Policja nęka ludzi biorących udział w protestach niebezpiecznych dla władzy. Ale na przykład za demonstrowanie w obronie praw wyrzucanych na granicy do lasu na razie niewiele grozi. Bo opinia publiczna stoi w tej sprawie po stronie rządzących. Ze strajkiem kobiet było inaczej
Radosław Baszuk jest warszawskim adwokatem specjalizującym się w prawie karnym. Od 2017 r. włączył się w sieć pomocy organizowanej w ramach zespołu pomocy prawnej ObyPomocy Fundacji Obywatele RP. Bierze też udział w działaniach ruchu Obywatele RP. Jest członkiem Rady Programowej naszego projektu “Na Celowniku”.
W serii „Na celowniku" o „SLAPPach po polsku" - czyli systematycznych prześladowaniach aktywistów - publikowaliśmy rozmowy z Elżbietą Podleśną, Bartem Staszewskim, Laurą Kwoczałą, Katarzyną Kwiatkowską, Pawłem Grzesiowskim, Wojciechem Sadurskim, Ewą Siedlecką, Piotrem Starzewskim, Julią Landowską, Martą Lempart a także adwokat Sylwią Gregorczyk-Abram i ekspertką od komunikacji Hanną Waśko. Relacjonowaliśmy też trzy procesy aktywistów: w Sierpcu, Nowym Sączu i Warszawie.
„Na celowniku" to pilotażowy projekt OKO.press, Archiwum Osiatyńskiego oraz norweskiej Fundacji RAFTO, prowadzony razem z prof. Adamem Bodnarem, Rzecznikiem Praw Obywatelskich w latach 2015-2021. Ma na celu naświetlenie i zdiagnozowanie zjawiska nękania osób zabierających głos w interesie publicznym w Polsce. Publikujemy rozmowy z osobami, które znalazły się "na celowniku", a także z prawniczkami, badaczami, specjalistkami do spraw komunikacji.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Na świecie za “prawdziwe” SLAPPy uważa się takie postępowania, w których strona silniejsza nęka stronę słabszą żądaniami wysokich odszkodowań, by zmusić ją do odstąpienia od działania w interesie publicznym. Po jednej stronie wielka kancelaria – po drugiej jednostka, a stawką może być jej cały majątek. A u nas jest tego trochę, ale przeważają zwykłe, uciążliwe sprawy wykroczeniowe – gdzie w najgorszym razie można dostać grzywnę.
Mec. Radosław Baszuk: To są właśnie SLAPPy po polsku. U nas SLAPPy funduje obywatelom państwo, a ono ma lepsze narzędzia niż cywilne pozwy. I używa tych narzędzi: policji, prokuratury, inspektoratów, służb. Na masową skalę. To się zaczęło na przełomie 2017 i 2018 roku – przedtem jako adwokat karnista z praktyką od 25 lat niemal nie miałem do czynienia z Kodeksem wykroczeń. Od 2018 roku takich spraw wykroczeniowych sam prowadziłem ponad setkę. To pokazuje skalę zmiany.
Zaczęło się od kontrmiesięcznic smoleńskich?
Tak. Władza przyjęła przepisy dające tzw. zgromadzeniu cyklicznemu (w domyśle – miesięcznicy smoleńskiej) – absolutną wyłączność w przestrzeni publicznej i zakazujące kontrmanifestacji. Do mnie pierwsi klienci z kontrmiesięcznic trafili po roku, na przełomie 2017/18. I tak zacząłem współpracę z ObyPomocą.
Oni mieli prawo demonstrować, władza napisała kulawe prawo, obywatele mieli dobre argumenty prawne, by nadal korzystać z konstytucyjnej wolności zgromadzeń. Władzy nie zostało nic innego, tylko wysłać na nich policję.
Jakie zarzuty z Kodeksu wykroczeń dostają aktywiści?
Jest kilka możliwości.
Zaczęli odmawiać legitymowania, bo policja musi mieć realny powód, faktyczny i prawny, by prosić obywatela o dane; jeśli nie – jest to działanie bezpodstawne. Ale policja wtedy zatrzymuje cię, wywozi na komisariat, ustala dane, a potem śle sprawy do sądu … z zarzutem odmowy poddania się legitymowaniu.
W Warszawie znam tylko jedną taką sprawę.
Sądy w tych sprawach masowo uniewinniają lub umarzają postępowania. Fala tych zarzutów pojawiła się wraz ze Strajkiem Kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z 22 października 2020.
Mamy liczby?
Mamy, z raportów ObyPomocy: od 12 kwietnia 2017 do 31 sierpnia 2021 roku 889 osób weszło w relacje z policją ze względu na aktywność społeczną i udział w zgromadzeniach. To są tylko ci, których sprawy monitoruje ObyPomoc albo przynajmniej dali jej o tym znać.
Zarejestrowaliśmy 527 postepowań w sprawach o wykroczenia (jedno postępowanie to może być więcej niż jedna osoba). 501 osób prawomocnie zostało uniewinnionych lub postępowania zostały umorzone.
Każde takie postępowanie jest dla obwinionego oczywistym utrudnieniem – musi sobie zorganizować pomoc prawną, wziąć udział w rozprawie (a więc zwolnić się z pracy, usprawiedliwić się na uczelni, zapewnić opiekę członkom rodziny).
Policja zasypuje sądy wnioskami o ukaranie, mimo że wie, że 97 proc. spraw przegrywa, a od dłuższego czasu nawet ich nie pilnuje – na salach rozpraw nie ma policjantów – oskarżycieli publicznych, policja nie składa też środków odwoławczych w przegranych sprawach. Mamy do czynienia z systemowym, zinstytucjonalizowanym nękaniem ludzi, nie z ochroną porządku prawnego.
Tak samo jest z zatrzymaniami.
To ostatnio sprawdził Rzecznik Praw Obywatelskich: Nie znamy liczby zatrzymanych, ale wiemy, że do warszawskich sądów po fali demonstracji Strajku Kobiet wpłynęło 597 zażaleń na zatrzymania. Od maja 2020 do końca 2021 uwzględniono zażalenia w 346 przypadkach (a wiele z nich nadal jest rozpatrywane lub czeka na terminy)
Jak jest w innych miastach, poza Warszawą?
Podobnie jest w Łodzi. A w Gdańsku nie, tam policja zachowuje się raczej przyzwoicie. Wrocław pod tym względem jest w połowie drogi między Warszawą a Gdańskiem.
Katowice?
Nie potrafię powiedzieć, nie znam tamtejszych spraw o zatrzymanie. Ale w Katowicach doszło do agresywnych zachowań policji.
Czy zatem dotkliwość represji zależy od lokalnych policyjnych strategii?
Siła represji zależy od tego, czy protest ma społeczne poparcie. Jeśli ma, policja naciska. Jeśli nie – policjanci są spokojni.
Proszę popatrzeć na warszawskie zgromadzenia wyrażające wsparcie dla uchodźców na granicy z Białorusią. Nie zdarzyło się chyba nic poza legitymowaniem i to nieprzesadnie natarczywym.
Podobnie było kiedy pod koniec sierpnia Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej wrócił do badania, czy polska Konstytucja stoi ponad prawem unijnym. Grupa aktywistów weszła na teren TK usiłując zamknąć drzwi do budynku (nazwali to “obywatelskim zamknięciem Trybunału”). I nie stało się nic – osoby zostały wyprowadzone przez policję na ulicę i – UWAGA – zwolnione. Może w tym wypadku znaczenie miało to, że tego dnia z wizytą w Warszawie przebywała z wizytą Komisarz Věra Jourová?
Kto o tym decyduje? Że w jednym miejscu będziemy mili, a w drugim wywieziemy do odległego komisariatu, damy gazem po twarzy, skujemy do tyłu?
Sądząc po objawach, po tym zróżnicowaniu, to musi się dziać gdzieś na średnim szczeblu decyzyjnym. Odgórną dyrektywę, by powstrzymać zgromadzenia, tam zamienia się na konkrety. Np. “dzisiaj dajemy »dziewięćdziesiątki« (blokada drogi)” albo zarzucamy „udział w nielegalnym zgromadzeniu”, innym razem tylko legitymujemy. Policjant na miejscu wykonuje polecenie.
Ale jeśli władza chce w jakiejś chwili dopiec demonstrantom, policja się nie oszczędza.
Bo można skuć, zamknąć, przeszukać, upokorzyć?
Popatrzmy na sprawę karną osób, które przecięły/usiłowały przeciąć druty kolczaste na granicy z Białorusią. To było jeszcze przed stanem wyjątkowym, kiedy władza na napływ uchodźców zareagowała rozwijaniem drutu kolczastego. Obywatele, którzy próbowali się temu przeciwstawić, dostali zarzut karny zniszczenia mienia, czyli drutu kolczastego – za nieco ponad 500 zł (poniżej tej kwoty mówimy tylko o wykroczeniu).
To jest przecież prosta sprawa: dane sprawców są znane, fakt próby przecięcia drutu bezsporny, a to, jak ocenić sam czyn, to zadanie sądu. Wszystkie dowody są zebrane. Tymczasem tych ludzi zatrzymano na 48 godzin, a następnie przekazano do dyspozycji sądu z wnioskami o trzymiesięczny areszt, by mogli być zatrzymani przez kolejną dobę. Wyszli dopiero po spektakularnej odmowie tymczasowego aresztowania przez sąd.
Elżbieta Podleśna za napisanie “PZPR” na biurze posła PiS była ścigana za propagowanie komunizmu, bo to pozwoliło ją zatrzymać, skuć i zrobić przeszukanie osobiste. Ostatecznie do sądu trafiła sprawa o zniszczenie mienia. O tym, że napis “PZPR” to naruszenie zakazu propagowania komunizmu, najpierw napisał portal TVP Info, a potem dopiero ruszyła do akcji policja.
I to jest dowód, że decyzje o ściganiu aktywistów zapadają najpierw na wyższych szczeblach, a w szczegółach są potem twórczo rozwijane niżej. O zatrzymaniu Elżbiety w płockiej sprawie Tęczowej Maryjki nie wiedział jeszcze prokurator, a minister Brudziński już o tym pisał na Twitterze.
Innym przykładem jest eskalowanie zarzutów, żeby to, co jest najwyżej wykroczeniem, wyglądało na przestępstwo opisane w Kodeksie karnym. Gdzieś na górze musi zapaść decyzja, że robimy zarzut karny, a nie wykroczeniowy i “kombinujcie, towarzysze”.
Ktoś decyduje, ktoś przekazuje “pokrzywdzonemu”, że istnieje potrzeba „nadmuchania” wysokości szkody. Tak powstaje zarzut, bo zamiast umyć chodnik, wymienia się płyty i mamy wydatek ponad 500 zł, Kodeks karny może już być zastosowany.
Inne sprawy karne w sprawach aktywistycznych?
To się zaczęło się pojawiać na moim radarze gdzieś około 2019. Kilka typów spraw:
Po pierwsze, są takie sprawy jak obalenie pomnika księdza Jankowskiego czy “Tęczowa Maryjka” albo napisy, które na biurach PiS zrobiła Elżbieta Podleśna.
Są prowadzone w sprawie czynów, które naprawdę miały miejsce – można się spierać o to, czy były czynami zabronionymi przez prawo, kwestionować przyjętą przez prokuraturę kwalifikację prawną.
Druga grupa to sprawy szyte już na zamówienie. Zarzuty znieważanie albo naruszenia nietykalności funkcjonariusza – w sytuacjach gdy dowody są słabe. A są formułowane dziwnym przypadkiem wobec osób naprawdę aktywnych, takich, które w swoich grupach są liderami opinii. To się pojawiło wyraźnie od Strajku Kobiet.
Trzecia grupa to są sprawy zupełnie z sufitu. Przykładem oskarżenie liderek OSK o szerzenie choroby zakaźnej poprzez organizację zgromadzeń.
Zarzut jest z sufitu, ale jednak ludzie w grupie mogą się zarażać?
Z całym szacunkiem dla znaczenia działalności liderek OSK, to nie one, ale wyrok z 22 października 2020 roku spowodował, że ludzie masowo wyszli na ulice protestować. Równie przekonująco, a może bardziej, odpowiedzialność za narażenie ich na zakażenie chorobą można by zarzucić Julii Przyłębskiej.
O absurdzie tego zarzutu świadczy też to, że kiedy władza postanowiła sobie zrobić wybory w pandemii, i to bez podstawy prawnej, a prokurator Ewa Wrzosek wszczęła w tej sprawie postępowanie, właśnie z tego samego artykułu, to sprawa została jej odebrana i umorzona w parę godzin.
Nie o epidemię tu chodzi, ale o represyjne używanie prawa wobec jednych i parasol ochronny wobec innych.
Prof. Adam Bodnar nazywa to dyskryminacyjnym legalizmem. Ten sam przepis może być aktywnie użyty wobec politycznego przeciwnika, a wobec „swojego” – nie znajdzie zastosowania.
W tej grupie przywołałbym jeszcze wyjątkowo skandaliczny przykład sprawy dwojga aktywistów, którzy oplakatowali wiosną 2020 roku Warszawę plakatami “Szumowinny” (nawiązującym do nieprawidłowości kowidowych zakupów organizowanych przez ministra zdrowia Szumowskiego).
Ta akcja plakatowa, przy najbardziej formalistycznym podejściu, była co najwyżej wykroczeniem z art. 63a kodeksu wykroczeń (umieszczanie ogłoszeń w miejscu do tego nieprzeznaczonym). Tymczasem tę dwójkę zatrzymano, przeszukano mieszkania, zabrano komputery, po czym przedstawiono zarzut… kradzieży z włamaniem. Bo wyjęli z gablot AMS, spółki zależnej Agory, plakaty i umieścili w nich własne. A plakaty AMS zostawili na przystanku.
Przestępstwo kradzieży z włamaniem jest zachowaniem umyślnym – chcę zabrać, ukraść i w tym celu przezwyciężam przeszkodę, jaka stoi między mną a rzeczą. Umieszczenie w gablotach plakatów “Szumowinny” nie było kradzieżą z włamaniem, policja i prokuratura doskonale o tym od początku wiedziały. Ale dzięki temu można było nazwać ludzi, którzy podjęli akcję wymierzoną w urzędującego ministra, złodziejami, zdyskredytować ich, pohańbić. To już są najgorsze wzorce autorytaryzmu.
I jak się to skończyło?
Sprawa została niedawno umorzona przez prokuraturę z uwagi na – co za niespodzianka – brak znamion czynu zabronionego. Ale kryminalny zarzut kradzieży był podtrzymywany przez ponad rok.
To są uderzenia w liderów. Ale władza uderza postępowaniami wykroczeniowymi i karnymi w uczestników strajku kobiet czy protestów w obronie praw osób LGBT. Wtedy można oberwać za to, że się po prostu jest – a nie za nazwisko.
Ataki na członków “grup mniejszościowych” to zjawisko, którego nie udało się wyplenić z policji w czasach przed PiS. Kiedyś w piątkowy wieczór policjanci poprawiali statystyki polując na młodych ludzi pod pubami, w miejscach, gdzie się spotykali, bawili. Oczywiście tych nie ubranych w garnitury, innych, odmiennych, zbyt kolorowych, może bardziej hałaśliwych.
Teraz dotyka to aktywnych społecznie grup mniejszościowych: osób LGBT, młodych kobiet. To jest widoczne.
Przy wszystkich negatywnych doświadczeniach Obywateli RP z policją – jesteśmy osobami w średnim lub starszym wieku, z jakąś tam pozycją społeczną – policja nie pozwala sobie na pewne zachowania wobec nas. Jesteśmy znoszeni z ulic, zatrzymywani, ale nikt nam nie łamie rąk, nikt nie wyzywa, rzadko obraża.
Ale widzi Pan, że brutalność policji rośnie?
Wykręcenie ręki w radiowozie, popchnięcie na komisariacie, agresja słowna - to się zawsze zdarzało. Dlatego prawnicy od lat postulują systemowe zapewnienie każdemu zatrzymanemu, który tego zażąda, natychmiastowego dostępu do adwokata. To ważny instrument ochrony przed policyjną przemocą, ale także ochrony przed nieprawdziwymi zarzutami o jej stosowanie.
Teraz notujemy coraz więcej przypadków przemocy policyjnej. Ale czy jest to efekt „spuszczenia ze smyczy”, czy pogarszającej się dramatycznie jakości kadr policyjnych – tego naprawdę nie wiem. Może jedno i drugie?
Jak więc powinien się zachowywać obywatel, jeśli grozi mu interwencja policji?
Robić wszystko, by byli świadkowie. Rejestrować zgromadzenia i interwencje – tego powinno być jak najwięcej, najlepiej z różnych perspektyw. Trzeba też znać swoje prawa i rozumieć ograniczenia. Podkreślę kategorycznie – to pokojowy charakter zgromadzeń publicznych jest naszą najsilniejszą bronią. To się sprawdza przed sądami. Nie bijemy się z policją.
Dobrze jest, jeśli przed wyjściem na zgromadzenie sprawdzimy, kto może udzielić nam pomocy prawnej.
Pewna młoda aktywistka powiedziała mi, że jeśli ktoś idzie na demonstrację bez numeru do prawnika wypisanego na ręce (bo telefon ci zabiorą), jeśli chce zrobić blokadę, a nie wie, jak dać się wynieść, to jest po prostu niepoważny. To jest wysoki poziom wiedzy prawniczej i obywatelskiej.
Dodałbym jeszcze:
Starsi mogą coś z tego pamiętać z przeszłości, dla młodych, którzy nie dorastali przed 1989 rokiem, jest to nowe doświadczenie. Teraz na szczęście informacja jest łatwiej dostępna. 40 lat temu była powielana w podziemnych wydawnictwach broszura adwokata Jana Olszewskiego „Obywatel a SB”, dzisiaj te informacje są dostępne w sieci.
Mówimy o podstawowej wiedzy protestujących – bo są wśród aktywistów naprawdę wybitni specjaliści. Greenpeace to wzorcowa korporacja protestu, Extinction Rebellion to także pełny profesjonalizm w zakresie organizacji akcji, ich logistycznego i prawnego przygotowania, świadomości praw i ograniczeń.
Inaczej też działa dziś środowisko prawnicze. To jest ważne.
Nie jest nas aż tak wielu, dlatego, znamy się coraz lepiej i możemy już działać ponadregionalnie. Grupy prawników zaangażowanych w obrony aktywistów działają w Warszawie, Katowicach, Wrocławiu, Lublinie, Gdańsku. Jesteśmy w stanie dość szybko, korzystając z sieci wzajemnych kontaktów aktywistów i prawników znaleźć prawnika gotowego do podjęcia obrony niemal w każdym miejscu. Nawiązujemy kontakty, poznajemy się. Tak tworzą się relacje.
Ja na przykład długo nie znałem tak kapitalnej osoby i prawniczki jak adwokatka Karolina Gierdal, mimo że pracujemy w jednym mieście.
W styczniu 2021 została adwokatką roku 2020.
Funkcjonowaliśmy w różnych bańkach, pokoleniowo i tematycznie. Po raz pierwszy spotkaliśmy się dopiero w Płocku w styczniu 2020 na sprawie “Tęczowej Maryjki”. Ja byłem obrońcą, Karolina w imieniu Kampanii Przeciw Homofobii przedstawiła stanowisko przyjaciela sądu (amicus curiae).
Potem pojawił się kolektyw prawniczy Szpila, który Karolina tworzyła, współpraca Szpili z ObyPomocą.
Czy SLAPPY “po polsku” - ściganie z kodeksu wykroczeń - działają?
Nie wiem. Po pierwsze, efekt mrożący nie dotyczy liderów opinii, wobec których takie SLAPPy kierowane są bezpośrednio. Oni dalej podejmują działalność publiczną. Ich policja nie przestraszy. Ale efekt mrożący może dotyczyć innych. Tych, którzy to widzą i stoją przed wyborem, czy podjąć działania, czy się zaangażować.
A jeśli np. fala protestów Ogólnopolskiego Strajku Kobiet opada – to nie musi to być efekt represji tylko wyczerpania takiej formuły protestu.
Nigdy tak do końca nie wiemy, kiedy i dlaczego wybuchają, i dlaczego kończą się rewolucje.
Projekt „Eye on SLAPPs in Poland" / Na celowniku jest prowadzony do grudnia 2021 roku dzięki wsparciu Fundacji Rafto na rzecz Praw Człowieka z siedzibą w Bergen w Norwegii. Fundacja została założona w 1986 roku w pamięci Thorolfa Rafto.
Prof. Thorolf Rafto (1922-1986) był ekonomistą i działaczem na rzecz praw człowieka. W sprawy Europy Środkowej zaangażował się z powodu Praskiej Wiosny 1968. Wielokrotnie podróżował do Polski, Czech Węgier i Rosji, był świadkiem prześladowań i nadużyć. W 1979 roku w Czechosłowacji ciężko pobili go funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych, co przyspieszyło jego śmierć.
Nad projektem "Na celowniku" czuwa rada ekspercka pod przewodnictwem prof. Adama Bodnara, Rzecznika Praw Obywatelskich VII kadencji. W jej skład wchodzą: mec. Sylwia Gregorczyk-Abram, mec. Radosław Baszuk, prof. Jędrzej Skrzypczak.
Projekt koordynuje Anna Wójcik, Agnieszka Jędrzejczyk i Piotr Pacewicz.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze