W związku z niekorzystnym dla prawicowej gazety wyrokiem ścigany jest sędzia Tomasz Jaskłowski z Warszawy. Zawiadomienie na niego złożył Tomasz Sakiewicz, który przegrał proces. To już drugi stołeczny sędzia, który ma kłopoty za wyroki ws. „Gazety Polskiej”.
Sędzia Tomasz Jaskłowski z Sądu Okręgowego w Warszawie dostał dyscyplinarkę w związku wydaniem wyroku z pozwu Bartosza Kramka z Fundacji Otwarty Dialog. Kramek angażuje się w protesty przeciwko obecnej władzy i z tego powodu był zhejtowany w pro rządowych mediach. Na celownik wzięła go też władza.
Kramek i związana z nim fundacja bronią się. Skierowały do sądów szereg pozwów o ochronę dóbr osobistych i wygrywają. Jedną z takich spraw był pozew Kramka przeciwko „Gazecie Polskiej”, której redaktorem naczelnym jest Tomasz Sakiewicz (na zdjęciu u góry podczas innego procesu). Pozwał ją za okładkę z sierpnia 2017 roku porównującą go do żołnierza Wehrmachtu.
To był fotomontaż. Do zdjęcia pokazującego jak żołnierze Wermachtu – podczas najazdu na Polskę we wrześniu 1939 roku – odsuwają szlaban graniczny, wkomponowano wizerunek Kramka. Obok niego było też zdjęcie Ryszarda Petru i Grzegorza Schetyny. Fotomontaż opatrzono tytułem: „Znamy plany jesiennego puczu. Nowa kampania wrześniowa".
Sakiewicz w sądzie bronił się, że okładka była śmieszna i miała satyryczny charakter. Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł jednak, że Kramek został zniesławiony. Nakazał przeproszenie go i zapłatę 15 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz Kramka oraz 10 tysięcy złotych na rzecz organizacji społecznej. Wyrok ten wydał właśnie sędzia Tomasz Jaskłowski.
Został on prawomocnie utrzymany najpierw przez Sąd Apelacyjny w Warszawie, a potem przez Sąd Najwyższy. Wyrok w SN zapadł w lutym 2023 roku, a w czerwcu sędzia Jaskłowski dostał nagle cztery dyscyplinarki. Zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego złożył Tomasz Sakiewicz.
To już drugi sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie ścigany za niekorzystne dla „Gazety Polskiej” wyroki. Pierwszy był Andrzej Sterkowicz, na którego prawicowy tygodnik zrobił nagonkę. W efekcie sędzia ma teraz proces karny. Piszemy o tym w dalszej części tekstu.
Sędziego Tomasza Jaskłowskiego ściga lokalny rzecznik dyscyplinarny działający przy Sądzie Apelacyjnym w Warszawie. To Adam Jaworski, który jest neo-sędzią, a jeszcze wcześniej był stołecznym radnym związanym z PiS.
Postawił on sędziemu cztery zarzuty dyscyplinarne. Dwa są związane ze sprawą pozwu Kramka przeciwko „Gazecie Polskiej”. A kolejne dwa są związane z procesami frankowymi, które prowadzi. I wyglądają jak dorzucone niejako przy okazji, by spotęgować oskarżenie sędziego.
I tak rzecznik dyscyplinarny zarzuca mu delikt dyscyplinarny z artykułu 107 paragraf 1 punkt 1, który mówi o oczywistej i rażącej obrazie przepisów prawa. Według rzecznika sędzia miał to zrobić w ustnym uzasadnieniu wyroku, które nie spełniało formalnych wymagań. Drugi zarzut jest za czyn z artykułu 107 paragraf 1 punkt 5, który mówi o uchybieniu godności urzędu sędziego. Chodzi o to, co sędzia mówił na sali. Rozprawy były nagrywane, więc wiadomo co sędzia mówił. Jak wskazuje dokumentacja, podejmował po prostu czynności procesowe.
Ale rzecznik dyscyplinarny zakwalifikował to jako delikt dyscyplinarny. Uważa, że sędzia naruszył kodeks etyki sędziów. Nie spodobały mu się jego wypowiedzi dotyczące tego, jak prowadzić proces.
Chodzi o:
Skąd takie zarzuty? Sędzia Jaskłowski dwa razy wydawał wyrok w sprawie okładki. Pierwszy wyrok z powodów formalnych uchylił sąd apelacyjny, który orzekł, że w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia nie odniósł się do wszystkiego. Za co teraz sędzia ma jedną dyscyplinarkę.
Gdy sprawa wróciła do ponownego rozpoznania, znowu trafiła do sędziego Jaskłowskiego. Wynika to z przepisów uchwalonych przez PiS. Zapadł drugi, taki sam wyrok. Sąd nakazał przeprosić Kramka. Ten wyrok został potem utrzymany przez Sąd Najwyższy.
Rzecznik dyscyplinarny de facto ściga więc sędziego za czynności orzecznicze, do których ten ma prawo.
I których zasadność w ramach kontroli instancyjnej podlega ocenie przez sąd apelacyjny.
W tle tej sprawy jest jednak niewypowiedziany zarzut, że sędzia był rzekomo stronniczy. Sprawę zarzutów dyscyplinarnych opisał portal Niezależna.pl, powiązany z Sakiewiczem. Tam wprost zarzucano, że sędzia pozbawił głosu Sakiewicza i wypowiadał „dziwne komentarze”.
Portal oburza się, że Jaskłowski mówił do Kramka: „Proszę pana, tak w ogóle trochę mi niezręcznie występować w tej sprawie, bo pan występował w mojej obronie”. Chodzi o to, że Kramek brał udział w akcjach w obronie wolnych sądów. Czyli w obronie wszystkich sędziów. Niezależnej.pl nie spodobało się też to, że sędzia powiedział, że nosi ze sobą Konstytucję.
To nie koniec. Kolejne dwa zarzuty sędzia dostał w związku ze sprawami o kredyty we frankach szwajcarskich. Sędzia uprzedził w nich strony procesów, że może nie zdążyć wydać wyroku, bo za rok przechodzi w stan spoczynku. Powiedział prawdę. W jednej z tych spraw – zdaniem rzecznika dyscyplinarnego – za późno też dopuścił dowód z zeznań świadków.
Te dwa zarzuty wyglądają tak, jakby dołożono je do zarzutów za wyrok ws. „Gazety Polskiej”.
Tomasz Jaskłowski ma 30-letnie doświadczenie w sądzeniu. Nie miał wcześniej dyscyplinarek. Tak dla OKO.press komentuje ściganie za wyrok ws. „Gazety Polskiej”: „Za słowa wypowiedziane przez sąd na sali sądowej w trakcie czynności orzeczniczych nie wolno być karanym. Podejmowałem decyzje co do wniosków procesowych stron. Nie przekroczyłem granic, nikogo nie obraziłem”.
Sędzia dodaje: „Nie mam pojęcia, dlaczego dostałem zarzuty za sprawy frankowe. Takich spraw mam 300. Oprócz tego prowadzę jeszcze 300 innych spraw, czyli razem 600 [spraw przybywa, dwa lata temu sędzia miał ich 200 – red.]. A teraz dostaję zarzut za to, że zeznania świadków dopuściłem dopiero na rozprawie”.
Podobne problemy za niekorzystne wyroki dla dziennikarzy „Gazety Polskiej” ma sędzia Andrzej Sterkowicz z Sądu Okręgowego w Warszawie. On też sądził pozwy przeciwko mediom Sakiewicza m.in. przeciwko Dorocie Kani – kiedyś dziennikarce „Wprost”, „Gazety Polskiej” – a także przeciwko samej „Gazecie Polskiej” i powiązanym z nią mediom.
Jesienią 2013 roku sędzia Sterkowicz nakazał Kani i Sakiewiczowi, wówczas redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej Codziennie”, przeprosić prokuratora Edwarda Zalewskiego i zapłacić mu 10 tys. złotych zadośćuczynienia. W tekście pt. „Naciski w sprawie Macierewicza”, opublikowanym na łamach „GPC”, Kania napisała, że Zalewski wpływał na śledztwo ws. raportu z weryfikacji oficerów WSI i dążył do postawienia zarzutów Antoniemu Macierewiczowi.
Sterkowicz uznał te sugestie za „nieprawdziwe, naruszające godność i cześć prokuratora oraz podważające zaufanie do całej prokuratury”. Wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Warszawie.
W styczniu 2014 roku Sterkowicz wydał wyrok w procesie cywilnym, który wytoczył tygodnikowi „Wprost” rektor Uniwersytetu Gdańskiego, prof. Andrzej Ceynowa. W 2007 roku, w kilku artykułach opublikowanych we „Wprost”, Dorota Kania zarzucała Ceynowie współpracę z SB. Później sąd lustracyjny oczyścił rektora. A sąd karny skazał Kanię za jego pomówienie.
W procesie cywilnym Sterkowicz nakazał Kani i ówczesnemu redaktorowi naczelnemu „Wprost” – Stanisławowi Janeckiemu przeprosić Ceynowę i zapłacić mu 150 tys. złotych odszkodowania. Sędzia uzasadniał wówczas, że Kania „nie dochowała staranności ani rzetelności dziennikarskiej, była niesumienna i niesolidna, rozpowszechniała nieprawdziwe i krzywdzące informacje”.
Sąd apelacyjny częściowo zmienił ten wyrok – podtrzymał zobowiązanie do przeprosin, ale anulował odszkodowanie.
Wyroki w sprawach wytoczonych Kani przez Zalewskiego i Ceynowę ściągnęły na Sterkowicza krytykę ze strony „Gazety Polskiej”. Nagonka na sędziego rozkręciła się na dobre po przejęciu rządów przez PiS i rozpoczęciu „reformy” wymiaru sprawiedliwości. W maju 2016 roku „Gazeta Polska Codziennie” zlustrowała 80-letniego ojca sędziego. Krótko po publikacji tego artykułu ojciec Sterkowicza zmarł na zawał serca.
Działania prawicowego medium okazały się skuteczne. Sterkowicz po śmierci ojca zaczął się wyłączać z procesów przeciwko „Gazecie Polskiej”.
Ale tygodnik mu nie odpuścił. Na początku listopada 2017 roku Dorota Kania opublikowała artykuł, w którym opisała prywatne sprawy Sterkowicza, związane z jego rozwodem i sporami z byłą żoną o opiekę nad ich dzieckiem. Podała m.in. informacje ze sprawy przed sądem rodzinnym, która toczyła się z wyłączeniem jawności.
Kania napisała, że spory pomiędzy sędzią a jego byłą żoną prześwietlało kilka prokuratur w Małopolsce. Zawiadomienia złożyła m.in. jego była żona. Sprawy trafiły do prokuratur rejonowych, ale część przejął do prowadzenia wydział spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej.
Sąd dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjnym w Krakowie odmówił jednak prokuraturze uchylenia immunitetu Sterkowicza. Bo nie uznał, że w sporach z żoną popełnił on przestępstwo.
Ale Prokuratura Krajowa odwołała się do powołanej przez PiS nielegalnej Izby Dyscyplinarnej. I w czerwcu 2019 roku uchyliła sędziemu immunitet, co pozwoliło prokuraturze go oskarżyć. Izba pozwoliła postawić mu dwa zarzuty karne: naruszenia miru domowego byłej żony oraz zarzut znieważenia policjanta (co miało się wydarzyć podczas interwencji policji).
Sędzia czeka teraz na proces karny. Za tę sprawę ma też dyscyplinarkę. Rzecznik dyscyplinarny chciał go nawet za to zawiesić. Ale do dziś nie rozpoznano tego wniosku.
Sądownictwo
Tomasz Sakiewicz
Zbigniew Ziobro
Ministerstwo Sprawiedliwości
Prokuratura Krajowa
Sąd Najwyższy
dyscyplinarka
Gazeta Polska
praworządność
represje sędziów
Sąd Okręgowy w Warszawie
sędzia Tomasz Jaskłowski
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze