0:00
0:00

0:00

Policja domagała się po 300 zł od każdego, dlatego — w ocenie sądu — karę 100 zł za Strajk Kobiet trudno uznać za rażąco surową. Wyrok nie jest prawomocny.

Dziewczyny zostały ukarane za to, że ich marsz zszedł na jezdnię, przez co utrudnił samochodom przejazd, oraz za to, że uczestnicy wznosili okrzyki wulgarne w tym “Jebać PiS”.

“Nie chodzi o to, przeciwko komu te okrzyki były wznoszone, ale o to, że są wulgarne” - powiedział sąd (obrona w czasie procesu dowodziła, że “Jebać PiS” nie jest wulgaryzmem, ale stosowną do okoliczności formą protestu – są na to ekspertyzy prawne).

Przeczytaj także:

Sprawa dotyczy protestu kobiet w Sokołowie Podlaskim 28 października 2020, zaraz po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej praktycznie zakazującego w Polsce aborcji.

Protest zorganizowały bardzo młode kobiety (chcą zachować anonimowość) — był to ich pierwszy przejaw aktywności obywatelskiej. Przejęte tym, jak państwo je potraktowało postanowiły "zrobić strajk w Sokołowie". Bo nie każdy ma samochód, żeby pojechać na protest, np. do Węgrowa.

Na zdjęciu u góry dwie organizatorki Strajku Kobiet w Sokołowie Podlaskim wychodzą z sądu.

Zgłosiły protest policji, umówiły się z nią, że protest będzie szedł chodnikiem. Policja obiecała pomóc, ale sprawę — jak wynikało z zeznań świadków-policjantów — zlekceważyła. Na protest przyszło kilkaset, może tysiąc osób. Policjantów było za mało. W pewnym momencie tłum nie zmieścił się na chodniku i zszedł na jezdnię. Kolumna zablokowała jeden pas ruchu, ludzie skandowali obraźliwe pod adresem władz hasła: “Wypierdalać” oraz “Jebać PiS”.

Tłum był wściekły, ale ostatecznie do żadnych niebezpiecznych zdarzeń nie doszło. Kilku młodych mężczyzn zostało spisanych za odpalenie rac – i tyle. Organizatorki i policjanci podziękowali sobie i rozeszli się.

Wezwanie w sprawie przyszło dopiero prawie rok później. Wtedy, kiedy policja w całej Polsce zaczęła zakładać sprawy organizatorkom protestów kobiet.

Sąd w Sokołowie Podlaskim wydał wyrok po przesłuchaniu obwinionych i świadków — policjantów. I po czterech rozprawach.

Sędzia wygłasza wyrok w Sokołowie Podlaskim, 23.05.2022. Strony nie musiały się stawić na to, więc przedstawiciela policji nie było. Obwinione siedzą na ławie oskarżonych po prawie stronie, poza kadrem. Fot. Agnieszka Jędrzejczyk

Sprawa młodych mężczyzn z racami nie budziła wątpliwości — przyznali się i gotowi byli dobrowolnie zapłacić nawet po 200 zł. Inaczej było z organizatorkami protestu. One w sądzie powiedziały, że ani nie wznosiły wulgarnych haseł (przygotowały sobie inne, ale tłum wolał krzyczeć “Jebać PiS”), ani nie sprowadziły pochodu na jezdnię, a nawet próbowały zawrócić ludzi na chodnik.

Rzecz w tym, że w czasie policyjnego przesłuchania dwie z nich do policyjnych zarzutów się jednak przyznały. Dopiero przed sądem powiedziały, że było inaczej. Jedna od początku twierdziła, że policyjne zarzuty są nieprawdziwe.

Obrońca, mec. Paweł Środa: Miały 17 lat, nie miały prawnika.

Jedna z dziewczyn: Podpisałam, bo to nie wyglądało na przyznanie się. Policjant jakoś inaczej powiedział.

Sąd uznał jednak, że te zeznania na policji były ważne dla oceny przebiegu zdarzeń.

Nie wolno utrudniać życia kierowcom

Uzasadniając wyrok sąd najwięcej uwagi poświęcił blokowaniu drogi. Zauważył, że przepisy nie pozwalają nie tylko blokować, ale i spowalniać ruch oraz doprowadzać do sytuacji, że kierowcy muszą więcej uwagi poświęcać na kierowanie pojazdami.

Wejść na jezdnię można w przypadku — jak powiedział sąd — różnych imprez np. sportowych lub manifestacji, ale po otrzymaniu odpowiedniego zezwolenia. Z obowiązku ubiegania się o nie zwolnione są pielgrzymki, procesje i inne uroczystości religijne. A Strajk Kobiet do nich nie należy. A zatem organizatorki naruszyły przepisy. Utrudniły ruch na głównej drodze w tym mieście.

Jedna dziewczyn po wyroku: Czyli następnym razem mam wziąć krzyż, tak?

Jeśli chodzi o zgorszenie wywołane brzydkimi okrzykami, to sąd podkreślił, że nie chodzi o to, przeciwko czemu protestowały obwinione, ale o istotę rzeczy. A są nią wulgaryzmy.

Wybryk, który odbiega od przyjętego w danym miejscu postępowania, stoi w sprzeczności ze zwykłymi normami ludzkiego współżycia.

Zdaniem sądu okrzyk “jebać PiS” nie jest w Sokołowie przyjętą normą, a zatem obwinione naruszyły przepisy kodeksu wykroczeń. Sąd pominął fakt, że dziewczyny zeznały, iż to nie one krzyczały. Powołał się na zeznania policjantów, którzy “są dla obwinionych osobami postronnymi i nie mają powodów, by fałszywie obciążać obwinione”.

Tymczasem z danych zebranych przez OKO.press w ramach projektu "Na celowniku" wynika, że policja obwiniała o strajk kobiet osoby, które już wcześniej znała. Albo z aktywności publicznej, albo dlatego, że osoby te zgłosiły protest i zostawiły na policji swoje dane. To tym znanym sobie osobom policja przypisywała zachowania innych ludzi.

Komentarz ukaranych po wyroku: Tak? A jak w ten weekend były Dni Sokołowa, to policja łapała każdego, kto wchodzi na jezdnię? Nie. Przecież tu zwyczajnie ludzie wchodzą na drogę, jak coś się dzieje. Zawsze wchodzili.

Nawet konstytucyjna wolność jeżdżenia samochodem podlega ograniczeniom

Sąd odwołał się do Konstytucji: przyznał, że wolność zgromadzeń i wolność słowa są przez nią chronione. Ale — zauważył — tak samo jest z wolnością przemieszczania się. A jednak zgadzamy się, że za przekroczenie ograniczenia prędkości można nałożyć mandat. Tak samo jest tutaj — wyjaśnił w ustnym uzasadnieniu wyroku.

Oba naruszenia: utrudnienie życia kierowcom i używanie słów stojących w sprzeczności ze zwykłymi normami współżycia zostały potraktowane łącznie i wycenione na 100 zł.

Brak maseczki to nie przestępstwo

Jednocześnie sąd uniewinnił wszystkich obwinionych z zarzutu braku maseczki w czasie protestu. Ten zarzut policja stawiała masowo, tymczasem do grudnia 2020 r. nie było w Polsce przepisów, które pozwalałyby za to karać. W I i II fali pandemii rząd wydawał rozporządzenia “maseczkowe” na podstawie ustawy z 2008 r. o chorobach zakaźnych u ludzi, a ta pozwala nakładać obowiązek noszenia maseczki na chorych i podejrzanych o zakażenie. Ale nie na zdrowych ludzi. Dziura w przepisach została naprawiona dopiero po protestach w Sokołowie.

Sąd uznał, że kara właściwa, dostosowana do sytuacji życiowej obwinionych — osób bardzo młodych. I odniesie skutek “w zakresie prewencji ogólnej i indywidualnej”. Koszty sądowe poniesie natomiast skarb państwa.

Sprawę z Sokołowa opisaliśmy w ramach naszego projektu „Na celowniku”. To pilotażowy projekt OKO.press, Archiwum Osiatyńskiego, w ramach którego dokumentujemy nacisk państwa na społeczeństwo obywatelskie i jego aktywistów i aktywistki. Udało nam się wskazać cechy czegoś, co nazywamy SLAPPem po polsku. SLAPP (strategoc lawsuit against public participation) to sprawa sądowa wytoczona aktywistom lub dziennikarzom przez biznes, lub władze po to, by powstrzymać ludzi od aktywności publicznej. Zwykle w pozwach w grę wchodzą ogromne odszkodowania, a procedury prawne są długotrwałe i kosztowne. Proceder ten rozwija się w całej Europie. Jego polska specyfika polega na tym, że państwo ściga aktywistów z przepisów Kodeksu wykroczeń. Kary nie są dotkliwe, ale procedury — w które zaangażowane są służby państwowe (prokuratura i policja) męczące i zniechęcające do działania.

W 2021 w naszym projekcie wspierała nas norweska Fundacja Rafto (Thorolf Rafto był norweskim działaczem praw człowieka, który życie poświęcił na sprawy Europy Środkowej). Teraz wspiera nas amerykański German Marshall Fund.

Koordynacja – Anna Wójcik, Piotr Pacewicz, Agnieszka Jędrzejczyk

;

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Komentarze