W styczniu 2021 roku, kiedy zaczęły się w krajach Unii Europejskiej szczepienia przeciw COVID-19, Komisja Europejska wezwała państwa członkowskie do osiągnięcia dwóch „szczepiennych” celów, które pozwolą społeczeństwom wrócić do normalnego funkcjonowania:
- Do marca 2021 roku powinny zaszczepić co najmniej 80 proc. pracowników opieki zdrowotnej i opieki społecznej oraz osób powyżej 80. roku życia.
- Do lata 2021 roku powinny zaszczepić co najmniej 70 proc. dorosłej populacji.
Obu tych celów nie udało się osiągnąć ani do końca marca, ani też do końca kwietnia: obecnie według danych ECDC, Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób mediana w pełni zaszczepionych spośród 22 krajów Unii raportujących swoje dane to 56,3 proc. Co najmniej jedną dawkę dostało 76,7 proc. osób powyżej 80. roku życia.
To niewiele, biorąc pod uwagę, że śmiertelne zagrożenie COVID-19 tak znacząco rośnie z wiekiem. Uderzają również różnice pomiędzy 22 raportującymi krajami, jeśli chodzi o zaawansowanie szczepień seniorów:
W Irlandii i Hiszpanii co najmniej jedną dawkę (w tym jednodawkowy Johnson&Johnson) dostało już 100 proc. 80-latków, w Bułgarii tylko 20 proc. Polska również jest przy końcu stawki: zaszczepiono 57,9 proc. osób 80+ i od tygodni ten odsetek rośnie bardzo powoli. Dla porównania osób w wieku 70-79 lat zaszczepionych jest już 73,2 proc. a więc znacznie więcej – mimo, że ich szczepienia zaczęły się później.
Najwolniej szczepienia najstarszych idą w krajach naszej części Unii: oprócz Bułgarii i Polski to trzy republiki bałtyckie oraz Chorwacja. Najwyżej z byłych KDL-ów są Czechy, gdzie zaszczepiono już 75 proc. 80-latków.
Koordynujący akcję szczepień min. Michał Dworczyk, zapytany o tak niską wyszczepialność najstarszych, odpowiedział w swoim stylu, że „można żonglować danymi wybierając wartości, które nam odpowiadają, żeby zadać pytanie z tezą. My posługujemy się się 70+ i tu już jest 73 proc. zaszczepionych.” Tymczasem według danych przekazanych do ECDC taki odsetek (73,2 proc.) dotyczy tylko osób w wieku 70-79 lat, więc włączenie w niego najstarszych powinno go obniżyć.
Czy najstarsi nie chcą się szczepić?
Nie mamy danych na temat tego, jaki stosunek do szczepień ma akurat ta grupa wiekowa. Z ostatniego, kwietniowego sondażu OKO.press wynika jednak, że już 60 proc. osób powyżej 60. roku życia zaszczepiło się przynajmniej jedną dawką, a chce się zaszczepić 23 proc. Razem to 83 proc. – bo im ktoś jest starszy, tym większa chęć zaszczepienia się.
Ta informacja wraz z danymi, z których wynika, że jest zaszczepionych o 15 pkt. proc. więcej 70-latków niż 80-latków pozwala podejrzewać, że stoją za tym jakieś problemy strukturalne.
Czy w krajach postkomunistycznych idzie to tak opornie, bo podczas transformacji zapomnieliśmy o najsłabszych członkach naszych społeczeństw?
Oczywiście jest również tak, że seniorzy szczepić się nie chcą, z różnych powodów. Zapytaliśmy czytelników OKO.press, jakie mają doświadczenia w tej mierze w swoich rodzinach i wśród znajomych (żaden 80-latek ani 80-latka nie odpowiedziała nam osobiście).
Pisze pani Paulina:
„Moja babcia – niewychodząca z domu, ze zwyrodnieniami wielu kończyn – porusza się o kulach, a najchętniej z balkonikiem. 88 lat w tym roku. Stwierdziła, że skoro i tak nie wychodzi, to nie ma sensu się szczepić. Mieszka w domu, więc kiedy potrzebuje, wychodzi na podwórko, chociaż coraz mniej chętnie ze względu na stan zdrowia.
Szczepionka dla niej jest, w moich okolicach – Busko Zdrój – nie ma problemu ze szczepieniem, ci którzy mają bardziej odległy termin, dostają telefony, że zwolniła się dawka i czy nie chcą szybciej się zaszczepić.
We wsi, gdzie mieszka moja babcia, mieszkała też jej szwagierka – moja ciocia, wiek około 80 lat. Ciocia od lat zmagała się z wieloma chorobami. Dostała pierwszą dawkę, i niestety kilka dni po szczepieniu zaraziła się COVID-19. Było to zbyt duże obciążenie dla organizmu, i ciocia zmarła w szpitalu. Po wsi poszła plotka, że ciocia zmarła po szczepionce, no i starsi niechętnie się szczepią”.
Czasami przyczyny, dla których najstarsi nie chcą się szczepić, bywają dramatyczne. Pisze pan Karol:
„Opiekuję się Panią lat 87, żyje samotnie, od początku pandemii praktycznie nie wychodzi z domu, ma problemy z poruszaniem się, intelektualnie bardzo sprawna. Mówiłem jej, że jest opcja na zaszczepienie poza placówkami ochrony zdrowia, ale ją odrzucą z dwóch powodów: jest typem zbieracza, do domu nie można wejść przez stosy zalegających gratów, ale jest tego świadoma i wstyd jej przed obcymi (lekarza do domu też nie chce „zamówić”). Drugi: obawia się wpuszczać obcych ludzi do mieszkania, stosunkowo niedawno miała przykry epizod kiedy – według jej relacji – policja wespół z pogotowiem, wbrew jej woli zawiozła ją do szpitala, a po całym zajściu nie mogła się doszukać sporej sumy pieniędzy”.
Co z tego, że chcą, skoro nie mogą
Szczepienia odkładane z powodu stanu zdrowia
Żeby móc się zaszczepić, nie można przechodzić infekcji i trzeba być w ogólnie dobrym stanie zdrowia, a to z wiekiem coraz trudniejsze. Lekarze, na których ciąży duża odpowiedzialność, bywają bardzo ostrożni przy kwalifikacji do szczepienia w przypadku najstarszych. Jednak babcia pani Zofii postawiła na swoim:
„Mojej babci (96 lat) trzy razy przesuwano szczepienie. Kiedy wreszcie dostała się do gabinetu, lekarz odradził szczepienie, bo usłyszał szmery w płucach. Babcia powiedziała, że nie wyjdzie z gabinetu bez szczepionki.
Po konsultacji została zaszczepiona. Dostała potem drugą dawkę i po żadnej nie miała skutków ubocznych, nawet stanu podgorączkowego”.
Z kolei pani Agata relacjonuje tragiczny wyścig z czasem w jej rodzinie:
„Mój dziadek (lat 90) nie został w ogóle zaszczepiony, termin był przekładany kilka razy przez zły stan zdrowia, w kwietniu trafił na oddział urologii szpitala praskiego w Warszawie, został zarażony COVID-19 i już z rozwiniętą chorobą w płucach wypisano go do domu gdzie zaraził żonę, czwórkę swoich dzieci, te dzieci później też swoich małżonków i swoje dzieci. Dziadek zmarł 26 kwietnia, moja ciocia od dwóch tygodni walczy w szpitalu o każdy oddech”.
Szczepienia zbyt daleko od domu
Pani Agata zwraca też uwagę, że gdyby dziadkowie dostali szybko termin szczepienia w pobliżu domu, może udałoby się tej sytuacji zapobiec. Tymczasem oferowano im miejsce ponad 20 km od miejsca zamieszkania.
I tu dochodzimy do ważnego systemowego problemu, który położył się cieniem na szczepieniach seniorów:
wielu z nich albo ma trudności z poruszaniem się, albo obawia się wypraw daleko od domu lub ma zaufanie tylko do własnego lekarza rodzinnego, własnej przychodni.
Tymczasem w pierwszym kwartale 2021 roku, kiedy rozpoczęły się szczepienia najstarszych grup wiekowych, rząd dystrybuował szczepionki po równo: na każdy punkt szczepień populacyjnych przypadało 30 dawek na tydzień. W związku z tym seniorzy stawali w długich kolejkach przed przychodniami, a i tak dostawali terminy „na zeszyt” – w rejestracji tworzyła się długa lista oczekujących na uwolnienie terminów.
I tak mieszkaniec podwarszawskiej Wiązowny skarżył się w kwietniu w lokalnej grupie na Facebooku, że zapisywał się w styczniu i wciąż czeka na szczepienie. W międzyczasie przychodni zabrano część wewnętrznych terminów dla własnych pacjentów na rzecz chętnych korzystających z centralnego systemu (to te terminy, które widzimy rejestrując się przez Internetowe Konto Pacjenta bądź infolinię 989 czy SMS-em). Jak tłumaczy OKO.press dr Tomasz Zieliński, wiceprezes skupiającego lekarzy rodzinnych Porozumienia Zielonogórskiego, rzeczywiście w pewnym momencie koordynatorzy Narodowego Programu Szczepień zdecydowali o takim rozwiązaniu, ale potem zrezygnowano z tego wobec protestów przychodni. Okres oczekiwania na szczepienie „u siebie” dzięki temu jednak się wydłużył.
W I kwartale, gdy szczepionek rzeczywiście było mało, zasadę równomiernej dystrybucji można jeszcze obronić, jednak w II kwartale preparatów jest o wiele więcej. Tymczasem – jak tłumaczy dr Zieliński –
mała przychodnia taka jak jego (w Wysokiem w woj. lubelskim) wciąż dostaje za mało szczepionek jak na swoje potrzeby.
Za to w dużych punktach szczepień w całym kraju szczepionek i terminów są tysiące, bo niektóre punkty zamawiają i dostają ich bardzo dużo, niezależnie od zainteresowania.
Szczepienia zbyt cyfrowe
Gdy w styczniu otworzono rejestrację dla 80-latków, naczelny OKO.press Piotr Pacewicz relacjonował swoją wizytę w przychodni w celu zarejestrowania na szczepienie własnej mamy: seniorki odchodziły z kwitkiem, bo nie miały telefonów komórkowych, na które mógłby przyjść sms z terminem szczepienia. Najprawdopodobniej zostały źle poinformowane w rejestracji, bo istnieje możliwość wysłania nagranej informacji na telefon stacjonarny, ale docieramy tu do kolejnego problemu: dla większości 80-latków centralny system rejestracji na szczepienia to bariera nie do przejścia.
Porozumienie Zielonogórskie od dawna wskazuje, że wykluczenie cyfrowe uniemożliwia dostęp do szczepień: „Choć z perspektywy wielkich miast może się to wydawać nieprawdopodobne, to są w Polsce ludzie, którzy korzystają tylko z telefonów stacjonarnych, a jeśli nawet mają »komórkę«, to nie potrafią odebrać smsa” – pisze PZ na swoim portalu. Cytowana tam lekarka rodzinna Małgorzata Stokowska-Wojda tłumaczy, że w jej przychodni „same pielęgniarki dzwonią do pacjentów, zachęcając ich do szczepień, rejestrując na konkretny termin, a dodatkowo przypominają im jeszcze o szczepieniu dzień przed”.
Tak samo dzieje się w Wysokiem u dr. Zielińskiego, który jednak zwraca uwagę na kolejną barierę: „Zaobserwowałem, że część pacjentów, także młodych, uważa, że musi się zarejestrować poprzez centralny system, a nie we własnej przychodni. Próbowali się zarejestrować przez IKP do nas, ale jak ja nie wystawię »zewnętrznych« terminów, to nigdy się im to nie uda”.
Ministerstwo Zdrowia i ludzie ministra Dworczyka zdają sobie sprawę z tych barier i próbują teraz – późno, ale lepiej później niż wcale – zwiększyć odsetek wyszczepionych seniorów. Jak na razie wychodzi to połowicznie dobrze. W ubiegłym tygodniu MZ udostępniło przychodniom Podstawowej Opieki Zdrowotnej informacje o tym, którzy z ich pacjentów powyżej 60. roku życia jeszcze nie są zaszczepieni.
Dr Zieliński: „To skomplikowany raport w Excelu – a lekarze i pielęgniarki to nie są osoby, które muszą być biegłe w rozwiązaniach elektronicznych. Raport powinien być krótki: imię, nazwisko, PESEL, jeśli są takie dane, to i numer telefonu. Gdybyśmy mogli taki raport wydrukować sobie i położyć w rejestracji, w gabinecie, to rejestratorki mogłyby w wolnym czasie dzwonić do tych pacjentów, a lekarz podczas wizyty zerkałby, czy dana osoba jest zaszczepiona czy nie i rozmawiał z nią na ten temat”.
To osobiste podejście do pacjenta wydaje się tu bardzo ważne. „Chcemy, żeby szczepił nas nasz lekarz, nasza pielęgniarka – bo to jest mój lekarz, który całe życie mi pomaga, dlaczego miałby mnie oszukać przy szczepieniach?” – tłumaczy Tomasz Zieliński.
Szczepienia, kiedy nie mogę wyjść z domu
Wąskim gardłem Narodowego Programu Szczepień są na pewno wyjazdowe zespoły szczepienne, których zadaniem jest dotarcie do chętnych na szczepienie, którzy nie wychodzą z domu – nie tylko osób starszych, ale też z niepełnosprawnością.
90-letnia mama pani Danuty czeka na zespół mobilny od marca. Mieszkają w powiecie węgrowskim na Mazowszu, ale obsługuje ich powiat obornicki, bo w ich okolicy nie ma mobilnego zespołu szczepiennego. O podobnym okresie oczekiwania w Bydgoszczy pisze do OKO.press pani Agnieszka.
A dla pani Anny i jej rodziny doprowadzenie do zaszczepienia niechodzącej 79-letniej babci było drogą przez mękę:
„W styczniu zgłosiliśmy chęć szczepienia babci w przychodni na Ursynowie. Babcia została (podobno) zapisana na listę i miała czekać na otrzymanie terminu szczepienia. Nikt jednak z nami się nie kontaktował, dlatego same z siostrą zaczęłyśmy dzwonić do przychodni. Przez miesiąc nas zbywano i mówiono, że jeszcze nie nadeszła babci pora w tej mitycznej kolejce. Po jakimś czasie usłyszeliśmy, że »możemy próbować w innych przychodniach«, więc przez kolejny miesiąc próbowaliśmy, ale dowiedzieliśmy się tylko, że również nie jest to możliwe. Moja siostra nawet dwa razy poszła do przychodni na Ursynowie osobiście, ponieważ po jakimś czasie przestano już tam odbierać telefon. Dalej nic.
Po trzech miesiącach – w marcu – kiedy moja siostra po raz kolejny poszła do przychodni (POSZŁA! osoba starsza i niepełnosprawna nie byłaby w stanie tego zrobić) dowiedziała się, że dopiero teraz WYSTAWIONO SKIEROWANIE do mobilnego punktu szczepień i że TYLKO mobilne punkty szczepień szczepią pacjentów w domu, a więc te trzy miesiące zapewnień przychodni, że „jeszcze nie nadeszła nasza pora”, bo mają innych seniorów i mamy poczekać były najwyraźniej blefem.
Kiedy w końcu skierowano nas do mobilnych punktów szczepień – CZTERECH w Warszawie, wstąpiła w nas nowa nadzieja. Wszystko miało być już teraz proste. Ale nie! Okazało się, że z tych czterech miejsc tylko dwa rozpoczęły działalność. W jednym nie odbierano telefonu przez tydzień, a w drugim odmawiano zapisania babci, ponieważ kolejka jest już zbyt długa i nie przyjmują na razie więcej zapisów.
