Szczepienia przeciw COVID-19 najstarszych mieszkańców i mieszkanek Polski idą jak po grudzie: zaszczepiło się mniej osób powyżej 80. roku życia niż 70-latków. Jakie są tego przyczyny? OKO.press szuka – i znajduje – przyczyny strukturalne, ale też polityczne
W styczniu 2021 roku, kiedy zaczęły się w krajach Unii Europejskiej szczepienia przeciw COVID-19, Komisja Europejska wezwała państwa członkowskie do osiągnięcia dwóch „szczepiennych" celów, które pozwolą społeczeństwom wrócić do normalnego funkcjonowania:
Obu tych celów nie udało się osiągnąć ani do końca marca, ani też do końca kwietnia: obecnie według danych ECDC, Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób mediana w pełni zaszczepionych spośród 22 krajów Unii raportujących swoje dane to 56,3 proc. Co najmniej jedną dawkę dostało 76,7 proc. osób powyżej 80. roku życia.
To niewiele, biorąc pod uwagę, że śmiertelne zagrożenie COVID-19 tak znacząco rośnie z wiekiem. Uderzają również różnice pomiędzy 22 raportującymi krajami, jeśli chodzi o zaawansowanie szczepień seniorów:
W Irlandii i Hiszpanii co najmniej jedną dawkę (w tym jednodawkowy Johnson&Johnson) dostało już 100 proc. 80-latków, w Bułgarii tylko 20 proc. Polska również jest przy końcu stawki: zaszczepiono 57,9 proc. osób 80+ i od tygodni ten odsetek rośnie bardzo powoli. Dla porównania osób w wieku 70-79 lat zaszczepionych jest już 73,2 proc. a więc znacznie więcej – mimo, że ich szczepienia zaczęły się później.
Najwolniej szczepienia najstarszych idą w krajach naszej części Unii: oprócz Bułgarii i Polski to trzy republiki bałtyckie oraz Chorwacja. Najwyżej z byłych KDL-ów są Czechy, gdzie zaszczepiono już 75 proc. 80-latków.
Koordynujący akcję szczepień min. Michał Dworczyk, zapytany o tak niską wyszczepialność najstarszych, odpowiedział w swoim stylu, że „można żonglować danymi wybierając wartości, które nam odpowiadają, żeby zadać pytanie z tezą. My posługujemy się się 70+ i tu już jest 73 proc. zaszczepionych." Tymczasem według danych przekazanych do ECDC taki odsetek (73,2 proc.) dotyczy tylko osób w wieku 70-79 lat, więc włączenie w niego najstarszych powinno go obniżyć.
Nie mamy danych na temat tego, jaki stosunek do szczepień ma akurat ta grupa wiekowa. Z ostatniego, kwietniowego sondażu OKO.press wynika jednak, że już 60 proc. osób powyżej 60. roku życia zaszczepiło się przynajmniej jedną dawką, a chce się zaszczepić 23 proc. Razem to 83 proc. – bo im ktoś jest starszy, tym większa chęć zaszczepienia się.
Ta informacja wraz z danymi, z których wynika, że jest zaszczepionych o 15 pkt. proc. więcej 70-latków niż 80-latków pozwala podejrzewać, że stoją za tym jakieś problemy strukturalne.
Czy w krajach postkomunistycznych idzie to tak opornie, bo podczas transformacji zapomnieliśmy o najsłabszych członkach naszych społeczeństw?
Oczywiście jest również tak, że seniorzy szczepić się nie chcą, z różnych powodów. Zapytaliśmy czytelników OKO.press, jakie mają doświadczenia w tej mierze w swoich rodzinach i wśród znajomych (żaden 80-latek ani 80-latka nie odpowiedziała nam osobiście).
Pisze pani Paulina:
„Moja babcia - niewychodząca z domu, ze zwyrodnieniami wielu kończyn - porusza się o kulach, a najchętniej z balkonikiem. 88 lat w tym roku. Stwierdziła, że skoro i tak nie wychodzi, to nie ma sensu się szczepić. Mieszka w domu, więc kiedy potrzebuje, wychodzi na podwórko, chociaż coraz mniej chętnie ze względu na stan zdrowia.
Szczepionka dla niej jest, w moich okolicach - Busko Zdrój - nie ma problemu ze szczepieniem, ci którzy mają bardziej odległy termin, dostają telefony, że zwolniła się dawka i czy nie chcą szybciej się zaszczepić.
We wsi, gdzie mieszka moja babcia, mieszkała też jej szwagierka - moja ciocia, wiek około 80 lat. Ciocia od lat zmagała się z wieloma chorobami. Dostała pierwszą dawkę, i niestety kilka dni po szczepieniu zaraziła się COVID-19. Było to zbyt duże obciążenie dla organizmu, i ciocia zmarła w szpitalu. Po wsi poszła plotka, że ciocia zmarła po szczepionce, no i starsi niechętnie się szczepią".
Czasami przyczyny, dla których najstarsi nie chcą się szczepić, bywają dramatyczne. Pisze pan Karol:
„Opiekuję się Panią lat 87, żyje samotnie, od początku pandemii praktycznie nie wychodzi z domu, ma problemy z poruszaniem się, intelektualnie bardzo sprawna. Mówiłem jej, że jest opcja na zaszczepienie poza placówkami ochrony zdrowia, ale ją odrzucą z dwóch powodów: jest typem zbieracza, do domu nie można wejść przez stosy zalegających gratów, ale jest tego świadoma i wstyd jej przed obcymi (lekarza do domu też nie chce „zamówić"). Drugi: obawia się wpuszczać obcych ludzi do mieszkania, stosunkowo niedawno miała przykry epizod kiedy – według jej relacji – policja wespół z pogotowiem, wbrew jej woli zawiozła ją do szpitala, a po całym zajściu nie mogła się doszukać sporej sumy pieniędzy".
Żeby móc się zaszczepić, nie można przechodzić infekcji i trzeba być w ogólnie dobrym stanie zdrowia, a to z wiekiem coraz trudniejsze. Lekarze, na których ciąży duża odpowiedzialność, bywają bardzo ostrożni przy kwalifikacji do szczepienia w przypadku najstarszych. Jednak babcia pani Zofii postawiła na swoim:
„Mojej babci (96 lat) trzy razy przesuwano szczepienie. Kiedy wreszcie dostała się do gabinetu, lekarz odradził szczepienie, bo usłyszał szmery w płucach. Babcia powiedziała, że nie wyjdzie z gabinetu bez szczepionki.
Po konsultacji została zaszczepiona. Dostała potem drugą dawkę i po żadnej nie miała skutków ubocznych, nawet stanu podgorączkowego".
Z kolei pani Agata relacjonuje tragiczny wyścig z czasem w jej rodzinie:
„Mój dziadek (lat 90) nie został w ogóle zaszczepiony, termin był przekładany kilka razy przez zły stan zdrowia, w kwietniu trafił na oddział urologii szpitala praskiego w Warszawie, został zarażony COVID-19 i już z rozwiniętą chorobą w płucach wypisano go do domu gdzie zaraził żonę, czwórkę swoich dzieci, te dzieci później też swoich małżonków i swoje dzieci. Dziadek zmarł 26 kwietnia, moja ciocia od dwóch tygodni walczy w szpitalu o każdy oddech".
Pani Agata zwraca też uwagę, że gdyby dziadkowie dostali szybko termin szczepienia w pobliżu domu, może udałoby się tej sytuacji zapobiec. Tymczasem oferowano im miejsce ponad 20 km od miejsca zamieszkania.
I tu dochodzimy do ważnego systemowego problemu, który położył się cieniem na szczepieniach seniorów:
wielu z nich albo ma trudności z poruszaniem się, albo obawia się wypraw daleko od domu lub ma zaufanie tylko do własnego lekarza rodzinnego, własnej przychodni.
Tymczasem w pierwszym kwartale 2021 roku, kiedy rozpoczęły się szczepienia najstarszych grup wiekowych, rząd dystrybuował szczepionki po równo: na każdy punkt szczepień populacyjnych przypadało 30 dawek na tydzień. W związku z tym seniorzy stawali w długich kolejkach przed przychodniami, a i tak dostawali terminy „na zeszyt" – w rejestracji tworzyła się długa lista oczekujących na uwolnienie terminów.
I tak mieszkaniec podwarszawskiej Wiązowny skarżył się w kwietniu w lokalnej grupie na Facebooku, że zapisywał się w styczniu i wciąż czeka na szczepienie. W międzyczasie przychodni zabrano część wewnętrznych terminów dla własnych pacjentów na rzecz chętnych korzystających z centralnego systemu (to te terminy, które widzimy rejestrując się przez Internetowe Konto Pacjenta bądź infolinię 989 czy SMS-em). Jak tłumaczy OKO.press dr Tomasz Zieliński, wiceprezes skupiającego lekarzy rodzinnych Porozumienia Zielonogórskiego, rzeczywiście w pewnym momencie koordynatorzy Narodowego Programu Szczepień zdecydowali o takim rozwiązaniu, ale potem zrezygnowano z tego wobec protestów przychodni. Okres oczekiwania na szczepienie „u siebie" dzięki temu jednak się wydłużył.
W I kwartale, gdy szczepionek rzeczywiście było mało, zasadę równomiernej dystrybucji można jeszcze obronić, jednak w II kwartale preparatów jest o wiele więcej. Tymczasem – jak tłumaczy dr Zieliński –
mała przychodnia taka jak jego (w Wysokiem w woj. lubelskim) wciąż dostaje za mało szczepionek jak na swoje potrzeby.
Za to w dużych punktach szczepień w całym kraju szczepionek i terminów są tysiące, bo niektóre punkty zamawiają i dostają ich bardzo dużo, niezależnie od zainteresowania.
Gdy w styczniu otworzono rejestrację dla 80-latków, naczelny OKO.press Piotr Pacewicz relacjonował swoją wizytę w przychodni w celu zarejestrowania na szczepienie własnej mamy: seniorki odchodziły z kwitkiem, bo nie miały telefonów komórkowych, na które mógłby przyjść sms z terminem szczepienia. Najprawdopodobniej zostały źle poinformowane w rejestracji, bo istnieje możliwość wysłania nagranej informacji na telefon stacjonarny, ale docieramy tu do kolejnego problemu: dla większości 80-latków centralny system rejestracji na szczepienia to bariera nie do przejścia.
Porozumienie Zielonogórskie od dawna wskazuje, że wykluczenie cyfrowe uniemożliwia dostęp do szczepień: „Choć z perspektywy wielkich miast może się to wydawać nieprawdopodobne, to są w Polsce ludzie, którzy korzystają tylko z telefonów stacjonarnych, a jeśli nawet mają »komórkę«, to nie potrafią odebrać smsa" – pisze PZ na swoim portalu. Cytowana tam lekarka rodzinna Małgorzata Stokowska-Wojda tłumaczy, że w jej przychodni „same pielęgniarki dzwonią do pacjentów, zachęcając ich do szczepień, rejestrując na konkretny termin, a dodatkowo przypominają im jeszcze o szczepieniu dzień przed".
Tak samo dzieje się w Wysokiem u dr. Zielińskiego, który jednak zwraca uwagę na kolejną barierę: „Zaobserwowałem, że część pacjentów, także młodych, uważa, że musi się zarejestrować poprzez centralny system, a nie we własnej przychodni. Próbowali się zarejestrować przez IKP do nas, ale jak ja nie wystawię »zewnętrznych« terminów, to nigdy się im to nie uda".
Ministerstwo Zdrowia i ludzie ministra Dworczyka zdają sobie sprawę z tych barier i próbują teraz – późno, ale lepiej później niż wcale – zwiększyć odsetek wyszczepionych seniorów. Jak na razie wychodzi to połowicznie dobrze. W ubiegłym tygodniu MZ udostępniło przychodniom Podstawowej Opieki Zdrowotnej informacje o tym, którzy z ich pacjentów powyżej 60. roku życia jeszcze nie są zaszczepieni.
Dr Zieliński: „To skomplikowany raport w Excelu – a lekarze i pielęgniarki to nie są osoby, które muszą być biegłe w rozwiązaniach elektronicznych. Raport powinien być krótki: imię, nazwisko, PESEL, jeśli są takie dane, to i numer telefonu. Gdybyśmy mogli taki raport wydrukować sobie i położyć w rejestracji, w gabinecie, to rejestratorki mogłyby w wolnym czasie dzwonić do tych pacjentów, a lekarz podczas wizyty zerkałby, czy dana osoba jest zaszczepiona czy nie i rozmawiał z nią na ten temat".
To osobiste podejście do pacjenta wydaje się tu bardzo ważne. „Chcemy, żeby szczepił nas nasz lekarz, nasza pielęgniarka – bo to jest mój lekarz, który całe życie mi pomaga, dlaczego miałby mnie oszukać przy szczepieniach?" - tłumaczy Tomasz Zieliński.
Wąskim gardłem Narodowego Programu Szczepień są na pewno wyjazdowe zespoły szczepienne, których zadaniem jest dotarcie do chętnych na szczepienie, którzy nie wychodzą z domu – nie tylko osób starszych, ale też z niepełnosprawnością.
90-letnia mama pani Danuty czeka na zespół mobilny od marca. Mieszkają w powiecie węgrowskim na Mazowszu, ale obsługuje ich powiat obornicki, bo w ich okolicy nie ma mobilnego zespołu szczepiennego. O podobnym okresie oczekiwania w Bydgoszczy pisze do OKO.press pani Agnieszka.
A dla pani Anny i jej rodziny doprowadzenie do zaszczepienia niechodzącej 79-letniej babci było drogą przez mękę:
„W styczniu zgłosiliśmy chęć szczepienia babci w przychodni na Ursynowie. Babcia została (podobno) zapisana na listę i miała czekać na otrzymanie terminu szczepienia. Nikt jednak z nami się nie kontaktował, dlatego same z siostrą zaczęłyśmy dzwonić do przychodni. Przez miesiąc nas zbywano i mówiono, że jeszcze nie nadeszła babci pora w tej mitycznej kolejce. Po jakimś czasie usłyszeliśmy, że »możemy próbować w innych przychodniach«, więc przez kolejny miesiąc próbowaliśmy, ale dowiedzieliśmy się tylko, że również nie jest to możliwe. Moja siostra nawet dwa razy poszła do przychodni na Ursynowie osobiście, ponieważ po jakimś czasie przestano już tam odbierać telefon. Dalej nic.
Po trzech miesiącach - w marcu - kiedy moja siostra po raz kolejny poszła do przychodni (POSZŁA! osoba starsza i niepełnosprawna nie byłaby w stanie tego zrobić) dowiedziała się, że dopiero teraz WYSTAWIONO SKIEROWANIE do mobilnego punktu szczepień i że TYLKO mobilne punkty szczepień szczepią pacjentów w domu, a więc te trzy miesiące zapewnień przychodni, że „jeszcze nie nadeszła nasza pora", bo mają innych seniorów i mamy poczekać były najwyraźniej blefem.
Kiedy w końcu skierowano nas do mobilnych punktów szczepień - CZTERECH w Warszawie, wstąpiła w nas nowa nadzieja. Wszystko miało być już teraz proste. Ale nie! Okazało się, że z tych czterech miejsc tylko dwa rozpoczęły działalność. W jednym nie odbierano telefonu przez tydzień, a w drugim odmawiano zapisania babci, ponieważ kolejka jest już zbyt długa i nie przyjmują na razie więcej zapisów.
Tutaj też sytuacja była bardzo ciekawa, bo osoba, która odebrała w końcu telefon, była na mnie wściekła, ponieważ »właśnie wiezie dzieci do przedszkola« a »ludzie do niej wydzwaniają od 7. rano«. Okazało się, że inne punkty szczepień (te, które nie rozpoczęły jeszcze działalności) podają wszystkim zainteresowanym numer tej pani, ponieważ jest ona koordynatorką mobilnych szczepień w punkcie, który wyszczepił już najwięcej osób tj. CZTERYSTA (tak, czterysta osób w 2-milionowymi mieście).
Po czterech miesiącach i setkach telefonów byłyśmy już zdesperowane. Moja siostra dzwoniła do jednego z punktów (który nareszcie w kwietniu się otworzył) codziennie kilka razy dziennie, aż zablokowano jej numer. Nie wiem, czy przychodnia miała jej już dosyć, czy jej telefony jednak coś zdziałały, w końcu babcia otrzymała powiadomienie o szczepieniu pod koniec kwietnia.
Na koniec dodam jeszcze, że tego samego dnia, kiedy zaszczepiono moją niepełnosprawną chorą babcię, zaszczepiłam się również ja - lat 30".
Wyjazdowe zespoły szczepienne przy punktach szczepień zaczęto organizować w styczniu, razem z otwarciem szczepień dla 80-latków, ale ich organizowanie trwało – co pokazuje też historia powyżej. Na infolinii 989 operatorzy nie byli w stanie skontaktować z takim zespołem, bo nie mieli danych, przy których punktach szczepień działają. Było też i wciąż jest ich mało – dla większości z 6,5 tys. punktów to działalność nieopłacalna. Problem w tym, że nie wiemy, ile ich jest: Piotr Żakowiecki z „Polityki Insight" usiłuje od kilku tygodni dowiedzieć się, ile szczepień wykonują zespoły mobilne i jest odsyłany z jednej instytucji do drugiej.
Według informacji przekazanej 30 kwietnia „Polityce Insight" mobilne zespoły przy punktach szczepień są wspierane przez 125 (na 314 powiatów) rządowych zespołów wyjazdowych zorganizowanych przez NFZ. Min. Dworczyk zapowiedział też trzecie rozwiązanie: Mobilne Jednostki Szczepień. Lekarze, ratownicy, pielęgniarki, położne i felczerzy mogą samodzielnie szczepić pacjentów w domach – przez specjalną aplikację znajdą punkt szczepień, który potrzebuje takiej usługi. Dr Zieliński jest jednak sceptyczny: stawka dla mobilnych jednostek za jedno szczepienie jest o wiele niższa niż dla zespołów mobilnych. Jego zdaniem np. w terenach wiejskich, gdzie dojazdy są dalekie, a benzyna kosztuje, może to być zupełnie nieopłacalne.
Podsumowując: władze podejmują działania, które mają pomóc się szczepić mniej sprawnym osobom (samorządy organizują też ich dowóz, m.in. przez strażaków), ale idzie to niesłychanie wolno, podczas gdy to właśnie ci najbardziej narażeni z powodu koronawirusa członkowie naszego społeczeństwa powinni zostać zaszczepieni najszybciej.
Epidemia koronawirusa przyniosła nam straszliwe żniwo – 120 tys. nadmiarowych zgonów, przede wszystkim najstarszych mieszkańców naszego kraju. Odeszły prababcie, pradziadkowie, babcie, dziadkowie, matki i ojcowie.
Tymczasem władze wciąż udają, że „nic się nie stało". Prezydenci, królowe, premierzy w większości krajów Europy czy USA bardzo wielką rolę przywiązują do tego, żeby godnie upamiętnić zmarłych – organizowane są specjalne uroczystości, tworzone miejsca pamięci. W marcu, w rocznicę pierwszej ofiary SARS-CoV-2 w Czechach Rynek Staromiejski w Pradze pokrył się 25 tysiącami białych krzyży namalowanych na bruku. 10 maja na Hradczanach zapłonęło prawie 30 tys. świec, po jednej dla każdej zmarłej osoby. W Polsce policja i wojsko usuwa osoby, które malują kredą krzyże ku pamięci ofiar na Placu Piłsudskiego – co prawda w ramach blokowania prób „zakłócania" miesięcznic smoleńskich, ale to milczenie o ofiarach jest wymowne.
Jakby nie chodziło tutaj tylko politykę i niechęć do przyjmowania odpowiedzialności za wszystkie błędy popełnione w czasie epidemii. Zapytałam prof. Pawła Kubickiego z SGH, który zajmuje się polityką senioralną, co o tym sądzi. Odpowiedział mi:
„Nikt w całym procesie szczepień specjalnie się nie postarał, by na poziomie systemowym osoby najstarsze wesprzeć i walczyć o ich zaszczepienie. Dopiero teraz - jak mamy powoli nadmiar szczepionek - zaczęliśmy dostrzegać tych, co zostali umownie »w tyle«.
Na pytanie, czemu tak się stało, nasuwa się jedna odpowiedź, taka sama jak w przypadku braku wcześniejszych/priorytetowych szczepień osób z niepełnosprawnościami: nie było woli politycznej, by to zmieniać i mieliśmy inne priorytety, niż pilnowanie maksymalizacji szczepień osób 80 plus. To było do ogarnięcia i my mogliśmy to zrobić".
Okazuje się, że w państwie, które mieni się „obrońcą życia" w praktyce życie nie ma wielkiej wartości. Zlekceważenie przeciwnika, jakim jest koronawirus – a może świadoma i tragicznie zakończona próba przejścia epidemii tak, żeby „w lecie zakaziło się więcej Polaków", jak mówił po śmiercionośnej jesiennej fali szef Rady Medycznej przy premierze prof. Andrzej Horban – najbardziej uderzyło w najstarszych i najsłabszych.
Nie potraktowano ich z należytą uwagą również przy szczepieniach:
polski program szczepień budzi zazdrość w innych krajach, bo u nas szczepią się już 18-latkowie, ale w tych innych krajach, np. w Holandii, nie otwiera się szczepień dla młodszej grupy, póki nie wyszczepi się wszystkich chętnych starszych.
Również osoby z niepełnosprawnościami mimo próśb nie doczekały się priorytetowych szczepień, a te, które nie mogą wychodzić z domu, muszą przygotować się na dłuższe oczekiwanie na któreś z mobilnych rozwiązań. Obiecane szczepienie w masowych punktach szczepień bez kolejki dla wielu okazuje się jak na razie mrzonką.
Czy to pokłosie transformacji, czasu, kiedy z definicji „przeżywali najsilniejsi", a słabsi: pracownicy PGR-ów, włókniarki – byli pozostawieni własnemu losowi? Nawet jeśli tak jest, to najstraszniejsze w tej sytuacji jest to, że rządzący wiedzą o tym, iż część opinii publicznej wciąż tak uważa, w związku z tym nie musi się tymi najsłabszymi przejmować.
Na papierze bowiem szczepienia idą świetnie i ich tempo wciąż przyśpiesza:
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze