0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

– Bohaterami Finlandii mogą być dżdżownice – zaskakuje mnie Juuso Joona.

Ma 43 lata, 195 wzrostu i prowadzi rodzinne gospodarstwo Tyynelä na południowym wschodzie Finlandii.

Jedzie traktorem przez swoje pola i rozgląda się po niebie. Odkąd Rosja zaatakowała Ukrainę, coraz więcej śmigłowców, a w tle odgłosy karabinów maszynowych z rosyjskiego poligonu.

Joona jest rolnikiem w czwartym pokoleniu, jego pradziadek kupił ziemię w 1943 roku. Gospodarstwo Tyynelä przetrwało II wojnę światową i traktat paryski, który zatwierdził nową granicę – dziś pola Fina leżą ledwie cztery i pół kilometra w linii prostej od Rosji. Potem było jeszcze pół wieku „finlandyzacji”, czyli uzależnienia fińskiej gospodarki (i polityki zagranicznej) od Rosji.

Rodzice Juuso porzucili hodowlę krów mlecznych i skupili się na uprawie roślin. W latach 90. dookoła rozciągały się monokultury. Grunty orne były wyjałowione, plony z roku na roku słabsze i bardziej wrażliwe na zmiany pogody.

Gdy nastoletni Juuso rozglądał się wtedy po niebie, rzadko widział pustułkę czy sokoła wędrownego. A teraz drapieżniki kołują nad jego polem, a on za każdym razem wpada w zachwyt.

– Pustułki jedzą myszy i krety, które z kolei jedzą dżdżownice. A dżdżownice biorą udział w obiegu materii w przyrodzie i użyźniają glebę: im jest ich więcej, tym lepsze plony – opowiada. – Jeśli widzę pustułkę, to wiem, że udało mi się przywrócić żywą sieć międzygatunkową.

Młody mężczyzna siedzi na polu i pokazuje wyrwaną roślinę.
Juuso Joona, "rolnik ziemi" z doktoratem o glebowej sekwestracji węgla. Gospodarstwo Tyynelä na południowym wschodzie Finlandii. (Fot. archiwum prywatne).

Precz z rosyjskim amoniakiem

Juuso nazywa siebie, „rolnikiem ziemi”. Gdy nabiera łopatą grudkę wypełnioną korzeniami i dżdżownicami, zachwyca się jej zapachem. Chora ziemia śmierdzi zgniłym jajkiem. Zdrowa, dzięki obecnym w niej mikrobom, ma słodką i przyjemną woń.

– Współczesne rolnictwo w dużej mierze degraduje środowisko: zubaża glebę, sprzyja zanikaniu gatunków i przyspiesza zmiany klimatu. Natura nie jest już w stanie temu sprostać – wyjaśnia Juuso, który uchodzi dziś za pioniera rolnictwa regeneracyjnego w Finlandii. – Moje podejście polega na próbie odwrócenia szkodliwych procesów, bo zdrowa gleba przynosi korzyści rolnikowi i klimatowi. To kluczowa zmiana w myśleniu o przyszłości produkcji żywności.

Fin stosuje zróżnicowany płodozmian – uprawia całą gamę zbóż i roślin strączkowych na nasiona oraz rośliny oleiste do tłoczenia oleju i do własnego przetwórstwa. Wykorzystuje organiczne nawozy: odpady drzewne, osad ze stawu, z lokalnej biogazowni (samochód używany w gospodarstwie jest zasilany biogazem).

Juuso obronił doktorat na Uniwersytecie Helsińskim. Praca dotyczyła sekwestracji dwutlenku węgla, który może być magazynowany na gruntach ornych w podobny sposób jak w lasach.

– Zatrzymanie zmian klimatu nie jest już możliwe wyłącznie przez ograniczenie emisji. Trzeba „odkurzyć” węgiel, który już jest w atmosferze. Dlatego tak dbam o glebę – wyjaśnia Juuso. I dodaje, że jego gospodarstwo jest dowodem na to, że można uprawiać bez nawozów chemicznych, nie obniżając plonów. Zwłaszcza, że koszt organicznych nawozów to ułamek ceny sztucznych.

– W rolnictwie konwencjonalnym rozsiewa się 100 kilogramów azotu na hektar. Produkcja nawozów sztucznych jest energochłonna, wymaga gazu ziemnego i powoduje nadmierną emisję azotu. Azot często jest wypłukiwany z pól do cieków wodnych, gdzie przyczynia się do eutrofizacji i zaniku bioróżnorodności. Moje pytanie brzmi: czemu mamy niszczyć naturę i jeszcze płacić za to Putinowi?

– Putinowi?

– Większość nawozów azotowych używanych w Finlandii, ale też w Europie jest wytwarzana z rosyjskiego amoniaku. W dzisiejszej sytuacji geopolitycznej powinniśmy zwrócić uwagę nie tylko na obronę zbrojną. Bezpieczeństwo i rolnictwo współistnieją w silnej zależności, ale wielu decydentów tego nie rozumie. Produkcja żywności wciąż jest zbyt uzależniona od nawozów czy ropy naftowej z Rosji. To głupie. Popatrz, co się wydarzyło na kontynencie, gdy w wyniku sankcji nałożonych na Rosję ustał import rosyjskich surowców do produkcji nawozów sztucznych?

– Wzrosły ceny żywności.

– Poszybowały! Dlatego powtarzam, że w Finlandii nie ma kryzysu głodu, ale jest kryzys taniej energii i taniej żywności. Dla Putina to zwykła broń, którą wykorzystał przeciwko Europie. Musimy zrozumieć, że rolnictwo może być orężem w walce nie tylko z Rosją, ale i zmianami klimatu. Trzeba jednak zmienić sposób myślenia.

– No właśnie. Co z tymi dżdżownicami na pierwszej linii frontu?

– Nie ma innego wyboru. Wierzę, że zdrowa gleba pozwoli nam przetrwać kryzysy. Inaczej nie damy rady.

Pojechałem do Finlandii sprawdzić, jak przygotować się na wojnę.

Doświadczona – tylko w XX wieku – dwoma wojnami i pięcioma dekadami gospodarczego i politycznego uzależnienia od Rosji Finlandia nie przestała postrzegać sąsiada jako potencjalnego agresora. Mimo podobnej historii Finowie są lepiej przygotowani na sytuacje kryzysowe niż Polacy. A to zasługa „bezpieczeństwa kompleksowego”, unikatowego modelu w skali świata.

W pierwszym odcinku tego reporterskiego cyklu zabieram Czytelników do podziemnych schronów w Helsinkach i sprawdzam, jak działa ogólnokrajowe zalecenie 72-godzinnej gotowości dla gospodarstw domowych.

W drugiej części pytam o „kotivarę”, czyli rekomendowany przez państwo zapas każdego Fina na sytuacje kryzysowe.

W trzeciej ruszam na kurs dla rezerwistów na poligon brygady pancernej.

A na koniec idę do fińskiej szkoły, bo tu najmłodsze pokolenia uczą się, jak sobie radzić z rosyjską dezinformacją.

Przeczytaj także:

Zrobisz chleb z porostów?

Na obrzeża miasta Joensuu we wschodniej Finlandii dojechałem późną nocą. Aija Miinin, emerytowana nauczycielka czekała na mnie z kolacją. Na stole smażona ryba, dwie sałatki, polewka z kurek, które gospodyni nazbierała w lesie przylegającym do działki. Chwyciłem kromkę chleba – z jej pomocą najlepiej opowiedzieć historię Finlandii.

Gdy w połowie XIX wieku w Wielkim Księstwie Finlandii, autonomii pod rządami rosyjskiego cara, zapanował Wielki Głód zmarło sześć procent ludności. Obywatele ratowali się wypiekaniem pettu, chleba z kory sosnowej. Przepis był prosty: mąka pszenna (jeśli była), mąka z kory i woda. Chleb formowano w krążki i pieczono. W efekcie wycinano tyle sosen, że cierpiał przemysł drzewny. Dlatego władze przeprowadziły kampanię zachęcając mieszkańców do zbierania porostów.

W 1868 roku przeszkolono nawet dwunastu nauczycieli pieczenia chleba z porostów.

Na talerzach Finów pojawiły się zapiekanki z pokrzyw, kory brzozy, łodyg skrzypu polnego i ostu.

Pod koniec XIX wieku, w konsekwencji Wielkiego Głodu, Finlandia zreformowała rolnictwo i postawiła na hodowlę bydła. Dzięki eksportowi masła na dużą skalę w kraju wybudowano kolej i zakupiono pierwszy lodołamacz. Finlandia była jednak zależna od importu zbóż z Rosji i Niemiec. Gdy wybuchła I wojna światowa, zapasy masła stopniały tak bardzo, że w Helsinkach i Tampere wprowadzono „kartki maślane”.

Władze ogłosiły też „dni bezmięsne”. Za niedobór odpowiadali głównie rosyjscy żołnierze stacjonujący w Finlandii, spożywali dziesięciokrotnie więcej mięsa niż ludność cywilna.

Z odzyskaniem niepodległości w 1918 roku znów nastał kryzys żywnościowy. I stał się zarzewiem wojny domowej.

Z tamtego czasu pochodzi hätäleipä, zwany fińskim chlebem awaryjnym. Państwowy Komitet Gospodarstwa Domowego zalecał głodującym mieszkańcom wypiekanie chleba z semoliny – mąki z pszenicy durum. Na stołach lądowały też chleby z korzeni pszenicy bagiennej, porostów, grochu i plew.

Ale teraz Aija serwuje mi „karjalanpiirakat”, karelskie pierożki obtoczone w jajeczno-maślanym smarowidle zwanym „munovoi”. Dotarły tutaj wraz z 400 tysiącami uchodźców, gdy w grudniu 1939 roku Rosja zaanektowała Karelię. Rozmawiamy o tym, że wojna zimowa jest silnym elementem pamięci zbiorowej Finów. Kogo nie zagadam w Finlandii, ten wspomina, że jego dziadkowie, rodzice lub pradziadkowie musieli uciekać z Karelii. Dziadek rolnika Juuso zostawił w Rosji gospodarstwo. Dziadek Aiji zginął już na początku wojny.

– Mój ojciec wraz z babcią dwukrotnie uciekali z Karelii, w 1939 i 1941 roku. Ewakuacje odbywały się w pośpiechu, mogli zabrać tylko plecaki z najważniejszymi rzeczami – opowiada mi Aija przy kolacji. – A moja teściowa musiała wyskakiwać z pociągu, którym jechała do Helsinek, bo z nieba leciały bomby.

Ślady wojennych doświadczeń i wpływów Rosji widać w Joensuu na każdym kroku. Wciąż stoją drewniane cerkwie, a lokalna gazeta nosi tytuł „Pogostan Sanomat”, czyli „Wiadomości z Pogosty”. „Pogosta” pochodzi z rosyjskiego, to archaiczne określenie jednostki administracyjno-terytorialnej. Na obrzeżach miasta zachowały się bunkry, w których fińscy żołnierze bronili się przed dziesięciokrotnie liczniejszą armią rosyjską.

Nauczycielka pokazuje mi album ze zdjęciami z rodzinnych wypraw do ziemi dziadków w Karelii, gdy jeszcze granica fińsko-rosyjska była otwarta. Rolnik Juuso też odwiedził dawną ziemię dziadka. Wziął łopatę, ziemia była żyzna i pachniała zdrowiem. Zrozumiał, dlaczego starsze pokolenia Finów wspominają Karelię z takim sentymentem.

W czasie II wojny światowej produkcja mleka spadła o 40 procent. Państwo zaczęło reglamentować cukier i zboża. W restauracjach w Helsinkach podawano podobno kotlety z wron. Ubóstwiana przez Finów kawa była reglamentowana aż do 1954 roku. Na sklepowych półkach pojawił się substytut – mieszanka kawy (15-25 proc.), mielonego jęczmienia, żyta, korzenia mniszka lekarskiego, kopru i cykorii.

– Z głodu zrodziły się dobre pomysły. Na przykład od 1948 roku każda państwowa szkoła zapewnia uczniom darmowe obiady – opowiada Aija. – Rodzinne traumy musiały odbić się na naszym wychowaniu, podejściu do jedzenia i przygotowaniu na najgorszy scenariusz.

– To znaczy?

– Z mlekiem matki wyssaliśmy umiejętności przetrwania: zbieranie jagód, przygotowanie posiłków w warunkach surwiwalowych czy budowanie szałasów. Stąd bierze się ten nasz zmysł do radzenia sobie w ekstremalnych sytuacjach – była nauczycielka kursuje między kuchnią a stołem w salonie.

– Czujesz się przygotowana na krytyczne sytuacje?

– Rzadko o tym myślę. Mam wrażenie, że jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz, bo wyrastaliśmy w sąsiedztwie Rosji, a więc i w duchu gotowości. Kiedy oglądam wiadomości, to oczywiście martwię się o przyszłość wnuczki, ale czuję, że państwo i obywatele są bardzo dobrze przygotowani. No a ja sama? Mam te swoje grządki w szklarni.

Na pożegnanie Aija wręcza mi „kalakukko”, dosłownie rybi kogut, czyli rodzaj pieroga wielkości bochenka chleba wypełniony rybnym farszem. Na cześć tej potrawy, która pochodzi z Sawonii Północnej, powstały piosenki, nawet arie, a „kalakukko” to również potoczna nazwa pociągu kursującego między Kuopio a Helsinkami.

Masz kotivarę, jesteś gotowy na najgorsze

Spiżarnia to jeden z najważniejszych bastionów bezpieczeństwa Finów. Ponad pół wieku temu, w 1971 roku Fińska Organizacja Obrony Cywilnej wydała broszurę „Miksi kotivara”, ze wskazówkami, jak przygotować się na niedobór żywności w czasach Zimnej Wojny. Od tego czasu Finlandia kilkukrotnie aktualizowała kryzysowe zalecenia dla mieszkańców – ostatni raz po agresji Rosji na Ukrainę.

Dziś podstawą fińskiej gotowości w ramach kompleksowego modelu bezpieczeństwa, o którym pisałem w pierwszym odcinku, jest kotivara. To domowy zapas awaryjny składający się z jedzenia, wody, leków oraz artykułów potrzebnych do przetrwania. Kotivarę należy uzupełniać na bieżąco, by produkty nie były przeterminowane. Lista, jak to u Finów, jest konkretna.

Pojemniki na wodę (czyste i z pokrywkami).

Woda butelkowana (5 litrów na osobę).

Łatwe w przygotowaniu pożywienie odpowiednie dla wszystkich członków rodziny.

Karma i woda dla zwierząt domowych.

Radio na baterie, latarka i baterie.

Naładowane, zapasowe źródło zasilania, np. do telefonu.

Kuchenka turystyczna, paliwo i zapałki.

Zapas gotówki.

Niezbędne leki.

Tabletki jodu.

Torby plastikowe i papier toaletowy.

Środki higieniczne (np. chusteczki nawilżane i płyn do dezynfekcji rąk).

Środki pierwszej pomocy.

Drewno opałowe, jeśli masz kominek lub piec.

Czujnik dymu, gaśnica ręczna/koc gaśniczy.

Taśma naprawcza typu Duck Tape.

Komitet do spraw 72 godzin

Badanie Narodowej Agencji ds. Zaopatrzenia Kryzysowego pokazuje, że w przypadku kryzysowego scenariusza 40 procent Finów przetrwałoby dłużej niż tydzień. Tylko 2. proc. nie miałoby zapasów po pierwszym dniu wojny, pandemii lub poważnej awarii prądu.

Według ankiety Eurobarometru Finowie są europejskimi liderami: co drugi ma zapas leków, połowa – radio na baterie, aż 90 proc. – zapałki lub latarkę. Przeciętny obywatel UE na ich tle wypada słabo: tylko co drugi (dokładnie 47 proc.) ma w domu świeczki i zapałki.

Kotivarę ma każdy Fin. Każda jest też inna. Rolnik Juuso ma kilka zamrażarek z mięsem, grzybami i jagodami. Żona żołnierza z Parola uważa, że w zapasach zawsze powinna znaleźć się czekolada. Kucharz z południa Finlandii opowiada mi, że zgromadził 50 konserw mięsa renifera i kilka puszek mięsa niedźwiedziego. Pewien filozof pokazuje mi pokaźne zapasy zamrożonej grochówki.

– Uznajemy, że gotowość obywateli zaczyna się od gospodarstwa domowego. Państwo zachęca obywateli do samowystarczalności, czyli posiadania wystarczającej ilości żywności i wody butelkowanej na trzy dni. Zalecamy zapasy suchej żywności, która dobrze się przechowuje, jak orzechy i suszone owoce – tłumaczy mi Suvi Aksela z komitetu eksperckiego ds. 72 godzin.

To rządowa witryna ze wskazówkami jak „radzić sobie w trudnych okolicznościach”, nawet jak ćwiczyć odporność psychiczną.

– Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, Szwedzi i Norwegowie, opublikowali poradniki dla obywateli o przetrwaniu przez tydzień. My doszliśmy do wniosku, że „72 godziny” już tak się zakorzeniły w naszej kulturze, że nie musimy wydłużać tego okresu.

– Dlaczego?

– Bo jeśli umiesz przetrwać minimum, to potem dasz radę. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że zagrożenie jest większe niż kilkudniowa przerwa w dostawie prądu, to kupisz kilka rzeczy więcej do kotivary – kontynuuje ekspertka. – Kluczowe jest to, by nie dać się zaskoczyć. Gotowość daje nam spokój ducha.

Oblicz, ile trzeba zboża na wojenną zimę

Doświadczenia głodu zmieniły Finlandię. Już na początku XX wieku Finowie zrozumieli, że kraj nie może być uzależniony na przykład od importowanego zboża. Stąd w polityce bezpieczeństwa przyjęli zasadę „samowystarczalności żywieniowej”. Już w 1918 roku utworzono Państwowy Bank Zbożowy do przechowywanie zboża na potrzeby instytucji państwowych i wojska. Wytyczne były dokładne:

75 tysięcy ton miało wystarczyć na „jedną zimę wojenną”.

Dziś jednym z filarów odporności narodowej jest system strategicznych rezerw zbożowych, które obejmują pszenicę, owies, jęczmień i żyto. W Programie Rządowym z 2023 roku fraza „bezpieczeństwo dostaw” pada ponad 60 razy, dziesięć razy więcej niż w programie opublikowanym przed pandemią koronawirusa.

Za bezpieczeństwo dostaw odpowiada Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NESA), która współpracuje z fińskimi firmami z sektorów żywnościowego, energetycznego, czy opieki zdrowotnej. Bezpieczeństwo dostaw dotyczy też krytycznych leków i paliwa. I to nie tylko na wypadek wojny, lecz innych scenariuszy: katastrofy klimatycznej, kolejnej pandemii, załamania się światowych rynków czy na przykład dominacji Chin.

Taka polityka wewnętrzna sprawia, że wskaźnik samowystarczalności żywnościowej Finlandii wynosi około 80 proc.. To oznacza, że 40 tysięcy fińskich gospodarstw produkuje większość żywności spożywanej przez obywateli. Finlandia opracowała nawet własną odmianę rzepaku, dostosowaną do klimatu nordyckiego, który stanowi podstawę pasz bogatych w białko. Dzięki temu może być mniej zależna od zagranicznych dostaw soi.

Uprawiaj ziemię i wiedzę

– 60 procent zboża z fińskich pól staje się obecnie paszą dla zwierząt. A moglibyśmy je zupełnie inaczej wykorzystać. Surowce do nawozów, pestycydy, soja na paszę pochodzą z importu, traktory napędzane są importowanym paliwem. A Finlandia wciąż jest zależna od zagranicznych dostawców energii elektrycznej – lista grzechów systemu rolniczego, którą wymienia Juuso, jest naprawdę długa.

Dlatego na swoich polach nie produkuje paszy dla zwierząt, jak większość fińskich gospodarstw. Oprócz orkiszu rosną tu zboża (w ubiegłym roku eksportował pszenicę na Łotwę i żyto do USA), rzepak, groch, gryka i konopie. Na każdej działce rośnie inna roślina niż w poprzednim roku. A te patyki wystające z ziemi, to znaczniki poletek doświadczalnych, na których mierzy wskaźniki gleby i plonów. Mówi, że uprawia nie tylko zboże, ale i wiedzę.

Pomaga też innym farmerom w przejściu na rolnictwo regeneracyjne: prowadzi szkolenia, tłumaczy, że transformacja nie polega na kupieniu nowoczesnego ciągnika.

– Mówię, patrzcie na moje gospodarstwo. W zeszłym roku, kiedy panowała ekstremalna susza, radziliśmy sobie całkiem dobrze, a do tego nie wydawaliśmy na sztuczne nawozy i pestycydy – wyjaśnia Juuso.

Nie ma wątpliwości, że najgorsze przed nami. Działania Rosji nie martwią go tak bardzo, jak zmiany klimatu, które coraz mocniej odczuwa na wschodnich rubieżach Finlandii.

– Kryzys to dobry czas, by przemyśleć systemy i zależności. Pandemię przespaliśmy. Nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków. Ale musimy coś zmienić, bo przecież ekstrema pogodowe widzimy każdego dnia – mówi Juuso.

Wiosenne przymrozki, które były kiedyś najważniejszym środkiem poprawiającym strukturę gleby, dziś są coraz rzadsze. W czerwcu w ciągu tylko jednego dnia spadło 100 milimetrów deszczu. Drugie tyle z trudem uzbierało się w następnych kilku tygodniach. W lipcu przeszły przez Finlandię kolejne rekordowe fale upałów.

– Nigdy bym nie powiedział, że posiadam ziemię. Bardziej czuję się jej zarządcą. Dbam o nią dla przyszłych pokoleń, tak jak robili to moi rodzice, dziadek i pradziadek. Wierzę, że możemy zostawić naszym dzieciom zdrową glebę. Tylko ona nas uratuje.

Wczoraj chodziłem po podziemnych Helsinkach i pytałem, jak zbudować prywatny schron. A jutro, w trzeciej lekcji obrony po fińsku jadę na poligon brygady pancernej, żeby sprawdzić, jak Finowie szkolą rezerwistów. Gdyby policzyć wszystkich Finów przygotowanych do obrony kraju, to jest to już prawie milionowa armia.

Korzystałem.

Koistinen, Pahan päivän varalle, Tammi, Helsinki, 2024.

Shennan-Farpón i inni, Understanding regenerative agriculture in Europe: An analysis of academic literature, stakeholder perceptions and policy comparing Spain and the UK, Environmental Science & Police, Elsevier, 10.2025

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.

Komentarze