Tutaj też sytuacja była bardzo ciekawa, bo osoba, która odebrała w końcu telefon, była na mnie wściekła, ponieważ »właśnie wiezie dzieci do przedszkola« a »ludzie do niej wydzwaniają od 7. rano«. Okazało się, że inne punkty szczepień (te, które nie rozpoczęły jeszcze działalności) podają wszystkim zainteresowanym numer tej pani, ponieważ jest ona koordynatorką mobilnych szczepień w punkcie, który wyszczepił już najwięcej osób tj. CZTERYSTA (tak, czterysta osób w 2-milionowymi mieście).
Po czterech miesiącach i setkach telefonów byłyśmy już zdesperowane. Moja siostra dzwoniła do jednego z punktów (który nareszcie w kwietniu się otworzył) codziennie kilka razy dziennie, aż zablokowano jej numer. Nie wiem, czy przychodnia miała jej już dosyć, czy jej telefony jednak coś zdziałały, w końcu babcia otrzymała powiadomienie o szczepieniu pod koniec kwietnia.
Na koniec dodam jeszcze, że tego samego dnia, kiedy zaszczepiono moją niepełnosprawną chorą babcię, zaszczepiłam się również ja – lat 30″.
Wyjazdowe zespoły szczepienne przy punktach szczepień zaczęto organizować w styczniu, razem z otwarciem szczepień dla 80-latków, ale ich organizowanie trwało – co pokazuje też historia powyżej. Na infolinii 989 operatorzy nie byli w stanie skontaktować z takim zespołem, bo nie mieli danych, przy których punktach szczepień działają. Było też i wciąż jest ich mało – dla większości z 6,5 tys. punktów to działalność nieopłacalna. Problem w tym, że nie wiemy, ile ich jest: Piotr Żakowiecki z „Polityki Insight” usiłuje od kilku tygodni dowiedzieć się, ile szczepień wykonują zespoły mobilne i jest odsyłany z jednej instytucji do drugiej.
Według informacji przekazanej 30 kwietnia „Polityce Insight” mobilne zespoły przy punktach szczepień są wspierane przez 125 (na 314 powiatów) rządowych zespołów wyjazdowych zorganizowanych przez NFZ. Min. Dworczyk zapowiedział też trzecie rozwiązanie: Mobilne Jednostki Szczepień. Lekarze, ratownicy, pielęgniarki, położne i felczerzy mogą samodzielnie szczepić pacjentów w domach – przez specjalną aplikację znajdą punkt szczepień, który potrzebuje takiej usługi. Dr Zieliński jest jednak sceptyczny: stawka dla mobilnych jednostek za jedno szczepienie jest o wiele niższa niż dla zespołów mobilnych. Jego zdaniem np. w terenach wiejskich, gdzie dojazdy są dalekie, a benzyna kosztuje, może to być zupełnie nieopłacalne.
Podsumowując: władze podejmują działania, które mają pomóc się szczepić mniej sprawnym osobom (samorządy organizują też ich dowóz, m.in. przez strażaków), ale idzie to niesłychanie wolno, podczas gdy to właśnie ci najbardziej narażeni z powodu koronawirusa członkowie naszego społeczeństwa powinni zostać zaszczepieni najszybciej.
A może starzy ludzie nikogo nie obchodzą?
Epidemia koronawirusa przyniosła nam straszliwe żniwo – 120 tys. nadmiarowych zgonów, przede wszystkim najstarszych mieszkańców naszego kraju. Odeszły prababcie, pradziadkowie, babcie, dziadkowie, matki i ojcowie.
Tymczasem władze wciąż udają, że „nic się nie stało”. Prezydenci, królowe, premierzy w większości krajów Europy czy USA bardzo wielką rolę przywiązują do tego, żeby godnie upamiętnić zmarłych – organizowane są specjalne uroczystości, tworzone miejsca pamięci. W marcu, w rocznicę pierwszej ofiary SARS-CoV-2 w Czechach Rynek Staromiejski w Pradze pokrył się 25 tysiącami białych krzyży namalowanych na bruku. 10 maja na Hradczanach zapłonęło prawie 30 tys. świec, po jednej dla każdej zmarłej osoby. W Polsce policja i wojsko usuwa osoby, które malują kredą krzyże ku pamięci ofiar na Placu Piłsudskiego – co prawda w ramach blokowania prób „zakłócania” miesięcznic smoleńskich, ale to milczenie o ofiarach jest wymowne.
Jakby nie chodziło tutaj tylko politykę i niechęć do przyjmowania odpowiedzialności za wszystkie błędy popełnione w czasie epidemii. Zapytałam prof. Pawła Kubickiego z SGH, który zajmuje się polityką senioralną, co o tym sądzi. Odpowiedział mi:
„Nikt w całym procesie szczepień specjalnie się nie postarał, by na poziomie systemowym osoby najstarsze wesprzeć i walczyć o ich zaszczepienie. Dopiero teraz – jak mamy powoli nadmiar szczepionek – zaczęliśmy dostrzegać tych, co zostali umownie »w tyle«.
Na pytanie, czemu tak się stało, nasuwa się jedna odpowiedź, taka sama jak w przypadku braku wcześniejszych/priorytetowych szczepień osób z niepełnosprawnościami: nie było woli politycznej, by to zmieniać i mieliśmy inne priorytety, niż pilnowanie maksymalizacji szczepień osób 80 plus. To było do ogarnięcia i my mogliśmy to zrobić”.
Okazuje się, że w państwie, które mieni się „obrońcą życia” w praktyce życie nie ma wielkiej wartości. Zlekceważenie przeciwnika, jakim jest koronawirus – a może świadoma i tragicznie zakończona próba przejścia epidemii tak, żeby „w lecie zakaziło się więcej Polaków”, jak mówił po śmiercionośnej jesiennej fali szef Rady Medycznej przy premierze prof. Andrzej Horban – najbardziej uderzyło w najstarszych i najsłabszych.
Nie potraktowano ich z należytą uwagą również przy szczepieniach:
polski program szczepień budzi zazdrość w innych krajach, bo u nas szczepią się już 18-latkowie, ale w tych innych krajach, np. w Holandii, nie otwiera się szczepień dla młodszej grupy, póki nie wyszczepi się wszystkich chętnych starszych.
Również osoby z niepełnosprawnościami mimo próśb nie doczekały się priorytetowych szczepień, a te, które nie mogą wychodzić z domu, muszą przygotować się na dłuższe oczekiwanie na któreś z mobilnych rozwiązań. Obiecane szczepienie w masowych punktach szczepień bez kolejki dla wielu okazuje się jak na razie mrzonką.
Czy to pokłosie transformacji, czasu, kiedy z definicji „przeżywali najsilniejsi”, a słabsi: pracownicy PGR-ów, włókniarki – byli pozostawieni własnemu losowi? Nawet jeśli tak jest, to najstraszniejsze w tej sytuacji jest to, że rządzący wiedzą o tym, iż część opinii publicznej wciąż tak uważa, w związku z tym nie musi się tymi najsłabszymi przejmować.
Na papierze bowiem szczepienia idą świetnie i ich tempo wciąż przyśpiesza:
W przypadku starców nierząd postawił na system eko…
…nomiczny.
Od sześciu lat rządzą nami obrońcy życia – oczywiście tego poczętego, czyli od poczęcia do momentu narodzin. Dzięki temu dewoci mogą uspokajać sumienia w trybie "duchowej adopcji dziecka poczętego". A po narodzinach zaczyna obowiązywać zasada: "Cierp ciało, jak ci się chciało". Zaś każdy dewot, który adoptował duchowo dziecko poczęte, na propozycję realnej adopcji dziecka narodzonego z niepełnosprawnością uda, że nie wie, o co kaman.
Z kolei osoby 70+ są dla władzy ważne dopóty, dopóki z wdzięczności za ochłap zwany żartobliwie "13. emeryturą" idą na wybory i głosują po myśli ich rówieśnika z Nowogrodzkiej. Zaś niepełnosprawni (w każdym wieku) to w ogóle problem, z którym nie wiadomo co zrobić. Ten stan umysłu działaczy miłościwie nam panującej Jedynie Słusznej Partii przekłada się na cały program szczepień.
Do katalogu przeszkód proszę dodać sukcesy propagandowe Morawieckiego, obskurantyzm KRK i bezmyślności Dworczyka. Bardzo wielu starszych ludzi żyje samotnie na wsi. Jeśli nawet jakimś cudem zostaną skierowani na szczepienie problemem staje się transport. Generalnie; patrząc na wyczyny rządu w sprawach niepełnosprawnych, bezdomnych, sierot, chorych bez dostępu do publicznej ochrony zdrowia, wniosek jest jeden . Te zakłamane bydlęta rządowe i kościelne zaczynają myśleć o obywatelach dopiero pod naciskiem opini publicznej. Wtedy przystępują do realizacji działań pozornych, nie mających nic wspólnego z logiką, etyka i empatią.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Może w opisanych przypadkach, zwłaszcza na wsi, ksiądz proboszcz by podwiózł staruszkow?.
Znajoma starsza pani nie zdecydowała się na szczepienie, bo mieszka samotnie i boi się, że w razie powikłań czy złego samopoczucia nikt jej nie pomoże. Sąsiadów natomiast nie chce angażować…
Osoby odmawiające zaszczepienia się są sprawcami przedłużania epidemii, czyli narażają nas wszystkich. Osoby takie (jeżeli nie okażą przewwskazań medycznych) powinny mieć zawieszane prawa ubezpieczonego do czasu, aż się zaszczepią. To samo dotyczy obowiązkowych szczepień dzieci. A kiedy już zaszepieni zotaną wszyscy chętni (czyli kiedy każdy chętny będzie się mógł zaszczepić od ręki), niezaszczepieni powinni mieć zakazany wstęp do wszelkich lokali zamkniętych i środków komunikacji publicznej. Proste? – proste. Tylko trzeba chcieć.
Szczęśliwie tylko kilku kretynòw w twoim rodzaju chce karać staruszków za nieudolność rządu.
No dobrze, przedstawiłeś Kubusiu swoje poglądy.
Dlaczego boisz się niezaszczepionych, skoro sam zapewne się zaszczepiłeś i jesteś odporny, na ich potencjalne choroby?
Rozumiem, że zakaz wstępu dla niezaszczepionych oznacza także zakaz wstępu do sklepów spożywczych oraz do jakiegokolwiek zadaszonego miejsca pracy.
Człowiek bez jedzenia może przetrwać około 2-3 tygodnie, czyli jesteś gotów na wymordowanie ~20-40% Polaków w tempie lepszym niż stosowano w niemieckich obozy koncentracyjnych.
Poważnie zastanów się nad konsekwencjami swoich poglądów.
W najlepszym przypadku można je określić jako "nieprzemyślane".
Niesamowite, jak po takich wypowiedziach widać problemy, które powinno się przepracować u psychologa. Skrajny lęk, który jest źródłem takich absurdalnych pomysłów, nie jest zdrowym objawem.
A jakie kary będą dla zaszczepionych, którzy i tak przenoszą wirusa dalej? A co z osobami, które się nie muszą szczepić, bo ich układ odpornościowy daje radę lepiej niż szczepienie?
Nie masz pojęcia najwyraźniej, jak działa szczepionka.
Ludzie chcą się szczepić. Mobilne szczepienia nie działają też w Warszawie. Mam takie dwie osoby w domu. 95 mamę i syna niepełnosprawnego 36. Oboje nie wychodzą bo nie mogą. Dodam że ja się zaszczepiłam. Są na liście bez podania terminu. Czekamy. Nic więcej nie mogę zrobić. Więc nie komentować proszę bez sensu!
Zarówno moi rodzice, jak i teściowie 81+, a także ich WSZYSCY znajomi 70+, w sumie z kilkadziesiąt osób – Warszawa i okolice – są od dawna zaszczepieni – prawie wszyscy – dwoma dawkami. Zapisywali się sami w przychodni, przez infolinię lub robiliśmy to my, ich dzieci. Nikt nie miał ze skorzystaniem ze szczepieniami najmniejszego problemu, ale wszyscy są generalnie mobilni i nie wymagają pomocy. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak małe jest wyszczepienie w tej grupie.
Tak się zastanawiam, czemu szczepienia zaczyna się od najstarszych. Seniorzy i emeryci to niech siedzą w domu, w końcu od nich gospodarka nie zależy, oni tylko z gospodarki korzystają. Niech szczepienia zaczyna się od 20, 30 i 40 latków, którzy pracują. Niech gospodarka w końcu ruszy.
Odpowiem Ci. Ponieważ to największa grupa ryzyka. To oni są zagrożeni najbardziej ciężkim przebiegiem. W grupie 20-30 latków to chyba nawet nie jest promil zachorowań.
Zdecydowanie szczepić należy przede wszystkim grupy ryzyka, a nie osoby z dobrze funkcjonującym układem odpornościowym.
Wiem, że to grupa ryzyka. Skoro są tak zagrożeni, to niech siedzą w domu i dadzą zarabiać na ich emerytury młodym.
Może wiesz, ale nie rozumiesz.Grupy ryzyka należy szczepić w pierwszej kolejności. 90% osób przechodzi covid łagodnie lub wręcz bezobjawowo. To dlatego młodzi nie muszą być szczepieni w pierwszej kolejności. Ich układ odpornościowy da sobie spokojnie radę.
Skrót "sz cz" to szczyl?
Być może – ale tylko być może – część starszych osób nie chce się szczepić, bo ksiądz w kościele powiedział, że modlitwa to najlepsza metoda…
Moja sąsiadka, lat 90, nie może być zaszczepiona ze względu na różne choroby (konsultacja lekarska), więc to też może być powód. Starsze osoby często biorą mnóstwo leków, być może część z nich po prostu nie może na tym etapie przyjąć szczepionki.
Szanowna redakcjo, poparzyłem na bezkrytycznie zamieszczony zielony wykres zaszczepionych 80-latków i aż mnie odrzuciło od magicznych 100% w Hiszpanii, Irlandii i 99,6% w Danii!
Zeszliście w ten sposób do poziomu radzieckiej propagandy, gdy też 100% ludzi brało udział w wyborach. W moich oczach bardzo dużo straciliście ze swojej dziennikarskiej rzetelności.
Ten artykuł w szkole dziennikarskiej oznaczałby wyrzucenie studenta nie rokującego nadziei na jego wykształcenie.
Sami zadajecie trudne pytania swoim rozmówcom, zaś ja zadam je Wam:
Na czyje zamówienie powstał i kto finansował ten artykuł?
W punkt. Ale zauważ, że autorka nie jest dziennikarką ale "covidową" aktywistką, z mentalnością typowego anty-szczepionkowca. Podobnie jak i jej szef – redaktor Pacewicz. W najlepszym wypadku rozpisywanie się w podobnie sążnistym tonie ma chyba odwodzić od tego co rzekomo jest specjalnością OKO czyli walącą się polską demokracją-ruiną budowaną za euro dzięgi. W sądownictwie z dnia na dzień coraz "lepiej", w "demokracji" nowy front ludowy PISu i "lewicy" do którego dołączy pewnie front PO z konfederatami. Nudne jak flaki z olejem a OKO unika "nudnych" tematów jak dyabeł wody święconej….. O czymś jednak trzeba pisać zanim czytelnicy się do końca nie rozejdą po kątach.
Dziękuje p. Lechu za opisanie moich poglądów swoimi słowami 🙂
Czyli OKO zaczyna być "szeroko zamknięte"… A nawet ich wspierałem finansowo. Faktem jest, że mojego trudnego, ale bardzo konkretnego tematu łamania prawa i kradzieży gruntów bez odszkodowania w "samorządach" nie podjęli się!
Strach? Bo na pewno nie był to przebłysk rzetelności i bezstronności dziennikarskiej.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.