Maczałem palce w budowie 25 tysięcy fińskich schronów. Mój własny przetrwa mnie, Putina i bombę, jaką zrzucono na Nagasaki
Jesteśmy prawie 30 metrów pod ziemią. Wykuty w granitowej skale schron Merihaka dla kilku tysięcy mieszkańców Helsinek rozciąga się na powierzchni prawie 15 tysięcy metrów kwadratowych. Ogromne i grube na 30 centymetrów stalowe wrota pilnują wejścia.
– Wytrzymają falę ciśnienia powstałą po wybuchu jądrowym. Zatrzymają też pył radioaktywny, broń biologiczną i chemiczną – wyjaśnia Jukka-Pekka Schroderus, naczelny planista obrony cywilnej Helsinek.
Nad nami plac targowy Hakaniemi zbudowany pod koniec XIX wieku. Turyści kupują wełniane skarpetki i kubki z Muminkami. W namiocie jednej z mobilnych kafejek tłok, Finowie kochają kawę i statystycznie piją jej najwięcej na świecie.
Pojechałem do Finlandii sprawdzić, jak przygotować się na wojnę.
Doświadczona – tylko w XX wieku – dwoma wojnami i pięcioma dekadami gospodarczego i politycznego uzależnienia od Rosji Finlandia nie przestała postrzegać sąsiada jako potencjalnego agresora. Mimo podobnej historii Finowie są lepiej przygotowani na sytuacje kryzysowe niż Polacy. A to zasługa „bezpieczeństwa kompleksowego”, unikatowego modelu w skali świata.
W pierwszym odcinku tego reporterskiego cyklu zabieram Czytelników do podziemnych schronów w Helsinkach i sprawdzam, jak działa ogólnokrajowe zalecenie 72-godzinnej gotowości dla gospodarstw domowych.
W drugiej części pytam o „kotivarę”, czyli rekomendowany przez państwo zapas każdego Fina na sytuacje kryzysowe.
W trzeciej części ruszam na kurs dla rezerwistów na poligon brygady pancernej.
A na koniec idę do fińskiej szkoły, bo tu najmłodsze pokolenia uczą się, jak sobie radzić z rosyjską dezinformacją.
Schroderus służył jako żołnierz w misji pokojowej NATO w Afganistanie, potem wykładał bezpieczeństwo na Uniwersytecie Obrony. Prowadzi mnie zygzakowatym korytarzem o surowych ścianach, znowu czuję intensywny zapach kawy, tym razem z podziemnej kawiarni. Przed „Jaskinią Zabaw” stoją trzy wózki dziecięce. Jakaś mama zmienia pieluchę niemowlakowi, a starsze dziecko bawi się na plastikowej zjeżdżalni. W kolejnym pomieszczeniu kilku mężczyzn wyciska ciężary.
Na podziemne Helsinki składa się prawie czterysta obiektów. Trzydzieści metrów pod katedralnym Soborem Zaśnięcia Matki Bożej znajduje się centrum danych, system wykorzystuje wodę morską, a ciepło odpadowe wytwarzane przez serwery jest przesyłane do miejskiej sieci ciepłowniczej. Stary podziemny magazyn paliwa w Mustikkamaa został przekształcony w magazyn ciepła sieciowego. Gdy wybuchła pandemia Szpital Centralny w Helsinkach błyskawicznie przekształcił swój podziemny parking w tymczasowy oddział dla pacjentów z koronawirusem.
Stolica Finlandii chwali się planem podziemnego miasta i oferuje podziemne trasy spacerowe. Podziemne korytarze rozciągają się pod powierzchnią stolicy jak korzenie drzew. Na przykład z dworca kolejowego można przejść do stacji metra, odebrać auto z parkingu, a po drodze zrobić zakupy.
Miejscowy ekspert od bezpieczeństwa opowiada, że jako nastolatek chodził tunelami i sprawdzał, jak daleko może przejść pod ziemią między sklepami bez zakładania zimowych ubrań.
Nie musiałbym wychodzić na powierzchnię, żeby popływać w trzech podziemnych basenach lub zamoczyć się w jacuzzi w centrum pływackim Itäkeskus, które może ugościć nawet tysiąc osób.
W podziemnych Helsinkach pościgasz się gokartami w Formula Center. Zagrasz w hokeja na lodzie w bunkrze Merihaan. Pomodlisz się w wykutym w skale kościele Temppeliaukio, (750 miejsc siedzących). I posłuchasz muzyki w Helsińskim Centrum Muzycznym. Jest też kino, sauna, restauracje i szereg sklepów, a w podziemnym muzeum Amos Rex wisi właśnie wystawa kolorystów z obrazami fińskiego symbolisty Magnusa Enckella.
W schronie Merihaka, który zwiedzam, można poćwiczyć na siłowni i rozegrać mecz unihokeja lub partyjkę badmintona. Tyle że miejski planista Schroderus pędzi przez boisko do futsalu, by pokazać mi czerwone kropki na ścianach.
– W tym miejscu w sytuacji kryzysowej zamontujemy haki, a na nich rozwiesimy kotary. Przestrzeń zostanie podzielona na kilka sektorów. W każdym będzie mogło spać 250 osób – będzie bardziej komfortowo niż w dużej sali na tysiąc osób. Dwa tysiące pryczy leży ułożonych w stosy w magazynie. Każda ma trzy piętra, a płócienny materiał wytrzyma 120 kilogramów.
– Podzielimy mieszkańców schronu na trzy grupy. Trochę jak w łodzi podwodnej – wyjaśnia Schroderus – Gdy jedni będą odpoczywać, inni będą pracować dla ogółu. A przeszkoleni specjaliści z organizacji pozarządowych zajmą się animowaniem ewakuowanych dzieci i dorosłych. Będziemy musieli zadbać o ich kondycję psychiczną. Kto wie, może pod ziemią spędzą nawet kilka tygodni?
– A te żółte linie na podłodze? – pytam.
– To miejsca na przenośne latryny. Jedna osoba produkuje około dwóch kilogramów odchodów dziennie, czyli w skali schronu to będzie 12 tysięcy kilogramów dziennie. To duże wyzwanie, ale sobie poradzimy. Każdy schron ma już wybranego lidera, który zdecyduje, kiedy zamknąć wrota i będzie zarządzał organizacją pracy pod ziemią. Pomoże mu stu ochotników. Zaczną od tego, że wyniosą cały sprzęt na powierzchnię.
– Ciężary z siłowni też? – dopytuję, bo wydaje się, że Schroderus ma na wszystko plan.
– Wypchamy je na powierzchnię wózkami.
– Nic nie zostanie?
– Nic. Usuniemy też auta z parkingu. To jedna z lekcji, jaką udzielili nam przyjaciele z Ukrainy.
Musimy chronić nie tylko ludzi, ale i sprzęt służb ratowniczych, bo Rosja nie przestrzega Konwencji Genewskiej.
Pod ziemię wjadą karetki i wozy strażackie, a z nimi przeszkolony personel, który zajmie się rannymi.
W sytuacji kryzysowej dzierżawcy podziemnych bunkrów zobowiązani są do przekształcenia przestrzeni w schron. Mają 72 godziny – to prawo działa w całym kraju. Bez względu, czy mowa o schronie, w którym trzeba opróżnić 50-metrowy basen, czy na przykład o wiosce św. Mikołaja w Rovaniemi. Wyszkolone służby mają tam trzy dni, by wynieść pluszowe elfy i renifery. Przestrzeń ma służyć wyłącznie ewakuowanym.
„Czy przetrwasz 72 godziny?” – Finlandia pyta na rządowej witrynie 72tuntia.fi. Obok hasło: „Przygotowane osoby radzą sobie lepiej”. Ucieczka do schronu jest bowiem ostatecznością. Dlatego państwo uczy obywateli „zdolności radzenia sobie w trudnych okolicznościach” – nie tylko w wypadku wojny, ale także awarii prądu, burzy śnieżnej czy cyberataku. W Finlandii obowiązuje ogólnokrajowe zalecenie 72-godzinnego okresu gotowości dla gospodarstw domowych. Trzy dni to czas, w którym każdy powinien być w stanie samodzielnie o siebie zadbać, a dzięki temu dać władzy czas na zbadanie sytuacji i przygotowanie pomocy.
Instrukcje na wypadek choćby „dłuższej przerwy w dostawie prądu” są dość proste: „Schroń się w domu, zamknij drzwi i okna”, „Sprawdź bezpieczniki”, „Wyłącz kuchenkę i ekspres do kawy”, „Gorące jedzenie możesz przygotować na zewnątrz, używając kuchenki turystycznej lub grilla”.
A jeśli przerwa w dostawie prądu się przedłuża? Państwo nakazuje: „Nie bierz prysznica ani kąpieli. Używaj zimnej wody”, „Unikaj korzystania z toalety, możesz załatwić swoją potrzebę do plastikowej torby umieszczonej pod obrzeżem muszli klozetowej”, „Pamiętaj, że alkohol nie ogrzeje Cię”, „Jeśli temperatura w domu spadnie poniżej +15 stopni zasłoń okna grubymi zasłonami lub kocami. Połóż więcej dywanów na podłodze”.
W końcu: „Cała rodzina powinna spać obok siebie pod tymi samymi kocami. Jedna osoba generuje tyle ciepła, co 70-watowa żarówka”.
– Czuję się zadbany przez Finlandię od samego czytania instrukcji – witam się z Petterim Korvalą, sekretarzem generalnym Komitetu Bezpieczeństwa Finlandii.
– Chodzi nam o to, by gotowość stała się tak naturalną częścią naszego codziennego życia, że przestaniemy zwracać na nią uwagę. Wymaga to jednak zmiany sposobu myślenia – odpowiada urzędnik.
Komitet Bezpieczeństwa, w którym Korvala pracuje od trzech lat, tworzy dwudziestu czterech reprezentantów różnych sektorów (od sekretarzy ministerstw, przez szefów organów bezpieczeństwa, po przedstawicieli NGO i biznesu). Spotykają się co miesiąc, by doradzać rządowi w sprawach bezpieczeństwa. Raz w roku składają raport o poziomie gotowości społeczeństwa na sytuacje kryzysowe.
– Zacznijmy od gotowości indywidualnej, bo to podstawa bezpieczeństwa naszego kraju – proponuje Korvala. Ma 54 lata, wcześniej pracował jako zastępca przedstawiciela wojskowego Finlandii przy UE.
– Opowiem na własnym przykładzie: właśnie przeprowadziłem się do nowego domu. Oceniłem ryzyka w sąsiedztwie (np. włamania). Zaplanowałem też działania prewencyjne: zainstalowałem alarm, sprawdziłem drabinę i czujniki dymu. W spiżarni mam zapas awaryjnego jedzenia, leków i wody.
– To starczy?
– Oczywiście, że nie. Zakładamy, że obywatel musi być przygotowany w czterech wymiarach: psychicznym, fizycznym, społecznym i etycznym. Musi więc być sprawny, zdrowy, posiadać wiedzę i potrafić współpracować – mówi sekretarz. – Podkreślę jednak, że gotowość indywidualna nie oznacza przeniesienia odpowiedzialności na jednostkę.
To uznanie, że każdy obywatel jest kluczowym aktorem bezpieczeństwa w społeczeństwie.
Korvala tłumaczy, że jeszcze w latach 90. XX wieku Finlandia budowała swoje bezpieczeństwo wokół „obrony totalnej”, silnie skoncentrowanej na aspekcie wojskowym. Od 2003 roku obrona narodowa jest postrzegana jako integralna część „bezpieczeństwa kompleksowego”, unikatowego modelu w skali świata.
Taka strategia zakłada tzw. gotowość na różnych poziomach: od gospodarstwa domowego, przez wspólnotę sąsiedzką, samorząd, biznes, aż po państwo. Dlatego gminy, organizacje pozarządowe, duże firmy, a nawet ministerstwa mają swoich kierowników ds. gotowości. Każdy jest odpowiedzialny za obszar swojej działalności. Na przykład ten z klubu sportowego zadba o boiskową trawę w czasie suszy. A ten z resortu edukacji o bezpieczną działalność szkół np. w pandemii.
Żeby obywatele rozumieli swoją rolę w systemie bezpieczeństwa, Finlandia zaktualizowała „Słownik kompleksowego bezpieczeństwa”. Napisany prostym językiem, zawiera prawie 190 terminów i diagramów (także po szwedzku i angielsku).
Czytam w słowniku. Valmius – Gotowość. Turvallisuus – bezpieczeństwo. Resilienssi – odporność kryzysowa; umiejętność jednostek i społeczności do utrzymania zdolności operacyjnej w zmieniających się okolicznościach oraz gotowość do stawiania czoła zakłóceniom i kryzysom.
Efekty? 58 procent Finów uważa się za dobrze przygotowanych na sytuacje kryzysowe. Dla porównania takie poczucie ma tylko co trzeci Europejczyk.
Korvala: – Ale widzimy też zagrożenia. Dziś sześciu na dziesięciu Finów obawia się, że w przyszłości będą mniej bezpieczni. Zauważamy, że ten „społeczny klej” słabnie z wielu powodów: choćby rozwoju technologii, dezinformacji i polaryzacji. Nasze wyzwanie brzmi: „Jak sprawić, byśmy byli jednością w obliczu zagrożenia”.
– No właśnie, jak?
– Wszyscy musimy mieć wspólny cel, w tym przypadku bezpieczeństwo. Kluczowym elementem niezbędnym do współpracy jest zaufanie. Muszę zaufać sąsiadowi, że jest przygotowany. Ale też państwu, że robi wszystko, by mnie ochronić.
Tak to wygląda też ze schronami. W razie awarii prądu każde gospodarstwo ma stać się bezpieczną przestrzenią dla domowników. W razie kryzysu na większą skalę, to państwo dba o schronienie dla obywateli.
Dlatego rocznie w Finlandii powstaje około 560–700 schronów. Szacuje się, że całkowity koszt tej infrastruktury to 4,4 miliarda euro. Tyle, co trzyletni budżet kraju na obronę.
Najlepiej przygotowane są Helsinki. Stołeczne schrony można znaleźć na miejskiej mapie. Najstarsze pamiętają czasy II wojny światowej – pierwsza ustawa o budowie schronów obrony cywilnej weszła w życie 15 listopada 1939 roku, dwa tygodnie przed wkroczeniem Rosjan do Finlandii. Nowela z 1958 roku nakłada obowiązek budowy schronu w obiektach o powierzchni powyżej 1,2 tysiąca metrów kwadratowych. Dziś powstają one w kinach, teatrach, centrach handlowych czy biurowcach. Także każde osiedle musi mieć schron, co – w przypadku np. Helsinek – powoduje 3-procentowy wzrost cen mieszkań.
W efekcie Finlandia ma dziś ponad 50 tysięcy schronów cywilnych, które mogą pomieścić 4,8 z 5,5 miliona Finów.
– Maczałem palce przy planowaniu i budowie 25 tysięcy naszych schronów. Czyli połowy! Żadna szkoła tego nie uczy – 79-letni Pekka Rajajärvi o drążeniu w skałach wie wszystko. Gdy w 1977 roku, jako młody inżynier zaczynał pracę, na świecie trwała Zimna Wojna, w Finlandii płaciło się markami, a w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych właśnie pojawiły się pierwsze komputery. Gdy trafił do resortu, został przydzielony do działu schronów: świat obawiał się bomby atomowej.
Rajajärvi potrafi zaskoczyć: trenował skok o tyczce u boku medalisty olimpijskiego i późniejszego ministra Anttego Kalliomäki, wynalazł tunel narciarski, ale też nigdy nie spał w żadnym ze „swoich” schronów.
– Gdy mieliśmy ćwiczenia w MSW, to za dnia pracowaliśmy wewnątrz, ale na noc szło się do hotelu albo siedziało w restauracji do rana – uśmiecha się. – W 1992 roku przeprowadzaliśmy pełnowymiarową próbę ciśnieniową w schronie w Laponii. Jakiś żartowniś rzucił: „Ej, Pekka, powinieneś udać się do środka na próbę, bo to ty wydałeś rozkazy”. Ale nie poszedłem, bo pół roku wcześniej przeżyłem poważny wypadek.
Kierowca, który jechał z naprzeciwka, zasnął za kierownicą. Rajajärvi ledwo przeżył. Miał 44 lat. Musiał nauczyć się obsługiwać myszkę komputerową lewą ręką. Na swoim stanowisku przepracował w MSW 39 lat, przetrwał 14 premierów i doczekał się ksywki „dziadka schronów”. Nie odpuszcza nawet jako emeryt. W 2022 roku został zatrudniony jako konsultant do inspekcji fińskich schronów. Na łatwiznę nie poszedł – zbadał ich 247.
– A gdybym tak wybudował własny schron? – zastanawiam się głośno.
Rajajärvi traktuje moje pytanie bardzo poważnie.
– Na początek należy zastanowić się, do czego będzie służył w normalnych okolicznościach. Jako garaż, magazyn czy może siłownia? – mówi inżynier.
Nie zdążyłem nawet o tym pomyśleć, a on już zdradza krok drugi.
– Koniecznie sprawdź działkę. Od jej układu zależy, czy schron będzie całkowicie, czy tylko częściowo podziemny. Pamiętaj, że przez najbliższe pięćdziesiąt, a może sto lat schron będzie musiał wytrzymać ciśnienie konwencjonalnej bomby lotniczej o wadze 300 kg zrzuconej w odległości piętnastu metrów od niego!
– Jeszcze jakieś rady?
– Nie opłaca się budować schronu dla kilku osób. Może sąsiedzi przyłączyliby się do projektu? Od tego zależy, na jaki system wentylacji postawisz. W Finlandii uznajemy, że trzeba zapewniać 2,4 m³ świeżego powietrza na godzinę na osobę, oczywiście po oczyszczeniu powietrza z gazów.
Pewnie nie trafiłbym na inżyniera Rajajärvi, gdyby nie jego wysłużone Volvo. Dwa lata temu zastanawiał się, czy nie zmienić go na samochód elektryczny. Doszedł jednak do wniosku, że stare auto jeszcze mu służy, więc wyda pieniądze inaczej. I na swojej działce letniskowej wybudował schron. Ma drzwi ciśnieniowe, urządzenia wentylacyjne z filtrami węglowymi i agregat prądotwórczy.
– Chciałem zostawić coś trwałego dla dzieci i wnuków. A ten jest odporny na uderzenie 20-tonowej bomby atomowej, takiej jak ta zrzucona na Nagasaki.
– Ile… – Nie zdążyłem dokończyć pytania, a inżynier serwuje mi wyliczenia.
Schron kosztował 106 tys. euro. Gdyby wykonywała go firma, kwota urosłaby nawet do 200 tys. euro. Kolejne 50 tysięcy udało mu się oszczędzić, bo wykorzystał elementy schronu z nieruchomości, która zbankrutowała. Rajajärvi pokazuje mi kalkulację, którą zrobił w 2020 roku: wtedy za metr kwadratowy schronu płaciło się ok. 3300 euro. Dziś pewnie więcej, bo stal poszła w górę, a do inwestycji potrzebował 8200 kilogramów. Schron ma 15 metrów długości, 6 metrów szerokości i 2,3 metra wysokości. Rzeczywista powierzchnia to 65,5 m², więc pomieści się 87 osób.
– W przypadku zagrożenia zaproszę sąsiadów z całej okolicy – uśmiecha się inżynier. -Schron przyda się też latem, gdy zjeżdżają do nas goście. Choć nie boję się Rosji, to uważam, że powinniśmy wiedzieć, jak żyć obok wielkiego, wściekłego sąsiada.
– Czy dobrze zrozumiałem? Nie boi się pan Putina?
– Katastrofa klimatyczna jest o wiele bardziej przerażająca niż konflikt. Wojny można uniknąć dzięki dobrej dyplomacji, ale globalne ocieplenie i jego konsekwencje nie wszystkich przecież interesują.
Pewnie inżynier Rajajärvi kupiłby elektryka, zamiast wydawać tysiące euro na stal, gdyby tylko mieszkańcy wioski Pääsinniemi mogli się schować w publicznym schronie. Finlandia zaczęła budować takie obiekty dopiero po 1991 roku, wcześniej powstawały głównie w miastach. Na współczesnej mapie kraju, wciąż jest dużo terenów bez możliwości schronienia.
– Największe zagrożenia występują w miastach, gdzie jest więcej ludzi i cała infrastruktura krytyczna – tłumaczy Mikko Hiltunen, główny inspektor ds. ratownictwa w fińskim MSW. Z pięcioosobowym zespołem zajmuje się planami ewakuacji ludności w przypadku zagrożenia zbrojnego, ale też pożarów lasów na dużą skalę, awarii telekomunikacyjnych, suszy i spowodowanej nią przerw w dostawach wody.
Jak każdy Fin działa w zgodzie z przysłowiem: „hyvin suunniteltu on puoliksi tehty” – dobrze zaplanowane, to połowa sukcesu.
Ostatnio aktualizowany plan ewakuacji ludności w przypadku napaści Rosji zakłada, że na wschodzie miałyby powstać centra zborne, z których ludność byłaby transportowana do zachodniej i centralnej Finlandii. MSW szacuje, że 80 procent Finów będzie przemieszczać się samodzielnie, a 20 procent skorzysta ze zorganizowanego transportu.
– Staramy się, by w przygranicznych miejscowościach działał system głośników, które w przypadku ewakuacji poinformują mieszkańców, kto i gdzie zostanie przesiedlony. Nie traktujemy cywili jako problemu, ale jako zasób. Jesteśmy przekonani, że mamy sieć przygotowanych obywateli, którzy będą pomocni i zmotywowani do działania, gdy zajdzie potrzeba – wyjaśnia.
– Pamiętam pierwszy dzień pełnoskalowej inwazji rosyjskiej na Ukrainę w 2022 roku i 15-kilometrowe korki do granicy z Polską – mówię.
– Ciągle analizujemy to, co dzieje się w Ukrainie. Współpracujemy z Ukraińcami i się od nich uczymy. Jesteśmy przygotowani, choć łatwo to powiedzieć, gdy nie ma wojny – dodaje Hiltunen.
– Skoro mowa o scenariuszach, to co z atakiem ze strony Szwecji? – próbuję zaskoczyć urzędnika.
– Odpowiem dyplomatycznie. Najlepszą nauczycielką jest historia, która uczy, że nasze zagrożenia nadchodzą ze wschodu. Każdy z nas zna kogoś, kto w trakcie II wojny światowej musiał opuścić Karelię po zajęciu regionu przez Rosjan. Moja babcia też uciekała.
Plan MSW obejmuje też zakwaterowanie ludności w zachodniej i środkowej Finlandii, gdyby miało dojść do ewakuacji z terenów graniczących z Rosją. Każde z miast musi być gotowe na przyjęcie tylu uchodźców, by nie przekraczali 25 proc. dotychczasowej populacji. Dlatego np. w Helsinkach z 52 schronami miejskimi i szeregiem prywatnych podziemnych bunkrów mogą przyjąć aż 900 tys. osób: nie tylko mieszkańców, ale też uchodźców ze wschodu lub turystów.
– Każdy ewakuowany powinien być przygotowany na przetrwanie pod ziemią. Musi mieć plecak z jedzeniem i lekarstwami. Może coś do czytania, koce, poduszki. Ale jeśli masz duży bagaż, to z racji braku miejsca mówimy wyraźne „nie” – mówi Schroderus, planista Helsinek, gdy idziemy korytarzem schronu Merihaka.
– Jeszcze jakieś „nie”?
– Lista jest długa. Żadnych noży i innej broni, alkoholu, narkotyków, kotów, koni ani świnek morskich. No, chyba, że jesteś niewidomy i masz psy asystujące.
Dochodzimy do drugiego wejścia do schronu. To specjalna konstrukcja ze stalowych schodów wraz z windą dla niepełnosprawnych. Najgorszy scenariusz zakłada, że w przypadku bombardowania jeden z okolicznych budynków zawali się właśnie w tym miejscu. Dlatego konstrukcja jest przemyślana tak, by służby ratunkowe mogły szybko odkopać wejście.
Schroderus: – Nasz prezydent i jego małżonka gościli ostatnio w schronie króla Danii. Pierwsza dama zniknęła na parkingu. Okazało się, że musiała zmienić buty. Więc radzę, jak uciekasz do schronu, nigdy nie ubieraj szpilek.
W drugiej lekcji obrony po fińsku pytam o „kotivarę”, czyli rekomendowany przez państwo zapas każdego Fina na wojnę i sytuacje kryzysowe.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Komentarze