0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka JędrzejczykFot. Agnieszka Jędrz...
Aresztu nie będzie.

Rozprawa 22 sierpnia 2024 w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście odbyła się bez udziału publiczności. Ta jednak (kilkoro członków ruchu Obywatele RP) poczekała grzecznie przez ponad godzinę na korytarzu, by usłyszeć postanowienie.

Sam Mariusz Redlicki opowiedział OKO.press po wyjściu z sali rozpraw, że sędzia od razu przyznał, że sprawę zna. Przeczytał bowiem głośny wpis obrońcy Redlickiego, mec. Radosława Baszuka na Facebooku.

A kiedy sąd to przeczytał, to przejrzał akta tej sprawy i innych spraw Redlickiego, które rozpatrywane były w tym samym sądzie. Zamianę stu złotych grzywny na karę pozbawienia wolności uznał za „niecelowe”, bo pozwala na to prawo, i grzywnę umorzył.

Protest z 2021 roku

Redlicki i Baszuk są zaangażowani w ruch Obywateli RP protestujących przeciwko bezprawiu władzy PiS. Redlicki dołączył do protestujących w 2018 roku. Od tego czasu policja zrobiła mu 50 spraw za udział w tych protestach. Z tego dziesięć wniosków Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście postanowił rozpatrzyć w trybie nakazowym, bez rozprawy i poznania wersji obwinionego. Czyli założył, że sprawa jest jasna i nie budzi wątpliwości.

Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej w takiej sytuacji ma jedną stronę i składa się z opisu z policyjnego wniosku i prawnej formuły o braku wątpliwości.

Procedując szybko, sąd nie zauważył jednak, że w tej sprawie było już jedno postanowienie. W tym samym sądzie, ale u innego sędziego i w innym trybie. Przez to ta sprawa nie jest jak tysiące innych.

Zaczęło się od tego, że Mariusz Redlicki został zatrzymany po proteście 4 maja 2021 roku i policja chciała go wylegitymować. Odmówił, gdyż Obywatele RP wiedzieli już wtedy, że policja nie ma prawa legitymować ot, tak sobie. Musi mieć do tego podstawę – a tej nie było, ponieważ Mariusz Redlicki nie robił niczego sprzecznego z prawem.

  • Na działania policji Redlicki się poskarżył i Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście przyznał mu rację. Zatrzymanie było legalne, ale bezpodstawne i nieprawidłowe, zatem i legitymowanie nie miało podstaw.
  • A potem – jako że młyny sprawiedliwości mielą powoli – sąd wziął się za wniosek policji o ukaranie za odmowę legitymowania. W trybie “nie ma żadnych wątpliwości” nałożył na Redlickiego grzywnę za to, że się przed policją nie wylegitymował.
Było to 7 października 2023 roku. Tuż przed wyborami.

Mariusz Redlicki protestuje

Do Obywateli RP Redlicki dołączył w 2018 roku, pierwsze sprawy z wniosku policji miał już w 2019, a najwięcej – oczywiście w czasie strajków kobiet.

Początkowo od wyroków nakazowych składał sprzeciwy. Jak mówi, liczył, że sądy się nauczą, że protestów obywatelskich nie można oceniać na podstawie policyjnych wniosków. Że te sprawy od razu i z miejsca muszą budzić wątpliwości, które wyjaśnić można tylko na rozprawie. Wnioski policyjne zawierały bowiem zarzuty całkiem zmyślone albo bardzo naciągane.

Redlicki np. został obwiniony za udział w blokadzie drogi, na której go nie było. Policja po prostu zauważyła go na innym proteście, kilka godzin wcześniej, i uznała, że i na blokadzie być musiał. Za to wyrokiem nakazowym dostał grzywnę w wysokości 700 zł. Też nie zapłacił i czeka, co będzie dalej.

Nadal jest gotowy na to, by sąd zamienił mu tę grzywnę na areszt. Sąd na razie milczy.

W katalogu swoich spraw Redlicki ma też taką, którą sąd osądził wzorcowo

Sąd dostał z policji wniosek o ukaranie Redlickiego (sześć-siedem wymyślonych wykroczeń) i wszystkie sam z siebie sprawdził. Najprościej jak można – w mediach. I ustalił, że Mariusz Redlicki miał się tych czynów dopuścić w miejscu bardzo licznego protestu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Zatem zdarzenia z policyjnego wniosku po prostu nie mogły mieć miejsca.

Tyle że na takiego sędziego nie zawsze się trafi – mówi Redlicki.

"Mam wielu znajomych, którzy przestali się sprzeciwiać nakazówkom, bo już nie mieli siły. Protestowali w obronie sądów, potem mieli takie sprawy i zaczęli widzieć, że to nie ma sensu.

Bo ich protesty były tłumione nie tylko przez policję, ale i przez same sądy. Które nawet nie sprawdzały, że to o nie właśnie upominają się obywatele" – mówi Mariusz Redlicki.

SLAPPy po polsku

Cały system aksamitnej represji PiS wobec aktywistów OKO.press dokładnie badało od 2021 roku w cyklu „Na celowniku”. Pokazaliśmy, że nie chodziło w nim o wielkie wyroki. Państwo atakowało protestujących obywateli drobnymi, ale uciążliwymi sprawami wykroczeniowymi. Ot, mandacik tu, mandacik tam. Albo wniosek o ukaranie do sądu, który z pozoru wygląda na zwykłą sprawę chuligańską.

Nie były to sprawy wielkie, bohaterskie, przyciągające uwagę opinii publicznej. Ale wyraźnie zniechęcające do udziału w protestach. Wypychające ze sfery publicznej. Jako takie kwalifikowały się do kategorii SLAPP (Strategic Lawsuit Against Public Participation).

Na całym świecie możni tego świata – władza i biznes – wytaczają takie sprawy aktywistom, dziennikarzom, niewygodnym naukowcom. Tylko że w klasycznej wersji są to pozwy cywilne o ogromne sumy albo sprawy karne zagrożone wieloma latami więzienia. A u nas były to sprawy wykroczeniowe „o sto złotych”. Tyle że stosowane masowo – z założeniem, że sądy nie będą w stanie wszystkiego sprawdzić, więc te mandaty za protesty będą nakładać.

Jeśli chodzi o kolegów i koleżanki, którzy przyszli 22 sierpnia kibicować Redlickiemu, każde z nich miało takich spraw kilkadziesiąt. Składali sprzeciwy od wyroków nakazowych, przyjeżdżali do sądu na rozprawy, których bywało po kilka do jednej sprawy. Tracili na to wiele dni. I w większości je wygrywali lub sprawa była umarzana.

Przeczytaj także:

Sąd badając te wymyślone przez władzę PiS sprawy, też marnował czas. Redlicki mówi, że w sprawie, w której sąd na jego rzecz przeprowadził śledztwo i posprawdzał, że policja mija się z prawdą, wyrok z uzasadnieniem miał 11 stron.

11 razy więcej niż wyrok nakazowy.

SLAPP po polsku

Prowadząc projekt „Na celowniku” ustaliliśmy, że choć Obywatele RP byli atakowani już w 2016 i 2017 roku, proceder ich szykanowania na skalę masową w całej Polsce zaczął się w 2018 roku, po drugiej fali protestów w obronie sądów.

Zaangażowało się w to całe państwo PiS. Nie tylko policja, która słała do sądów absurdalne wnioski o ukaranie. Także prokuratura (naciągała sprawy tak, by za ścieralny napis „Konstytucja” na chodniku postawić zarzut karny, nie wykroczeniowy, o „zniszczenie mienia dużej wartości”), sanepid (ujawniał dane medycznych protestujących, próbował ich ścigać za łamanie przepisów sanitarnych w pandemii) czy media publiczne organizujące kampanie nienawiści przeciwko liderom protestów. Osobno do gnębienia ludzi ważnych w swoich środowiskach angażowane były internetowe trolle – atakujące w mediach społecznościowych falami, ewidentnie w rytmie płatnych kampanii.

Ponieważ w aktach tych drobnych policyjnych spraw zachowały się pisma posłów PiS upominających się, by karać surowo, a sami atakowani słyszeli od policjantów, że „jest na nich zlecenie z Warszawy”, mamy podejrzenie graniczące z pewnością, że cała kampania była zlecona przez liderów państwa PiS. Realizowana zaś była lokalnie – jej uciążliwość dla aktywistów zależała więc od tego, ilu w terenie było nadgorliwych prokuratorów i policjantów, a ilu ludzi, którzy po prostu powiedzieli „nie”.

Statystyki SLAPP

Sądowy proceder atakowania aktywistów sprawami wykroczeniowymi został uchwycony w sądowych statystykach. Pisaliśmy o tym tu:

Proceder ten widać także w statystykach samego Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście. To ogromny sąd, w którym pracuje zaledwie 32 sędziów. Jeden wakat czeka na decyzję prezydenta Dudy, jak się dowiedzieliśmy w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Wnioski o ukaranie za wykroczenie może złożyć policja albo straż miejsca. Problemów, które w ten sposób chce rozwiązać, jest wiele – Kodeks wybroczeń wymienia wiele czynów uciążliwych i szkodliwych społecznie, którym należy przeciwdziałać.

Takich wniosków jest około 5 tys. rocznie.

Wnioski policji o ukaranie w 2015 roku stanowiły 44 proc. wszystkich (przeważały wtedy wnioski straży miejskiej). Potem jednak udział policji w tym, co trafiało do sądu, zaczął rosnąć. W 2021 roku te wnioski stanowią już 84 proc. ogółu. W 2022 – 70 proc., a w 2023 roku – już tylko 57 proc.

Jednocześnie z tych ogólnych sądowych statystyk widać, jak sędziowie nabierali wątpliwości do policyjnego procederu: coraz więcej spraw trafiało na rozprawę i nie były rozpatrywane w trybie nakazowym.

Do końca roku 2020 Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście załatwiał tak 80-90 proc. spraw wykroczeniowych. W 2021 – tylko 46 proc. To wtedy musiał się zajmować sprawami ze strajku kobiet, ale także sprawami z bardzo wątpliwych konstytucyjnie zakazów covidowych (w 2022 – spraw rozstrzyganych w trybie nakazowym było 60 proc., a w 2023 – 75 proc.).

Bardzo wyraźny był też wzrost spraw wykroczeniowych zakończonych umorzeniem:

do 2019 roku kończy się tak 5 proc. spraw.

A w 2020 roku już 10 proc. W 2021 – 45 proc., w 2022 – 31 proc., w 2023 – 17 proc.

W obronie sądów

Sprawa Redlickiego trafia do sądu w 2021 roku, kiedy sąd stara się sprawy wykroczeniowe badać na rozprawach. Ale to pracochłonne, więc w sądzie rosną zaległości. Sprawę Redlickiego sąd rozpatrzył dopiero w 2023 roku. I żeby to zrobić szybko, nie powziął wątpliwości.

„Problem wyroków nakazowych nie bierze się z niefrasobliwości sędziów, ale ich zbyt dużego obciążenia sprawami” – mówi nam po rozprawie mec. Radosław Baszuk.

Wystarczy porównać wpływy spraw wykroczeniowych z rozstrzygnięciami zapadającymi w danym roku. W samym 2021 roku, kiedy sąd nabrał wątpliwości i wydawał mniej wyroków nakazowych, ta różnica wynosi ponad tysiąc spraw. A w całym okresie 2015-2023 różnica między tym, co wpłynęło, a co zostało rozstrzygnięte to ponad 4500 wniosków wykroczeniowych. Czyli jakby jeden dodatkowy rok z wnioskami. Sąd jest w miarę na bieżąco tylko wtedy, kiedy prawie wszystkie wnioski o ukaranie za wykroczenie załatwia w trybie nakazowym.

Mariusz Redlicki: Sąd dziś wyjaśnił kulisy mojej sprawy

„Otóż sąd był wtedy zawalony poważnymi sprawami karnymi, więc te »proste« sprawy wykroczeniowe z policyjnych wniosków trafiały do szuflady – opowiada Redlicki. – Ale pojawiła się w sądzie kontrola i sędziowie w pędzie zaczęli zaległości przerabiać” – mówi.

I rzeczywiście. Wyrok nakazowy w sprawie Redlickiego ze stuzłotową grzywną zapada w sobotę, 7 października 2023 roku.

Potem zgodnie z sądową procedurą wymiar sprawiedliwości próbuje wyrok wykonać – co kończy się ponad godzinną rozprawą 22 sierpnia 2024. Która ukręca sprawie łeb.

Mec. Radosław Baszuk: Wyroki nakazowe niewątpliwie pozwalają podgonić statystyki. Sprawa załatwiana jest szybko, jest duże prawdopodobieństwo, że wyrok się utrzyma, bo ile osób pójdzie się sądzić o 100 złotych?

Obywatele bez sprawiedliwości

Redlicki: „Najpierw składałem sprzeciwy od tych wyroków nakazowych. Żeby zwrócić uwagę sądów, że sama notatka policyjna nie daje dziś gwarancji, że sprawa »nie budzi wątpliwości«. Sad Najwyższy wyraźnie wskazywał, w jakich sytuacjach może skorzystać z instytucji wyroku nakazowego, a w jakich nie”.

Problemem jest praktyka – to, że wątpliwości sądu nie budzi pismo policji, z jej wiarygodnością bywa różnie. Sądy uważają też, że 100-200 złotych nie jest poważną karą – choć np. dla osoby obwinionej za udział w obywatelskich protestach może to być kolejna taka kara w miesiącu. I że w ogóle karania za obywatelską aktywność nie wolno bagatelizować, bo prowadzi do wypychania ludzi ze sfery publicznej.

„Sądy w ogóle nie biorą pod uwagę społecznych konsekwencji takich wyroków” – mówi Redlicki.

Rzeczywiście, OKO.press było na sprawach sądowych, gdzie kara 100-200 zł dla młodych osób, po raz pierwszy w życiu organizujących obywatelki protest w miejscowości bez obywatelskich tradycji, wystarczyła, by wypchnąć je ze sfery publicznej. „Nigdy więcej” – mówiły. Bo rozumiały, że nie zrobiły nic złego, a państwo je ukarało.

Mężczyzna przed salą rozpraw w sądzie pokazuje szczoteczkę do zębów
Mariusz Redlicki przed salą rozpraw. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk

Chcemy pokazać problem

Mec. Baszuk: "Problem istniał przed 2016 rokiem, w latach 2016-23 i będzie istniał nadal. Tą sprawą chcieliśmy zwrócić uwagę i uczulić sędziów orzekających w sprawach wykroczeniowych i karnych na kwestię wyroków nakazowych.

Przy pewnym splocie okoliczności może to doprowadzić do głębokiej niesprawiedliwości.

Tak naprawdę nie ma specjalnego znaczenia, czy sprawa dotyczy korzystania z wolności zgromadzeń, czy piwnicznej kradzieży. Z trybu wyroku nakazowego można skorzystać wtedy, gdy okoliczności czynu i wina sprawcy nie budzą wątpliwości. Jeśli sąd nie dysponuje żadną wersją obwinionego, musi nabrać wątpliwości".

OKO.press: Ale przecież sąd nie jest w stanie wszystkich tych spraw porządnie rozpatrzyć?

Baszuk: "Sprawna praca sądów, zmniejszenie obciążenia sędziów to zadanie Ministerstwa Sprawiedliwości i prezesów sadów. My, ruchy obywatelskie, jesteśmy od tego, by zwracać uwagę na złe rzeczy.

Wakaty sędziowskie, brak asystentów, brak pracowników merytorycznych w sekretariatach – to się wszystko przekłada się na sprawy takie jak ta.

Ale na końcu drogi jest Mariusz Redlicki, który z tego powodu mógł pójść siedzieć".

Redlicki (pokazując przygotowaną na wszelki wypadek szczoteczkę od zębów): W moim wypadku to akurat szkoda, że tak się nie stało. Bo opinia publiczna mogłaby się problemem zainteresować. A tak – postaram się zainteresować tym RPO i ministra sprawiedliwości.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze