0:00
0:00

0:00

Nie był to niewątpliwie zamiar PiS - uruchamiając w 2017 roku aparat represji przeciwko aktywistkom i aktywistom broniącym praworządności, potem zaś praw osób LGBT+ i kobiet, a także niosącym pomoc uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej, aparat państwa chciał wypchnąć obywateli ze sfery publicznej i zmusić ich do milczenia.

Stało się coś przeciwnego. Na szczęście dla nas wszystkich.

Relacje o obywatelach atakowanych przez państwo zbieraliśmy w OKO.press od połowy 2021 roku. Rozmawialiśmy z aktywistami i aktywistkami z dużych miast i z mniejszych miejscowości. Cykl nazwaliśmy NA CELOWNIKU, bo cechą dokumentowanego przez nas nacisku było to, że na podstawie odgórnych decyzji państwo namierza i atakuje konkretne osoby albo całe środowiska.

Udało się nam dzięki temu opisać ten nowy typ nacisku: masowy, wykorzystujący cały aparat państwa.

Opisaliśmy to tu:

Przeczytaj także:

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

SLAPP po polsku

Nie było to klasyczny SLAPP, czyli znane na całym świecie postępowania sądowe wytaczane w celu zablokowania aktywności obywatelskiej (strategic lawsuit against public participation), gdzie stawką są ogromne kary (pieniężne i pozbawienia wolności).

PiS stworzył coś, co w OKO.press nazwaliśmy „SLAPP-em po polsku” – zmasowanym, ale stosunkowo łagodnym naciskiem całego aparatu państwa: policji, prokuratury, sanepidu, TVP, mediów rządowych, trolli internetowych. Aktywiści atakowani byli sprawami o wykroczenia, czasem karnymi, gdzie kary są niskie, ale procedury uciążliwe i czasochłonne.

To, co najbardziej jednak różni działania PiS od klasycznego SLAPP, to masowość: zamiast ataku na wybranych liderów, państwo prześladowało dziesiątki, setki osób.

W 2021 roku wiedzieliśmy już, że nacisk PiS nie przynosi efektów: zamiast wycofywać się do sfery prywatnej, ludzie się organizują. Wychodzą poza tradycyjne środowiska rodzinno-zawodowe, nawiązują kontakty ponadregionalne, zdobywają nowe kompetencje społeczne. Działo się to przede wszystkim w mniejszych miejscowościach i dlatego wydawało się to nam ważną zmianą.

Rodowody niepokornych

Rok 2022, w którym dalej prowadziliśmy nasz projekt NA CELOWNIKU, pokazał, do czego to doprowadziło. Wojna w Ukrainie przerwała na chwilę zbieranie relacji o prześladowaniach przez polską policję i prokuraturę: wydawało się to trochę nie na miejscu, gdy w sąsiednim kraju Rosja równa z ziemią kolejne miasta.

Ale kiedy OKO.press zaczęło opisywać, jak organizowana jest w Polsce pomoc dla Ukrainy, okazało się, że w punktach pomocy są bohaterowie naszych tekstów. Są i działają - a często to oni pierwsi ruszali do akcji.

Jak powiedziała nam aktywistka z Przemyśla, “wiesz, na początku trzeba było wiedzieć, jak się podzielić robotą, a my to umieliśmy. Ale do pomocy rzuciło się całe miasto”.

Oglądana z tej perspektywy historia oporu społecznego w Polsce jest fascynująca i pozwala lepiej zrozumieć, jak możliwe było tak sprawne i szybkie zorganizowanie pomocy dla uciekających przed wojną Ukrainek i Ukraińców oraz dostaw pomocy na samą Ukrainę.

Jak to powiedziała ostatnio Ursula von der Leyen: „To niesamowite, jak Polacy otworzyli swe serca i swe domy dla uchodźców. Fantastyczna gościnność Polaków!”.

Na poligonie - od 2016 roku

Tego fenomenu nie da się wyjaśnić bez sieci obywatelskiego oporu. Była ona tylko częścią oddolnego ruchu pomocy, ale częścią jakościowo znaczącą, zwłaszcza na początku.

Ludzie, którzy znali się z protestów z lat 2016-2021, którzy wspólnie je organizowali, skrzykiwali się 24 lutego natychmiast. Zakładali tabelki w Google’u do wpisywania, co jest uchodźcom z Ukrainy potrzebne, i kto może to dać. Dzielili się zadaniami, wymieniali pomysłami na rozwiązanie problemów.

Działo się to w całej Polsce, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach - w dużych miastach do akcji ruszały machiny samorządowe.

Swarzędz, Piotrków, Konin, Przemyśl, Ostrowiec Świętokrzyski, Wodzisław Śląski, Rybnik, Iława...

Relacje były podobne: akcja zaczynała się natychmiast, 24 lutego. Zamiast oszołomienia i przerażenia, na jakie zapewne liczył Putin, było działanie.

  • „Zaczęłyśmy pierwsze, bo wiedziałyśmy, jak się to robi. Ale za nami poszli inni i ta cała kula śnieżna zmotywowała do szybszego działania samorząd" (Aleksandra Filipiak ze Swarzędza).
  • „I ruszyłyśmy do działania. Dla Strajku Kobiet to zupełnie naturalne. Ja dodatkowo mam doświadczenie z pomagania na granicy polsko-białoruskiej, z Usnarza jeszcze" (Hanna Kustra z Rybnika)
  • „To dla mnie ogromna satysfakcja. Wodzisław jest małym miastem, a daliśmy radę. O Warszawie większość uchodźców z Ukrainy słyszała, a o nas kto? Może klub Odra Wodzisław obił się im o uszy” (Agnieszka Gonsior, Wodzisław Śląski).

Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet z Iławy Dominika Kasprowicz mówi teraz OKO.press:

„Gdybyśmy się wszyscy w tym aktywistycznym świecie wcześniej tak nie zsieciowali, nie zżyli, to ta pomoc [Ukrainie] oddolnie by tak nie wyglądała w całej Polsce”.

Sieć włączała osoby, które „znały się z protestów”, a potem kolejne – bo, co powtarza się w różnych relacjach, polityczne emblematy szybko się chowa (sieć składająca się w dużej mierze z kobiet, nastawiona jest na efekty, a nie na autopromocję). Kontakty w lokalnych mediach i zbudowane już zasięgi w sieciach społecznościowych pozwoliły zwrócić się do sąsiadów. Kontakty z urzędnikami (zawiązywane przy okazji poprzedniej aktywności publicznej) ułatwiały nacisk na samorząd, by uruchomił swoje zasoby.

Poziom wzajemnego zaufania był tak duży, że ludzie nie wahali się podawać do publicznych tabelek swoich danych z informacją, ile osób są w stanie przyjąć. Zadania były dzielone, sieć się rozrastała i łączyła z innymi ogniwami – z organizacjami pozarządowymi. Ogarniała ludzi o skrajnie różnych poglądach politycznych.

W Poznaniu aktywistki ze Strajku Kobiet bez problemu współpracowały z aktywistami Caritasu, którzy zamiast „Dzień dobry” mówili „Króluj nam Chryste” - „Zawsze i wszędzie”. Gdyby nie pięć lat nacisku PiS, nie byłoby to łatwo zrobić.

Na seminarium Fundacji Batorego o stanie polskiego społeczeństwa obywatelskiego, zorganizowanym 27 października 2022, Marta Rawłuszko z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych PAN ujęła to tak: „Każda fala aktywizmu zwiększa szansę na kolejną. Ludzie się angażują, bo wiedzą, że umieją, że mogą. Sztafeta mobilizacji społecznej się wydłuża. Jedni robią sobie przerwę, inni - dołączają. Poza tym mobilizacja nie dotyczy tylko wielkich miast".

Michał Kotnarowski z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN zapowiada, że 10. runda Europejskiego Sondażu Społecznego (zakończona w czerwcu) zwiastuje skok w deklaracjach aktywizmu o 20 punktów procentowych – z dotychczasowych 23-26 proc. „Coś się zmieniło - coś się z Polakami stało” - mówił na seminarium w Fundacji Batorego (publikacja badań planowana jest za miesiąc).

Wielu ludzi musi działać - protesty w obronie demokracji nie były sprawą życia i śmierci. Dlatego były ważne

Obywatelski ruch, o którym tu piszę, to maleńka cząstka uruchomionej 24 lutego aktywności społecznej. Do pomocy rzucili się wszyscy. Warto jednak zauważyć, że kompetencje sieci wziętych „na celownik” przez władzę były naprawdę kluczowe.

Polskie społeczeństwo obywatelskie powstawało przez dziesięciolecia w odpowiedzi na krytyczne zaniedbania państwa. Ludzie musieli się organizować, aby:

  • zapewnić pomoc osobom z niepełnosprawnościami i chorującymi;
  • zapewnić lepszą edukację swoim dzieciom;
  • zapobiegać dewastacji środowiska w najbliższym otoczeniu.

Jak mówiła pochodząca z bardzo małej miejscowości uczestniczka jednego ze spotkań regionalnych rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara z 2017 roku, „mam dziecko z niepełnosprawnością, a teraz mąż się rozchorował - nie miałam innego wyjścia, jak założyć organizację”.

Pandemia przyczyniła się do rozbudowy kolejnych struktur obywatelskiej samopomocy. Po prostu lokalne społeczności bez tego nie przetrwałyby lockdownu. Wiele z tych sieci działa dalej (np. w Piotrkowie Trybunalskim działa teraz jako sieć zbierająca potrzeby osób w trudnej sytuacji i szukająca rozwiązań).

Ludzie włączeni w te aktywności nie wahali się potem nieść pomoc Ukrainie.

Ruch obywatelskiego sprzeciwu wobec dewastacji państwa prawa, nękania mniejszości, odbierania praw kobiet i szczucia na uchodźców, różni się jednak od tych aktywności istotnie.

Ci ludzie działali nie tyle bez pomocy państwa (czy z pomocą niewystarczającą), ale wbrew temu państwu. W tę aktywność zaangażowało się młode pokolenie, które z różnych przyczyn kwestionowało zastany porządek.

Oni wszyscy nie musieli działać. Los dał im wybór, to nie była kwestia życia i śmierci. Swą aktywność podejmowali w ramach czasu wolnego, który mieli. I nauczyli się, jak się wspólnie działa.

To wszystko razem wzięte sprawiło, że zareagowali błyskawicznie, bez chwili naturalnego przecież wahania, że do pomocy Ukraińcom i Ukrainkom na pewno zabierze się polskie państwo.

III zasada dynamiki Newtona, czyli akcja i reakcja

Systemowy nacisk władzy PiS na nich zaczął się w 2017 roku. Zebraliśmy na to dość dowodów (patrz - raport za 2021 rok), by uznać, że jesienią tamtego roku PiS postanowił zrobić porządek z protestującymi w obronie praworządności. A dalej już poszło.

Dla sieci współpracy znowu najważniejsze było to, co działo się w mniejszych miejscowościach. Aktywiści decydowali, czy wspólnie jechać na protesty do większych miast, czy protestować u siebie - często wybierali to drugie, znacznie trudniejsze rozwiązanie. Trudniej jest bowiem protestować w małej grupie, na oczach sąsiadów i policjantów, których na co dzień spotykasz w sklepie albo w szkole, do której chodzą wasze dzieci.

Fale represji – legitymowania, śledztw o napisy na chodniku i koszulki z napisem „Konstytucja” na pomnikach – uczyły procedur i kończyły się nawiązaniem kontaktów z prawnikami, którzy pomagali pro bono.

Ruchy obywatelskie nie ograniczały się od 2016 roku do protestów. To były także organizowane lokalnie spotkania z prawnikami i znanymi aktywistami. Służyły do promowania wartości zawartych w Konstytucji (ten oddolny ruch edukacyjny był tak powszechny, że Konstytucja, dokument do tej pory papierowy, stała się powszechnie znana i jest teraz często cytowana). Na tych spotkaniach ludzie się rozpoznawali jako aktywni obywatele i tak tworzyła się nowa norma społeczna, że wypada się zaangażować. Dla mniejszych miejscowości ma to kluczowe znaczenie. Przecież tu nikt nie jest anonimowy.

Taki sposób nawiązywania znajomości wystarcza, by potem wspólnie pójść do punktów pomocy czy inaczej włączyć się w akcję na rzecz Ukrainy. „Byli tam wszyscy znajomi” - słyszałam.

Młodzi aktywiści z kolei mówili OKO.press, że dla nich punktem zwrotnym było to, co władza robiła z przyrodą (protesty przeciwko polowaniom) i haniebne ataki na środowiska LGBT+. Protesty w obronie Margot i policyjna akcja w nocy z 7 na 8 sierpnia 2020 roku w Warszawie, odbiły się echem w całym kraju. Młodzi ludzie wychodzili protestować, poznawali się i wspólnie mierzyli się z policją. Uczyli się szukać pomocy - w tym wypadku pomocy prawnej.

Potem przyszedł Strajk Kobiet, który zmienił kraj politycznie i społecznie. Znów ważne było to, co działo się w mniejszych miejscowościach. Policja szacowała, że w szczycie protestów na ulice wyszło pół miliona osób. W miejscowościach takich jak Sokołów Podlaski czy Lubartów były to pierwsze niereligijne zgromadzenia publiczne w życiu tych społeczności. 200, 300, 1000 osób, które się wtedy po raz pierwszy zobaczyły i rozpoznały.

I potem, choć policyjne represje sprawiły, że protesty wygasły, to sieć się już zawiązała. A ponieważ policja kierowała do sądów wobec organizatorek i najważniejszych aktywistek sprawy o wykroczenia, pojawiali się prawnicy z pomocą. Dziewczyny nawiązywały kontakty z kobietami z innych miejscowości, uczyły się radzić sobie z naciskiem państwa.

Ogólnopolski Strajk Kobiet dosyć szybko przekształcił się w działającą lokalnie, ale naradzającą się centralnie strukturę, prowadzącą różne projekty wzajemnego wsparcia i rozpoznawania potrzeb, ale także wchodzącą we współpracę z samorządami. Zdobyte tak umiejętności okazały się kluczowe 24 lutego 2022 roku.

Było jeszcze coś, o czym aktywiści mówią niechętnie: sprawa granicy polsko-białoruskiej i dziejącego się tam moralnego zła. Dla wielu to, że przedstawiciele polskiego państwa wypychają ludzi przez druty na Białoruś, było wstrząsem. Jeszcze gorsze było to, że znacząca część społeczeństwa popierała taką politykę władz.

Na granicy uchodźcom pomagali nieliczni. Pozostali żyli w przekonaniu, że nie sprostali wyzwaniu, że zawiedli. Ale to nieprawda. Jeśli zapytać organizatorki pomocy dla Ukrainy o ich wcześniejsze doświadczenia, często okazuje się, że wcześniej brały udział albo współorganizowały transporty z pomocą dla uchodźców na polsko-białoruskiej granicy. Wtedy zdobywały wiedzę, jak ustalić, co jest naprawdę potrzebne, jak to przewieźć.

W styczniu i lutym 2022 roku wielu aktywistów żyło w przekonaniu, że zrobiło za mało. Że można było więcej. I pokazali, na co ich stać.

Robiony we wrześniu sondaż OKO.press potwierdza te obserwacje: w pomoc Ukraińcom mocniej zaangażowani są zwolennicy opozycji.

Na podstawie zebranych przez nas materiałów stawiamy tezę, że im było pomagać troszkę łatwiej: po prostu wiedzieli, jak się to robi. Konfrontacja z państwem PiS była dla nich jak dobre ćwiczenia na poligonie.

Nacisk trwa

Czytelnik mógłby pomyśleć, że po tym wszystkim państwo PiS nie będzie co prawda aktywistom dziękować, ale przynajmniej im odpuści. Tak jednak nie jest.

Choć większość spraw aktywiści nadal wygrywają przed sądami, to wiele z nich ciągle się toczy. I wciąż zabiera czas.

Zdarzają się wyroki skazujące, uchylane po długotrwałej procedurze przed sądem II instancji, albo nawet przed Sądem Najwyższym.

  • Aktywistka z Ostrowca Świętokrzyskiego została ukarana karą 32 godzin prac społecznych za happening w obronie praw kobiet, który zrealizowała w 2021 roku. Jest to nowy, niebezpieczny sygnał - bo kara dotyczy osoby, która większość wolnego czasu poświęca na działalność publiczną. Chodzi więc tutaj o to, by tej aktywności poniechała.
  • Sanepid w Lubartowie nadal ściga młodą kobietę, która współorganizowała protest kobiet w 2020 roku. Trwa ustalanie, czy demonstracja ta nie doprowadziła do zwiększenia ryzyka sanitarnego - jeśli tak, Sanepid może nałożyć ściąganą natychmiast karę 30 tys. zł. Ale czy i kiedy to zrobi, nie wiadomo.
  • Sprawa z 2021 roku, sprzed wybuchu wojny, o nazwanie policjanta po cywilnemu „łajzą" i „chamem” w czasie akcji ratunkowej uchodźców topiących się na bagnach, zakończyła się wyrokiem skazującym na 1 tysiąc złotych grzywny (w I instancji).
  • Sprawa o hasło „Jebać PiS”, powtórzone za tłumem przez aktywistkę na proteście w Gdańsku w 2020 roku, trwa nadal – do rozstrzygnięcia jej wyznaczony został asesor, wskazany przez neo-KRS. O tym więc, co można mówić na temat PiS, ma decydować sędzia, zależny od PiS. Po wniosku obrony o wyłączenie asesora, sąd od czterech miesięcy zastanawia się, co dalej.

Aktywiści pytani o stan spraw mówią nam: „Znowu wczoraj coś przyszło do skrzynki. Pewnie kolejna sprawa”. Wszystko to dowodzi, że PiS nie zorientował się, jakie społeczeństwo obywatelskie stworzył i jak przyczynił się do pomocy Ukrainie. Dalej robi to, co sobie umyślił.

„Na celowniku” to pilotażowy projekt OKO.press, Archiwum Osiatyńskiego. W 2022 roku wspierał nas amerykański German Marshall Fund. W 2021 roku - norweska Fundacja Rafto.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze