"Broń najsłabsza - kartka wyborcza" - powiedział minister obrony Antoni Macierewicz przed obchodami Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Minister chyba nie zna historii - w XX w. w Polsce kartka wyborcza okazywała się silniejszą bronią niż karabiny i czołgi
Minister obrony Antoni Macierewicz spędzi cały dzień 1 marca na obchodach pamięci "żołnierzy wyklętych" (tak wynika z harmonogramu opublikowanego na stronach MON). Już dzień wcześniej wziął jednak udział w uroczystości w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, gdzie wieczorem odbyła się msza święta w intencji powojennej partyzantki antykomunistycznej.
Macierewicz mówił z tej okazji: "Trzeba się dzisiaj pochylić nad pamięcią prof. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który 1 marca - swoją decyzją - uczynił dniem pamięci o żołnierzach, których wyklęto - o Żołnierzach Niezłomnych".
I dodawał:
I trzeba raz jeszcze pochylić się nad tymi milionami Polaków, którzy jesienią 2015 roku użyli broni najsłabszej - kartki wyborczej, dzięki której tutaj jesteśmy, i dzięki której możemy odbudowywać polską tradycję narodową i wojskową (...).
Z technicznego punktu widzenia Macierewicz może mieć rację: kartką wyborczą rzeczywiście nie można nikogo zabić na ulicy. Jeśli jednak mówić o jej przydatności jako narzędzia walki o niepodległość i wolność - a taki jest sens wypowiedzi Macierewicza - to nie ma on racji.
W historii Polski w XX w. kartka wyborcza okazywała się równie silną bronią - o ile nie silniejszą - jak karabiny, pistolety i czołgi.
Dotyczy to także czasów działalności "żołnierzy wyklętych". W latach 1946-1947 największym zagrożeniem dla władzy komunistycznej nie byli "wyklęci" (ich liczba w szczytowym okresie sięgała 15-17 tys. osób walczących z bronią w ręku), ale opozycja cywilna, której głównym ośrodkiem było PSL Stanisława Mikołajczyka, liczące w 1946 r. ok. miliona członków.
Do walki z PSL - której apogeum były sfałszowane wybory w lutym 1947 r. - władze musiały zaprzęgnąć cały aparat partii i sił bezpieczeństwa (m.in. ponad 400 tys. osób pozbawiono prawa głosu).
Także w 1989 r. Polska odzyskała niepodległość nie dzięki zbrojnym działaniom, ale na drodze pokojowej - negocjacji przy Okrągłym Stole oraz częściowo wolnych wyborów 4 czerwca 1989 r., w których Polacy jednoznacznie odrzucili władzę PZPR.
Bilans "zrywów zbrojnych" w XX w. jest znacznie mniej jednoznaczny. O ile w 1918-1920 r. niepodległość rzeczywiście została obroniona dzięki wygranej wojnie z bolszewicką Rosją, to akcje zbrojne w latach 1944-1947 zakończyły się spektakularnymi i kosztownymi klęskami - od Powstania Warszawskiego zaczynając, a na partyzantce antykomunistycznej kończąc. Nie udawały się także powstania przeciwko zaborcom: listopadowe w 1830 r., krakowskie w 1846 r., styczniowe w 1863 r. Każde z nich przynosiło ogromne straty Polakom.
Macierewicz nie może tego wszystkiego nie wiedzieć. Jest historykiem z wykształcenia.
Nasz minister obrony ma jednak dobrze udokumentowaną przez OKO.press skłonność to powiększania znaczenia polskiego wysiłku zbrojnego wbrew elementarnym faktom. W czerwcu 2016 r. stwierdził np., że "z bronią w ręku" walczyło po 1945 r. z Rosjanami 300 tys. osób, podczas gdy według ustaleń historyków w szczytowym momencie partyzantka antykomunistyczna liczyła między 15 a 17 tys. osób.
W lipcu 2016 r. uznał Powstanie Warszawskie za największą bitwę II Wojny Światowej (błędnie). Gloryfikował walkę z bronią w ręku bez względu na jej konsekwencje - np. powiedział, że powstanie styczniowe pozostawiło "wielki posiew", a w 1795 r. Polska zniknęła z mapy Europy ze względu na "brak czynu zbrojnego" (było wprost przeciwnie - rozbiór był następstwem przegranego powstania w 1794 r.).
OKO.press czeka z niecierpliwością na kolejne odkrycia historyczne ministra Antoniego Macierewicza.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze