Sprawdziliśmy, jak działają komisje śledcze ds. wpływów rosyjskich Parlamentu Europejskiego, francuskiego Zgromadzenia Narodowego i landtagu niemieckiej Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Otóż zupełnie nie tak, jak przeforsowana przez PiS komisja weryfikacyjna z „lex Tusk"
Prezydent Andrzej Duda ogłaszając, że podpisze (wysyłając ją zarazem do Trybunału Przyłębskiej w trybie kontroli następczej) „lex Tusk", czyli ustawę o powołaniu do życia komisji weryfikacyjnej do spraw badania rosyjskich wpływów w Polsce, przywołał przykłady parlamentarnych komisji śledczych z Francji i niemieckiej Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Według prezydenta mają mieć one analogiczny charakter do przeforsowanego przez PiS potworka prawnego.
Beata Szydło, była premier z PiS, chwali się natomiast na Twitterze tym, że jest wiceprzewodniczącą komisji specjalnej INGE 2 powołanej przez Parlament Europejski do badania wpływów państw trzecich na procesy demokratyczne w Unii Europejskiej. „Bardzo dobrze, że także w Polsce zostanie powołana komisja do spraw badania rosyjskich wpływów.” – pisze Szydło, tak jakby komisję INGE2 i polską komisję weryfikacyjną miało sporo łączyć.
Podobną narrację prowadzą rządowe i prawicowe media. Polska Agencja Prasowa dosłownie chwilę po wystąpieniu Dudy opublikowała usłużnie kompilację szczątkowych informacji na temat komisji śledczych do spraw rosyjskich wpływów i ingerencji w procesy demokratyczne działających w innych krajach. Materiał ma udowodnić, że to ciała o zadaniach i uprawnieniach zbliżonych do powołanej przez PiS komisji weryfikacyjnej.
To wszystko nawet nie manipulacja, lecz po prostu nieprawda. I to z wielu powodów.
Wymieniane przez polityków obozu władzy i prorządowe media ciała kontrolne z innych państw i Parlamentu Europejskiego to przewidziane w krajowym lub (w wypadku PE) unijnym prawie parlamentarne komisje śledcze. Są bardzo podobne do umiejscowionej w polskiej Konstytucji sejmowej komisji śledczej – czyli ciała, którego PiS świadomie nie powołał do życia. I bardzo, ale to bardzo niepodobne do przeforsowanej przez PiS komisji weryfikacyjnej.
Co łączy te zagraniczne parlamentarne komisje śledcze z regularną polską sejmową komisją śledczą? I co odróżnia je od pozaprawnego konstruktu komisji weryfikacyjnej działającej na mocy „lex Tusk”?
Parlament Europejski rzeczywiście powołał specjalną komisję do zbadania wpływów państw trzecich na procesy demokratyczne przebiegające w Unii Europejskiej i krajach członkowskich. I owszem – obiektem jej zainteresowania są przede wszystkim działania Rosji. Tyle tylko, że to typowa komisja PE –
mająca bardzo szeroki zakres zainteresowań, dość ograniczone możliwości kontrolne i żadnych uprawnień karnych.
Komisja INGE2 (bo tak skrótowo określane jest ciało, którego oficjalna nazwa brzmi „Specjalna komisja ds. zagranicznej ingerencji we wszystkie procesy demokratyczne w Unii Europejskiej, w tym dezinformacji") zajmuje się zarówno zewnętrznymi ingerencjami w procesy wyborcze czy finansowaniem europejskich formacji politycznych przez podmioty zewnętrzne, jak i działaniami propagandowymi i dezinformacyjnymi czy bezpieczeństwem teleinformatycznym sieci 5G.
INGE2 nie zajmuje się wskazywaniem, a tym bardziej osądzaniem winnych, lecz badaniem prawa unijnego i prawodawstwa krajów członkowskich w celu „wykrycia ewentualnych luk i nakładania się przepisów, które można wykorzystać do złośliwej ingerencji w procesy demokratyczne”. Na tej podstawie ma opracować zestaw rekomendacji zaradczych, by przyczynić się do „wzrostu odporności instytucjonalnej na zagraniczną ingerencję, zagrożenia hybrydowe i dezinformację w okresie poprzedzającym wybory europejskie w 2024”.
Rolą Beaty Szydło jako wiceprzewodniczącej komisji INGE2 nie jest więc prowadzenie polowania na czarownice, lecz długotrwałego procesu żmudnej analizy rozwiązań prawnych i instytucjonalnych w krajach członkowskich UE i samej Unii po to, by zmniejszyć prawdopodobieństwo skutecznej ingerencji zewnętrznej w procesy demokratyczne. Sam fakt, że Szydło pełni funkcję wiceszefowej komisji INGE2 przypomina natomiast bardzo dobitnie, że komisje Parlamentu Europejskiego powstają w zgodzie z zasadami zachodniego parlamentaryzmu – z zachowaniem parytetu miejsc także dla frakcji mniejszościowych, jak właśnie Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, w skład których wchodzi PiS.
We francuskim Zgromadzeniu Narodowym od grudnia 2022 roku funkcjonuje komisja śledcza ds. badania „zagranicznych wpływów” na francuskie życie publiczne. Rzeczywiście – o czym wspomniał Andrzej Duda – przesłuchiwała już ona zarówno byłego premiera Francji François Fillona, jak i niedawną sojuszniczkę polskiego obozu władzy, liderkę Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, choć bez żadnego istotnego skutku. Fillon opowiadał, że najpoważniejszych zewnętrznych ingerencji doświadczał nie ze strony Rosji, lecz Stanów Zjednoczonych. Marine Le Pen wybrała natomiast raczej strategię „tak, lubię Rosję i co mi zrobicie?”, skrzętnie unikając jakichkolwiek wiążących odpowiedzi na trudniejsze pytania – na przykład te o zaciągnięte u podmiotów z Rosji przez jej partię kredyty.
Komisje śledcze są powoływane we francuskim parlamencie bardzo często – a ich działanie zwykle sprowadza się do politycznego show (niekiedy niekończącego się żadnymi konkluzjami). Ten los może stać się udziałem również i tej komisji, tyle tylko, że to nadal parlamentarny organ śledczy, a nie współczesny odpowiednik komisji senatora Josepha McCarthy’ego, jakim jest przeforsowana przez PiS komisja weryfikacyjna. Francuską komisję powołano do życia w zgodzie z konstytucją, odpowiednią ustawą i standardami demokracji. Dowodem na to jest chociażby, że na jej czele stoi polityk Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen – a zatem partii nie tylko opozycyjnej, ale i słusznie podejrzewanej o związki z Kremlem. Komisja nie ma przy tym żadnych uprawnień karnych – nawet w wypadku niestawiennictwa na jej wezwanie karę nałożyć może dopiero sąd.
Z polską komisją weryfikacyjną mogłoby ją teoretycznie łączyć tylko to, że obie mają z góry wyznaczony termin zamknięcia swych prac. Problem w tym, że komisje śledcze we Francji powoływane są zawsze na nie dłużej niż sześć miesięcy, zaś polska komisja weryfikacyjna ma opublikować swój raport do 17 września – czyli w dniu rocznicy sowieckiej inwazji na Polskę z 1939 roku i zarazem na niecały miesiąc przed najbardziej prawdopodobnym terminem wyborów parlamentarnych, czyli 15 października. Nie dodaje to polskiej komisji powagi – raczej dość bezwstydnie przypomina o jej stricte wyborczym kontekście.
Przywoływanie przykładu z niemieckiego landu Meklemburgia-Pomorze Przednie jest jeszcze większym nadużyciem zarówno Andrzeja Dudy, jak i polskich prawicowych mediów. Działająca od roku komisja śledcza landowego parlamentu została powołana do zbadania jednej konkretnej sprawy – w której rzeczywiście widać całkiem namacalny rosyjski wpływ. Chodzi o powołanie przy udziale rządu landu w 2021 roku (jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie) Fundacji Meklemburgii-Pomorza Przedniego na rzecz Ochrony Klimatu i Środowiska.
Fundacja aktywnie wspierała – także na poziomie politycznym - budującą gazociąg Nord Stream 2 spółkę zależną Gazpromu NS2 AG i przyjmowała od niej pieniądze. Celem istnienia fundacji mogło być (i zapewne było) wykorzystanie jej do obchodzenia amerykańskich sankcji nakładanych na budowniczych gazociągu. Na jej czele stał były premier landu Erwin Sellering, a jej powstanie forsowała jego urzędująca następczyni Manuela Schwesig z SPD, była minister rodziny w federalnym rządzie Angeli Merkel.
Komisja śledcza landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego studiując dokument za dokumentem i przesłuchując świadków (w tym na przykład byłego agenta Stasi) mozolnie bada tę jedną zawiłą sprawę, starając się nie tyle ukazać opinii publicznej, co udowodnić istnienie mechanizmów polityczno-biznesowo-korupcyjnych związków między częścią niemieckiego estabilishmentu a Kremlem. W tle pojawia się nazwisko byłego kanclerza Gerharda Schrödera. Sprawa jest traktowana bardzo poważnie, a parlament landu powołał komisję śledczą do życia głosami samej opozycji – deputowani koalicji rządzącej wstrzymali się od głosu, by to umożliwić.
Komisje śledcze parlamentu landowego mają w niemieckim parlamentaryzmie bardzo długie tradycje i są tworzone bardzo często. W samej Meklemburgii Pomorzu-Przednim funkcjonują w tej chwili jednocześnie cztery komisje śledcze – oprócz tej do spraw fundacji działającej na rzecz NordStream2 działa jeszcze komisja do badania skrajnie prawicowego ekstremizmu oraz dwie, których istnienie może mocno zdziwić czytelnika z Polski. Jedna z nich zajmuje się bowiem systemowymi problemami medycyny uniwersyteckiej, druga zaś działaniami rządu na rzecz zapewnienia perspektyw rozwoju dla młodych ludzi w Meklemburgii-Pomorzu Zachodnim.
To dlatego, że w niemieckim systemie politycznym parlamentarna komisja śledcza jest ciałem mającym najbardziej rozbudowane uprawnienia kontrolne względem władzy wykonawczej i zarazem prawo do formułowania wniosków o charakterze zaradczym czy rekomendacyjnym. Od dekad więc komisje śledcze są w Niemczech wykorzystywane nie tylko do działań o charakterze stricte inwestygacyjnym, lecz także do rozwiązywania złożonych i wymagających przełamywania urzędniczego oporu problemów natury systemowej.
***
Polska komisja weryfikacyjna przeforsowana przez PiS z całą pewnością nie przyczyni się do rozwiązania jakiegokolwiek problemu natury systemowej, będąc za to – jak określił to w rozmowie z Agatą Szczęśniak z OKO.press politolog Antoni Dudek - „politycznym narzędziem do gnębienia opozycji”. To pozaprawne ciało nie ma jednak nic wspólnego z komisjami śledczymi z Francji, Niemiec czy Parlamentu Europejskiego. Kiedy politycy obozu rządzącego wskazują na rzekome podobieństwa,w najlepszym razie manipulują faktami. W najgorszym – po prostu kłamią.
Sądownictwo
Władza
Andrzej Duda
Beata Szydło
Donald Tusk
Prawo i Sprawiedliwość
komisja ds wpływów rosyjskich
lex Tusk
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze