0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja WyborczaKuba Atys / Agencja ...

Ustawa dotycząca dodatku węglowego wejdzie w życie, Sejm odrzucił senackie poprawki przyznające dodatkowe fundusze gospodarstwom korzystającym z innych źródeł ogrzewania. Rządowi politycy zapowiadają jednak, że na 3 tys. złotych dla kupujących węgiel nie poprzestaną. Branża węglowa za to studzi nastroje: może i będzie 3 tys. na węgiel, ale za to węgla braknie.

Chaos wokół dopłat do węgla

Pierwotnie rząd planował dopłacać składom węgla, które zechciałyby sprzedawać surowiec w cenie poniżej 1000 złotych. Problem w tym, że chętnych nie było. Nawet z rządową rekompensatą sprzedaż byłaby nieopłacalna. Dlatego rządzący sięgnęli po sprawdzony pomysł: bezpośredni transfer finansowy. Nieskomplikowany plan wypłacenia 3 tys. złotych każdemu gospodarstwu (bez względu na dochody) używającemu węglowego pieca spotkał się z krytyką opozycji i organizacji społecznych. Zarzuty dotyczyły kosztów (11,5 mld złotych) i nierównego traktowania osób ogrzewających dwoje domy i mieszkania na różne sposoby.

"Rząd wysyła sygnał: Jeśli używacie węgla, to zawsze wam pomożemy. Ci, którzy korzystają z innego źródła ciepła, dostają inną informację: Szkoda, że nie palicie węglem, bo byśmy wam pomogli" - oceniał w wywiadzie z OKO.press Jakub Sokołowski z Instytutu Badań Strukturalnych. Jego organizacja wspólnie z Polskim Alarmem Smogowym przedstawiła alternatywę dla rządowego planu.

Według pomysłu dodatki przysługiwałyby wszystkim gospodarstwom, w których dochód na osobę nie przekracza 1,5 tys. złotych na osobę (w przypadku gospodarstw jednoosobowych byłyby to 2 tys.). Mieszkańcy budynków wielorodzinnych mogliby liczyć na tysiąc złotych dopłaty, a domów jednorodzinnych - 3 tys. Wsparcie trafiłoby do najbardziej potrzebujących niezależnie od tego, czym ogrzewają domy. W ten sposób zaoszczędzilibyśmy 1,5 mld złotych — przekonywali członkowie IBS i PAS.

Droższa w realizacji byłaby propozycja Lewicy. Propozycja "dodatku grzewczego" przesuwała próg dochodowy na 4 tys. złotych na osobę w gospodarstwie domowym. Wypłacenie 3 tys. złotych takim gospodarstwom miałoby kosztować budżet ponad 25 mld złotych. Próg w propozycji Lewicy był wysoki — dla porównania przeciętny miesięczny dochód rozporządzalny na 1 osobę w gospodarstwie domowym wynosił w 2021 roku 2062 zł. "Dodatek grzewczy" dostałyby więc też względnie zamożne gospodarstwa, choć nie te najbogatsze.

Przeczytaj także:

Senat poprawia dodatek węglowy, Sejm wycina poprawki

Znacznie dalej poszedł Senat. Poprawki wyższej izby parlamentu zakładały wsparcie dla gospodarstw używających do ogrzewania oleju opałowego, gazu LPG, prądu lub fotowoltaiki połączonej z pompami ciepła. Senatorowie nie wprowadzili do projektu przepisów kryterium dochodowego.

"W ocenie senatorów objęcie wsparciem finansowym tylko jednej grupy gospodarstw domowych jest niesprawiedliwe, a przygotowane przez Senat zmiany mają zmotywować rząd do szybkich prac nad rozszerzeniem pomocy finansowej przed nadchodzącą jesienią i zimą na większość gospodarstw domowych" - przekazali przedstawiciele Senatu w swoim komunikacie.

Parlamentarzystów na Twitterze zrugał lider Polskiego Alarmu Smogowego, Andrzej Guła: "Opozycja forsując dodatek 3 tys. zł. »dla każdego« wpada w populizm, a przy okazji oszukuje ludzi. Bo nie zmieniając budżetu programu (a nie zmienili w swoich poprawkach) dodatek będzie dla tych, co pierwsi dobiegną do urzędu po pieniądze, a nie dla każdego" - stwierdził aktywista po senackim głosowaniu.

View post on Twitter

Sejm głosami polityków koalicji rządzącej wyciął senackie poprawki. A zatem po prawie dwóch miesiącach ("gwarantowana" cena węgla to pomysł z połowy czerwca) mamy jasność: osoby ogrzewające domy węglem dostaną po 3 tysiące złotych do ręki.

Dodatek nie tylko węglowy?

Rząd jeszcze przed głosowaniem w sprawie dodatku węglowego zasygnalizował, że nie zapomni o osobach ogrzewających dom w inny sposób. O dodatkach dla nich mówiło się od kilku dni, jednak występujący w mediach politycy nie zdradzali szczegółów planu. Pierwsze informacje o kolejnym dodatku pojawiły się w środę 3 sierpnia. W czwartek wiceminister Artur Soboń stwierdził, że jego wysokość będzie zależała od używanego przez gospodarstwo paliwa grzewczego.

W piątek konkrety przedstawiła ministra klimatu Anna Moskwa. Będą one dotyczyły zarówno ciepła systemowego, jak i posiadaczy urządzeń grzewczych w prywatnych domach.

Elektrociepłownie mają zachować taryfy z poprzedniego sezonu grzewczego, a rząd wypłaci im rekompensaty. Mniejsze ciepłownie ogrzewające niewielkie wspólnoty mieszkaniowe też mają utrzymać ceny sprzed kilku miesięcy. Również im rząd wypłaci wyrównanie maksymalnie do kwoty 40-procentowej podwyżki cen. Blokowaniem podwyżek kosztów ogrzewania zajmie się Urząd Regulacji Energetyki. Tylko tę część pakietu Moskwa wycenia na 9 mld złotych.

Mieszkańcy domów jednorodzinnych dostaną pomoc "do ręki". Na najniższą jej kwotę mogą liczyć użytkownicy gazu LPG. Będzie to 500 złotych. Spalający drewno kawałkowe dostaną tysiąc złotych, a ogrzewający pelletem - 3 tys. złotych. Moskwa nie przewiduje progu dochodowego. Odbiorcy gazu ziemnego nie dostaną dodatkowej ochrony poza objęciem taryfami ustalanymi przez Urząd Regulacji Energetyki. Na rekompensaty nie mogą liczyć również użytkownicy pomp ciepła.

Nie wiadomo, co z lokatorami mieszkań ogrzewanych prądem — paradoksalnie na ten wyjątkowo drogi sposób ogrzewania skazane są osoby niezamożne. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", w Warszawie ogrzewanych prądem jest ok. 10 tys. lokali komunalnych. Teraz ich lokatorzy mogą się z potężnym wzrostem rachunków.

W lipcu ujawniliśmy pismo prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, który ostrzegał rząd, że taryfy dla energii elektrycznej dla gospodarstw domowych mogą w 2023 roku wzrosnąć o co najmniej 180 proc. Koszt energii elektrycznej to ok. połowa rachunku, więc finalnie odbiorca może płacić za prąd nawet 90 proc. więcej.

Według zapowiedzi Anny Moskwy ustawa ma być głosowana we wrześniu.

Według branży - węgla i tak zabraknie

W końcu może więc się jednak okazać, że to nabywcy węgla znajdą się w trudniejszej niż reszta sytuacji. Polska nadal ma potężny problem z podażą węgla, a braki jedynie w części są uzupełniane przez zagraniczne dostawy. Zamorski węgiel przybywa do nas mocno rozdrobniony. Grubsze, nadające się do ogrzewania domów paliwo to na ogół około 20-30 proc. ładunków.

"Wszystko wskazuje na to, że węgla będzie zbyt mało, że ceny będą astronomiczne, że niektóre gospodarstwa domowe nie zdołają kupić wystarczającej ilości węgla i będą próbowali uzupełnić ten brak: chrustem, miałem węglowym czy nawet śmieciami" - mówił w rozmowie z OKO.press Robert Tomaszewski, ekspert Polityki Insight. Co więcej węgla będzie brakować również ciepłowniom, a jego cena może zmuszać do znacznych podwyżek rachunków - takich, których nie pokryją już w całości rządowe rekompensaty.

Tomaszewski stwierdził, że z dużą dozą pewności można zacząć mówić o rynkowej luce, której nie da się już zasypać. Te obawy potwierdza prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW) Łukasz Horbacz. Węgla braknie - mówił w wywiadzie z Bussiness Insiderem.

"Statków, które w ostatnich miesiącach docierają do Polski, jest naprawdę dużo. Widać pełną mobilizację i ogromną determinację całej branży, by uzupełnić braki węgla na rynku. Okazało się też, że z przepustowością portów nie jest tak źle, jak myśleliśmy. Mimo to wciąż będziemy mieć problem z węglem opałowym dla gospodarstw domowych. Szacujemy, że zabraknie do 2,5 mln ton tego surowca, czyli około 27 proc. całkowitego zapotrzebowania na węgiel w tej grupie odbiorców" - mówi Horbacz.

Coraz wyraźniej zmierzamy w kierunku scenariusza, przed którym ostrzegaliśmy już w OKO.press: rząd próbuje uspokoić odbiorców węgla, grając na czas dystrybucją dodatkowych pieniędzy. Coraz trudniej będzie mu ugasić ten pożar, a kryzysu nie oddali od nas ani dodatek węglowy, ani rozszerzone wsparcie.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze