Słynną krakowską kamienicę, w której wynajmowano pokoje na godziny, Marian Banaś otrzymał w kwietniu 2001 roku od Henryka Stachowskiego. Rok wcześniej darczyńca zeznawał w sądzie, że nie ma żadnych nieruchomości. I nic nie wskazywało, że może odzyskać od miasta 400-metrową kamienicę
Marian Banaś, szef Najwyższej Izby Kontroli, wydał dziś (30 października) oświadczenie, w którym odniósł się do doniesień mediów na temat jego majątku oraz kontaktów z osobami wywodzącymi się z krakowskiego półświatka.
Zapewnia, że najemcę kamienicy przy ul. Krasickiego 24 w Krakowie (który prowadził tam hotel z pokojami na godziny) znalazł z ogłoszenia i nie miał pojęcia o jego powiązaniach z ludźmi.
Po raz kolejny szef NIK przekonuje, że zaniżony czynsz za kamienicę pobierał dlatego, że planował sprzedać ją najemcy.
Nie wspomina już - jak to zrobił w wywiadzie dla TVP Info - że przy sprzedaży miało nastąpić wyrównanie. I nie odnosi się do zarzutu stawianego m.in. przez polityków Koalicji Obywatelskiej, że zaniżenie kosztów najmu (co wiąże się z niższym podatkiem dochodowym) i "wyrównanie" zobowiązań przy sprzedaży kamienicy (od której miało nie być podatku) jest przestępstwem skarbowym.
Prezes NIK zapewnia, że wszystkie nieruchomości nabył zgodnie z prawem.
Nie odnosi się jednak szczegółowo do opisywanych w ostatnich dniach przez Onet i "Gazetę Wyborczą" transakcji zakupu i sprzedaży drugiej kamienicy - przy ul. Krasickiego 26 w Krakowie.
Pisze tylko, jak został właścicielem kamienicy przy ul. Krasickiego 24 (interpunkcja oryginalna):
"Nabyłem ją wraz z domkiem letniskowym w Szczepanowie od Pana Henryka Stachowskiego byłego żołnierza AK i Kedywu na podstawie umowy dożywocia z dnia 12 kwietnia 2001 roku. Z Panem Henrykiem poznałem się w Solidarności w 1980 r. gdzie razem działaliśmy na rzecz Wolnej i Niepodległej Polski przez cały okres stanu wojennego za co zresztą zostałem skazany na cztery lata więzienia.
Zaaowocowało to głęboką przyjaźnią zaś Pan Henryk traktował mnie jak własnego syna. Po śmierci żony w 1990 r. został sam, ponieważ jego małżeństwo było bezdzietne. Opiekowałem się nim jak członkiem rodziny aż do jego śmierci (tj. 22 czerwca 2007) traktując przy tym, tak jak i on, ustaloną kwotę dożywocia jedynie w kategoriach symbolicznych".
Poniżej publikujemy artykuł Anny Dąbrowskiej, o losach kamienicy przy ul. Krasickiego 24 i Henryka Stachowskiego - darczyńcy Banasia. Tekst ukazał się 23 października 2019 roku w "Polityce". Ustalenia "Polityki" powtórzyły we wtorek w swojej publikacji dziennikarki "Rzeczpospolitej".
Słynną krakowską kamienicę, w której wynajmowano pokoje na godziny, Marian Banaś otrzymał w kwietniu 2001 roku od Henryka Stachowskiego. A zaledwie rok wcześniej darczyńca Banasia zeznawał w sądzie, że nie ma żadnych nieruchomości.
Z dokumentów przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej dowiadujemy się, że 9 marca 1999 roku Henryk Stachowski, znajomy Mariana Banasia, złożył do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie pozew cywilny o 120 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia za „doznaną krzywdę z powodu niesłusznego skazania i represjonowania za działalność na rzecz niepodległego państwa polskiego w latach 1945-1989”.
Tłumaczył, że jest schorowany i samotny, a za pieniądze z odszkodowania chce kupić sobie mieszkanie:
„Na starość mógłbym się czuć w miarę bezpiecznie do końca mojego życia we własnym mieszkaniu”.
W październiku 1999 roku Sąd Najwyższy zasądził na rzecz Stachowskiego zadośćuczynienie i odszkodowanie - łącznie 68 tys. zł. Jednak Stachowski nigdy nie wykupił na własność mieszkania przy ul. Potebni w Krakowie, które zajmował - jak zeznał - od 40 lat.
1 grudnia 2000 roku miasto oddało mu kamienicę, która po wojnie została odebrana jego rodzinie. Pięć miesięcy później, w kwietniu 2001 roku, podpisał z Marianem Banasiem umowę dożywocia.
We wrześniu 1945 roku Wojskowy Sąd Okręgu Krakowskiego skazał Stachowskiego, na podstawie tzw. dekretu o ochronie państwa, na 5 lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych.
Akt oskarżenia nie dotyczył jednak, przynajmniej formalnie, przestępstw związanych z walką z nową władzą. Jako powód skazania podano bowiem zabór mienia z użyciem przemocy w okresie wojny („Kto w czasie wojny zabiera innej osobie cudze mienie ruchome w celu przywłaszczenia, używając przemocy albo grożąc użyciem natychmiastowego gwałtu na osobie, albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności...”).
Z dokumentów wynika, że jako 23-latek, w maju 1945 roku, Stachowski razem z kolegami z AK, z bronią w ręku napadli na Komunalną Kasę Oszczędności w Myślenicach. Sterroryzowali pracowników i wynieśli z kasy 130 tys. zł.
Jak tłumaczył Stachowski przed sądem, pieniądze były im potrzebne „na dalszą walkę o niepodległość Polski, tym razem spod okupacji sowieckiej”.
W 1947 roku złagodzono mu karę do dwóch i pół roku. Na mocy amnestii umorzono wobec niego postępowanie dotyczące zarzutów z czysto już politycznego art. 1 dekretu o ochronie państwa („kto zakłada związek mający na celu obalenie demokratycznego ustroju państwa albo kto w takim związku bierze udział”).
W uzasadnieniu wniosku o zadośćuczynienie Stachowski napisał, że w więzieniu przebywał w nieludzkich warunkach, a później „aż do czasu zmiany systemu w 1989 roku traktowany był jako obywatel drugiej kategorii”. Twierdził, że przez represje nie mógł rozpocząć studiów, a w pracy nigdy nie dostawał premii.
W pozwie pisał, że te 120 tys. zł to kwota, która pozwoli mu kupić mieszkanie, w którym przebywa od 40 lat.
„Na starość mógłbym się czuć w miarę bezpiecznie do końca mojego życia we własnym mieszkaniu, zwłaszcza teraz, kiedy zaczynają ludzi masowo eksmitować z kwaterunkowych mieszkań, bo nie stać ich na opłaty czynszowe” - przekonywał.
Stachowski miał stwierdzoną II grupę inwalidzką (orzeczony zespół neurasteniczno-depresyjny, postrzał w nogę w czasie wojny).
Przed sądem w 1999 roku zeznał, że przed wojną jego rodzicom i rodzeństwu żyło się dostatnio: „Mieliśmy własny dom czynszowy, potem nam go zarekwirowano i teraz mam go odebrać”. Rodzice Stachowskiego byli krakowskimi kupcami (mieli sklep obuwniczy i z artykułami żelaznymi).
Dom, o którym wspomniał Stachowski, to słynna kamienica przy Krasickiego 24 w Krakowie.
Rodzinie Stachowskich zostało z niej tylko mieszkanie z numerem 1. Stachowski, wyprowadził się z niego na początku lat 50. Przez wiele lat mieszkały tam jego siostry - Helena i Hermina.
Kamienica przy Krasickiego 24 popadła w ruinę i zamieniła się w melinę. Z akt policyjnych, do których dotarł dziennikarz TVN24, wynika, że "porządek" miał zaprowadzić dopiero Piotr Hyszko, lokator kamienicy spod „trójki”.
Mężczyzna po wyjściu z więzienia (skazany za zabójstwo) związał się z siostrą Stachowskiego - Heleną. Kobieta dała mu alibi, kiedy padło na niego podejrzenie o kolejne zabójstwo. Hyszko miał opowiadać, że Helena przepisze na niego całą nieruchomość.
W połowie lat 80. jej brat Henryk postanowił jednak interweniować. „Idąc tam, na Krasickiego, spotkałem przypadkiem Mariana Banasia, byłego karatekę, mojego bliskiego przyjaciela. Poprosiłem go, to znaczy on sam zaproponował, żebym z nim poszedł do mieszkania Heli, bo, jak się sam wyraził, martwi się o mnie” - przytaczał zeznania Stachowskiego dziennikarz TVN24.
W kamienicy doszło do awantury, a Helena stanęła po stronie Hyszki. Wtedy Henryk Stachowski miał zerwać kontakty z siostrą. To podobno Hyszka postarał się, aby druga siostra Stachowskiego - Hermina, została umieszczona w domu opieki społecznej, gdzie zmarła w 1992 roku.
Dwa lata później Helena Wieszczek udzieliła Hyszce pełnomocnictwa do zarządzania całym budynkiem przy Krasickiego 24. Z dokumentów policyjnych wynika, że Hyszko odseparował ją od świata.
W 1997 roku jeden z sąsiadów wszedł do jej mieszkania. Zobaczył pusty, zdewastowany lokal. Wezwano policję. W grudniu 1998 roku Hyszko został oskarżony o zamordowanie Heleny. Oskarżenie było oparte wyłącznie na poszlakach, bo nie udało się znaleźć jej ciała. Proces miał ruszyć w styczniu 1999 roku, ale Hyszko zmarł.
W połowie 1998 roku do sądu cywilnego w Krakowie trafił wniosek Henryka Stachowskiego o uznanie Heleny za zmarłą. Stachowski wystąpił też do miasta o zwrot kamienicy.
Wcześniej przez kilka lat kamienice próbowała odzyskać jego siostra, jednak miasto w 1993 i 1998 roku odmawiało jej ze względu na brak dokumentów dotyczących przejęcia. Jak donosił "Fakt", dokumenty zaginęły na początku lat 90., gdy likwidowano Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej.
W styczniu 2000 roku sąd uznał Helenę za zmarłą, a 1 grudnia tego samego roku miasto przekazało budynek Stachowskiemu. Pięć miesięcy później, w kwietniu 2001 roku, podpisał on z Marianem Banasiem umowę dożywocia. Jak zeznawał w 1999 roku przed sądem, ze swoją żoną - z zawodu sędzią - nie mieli dzieci.
Jak ujawnił dziennikarz "Faktów", umowa przewidywała, że Henryk Stachowski przenosi na rzecz Banasia nie tylko własność kamienicy przy ul. Krasickiego 24 w Krakowie (tej, w której miał po latach działać hotel na godziny prowadzony przez dzierżawców związanych z półświatkiem), ale również niewielki dom z działką w Szczepanowie. Był to spadek po zmarłej w 1990 roku żonie Stachowskiego.
Co ciekawe - Stachowski, starając się o odszkodowanie za represje w PRL, utrzymywał przed sądem, że jest w bardzo złej sytuacji materialnej i nie ma żadnego majątku.
W wyniku umowy ze Stachowskim Banaś przejął majątek wart około 150 tys. zł, a zapewnił darczyńcy życie za 500 zł miesięcznie.
Zobowiązał się zapewnić Stachowskiemu prawo dożywocia, które polega na przyjęciu go jako domownika, dostarczeniu wyżywienia, ubrania, mieszkania, światła i opału. A także - jak wynika z przepisów - zapewnieniu pomocy i pielęgnowaniu w chorobie. Miał także zorganizować i sfinansować mu pogrzeb.
Henryk Stachowski spoczął w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Podgórskim w 2007 roku. Wcześniej w mogile pochowani zostali inni członkowie rodziny. Data urodzin Henryka jest wygrawerowana, śmierci zaś domalowana, co może świadczyć o tym, że to on - jako faktycznie ostatni z rodu - zbudował rodzinny nagrobek, przewidując, że sam tam też znajdzie miejsce spoczynku.
Sądząc po dzisiejszym stanie grobu, ostatni raz odwiedził go ktoś wiele miesięcy temu.
O Stachowskim na spotkaniu Stowarzyszenia „Sieć Solidarności” w 2014 roku w Krakowie, podczas „III zaduszek Solidarności”, Banaś mówił tak: „urodzony 21 kwietnia 1922 roku Stachowski to były żołnierz Kedywu AK, po wojnie został aresztowany przez UB, torturowany i skazany na więzienie. Później pracował m.in. w Domu Handlowym »Jubilat« w Krakowie, gdzie zakładał Solidarność, potem w konspiracji zajmował się kolportażem. Zmarł 22 czerwca 2007 roku”. W "Jubilacie" Stachowski pracował od 1963 do 1986 roku.
W pozwie Henryk Stachowski pisał, że po wyjściu z więzienia „cały czas aż do zmiany systemu w 1989 roku" traktowany był "jak obywatel drugiej kategorii”. Dodawał, że pośrednio dotknęło to też jego żonę, która jako sędzia nie mogła liczyć na jakiekolwiek ulgi i przywileje. Zeznawał, że w ich mieszkaniu zakwaterowano w 1953 roku trzy pracownice Komitetu Wojewódzkiego PZPR, które utrudniały małżeństwu życie.
W aktach IPN znajdujemy notatkę oficera UB z października 1951 roku, w której Stachowski tak został opisany: „tryb życia i stronę życiową prowadził normalnie, pod względem politycznym do sanacji był obojętnie stosunkowany (...) do obecnego ustroju wrogiej działalności nie przejawia”.
W pozwie o zadośćuczynienie Stachowski napisał, że po wprowadzeniu stanu wojennego przyszli do niego funkcjonariusze SB. „Zabroniono mi chodzić do pracy i kontaktować się z moimi kolegami, stan ten trwał przeszło rok” - relacjonował. Dodawał, że później często wzywano go na przesłuchania i straszono.
W IPN, na wniosek "Polityki", prowadzona jest dodatkowa kwerenda dotycząca opozycyjnej działalności Stachowskiego. Poszukiwania mogą potrwać do kilku miesięcy.
W 2007 roku Banaś sprzedał wiejski dom - spadek Stachowskiego po zmarłej żonie - a w sierpniu 2019 roku również kamienicę w Krakowie. Według "Rzeczpospolitej", za kamienicę otrzymał 4,5 mln zł.
Kontrola Centralnego Biura Antykorupcyjnego, która zakończyła się w ubiegłym tygodniu, nie obejmowała umowy dożywocia z 2001 roku - była ograniczona do pięciu lat wstecz.
Komentarze