Reporter Szymon Opryszek pojechał do Finlandii sprawdzić, jak przygotować się na wojnę. Dowiedział się, że już fińskie pierwszaki uczą się o technikach manipulacji, słuchając bajki o lisie oszukującym zwierzęta. Nauczyciele są na pierwszej linii walki z fake newsami. Co jest dla nas największym zagrożeniem – pytał
„Cześć, mam na imię Väinämöinen i jestem czarodziejem”. Na zdjęciu profilowym w aplikacji randkowej widać dobrze umięśnionego mężczyznę. Zadbany, z bujną brodą, jakby właśnie wyszedł od barbera. Lubi polowania, recytuje poezję i gra na kantele, tradycyjnym fińskim instrumencie. „Kiedy śpiewam, wszyscy płaczą ze wzruszenia”.
Väinämöinen szuka wybranki: „Jeśli lubisz moc opowieści, muzyki i mądrości, możemy być idealną parą”.
– To jedyny singiel w Kalevala, naszej fińskiej mitologii. Najstarszy syn bogini Ilmatar bez skutku szuka żony, dlatego razem z uczniami stworzyliśmy jego profil randkowy – uśmiecha się Leea Olin-Paarlahti, nauczycielka fińskiego ze szkoły w Vantaa pod Helsinkami.
– Aż chce się przesunąć w prawo – żartuję.
– To ćwiczenie pokazuje uczniom, jak ludzie tworzący profile randkowe próbują „sprzedać” siebie idealnych. I jak niektórzy używają narzędzi do manipulacji.
Fiński system edukacji uchodzi za jeden z najskuteczniejszych na świecie. Po latach dominacji młodzi Finowie pozostają w czołówce UE w teście PISA, choć państwo wydaje na ucznia średnio nieznacznie więcej niż kraje OECD.
W podstawie programowej jest edukacja medialna i walka z dezinformacją. Każdy nauczyciel zobowiązany jest do promowania „umiejętności pozyskiwania, przetwarzania i weryfikowania informacji”.
– Świat informacji mocno przyśpieszył i zmieniły się wyzwania – wyjaśnia Olin-Paarlahti, która pracuje z uczniami siódmej i ósmej klasy. – Lekcje fińskiego to nie tylko nauka czytania ze zrozumieniem i interpretacji tekstów, ale i element przeciwdziałania dezinformacji.
Finowie pielęgnują kompetencje medialne od najmłodszych lat, bo większość dzieci w wieku przedszkolnym ma już styczność z mediami cyfrowymi. Nauczyciele pokazują, jak mądrze z nich korzystać i uczulają na fake newsy. Pierwszaki uczą się o technikach manipulacji słuchając bajki o lisie oszukującym zwierzęta. Starsi uczniowie na matematyce uczą się, jak łatwo mogą stać się ofiarą danych wyciągniętych z kontekstu. A na sztuce – jak można zmieniać pogląd pod wpływem obrazów. Na historii analizują kampanie propagandowe.
Nauczycielom pomaga Faktabaari, agencja weryfikacji faktów, która tworzy zestawy edukacyjne, w tym narzędzia do analizowania filmów na YouTube, postów w mediach społecznościowych i artykułów typu „clickbait”.
Leea, która studiowała też edukację seksualną, analizuje z uczniami reklamy, które podprogowo kreują seksualizujące wzorce. Badania fińskiego projektu CRITICAL pokazują bowiem,
że 40 proc. dwunastolatków w Finlandii nie potrafi jednoznacznie odróżnić informacji komercyjnych od faktów.
– Reklama zmienia produkt w narzędzie do rozwiązywania problemów: produkt ratuje, zmienia bieg życia, dostarcza odpowiedzi, wyjaśnia zagadkę, wywołuje emocje – mówi nauczycielka.
Zrezygnowała z podręcznika i pracuje na własnych materiałach. Jej podopieczni nie tylko stworzyli profil Czarodzieja z Tindera, ale też np. okładki tabloidowych mediów na podstawie przeczytanych książek (np. powieści „Śmierć na Nilu” Agathy Christie).
Pojechałem do Finlandii sprawdzić, jak przygotować się na wojnę.
Doświadczona – tylko w XX wieku – dwoma wojnami i pięcioma dekadami gospodarczego i politycznego uzależnienia od Rosji Finlandia nie przestała postrzegać sąsiada jako potencjalnego agresora. Mimo podobnej historii Finowie są lepiej przygotowani na sytuacje kryzysowe niż Polacy. A to zasługa „bezpieczeństwa kompleksowego”, unikatowego modelu w skali świata.
W pierwszym odcinku tego reporterskiego cyklu zabieram Czytelników do podziemnych schronów w Helsinkach i sprawdzam, jak działa ogólnokrajowe zalecenie 72-godzinnej gotowości dla gospodarstw domowych.
W drugim pytam o „kotivarę”, czyli rekomendowany przez państwo zapas każdego Fina na sytuacje kryzysowe.
W trzecim – ruszam na kurs dla rezerwistów na poligon brygady pancernej.
A na koniec idę do fińskiej szkoły, bo tu najmłodsze pokolenia uczą się, jak sobie radzić z rosyjską dezinformacją.
Nauczycielka zachęca uczniów, by byli „cyfrowymi detektywami". Muszą umieć sprawdzać rzetelność źródeł i rozróżniać misinformację (pomyłki), dezinformację (celowe kłamstwa) i malinformację (szkodliwe plotki).
Dlatego dała im do przeczytania „Wypadek na szkolnym meczu pesäpallo”, artykuł, który sama napisała. Czytam: „W czwartek, 30 kwietnia, doszło do wypadku na lekcji wychowania fizycznego w gimnazjum Koivukylä. Podczas meczu baseballowego, zawodnik stojący na linii odbijania rzucił kijem baseballowym na bazę domową, powodując poważne obrażenia u jednego z zawodników. Uczeń został przewieziony karetką do szpitala. Dyrektor szkoły Ella Väinölä jest zszokowana: – Na lekcjach WF-u zdarzają się zaskakujące sytuacje, nie pamiętam jednak, żeby kiedyś kij baseballowy uderzył ucznia”.
– Uczniowie mieli ustalić, czy to prawdziwa informacja. Najpierw analizowali tekst pod kątem struktury, potem weryfikowali fakty w sieci – mówi nauczycielka. – Chcę ich nauczyć, że każdego dnia choćby skrolując TikToka mogą trafić na fałszywe wiadomości.
– Od jednego z ekspertów usłyszałem, że nauczyciele są na pierwszej linii walki z fake newsami – pytam Leeę.
– Chociaż młodzi ludzie są nazywani „cyfrowymi tubylcami”, komunikują się choćby za pomocą emoji, to muszą nauczyć się krytycznego czytania i oceny, czy dana informacja jest prawdziwa, czy fałszywa.
Według Media Literacy Index Finlandia to najbardziej odporny na postprawdę kraj Unii Europejskiej. To efekt szerokiej strategii fińskiego rządu, który w 2014 roku uruchomił inicjatywę anty fake news, gdy Rosja, tuż po aneksji Krymu, skierowała przeciwko Finlandii armie trolli.
„Fińscy urzędnicy odebrali dziecko, bo matka uderzyła je koszulką”.
„Trzy tysiące żołnierzy biorących udział w ćwiczeniach NATO wystraszyło się niedźwiadka w Finlandii”.
Oto przykłady rosyjskich fake newsów, które dokumentuje unijny projekt EUvsDisinfo.
– Stosujemy podejście zwane 360 stopni, mamy oczy dookoła głowy. Bo w cyfrowym świecie nigdy nie wiadomo, gdzie jest autor dezinformacji. Może to być rosyjski wywiad, a może nastolatek z sąsiedztwa, który używa dokładnie tych samych narzędzi nękając dziennikarzy lub rozpowszechniając fake newsy wśród rówieśników – opowiada Jussi Toivanen z Narodowego Centrum Cyberbezpieczeństwa.
W 2014 roku pracował jako główny specjalista ds. komunikacji w biurze premiera. Rząd zatrudnił wówczas amerykańskich ekspertów (m.in. Jeda Willarda z Franklin Delano Roosevelt Center for Global Engagement na Uniwersytecie Harvarda), którzy opracowali strategie walki z dezinformacją.
Finowie wyszli z założenia, że dezinformacja podważa narracje narodowe jednoczące społeczeństwo i prowadzi do erozji zaufania do instytucji publicznych.
W Helsinkach uważają, że ich „supermocą” w walce z fake newsami jest własna narracja zakorzeniona w prawach człowieka i zasadach państwa. Jest o wiele skuteczniejsza niż żmudne obalanie fałszywych twierdzeń rozprowadzanych przez rosyjską propagandę.
Toivanen: – Rosjanie chcą uzyskać widoczność w sieci. Siejąc strach próbują podważyć zaufanie obywateli do państwa. Na szczęście mało kto im wierzy. Gotowość jest wpisana w nasze DNA i dotyczy też rosyjskiej propagandy, z którą mamy przecież do czynienia od dziesiątków lat.
Wobec osób odpowiedzialnych za kampanie dezinformacyjne fińskie sądy zaczęły wymierzać surowsze kary za zniesławienie. Ruszył też rządowy program szkoleń z przeciwdziałania fake newsom dla urzędników, parlamentarzystów, nauczycieli, a także dziennikarzy i bibliotekarzy.
– Biblioteki służą budowaniu holistycznej edukacji obywatela i całego społeczeństwa – tłumaczy mi Leo Pekkala, nauczyciel z 40-letnim stażem i dyrektor Narodowego Instytutu Audiowizualnego (KAVI), który stoi na czele fińskiej walki z dezinformacją.
Jego zdaniem kluczowa jest idea „life-long learning”, czyli edukacji przez całe życie, którą promują władze.
Pekkala: – Stawiamy na proces rozwoju osobistego. Wyedukowany i odpowiedzialny obywatel to podstawa naszego kompleksowego modelu bezpieczeństwa.
93 proc. Finów ma do najbliższej biblioteki nie więcej niż 10 kilometrów. W kraju działa ich ponad siedemset, niektóre, zwłaszcza na prowincji to biblioteki mobilne na czterech kółkach. Oferują zajęcia z kodowania, robótek ręcznych, kursy językowe dla imigrantów, ale też wykłady na temat bezpieczeństwa cyfrowego i dezinformacji.
W futurystycznej bibliotece Oodi w Helsinkach można nie tylko wypożyczyć książki, ale skorzystać ze studia nagraniowego, salki krawieckiej, a nawet umówić się ze znajomymi na wspólne gotowanie. W październiku odbyło się tu spotkanie z Sean’em Wiswesser’em, byłym oficerem CIA.
„Moskwa szuka kwestii budzących podziały – imigracji, bezrobocia, obronności – aby podsycać nieufność i osłabiać proces decyzyjny” – tłumaczył zgromadzonym Wiswesser. „W Finlandii i krajach graniczących z Rosją jest to szczególnie widoczne w wojnie hybrydowej i zagrożeniach cybernetycznych. Putin i jego aparat myślą dekady naprzód. Na Zachodzie cykl polityczny trwa cztery lata. Przewagą Rosji jest to, że może poczekać”.
Zmorą XXI wieku są zagrożenia hybrydowe. Dlatego zgłosiłem się do fińskiego MSZ.
Liisa Talonpoika, była ambasadorka Finlandii w Szwecji i Holandii, od czterech lat pracuje w MSZ jako ambasadorka ds. zagrożeń hybrydowych.
– Kiedy zaczynałam pracę, dzieci pytały: „Będziesz pracować w systemie hybrydowym, czyli raz z biura, raz z domu?” – uśmiecha się Liisa. „A może dostaniesz samochód hybrydowy”?
– Mam wrażenie, że wszystko stało się „hybrydowe”: wojna, ataki, zagrożenia. Wyjaśni pani to zjawisko? – proszę ambasadorkę.
– To pojęcie, o którym wszyscy mówią, ale nikt tak naprawdę nie potrafi zdefiniować, czym jest. Na przykład nasze siły obronne nie używają terminu zagrożenia hybrydowe, a raczej mnogość albo mozaika zagrożeń bezpieczeństwa. Jak z nimi walczyć? Wyobraźmy sobie parasol. Chroni przed czymś, co nadchodzi z góry. To może być śnieg, deszcz, grad, ale też słońce.
Ambasadorka tłumaczy, że zagrożenia hybrydowe mogą dotyczyć różnych przestrzeni: cyfrowej, kosmicznej, infrastruktury krytycznej, administracji publicznej i społeczeństwa.
– To wszelkie celowe działania, które mają na celu osłabienie, podzielenie lub polaryzację naszych społeczeństw i zmniejszenie zaufania publicznego do przywództwa politycznego – wyjaśnia Talonpoika. – To może być atak na rurociąg w Morzu Bałtyckim, jak i kampania fake newsowa rosyjskich trolli.
Ambasadorka opowiada, że Finlandia stworzyła system walki z zagrożeniami hybrydowymi, w który zaangażowane są niemal wszystkie resorty. Ministerstwo Łączności odpowiada za cybertechnologie i cyberataki, Ministerstwo Gospodarki zajmuje się zagrożeniami w energetyce czy przestrzeni kosmicznej, a Ministerstwo Edukacji i Kultury, odpowiadające za uniwersytety i badania, tworzy analizy na temat przygotowania do wojny hybrydowej.
W podobnym duchu działają komisje parlamentarne, a efekty widać w zmianach prawa. Żeby chronić obywateli przed cyberatakami, zaktualizowano przepisy o bezpieczeństwie w sieci.
By uderzyć w rosyjskich szpiegów, zmieniono regulacje w sprawie podwójnego obywatelstwa, a nawet prawo własności.
Jeszcze kilka lat temu każdy, kto chciał sprzedać nieruchomość w strategicznej lokalizacji, musiał uzyskać zgodę Ministerstwa Obrony. Resort kontrolował też inwestycje zagraniczne w pobliżu krytycznie ważnej infrastruktury, np. elektrowni czy centrów danych. Dziś, po rosyjskiej agresji na Ukrainie obowiązuje jeszcze bardziej rygorystyczny model: prawo nie zezwala na zakup fińskich nieruchomości przez Rosjan lub Białorusinów.
– Ostatnio resort obrony zatrzymał dziesięć przejęć nieruchomości i gruntów, bo zainteresowane podmioty były powiązanie z rosyjskim kapitałem – wyjaśnia Liisa. – Sytuacja związana z bezpieczeństwem w Europie ewoluuje, dlatego narzędzia do ochrony państwa i społeczeństwa też muszą się zmienić. Skoro widzimy różne zagrożenia, które dotykają edukacji, biznesu, rynku nieruchomości, społeczeństwa, to rozkładamy ten nasz parasol ochronny. W nowej, hybrydowej rzeczywistości musimy być gotowi na deszcz, śnieg, ale też śnieg z deszczem.
– O ile Rosja korzysta z tradycyjnych narzędzi i stosuje dobrze nam już znaną dezinformację, to na przykład Chiny zwiększają swoje udziały w europejskiej infrastrukturze krytycznej, takiej jak porty i przedsiębiorstwa kolejowe. Myślą bardzo strategiczne, by uzależnić nas od łańcuchów dostaw – uważa Teija Tiilikainen, dyrektorka Europejskiego Centrum Doskonalenia w dziedzinie zwalczania zagrożeń hybrydowych (Hybrid CoE).
To międzynarodowa organizacja z siedzibą w Helsinkach. W maju zorganizowała ćwiczenia dla ekspertów. Podzieleni zostali na kilka drużyn. Na przykład „Czerwoni” grali „złych”, w domyśle Rosję i Chiny, choć żadne nazwy państw nie padły. „Zieloni” utworzyli trzy zespoły: instytucje międzynarodowe, reprezentowane przez przedstawicieli UE i NATO, media, a także influencerów.
Kłamstwa, manipulacje, dezinformacja – wszystkie chwyty były dozwolone.
– To było dla mnie bardzo odkrywcze doświadczenie – opowiada ambasadorka Finlandii do spraw zagrożeń hybrydowych, która trafiła do „Czerwonych”. – Mieliśmy wywołać niepokój wśród ludności i zrzucić winę na określonego polityka. I robiliśmy rzeczy, których, jak sądzę, nie zrobilibyśmy w prawdziwym życiu.
– Wbrew pozorom mieliście łatwe zadanie.
– To prawda, bo nie musieliśmy myśleć o prawie międzynarodowym, prawach człowieka, umowach międzynarodowych. Po prostu robiliśmy złe rzeczy – uśmiecha się Talonpoika. – A „Zieloni” musieli się bronić, co jest o wiele bardziej skomplikowane, zwłaszcza gdy w grę wchodzi poszanowanie dla międzynarodowych ram prawnych i etycznych.
Eksperyment miał odwzorować potencjalne zagrożenia, które mogą czyhać na zachodnie demokracje. Już teraz eksperci wskazują, że wojna hybrydowa może objąć cyberprzestępczość, propagandę i szpiegostwo, a także systemy nawigacji i komunikacji kosmicznej, wywołując kaskadowe skutki dla gospodarki i infrastruktury.
Ciągły postęp technologiczny, wykorzystanie sztucznej inteligencji i technologii kwantowej stworzy nowe możliwości ataków w wielu obszarach. A na nowych aktorów zagrożeń, poza państwami typu Rosja i Chiny,
wyrastają platformy cyfrowe, które monetyzują mowę nienawiści i ideologie polaryzujące społeczeństwa.
– A co będzie dla nas największym zagrożeniem za pięć albo dziesięć lat? – pytam ambasadorkę.
– Chyba nikt z nas tego nie wie. Kiedyś zapytałam o to szefa bardzo znanej firmy. Odpowiedział: lenistwo. Musimy sprawić, by młodzież, która mimo wszystko żyje w dostatku i demokratycznym ładzie, była zainteresowana zrozumieniem globalnych powiązań, długofalowymi skutkami pewnych procesów i budowaniem społeczeństwa obywatelskiego. Wczoraj młodzi ludzie z ministerstwa przyszli do mnie i mówią. „Świat jest coraz gorszy: recesja, Rosja, ataki, przecięte światłowody, internet nie działa”. Odpowiedziałam: „Możecie mówić: Och, to okropne. Ale możecie wybrać inną drogę: Mamy jeszcze 50 lat, żeby coś z tym zrobić”.
– To co mogę zrobić jako obywatel?
– Gdy pracowałam jako fińska ambasadorka w Holandii, usłyszałam od miejscowych, że gdy małe dziecko uczy się niderlandzkiego, jego pierwsze słowo to nie mama ani tata, ale „dlaczego”. To anegdota, ale bardzo pasuje do współczesnych wyzwań. Trzeba pytać „dlaczego” i robić swoje. Bezpieczeństwo zaczyna się od krytycznego myślenia.
Walka z dezinformacją to czwarta lekcja obrony po fińsku. W poprzednich odcinkach tego reporterskiego cyklu pytałem Finów, jak zbudować prywatny schron i co powinienem zgromadzić w zalecanym przez państwo żelaznym zapasie domowy na wypadek kryzysu i wojny. Odwiedziłem też wojskowy poligon, by zobaczyć, jak państwo szkoli masowo fińskich rezerwistów i rezerwistki.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.
Komentarze