniową przeciwko Polsce, bo nie ma do tego podstaw. Kluczem do działania UE w kwestii migracji ma być raport migracyjny zawierający wszystkie zbiorcze dane przygotowywany przez komisarza Brunnera. Data publikacji przewidziana jest na jesień 2025 roku.

Europarlamentarzyści Platformy Obywatelskiej przekonują, że zmiany geopolityczne, te globalne, ale i regionalne, wymagają przemyślenia wielu polityk, w tym migracyjnej. Nie wiadomo jednak, czy rewizja, o której mówią, nie skończy się przypadkiem na wyłączeniu Polski z mechanizmu solidarnościowego, co obiecywane było od 2022 roku, a dyskusja na ten temat tak naprawdę będzie prowadzona kuluarowo i zniknie za afiszy, gdy tylko zakończy się kampania wyborcza.

Pakt migracyjny to już przyjęta i obowiązująca regulacja, którą państwa członkowskie mają obowiązek wdrożyć w 2026 roku jak każde inne europejskie prawo.

Jak działa mechanizm solidarnościowy?

Prawica, wbrew jakiejkolwiek logice, wciąż napędza narrację o „przymusowym przyjmowaniu migrantów”. Ustalanie kwot migrantów do przyjęcia w ramach mechanizmu solidarnościowego będzie odbywać się na podstawie sprawozdania z obciążenia uchodźcami z ostatnich 12 miesięcy.

Jak czytamy dalej w rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady UE z maja 2024 roku, „w celu dokonaniu oceny, czy dane państwo członkowskie stoi w obliczu znaczącej sytuacji migracyjnej, Komisja uwzględnia skumulowany efekt obecnych i poprzednich rocznych przybyć obywateli państw trzecich lub bezpaństwowców”.

A to oznacza, że nawet jeśli liczba uchodźców z Ukrainy w Polsce zmniejszy się drastycznie, nadal niekoniecznie będziemy brać udział w mechanizmie solidarnościowym, szczególnie w obliczu niepewnej sytuacji za wschodnią granicą.

Na ten moment zarówno wypowiedzi unijnych komisarzy, jak i statystyki przeczą prawicowej narracji. Z danych Eurostatu wynika, że w pod koniec 2024 roku w Polsce ochronę międzynarodową znalazło ponad 991 tys. uchodźców z Ukrainy. Więcej było tylko w Niemczech – ponad 1,161 mln.

Mapa Eurostatu: Obywatele spoza UE, którzy uciekli z Ukrainy i znaleźli ochronę międzynarodową we wspólnocie. Dane z końca grudnia 2024
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze