0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Wydawało się, że prezydent niczym nas już nie zaskoczy, a jednak. Na dwie godziny przed wiecem protestacyjnym PiS pod Sejmem Andrzej Duda ogłosił, że zamierza ułaskawić wiceprezesa PiS Mariusza Kamińskiego i posła tej partii Macieja Wąsika, skazanych w grudniu 2023 przez Sąd Okręgowy na karę więzienia (po dwa lata) i utratę praw publicznych (na pięć lat).

Argumentował w kategoriach sentymentalnych, podkreślając, że robi to dla swoich kumpli i ich zaniepokojonych żon:

„Ta sytuacja jest dla mnie trudna ze względów prawnych, ale i prywatnych. Mariusz Kamiński jest moim przyjacielem, znam go, jest to człowiek krystalicznie uczciwy”. Występy przepełnionych wdzięcznością pań Kamińskiej i Wąsik dopełniły niemal rodzinną atmosferę.

„W moim osobistym przekonaniu panowie są nadal posłami. Dzisiaj są jednak w więzieniu i każdy kolejny ich dzień przebywania tam jest dla nich zagrożeniem zdrowia” – prezydent grał dalej na strunie współczucia.

Przeczytaj także:

Decyzja Dudy oznaczała, że główne paliwo protestu Wolnych Polaków, które miało rozpalić nastroje, ledwie się żarzyło, bo uwięzieni Kamiński i Wąsik są już jedną nogą na wolności.

W środę groźny, w czwartek dobry

„Wczoraj na konferencji prasowej mówiłem, że podejmę wszelkie starania, żeby zwrócić wolność tym panom jak najszybciej, żeby byli wolnymi ludźmi, a nie więźniami politycznymi w wolnej Rzeczypospolitej, bo to urąga jej godności i urąga także naszej międzynarodowej pozycji ” – powiedział w czwartek 11 stycznia 2024 Duda, próbując przekonywać, że jest konsekwentny.

Odwrócił sens swoich środowych wypowiedzi, w których przywrócenie wolności miało nastąpić poprzez bliżej niesprecyzowane działania prezydenta i PiS, które miały zatrzymać niepraworządne – jego zdaniem – działania sądu i władz Koalicji 15 Października: „Nie spocznę w walce o uczciwe i sprawiedliwe państwo polskie; uczciwe i sprawiedliwe dla zwykłego obywatela (…) nie spocznę, dopóki minister Mariusz Kamiński i jego współpracownicy nie będą na powrót wolnymi ludźmi, tak jak powinni być. Nie spocznę, zapewniam Państwa. Nie przestraszę się”.

Prezydent groźny w środę zamienił się w czwartek w prezydenta dobrego, ludzkiego.

Wycofał się z twardej linii, pokazując ułaskawienie jako akt ulitowania się nad skazanymi kolegami.

W środę był twardy i pryncypialny, przemawiał, jak to ujął Witold Głowacki w OKO.press, „z samego wnętrza alternatywnej rzeczywistości, świata równoległego, własnego wymyślonego państwa”. W czwartek de facto wrócił do Rzeczpospolitej uznając werdykt jej sądu, sprawnie wykonany przez służby policyjne i penitencjarne.

Ta decyzja ma dwa wymiary: prawny i polityczny.

Duda posłuchał państwa prawa

Z punktu widzenia ratowania porządku prawnego III Rzeczpospolitej stało się bardzo dobrze.

Prezydent radykalnie zmienił front odrzucając wątpliwą interpretację art. 139 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, który stanowi w sposób – jak było widać niebezpiecznie ogólnikowy – że „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”. I tyle. Konstytucja nie odsyła przy tym do żadnych ustaw.

Według interpretacji prezydenta, przy której upierał się przez osiem lat i dla której uzyskał wsparcie w wyrokach sądu rejonowego w 2015 roku (przewodniczył rozprawie Piotr Schab, potem twarz „dyscyplinowania” niezależnych sędziów) oraz w wyrokach tzw. TK Julii Przyłębskiej, ogólnikowość zapisu miała być celowym zabiegiem: „ustrojodawca w sposób zamierzony odstąpił od szczegółowego dookreślenia pojęcia prawa łaski, dostrzegając potrzebę zapewnienia Prezydentowi RP maksymalnej swobody w stosowaniu tej instytucji”.

Na gruncie tzw. abolicji indywidualnej, czyli prawa prezydenta do ułaskawienia przed wydaniem prawomocnego wyroku, murem stali wszyscy politycy PiS, a także sami zainteresowani Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Oznaczało to de facto, że „ułaskawienie” stawało się „uniewinnieniem” i może dlatego w środę prezydent dwukrotnie tak właśnie się przejęzyczył.

Powtarzał w środę: „Zostali zatrzymani wbrew prawu i Konstytucji (...) Stałem i stoję na stanowisku, że panowie ministrowie i ich współpracownicy zostali przez Prezydenta RP ułaskawieni w 2015 roku całkowicie zgodnie z Konstytucją, że ułaskawienie to jest w mocy, a tym samym, że panowie ministrowie – dziś posłowie – posiadają swoje mandaty, i próby pozbawienia ich tych mandatów są nielegalne”.

Twierdził też, że „ułaskawienie, którego dokonałem, było (...) podręcznikowe, albowiem ten model ułaskawienia był opisany w podręcznikach dla studentów”. Duda nie był najlepszym studentem, może dlatego tak powiedział.

To wszystko miało robić wrażenie – i robiło – interpretacji Konstytucji, z której Duda, nawet na najgorszych mękach, nigdy nie zrezygnuje.

Doprawdy nic nie zapowiadało zmiany tej decyzji. I był to dla Rzeczpospolitej kłopot.

Przywracanie wartości konstytucyjnych

Sytuacja, w której prezydent państwa forsuje – według dominującej opinii konstytucjonalistów i stanowiska Sądu Najwyższego – interpretację sprzeczną z sensem prawa łaski, a także z wartościami konstytucyjnymi była – niezależnie od naszych opinii na temat samego Andrzeja Dudy – oznaką kryzysu prezydentury i tym samym kryzysu państwa. Witold Głowacki stwierdzał, że przy takiej postawie Dudy „na stanowisku prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej mamy chwilowo jakby wakat”, ale to efektowne felietonowe określenie skrywało poważną trudność, bo Głowa Państwa nie powinna tak ostentacyjnie wypisywać się spod władztwa Konstytucji, zwłaszcza że dwukrotnie już przysięgał, że „obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji”.

Decyzja prezydenta oznacza, że tym razem, być może na chwilę i w ograniczonym zakresie, wraca na konstytucyjne łono.

Uznał de facto, że rację miał Sąd Najwyższy, który ocenił, że pomysł Dudy ułaskawienia przed wyrokiem narusza tak kluczowe wartości konstytucyjne, jak

  • zasadę trójpodziału władzy (art. 10),
  • zasadę domniemania niewinności (art. 42 ust. 3),
  • prawo do sądu (art. 45 ust. 1),
  • zasadę wyłączności sądów w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości (art. 175 ust. 1) i
  • zasadę dwuinstancyjności postępowania (art. 176 ust. 1).

Politycznie Duda odstąpił od linii twardziela

Aleksandra Kwaśniewskiego zapytaliśmy w środę, co zrobić z faktem, że „Andrzej Duda zachowuje się bardziej jak lider obozu politycznego niż prezydent państwa”.

Prezydent III RP w latach 1995-2005 uznał, że "to największy obecnie problem. Prezydent uwierzył, sądzę, że głównie za sprawą doradztwa najbliższego otoczenia, a szczególnie ministra Marcina Mastalerka, że jest w stanie zbudować swoje przywództwo na prawicy w nieodległej pewnie perspektywie ustąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego prezydent chce przede wszystkim pokazać, jaki jest twardy. Wybory powszechne już go nie czekają, więc orientuje się na wybory na prawicy. Taką reorientację prezydenta Dudy uważam za najbardziej ryzykowny element obecnej sytuacji.

Jeśli prezydent zdecyduje się dalej grać interesem państwa, którego powinien zgodnie z konstytucją bronić, to będziemy w coraz większym kłopocie".

Wycofanie się prezydenta z twardej linii budzi złośliwe komentarze, w których używana jest inwektywa „miękiszona” autorstwa Zbigniewa Ziobry, ale można też spojrzeć na nią w kategorii szansy na uspokojenie politycznej sytuacji.

Decyzja Andrzeja Dudy nie jest przez niego przedstawiana jako ustępstwo, ale jest nim w sposób oczywisty. To otwiera pole do negocjacji politycznych w celu uniknięcia permanentnego kryzysu, w którym prezydent będzie wszystko wetował i cały czas powtarzał bajki o powrocie do sytuacji sprzed 15 października: „Wierzę głęboko, że sprawiedliwymi, uczciwymi metodami, konstytucyjnymi, prawnymi i politycznymi, zgodnymi z zasadami demokracji, jesteśmy w stanie uczciwość i sprawiedliwość w polskim państwie przywrócić i dalej budować uczciwe i rzetelne polskie państwo”.

Paradoksalnie prezydent zrobił krok, no może kroczek, w stronę swojego uczestnictwa w budowaniu uczciwego państwa, choć nie polega to na przywracaniu państwa PiS, ale raczej przezwyciężaniu trudności i przełamywaniu barier, jakie tamto państwo ze swoimi ustawami i instytucjami zostawiło w spadku demokratom.

Być może Duda stracił szansę na zdobycie pozycji na polskiej prawicy, ale jak mówił książę w „Shreku”, jest to ryzyko, jakie jesteśmy gotowi ponieść.

Koalicja 15 Października pokazała moc i uniknęła ryzyka

Donald Tusk i jego rząd pokazał, że potrafi egzekwować w Polsce prawo i nie waha się nawet przed ryzykownym wizerunkowo zatrzymaniem osób skazanych na terenie Pałacu Prezydenckiego. Spodziewane – zapewne po kilku dniach – zwolnienie obu posłów z więzień powinno uspokoić atmosferę.

Narracja o „więźniach politycznych”, głodujących w obronie praworządności, co szczególnie robiło wrażenie w odniesieniu do wyjściowo wychudzonego Mariusza Kamińskiego, a także sentymentalne opowieści o rodzinach, których byt został zagrożony i organizowanie zbiórek na ich utrzymanie przy życiu –

wszystko to rozwiało się, jak sen jaki nie tyle złoty, co czarny sen polskiej demokracji.

Bo taka narracja, zwłaszcza gdy widać autentyczne przecież cierpienie, poniżenie, czy wręcz fizyczne dolegliwości związane z protestem głodowym, mogłaby zadziałać jak toksyna w demokratycznym kraju, jakim próbuje stać się Polska.

A tak, rząd pokazał, że jest twardy. I dzięki prezydentowi nie musi płacić ewentualnych kosztów swej determinacji.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze