W wystąpieniu po przewiezieniu do aresztu Kamińskiego i Wąsika prezydent Andrzej Duda dał wiele dowodów politycznej bezsilności. Przemawiał, zwracając się do słuchaczy z samego wnętrza alternatywnej rzeczywistości, świata równoległego, własnego wymyślonego państwa
Uzyskaliśmy (we wtorek 9 stycznia) pewne potwierdzenie, że warszawski Pałac Prezydencki to jednak nie jest londyńska ambasada Ekwadoru. W tej drugiej przez siedem lat skutecznie ukrywał się przed aresztowaniem i ekstradycją do Szwecji w związku z zarzutami gwałtu Julian Assange, założyciel WikiLeaks.
W tym pierwszym mieli znaleźć schronienie przed wymiarem sprawiedliwości własnego kraju prawomocnie skazani na 2 lata więzienia za nadużycia władzy i przekroczenie uprawnień partyjni koledzy prezydenta Andrzeja Dudy – Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Według jednej z wersji mieli tam po prostu przebywać pod opiekuńczymi skrzydłami prezydenta, według drugiej mieli stamtąd następnego dnia ruszyć pod prezydencką eskortą prosto na obrady Sejmu, którego poselskich mandatów zostali pozbawieni, by tam głosować jak gdyby nigdy nic.
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Nie wyszło. I to nie dlatego, że obrady Sejmu zostały na wszelki wypadek przełożone na przyszły tydzień. Stało się zupełnie co innego. Okazało się mianowicie, że policja ma prawo wejść do siedziby prezydenta swego kraju, zatrzymać ukrywających się w niej przed karą skazańców i odwieźć ich na komendę, a następnie do wskazanego zakładu penitencjarnego.
Pałace prezydentów państw na ogół nie są obiektami eksterytorialnymi. Ba, zwykle jest raczej przeciwnie, bo przecież trudno o lepszy symbol terytorialności i integralności państwa, niż okazały, reprezentacyjny gmach, w którym urzęduje jego głowa.
Mimo to można zrozumieć, dlaczego prezydent Andrzej Duda oczekiwał, że Pałac Prezydencki zostanie potraktowany przez polską policję nie jak krajowy budynek urzędu państwowego, lecz jak obiekt znajdujący się pod jurysdykcją innego państwa. Wystarczyło tylko posłuchać tego, co mówił w kolejny (10 stycznia) poranek, gdy wystąpił ze specjalnym oświadczeniem poświęconym sprawie swych umieszczonych w Areszcie Śledczym Warszawa-Grochów politycznych przyjaciół.
Słuchając prezydenta trudno nie oprzeć się wrażeniu, że czuje się on głową jakiegoś innego państwa niż to, którego premierem jest obecnie Donald Tusk. Kraj Dudy to bowiem kraj, w którym obowiązuje wyraźnie inne prawo i inne procedury niż w Rzeczypospolitej Polskiej – w państwie, którego ramy prawne i ustrojowe określa ustawa konstytucyjna z 1997 roku.
Czym właściwie jest ten kraj Dudy? Może to państwo z przeszłości, państwo PiS, którego prezydentem na uchodźstwie czuje się obecnie Duda? A może to kraj jego osobistych wyobrażeń o państwie i prawie – nigdy niezrealizowanych – nawet za rządów PiS?
Być może wreszcie to kraj niespełnionych intencji prezydenta i jego obozu – Kraj, W Którym Nie Tak Miało Być?
To trudno powiedzieć. W każdym razie jest to inny kraj niż Rzeczpospolita Polska, w której 15 października 2023 roku odbyły się wybory parlamentarne, a w ich wyniku dziś sprawuje władzę koalicja – wcześniej sprzymierzona wokół idei odsunięcia partii prezydenta Dudy od władzy.
Prezydent Andrzej Duda na Rzeczpospolitą Polską się obraził – i ją opuścił, udając się na wewnętrzną, choć bardzo głośno gniewną emigrację do tego swojego własnego kraju.
Teraz z tej emigracji przemawiał. I opowiadał o swym wymyślonym kraju.
Prezydent nie zważając na to, że policzkuje ofiary reżimów z całego świata, głosi, że obywatele jego kraju, kraju prezydenta Dudy, są w Rzeczypospolitej Polskiej „więźniami politycznymi” i że „nie spocznie”, dopóki nie zostaną uwolnieni. Zupełnie tak, jakby sam nie mógł ich – tym razem prawidłowo i zgodnie z prawem – ułaskawić jednym kiwnięciem palca. Bo przecież – zdaniem Dudy zostali oni skazani za swój heroizm.
„Za takie działania, związane z walką z korupcją na szczytach władzy, zostali oni skazani”*
Zarazem Duda wciąż twardo obstaje przy tym, że w sprawie Wąsika i Kamińskiego nadal obowiązuje wydane przez niego wadliwe prawnie i właśnie przez to nieobowiązujące ułaskawienie „awansem”.
„Cały czas stałem i stoję na stanowisku, że panowie ministrowie i ich współpracownicy zostali przez prezydenta Rzeczypospolitej ułaskawieni w 2015 roku całkowicie zgodnie z konstytucją, że ułaskawienie to jest w mocy, skuteczne”*
Uruchomiony na mocy wskazania Sądu Najwyższego proces apelacyjny w ich sprawie Duda ignoruje, podobnie jak wyrok skazujący, który zapadł na jego zakończenie. Nakaz doprowadzenia skazanych do zakładu karnego jest dla niego niczym.
„Jestem głęboko wstrząśnięty, że zamknięto do więzienia ludzi, którzy – nie mam żadnych wątpliwości – są krystalicznie uczciwi”*
Ale to przecież nie koniec. Bo gdy Duda słyszy wyroki Sądu Najwyższego, interesują go tylko te, wydane przez sędziów przez niego w tym sądzie obsadzonych – nad innymi przechodzi do porządku dziennego.
„Chciałbym zapytać moich rodaków, kiedy widzieli taką gorliwość służb. Działanie jest błyskawiczne, natychmiastowe, zwłaszcza niektórych sędziów z wyraźną afiliacją polityczną, ale też władzy”*
Zawłaszczony przez jego partię Trybunał Przyłębskiej – czyli dawny sąd konstytucyjny – traktuje jak podrzędne narzędzie do toczenia wojny z nową koalicją rządzącą Rzeczpospolitą Polską.
W wymyślonym kraju prezydenta Dudy na cześć jego mądrości i roztropności wiwatują tłumy – podczas gdy w Rzeczpospolitej Polskiej, by bronić Wąsika i Kamińskiego przed prawomocnym wyrokiem zebrało się pod komendą policji przy ul. Grenadierów w Warszawie jakieś, góra, 200 osób (byłem i widziałem).
Za to Rzeczpospolita Polska atakuje wymyślony kraj prezydenta Dudy warszawskim autobusem miejskim linii 180. W zamian wymyślony kraj prezydenta Dudy odpowie Rzeczpospolitej Polskiej Trybunałem Przyłębskiej, wetem i huśtaniem budżetem.
„Wierzę w to głęboko, że sprawiedliwymi, uczciwymi metodami konstytucyjnymi, prawnymi i politycznymi zgodnymi z zasadami demokracji jesteśmy w stanie uczciwość i sprawiedliwość w polskim państwie przywrócić i dalej budować uczciwe i rzetelne polskie państwo”*
Tak, to wszystko wcale nie jest takie znowu śmieszne.
W wymyślonych krajach żyje się bowiem całkiem nieźle – może nawet lepiej niż w tych prawdziwych. Można w nich kształtować rzeczywistość na własne podobieństwo i podług własnych potrzeb. Można też zapraszać do takich krajów tego, kogo się chce – i nikogo innego.
Można ułaskawiać, kogo się chce – nawet Ziemkiewicza i Ogórek z groszowej dla nich grzywny za obrażanie aktywistki. Ale to nie koniec, bo przecież w wymyślonym kraju można też powołać do życia rząd, który nie ma większości w parlamencie i twardo utrzymywać, że on tę większość jednak ma. Ba, w wymyślonym kraju ustrój parlamentarny może w jeden dzień stać się ustrojem prezydenckim, a sam prezydent może zmienić się w monarchę.
Chyba najważniejsze jest jednak to, że wymyślony kraj może stać się znakomitym azylem dla rozczarowanych czy zawiedzionych tym prawdziwym krajem. Właściwie, dopóki tylko nie idzie po ciebie policja z nakazem doprowadzenia do aresztu, trudno o lepsze i przytulniejsze schronienie przed trudami rzeczywistości, niż wymyślony kraj.
Dlatego to właśnie do swego wymyślonego kraju prezydent Andrzej Duda stara się dziś zaprosić całą swoją partię, wszystkich swych politycznych przyjaciół i możliwie wielu sympatyków. Tym wymyślonym krajem będzie Duda rządził możliwie rozważnie, dbając o interesy swych obywateli i walcząc o to, by nie niepokoiła ich zła, zdradliwa rzeczywistość – Rzeczpospolita Polska.
A tymczasem na stanowisku prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej mamy chwilowo jakby wakat.
*Wszystkie cytaty pochodzą ze środowego (10 stycznia 2024) wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze