0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

– Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej swoich wrogów – uśmiecha się Heikki Sivonen witając mnie cytatem z „Ojca chrzestnego”.

Żeby dojechać do jego drewnianego domu, minąłem wioskę Möhkö nad rzeką Koitajoki i przejechałem kilka kilometrów szutrową drogą przez gęsty las. Przy żółtym znaku „Stop. Strefa graniczna” skręciłem w lewo. W tym miejscu kończą się Finlandia, Unia Europejska i wpływy NATO.

– Gdy byłem dzieckiem, Rosja czająca się za granicą nas intrygowała. Zimą chodziliśmy z sąsiadami zjeżdżać na nartach z górki w lesie – opowiada Heikki. – Jak dobrze popadało, dało się dojechać do strefy zakazanej. Tyle że to było rozczarowujące doświadczenie: drzewa po rosyjskiej stronie niczym nie różniły się od naszych.

Zdjęcie mężczyzny o jasnych włosach ubranego w czarny sweter. Stoi przed domem oparty o poręcz.
Heikki Sivonen przed swoim domem i najbardziej wysuniętym na wschód warsztatem samochodowym. Fot. Szymon Opryszek.

Warsztat samochodowy z widokiem na Rosję

Cień Rosji padał na okoliczne lasy. W XIX wieku, gdy Wielkie Księstwo Finlandii wchodziło w skład Imperium Rosyjskiego, car wyciągał łapy po drewno z lasów i rudy ze stu okolicznych jezior. Na przełomie wieków car Mikołaj II rozpoczął kampanię rusyfikacji wymierzoną w fińską autonomię. Chciał wcielać Finów do armii, zniósł fińską monetę, ustanowił rosyjski językiem urzędowym. Kilkukrotnie podnosił cła na żelazo, w efekcie huta w pobliskiej wiosce Möhkö upadła. Ledwie Finlandia uzyskała niepodległość (1918), a już w 22. rocznicę 18-tysięcy żołnierzy rosyjskich wkroczyło do tutejszych lasów. Stacjonowali dwa lata, ale dzięki heroicznej obronie dziesięciokrotnie mniejszych oddziałów Finów, nie zrobili ani kroku na zachód. Pokój, potwierdzony potem traktatem paryskim, kosztował Finlandię utratę Karelii. Na zachód ruszyła karawana czterystu tysięcy fińskich uchodźców. A granica przesunęła się z Suojarwi i zatrzymała niemalże na podwórku Heikkiego.

Dziś Sivonen prowadzi tu najbardziej wysunięty na wschód UE warsztat samochodowy. Z okna salonu widać podjazd, a na nim kilkanaście samochodów, niektóre z podniesionymi klapami.

– Kiedy pytają, po co mi tyle aut, żartuję, że jak znów zaczną przesuwać granicę, to spakuję do nich mój dom, warsztat i będę uciekał przed Rosjanami – Heikki zanosi się śmiechem.

– A zaczną?

– Nie sądzę. Poza tym wcale się ich nie boję.

Po salonie rozchodzi się zapach oleju samochodowego, a pod kanapą plączą się kable do rozruchu. Sivonen jest mechanikiem od 48 lat. Klientom oferuje usługę all-inclusive: odbiera wymagające naprawy auta, reperuje, zabiera na przegląd rejestracyjny, a potem odwozi do domów.

Nigdy nie naprawiał aut Rosjanom, nawet w czasach, gdy granica była otwarta.

Teraz jest zamknięta. Gdy rząd budował zaporę na granicy, Sivonen dorabiał przy odśnieżaniu drogi. Jednak uważa, że mur to polityczny wymysł i w czasach wojen z użyciem dronów nie ma żadnego znaczenia obronnego.

Pojechałem do Finlandii sprawdzić, jak przygotować się na wojnę.

Doświadczona – tylko w XX wieku – dwoma wojnami i pięcioma dekadami gospodarczego i politycznego uzależnienia od Rosji Finlandia nie przestała postrzegać sąsiada jako potencjalnego agresora. Mimo podobnej historii Finowie są lepiej przygotowani na sytuacje kryzysowe niż Polacy. A to zasługa „bezpieczeństwa kompleksowego”, unikatowego modelu w skali świata.

W pierwszym odcinku tego reporterskiego cyklu zabieram Czytelników do podziemnych schronów w Helsinkach i sprawdzam, jak działa ogólnokrajowe zalecenie 72-godzinnej gotowości dla gospodarstw domowych.

W drugiej części pytam o „kotivarę”, czyli rekomendowany przez państwo zapas każdego Fina na sytuacje kryzysowe.

W trzeciej części ruszam na kurs dla rezerwistów na poligon brygady pancernej.

A na koniec idę do fińskiej szkoły, bo tu najmłodsze pokolenia uczą się, jak sobie radzić z rosyjską dezinformacją.

Przeczytaj także:

Milionowa armia Finów

Mechanik bardziej wierzy w świetnie wyszkoloną armię i fińską gotowość, w piwnicy ma kilka zamrażarek z zapasami, głównie dlatego, że do najbliższego sklepu jest 35 kilometrów.

Siły zbrojne Finlandii to 24 tys. żołnierzy w służbie czynnej. Większość to poborowi w ramach obowiązkowej służby wojskowej (popiera ją 81 proc. Finów). Co roku służbę kończy prawie 20 tysięcy rezerwistów i trzysta rezerwistek. Ich szkolenie trwa, zależnie od specjalności i stopnia wojskowego, od sześciu do dwunastu miesięcy.

– Wojsko to bardzo dobre miejsce dla dwudziestolatków. Uczysz się nie tylko obsługi broni, ale i pracy w grupie, brania odpowiedzialności na siebie. Sam poszedłem do wojska po szkole podstawowej, ale we mnie uwierzyli. Dzięki temu mogłem się rozwijać i skończyłem jako kapitan w rezerwie – mówi Sivonen, który ukończył też ponad dwieście dni kursów doszkalających.

Finlandia może szybko powiększyć siły zbrojne do 280 tysięcy żołnierzy, bo w przypadku wojny w mobilizacji wzięliby udział wszyscy, którzy w ostatniej dekadzie odbyli zasadniczą służbę. Gdyby wziąć pod uwagę rezerwistów z wszystkich wcześniejszych roczników, siły zbrojne mogłyby liczyć prawie 800 tysięcy. A po planowanym na przyszły rok podniesieniu górnej granicy wieku do 65 lat – nawet milion! (Przypomnę, że Finlandia ma ok. 6,5 mln mieszkańców).

66-letniemu mechanikowi raczej nie grozi powołanie do wojska, ale podkreśla, że wiedziałby, co robić. – Szkolenie w Finlandii to proces ciągły. Na miejsce mojego oddziału wyćwiczyli już podobną jednostkę – zapewnia Sivonen.

– Poborowi szkoleni są w oddziałach, do których potem przypisani są jako rezerwiści – tłumaczy starszy sierżant Toni Tyrmi. Swoją służbę wojskową odbył w 2010 roku w Brygadzie Pori w Säkylä. – Gdyby jeden oddział się rozpadł, na jego miejsce wskakuje kolejny ze starszego rocznika. Każdy wie, co robić.

Badania pokazują też „niemilitarne” korzyści z poboru:

niwelowanie wykluczenia, naukę umiejętności przydatnych na rynku pracy (prawo jazdy, pomoc medyczna, logistyka, łączność, cyberbezpieczeństwo) i nawiązywanie przyjaźni.

Sivonen: – Do dziś odwiedzają mnie koledzy, z którymi służyłem. Idziemy na polowanie do przygranicznego lasu, a potem do późna gadamy w saunie. O czym? O życiu. Przecież nie o Rosji. Jesteśmy tak dobrze wyszkoleni, że żaden z nas nie boi się Putina.

Najważniejsza linia obrony jest między uszami

Gdyby jednak Sivonen musiał walczyć o Finlandię, to jako rezerwista może zalogować się w specjalnej aplikacji, którą uruchomiły Siły Obronne. Może w niej zaktualizować dane kontaktowe, stan zdrowia, sprawdzić wszystkie kursy, które ukończył, a nawet podać rozmiar buta, czapki, kurtki i spodni, gdyby akurat mu się przytyło.

– Rok służby wojskowej był jednym z najlepszych mojego życia – mówi ćwierć wieku młodszy od Sivonena świeży rezerwista Mats Uotila.

Gdy był licealistą, usłyszała o nim cała Finlandia. Słynął ze swoich ciętych politycznych tweetów, krytykował Zielonych („robią tylko zamieszanie wokół tekturowych słomek”), Unię Europejską i nawoływał do wstąpienia do NATO. Podejrzewano, że jego zdjęcie profilowe zostało zmanipulowane, a on sam jest botem. Ale teraz spotykamy się, a on potwierdza, że istnieje i przekonuje, że „popełnianie błędów to najlepszy sposób na samodoskonalenie”.

Po 14-letnim chłopcu, który budził kontrowersje na Twitterze, nie ma śladu. Nie tylko ukończył roczną służbę w Brygadzie Pancernej w Paroli, ale studiuje też leśnictwo. I waży każde słowo.

– Służba wojskowa nauczyła mnie odporności, pracy w grupie, ale i rozsądku – przyznaje Uotila, który zaraz po ukończeniu służby został przewodniczącym Fińskiego Związku Poborowych. – Zauważyłem, że na wielu poziomach warunki poborowych można poprawić.

– Na przykład?

– Dieta dzienna poborowego przez pierwsze pół roku wynosi 177 euro miesięcznie. To sześć euro dziennie! Ledwie starcza, by kupić kawę albo pączka. Jako związek domagamy się podwyżek.

– Jakie problemy jeszcze diagnozujesz?

– Niecałe 70 procent osób w każdej grupie wiekowej kończy służbę wojskową. Jednym z głównych powodów rezygnacji są problemy ze zdrowiem psychicznym. Poprzedni dowódca Sił Zbrojnych, generał Timo Kivinen, stwierdził kilka lat temu, że najważniejsza linia obrony znajduje się między uszami. Zgadzam się z tym totalnie! Choć zaostrzono zakres badań lekarskich poborowych, to uważam, że powinni mieć lepszy dostęp do psychologów.

– A co sądzisz o kobietach w armii? – pytam, bo w kraju trwa właśnie dyskusja, czy Finki wzorem Norweżek i Szwedek (a wkrótce także Dunek) nie powinny obowiązkowo służyć w wojsku.

– Moim zdaniem osobista motywacja i predyspozycje są lepszymi kryteriami niż sama płeć – mówi Uotila. – Prawda jest taka, że za dekadę będziemy mieli średnio trzy tysiące mniej mężczyzn w każdym roczniku poborowym. To ogromna zmiana. Trzeba jakoś przygotować system na zmiany demograficzne.

Koleżanki pytają: I co, będzie wojna?

– Cel zabity?

– Kilka razy trafiony, ale czy wyeliminowany? – zastanawia się 33-letna Laura z Tampere.

– Nie wydajesz się zadowolona.

– Popatrz, jestem niewiele większa od karabinu. Wykorzystuję każdą okazję, by oswoić się z bronią. Kto wie, czy kiedyś nie będę musiała iść walczyć za Finlandię.

Spotykamy się na poligonie Brygady Pancernej nad jeziorem Lehijärvi w Parola, godzinę od Helsinek.

Wjazdu od południa broni pomnik Lwa postawiony na cześć wizyty cara Aleksandra II w czasach Wielkiego Księstwa Finlandii. Za jego panowania Finowie wywalczyli pierwszą konstytucję, urzędowy język fiński i własną monetę.

Przy drodze z północy stoi Leopard. Czołg wskazuje drogę do Muzeum Pojazdów Pancernych, gdzie można zobaczyć pojazdy, które broniły Finlandii w czasie II wojny światowej.

Lew i Leopard przypominają rezerwistom, którzy przyjechali na sobotni kurs strzelecki, że wojna z Rosją to nieodłączna część ich historii.

Obok Laury ponad dwudziestu mężczyzn i trzy kobiety w różnym wieku, wszyscy w pełnym wojskowym rynsztunku, strzelają z karabinu ze stu pięćdziesięciu metrów. W ten weekend w bazie w Parola trzysta osób uczestniczy w czternastu różnych kursach. Gdy jedni dziurawią tarczę, inni uczą się przetrwania w lesie albo pierwszej pomocy. Co roku w kursach doszkalających dla rezerwistów bierze udział ponad 30 tysięcy osób. Mocno leje, a salwa roznosi się echem po lesie, w którym przycupnął ośrodek strzelecki.

Laura biegnie sprawdzić wyniki na tarczy. Jej dziadek był żołnierzem w czasach Zimnej Wojny. Gdy zmarł, uznała, że też wstąpi do wojska. Zaliczyła roczną, dobrowolną służbę zasadniczą.

Drogę kobiet do armii utorowała Elisabeth Rehn, pierwsza kobieta na świecie na stanowisku ministry obrony. Najpierw żołnierki mogły uczestniczyć w misjach pokojowych.

W 1991 roku wpłynęło aż 3514 zgłoszeń i wybrano 24 żołnierki, zwane potem „Aniołami Elżbiety”.

Trzy lata później fiński Parlament, po długich debatach, zezwolił na dobrowolną służbę wojskową kobiet. Od 1995 roku, gdy weszła w życie ustawa, Finlandia przeszkoliła ich ponad 12 tysięcy – tylko w 2023 roku 1258. Ponad połowa z tych, które ukończyły służbę, przeszła także szkolenie przywódcze.

– Koleżanki pytają mnie czasem: „I co, będzie wojna?”. Załamuję wtedy ręce. Przecież nie chodzi o wojnę, ale o bycie przygotowaną. Umiejętności i wiedza to klucz do poczucia sprawczości w sytuacji zagrożenia – podkreśla Laura, która na co dzień pracuje jako pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii.

Jest zadowolona, tarcza podziurawiona jak durszlak, więc kładzie się na stanowisku z karabinem.

Na pozycji obok leży 22-letnia Aino, studentka wychowania fizycznego, córka żołnierza i prawnuczka Lotty. Tak nazywano wolontariuszki, które pomagały na froncie w czasie II wojny światowej. – Dzięki temu, że umiem dobrze wycelować, czuję się mocniejsza psychicznie. To dobra szkoła koncentracji i panowania nad sobą, przyda się na wypadek kryzysu – rzuca Aino znad karabinu. – Co na to mąż? Jest zadowolony, bo ma weekend dla siebie.

– Mój dziadek mówił, że lepsza kobieta w wojsku niż słaby mężczyzna – mówi sierżant Tyrmi, instruktor kursów, który oprowadza mnie po bazie wojskowej.

– Rozejrzyj się dookoła: lasy, jeziora, piękna natura. Mamy czego bronić – dodaje Jyri Teranto, kolejny z trenerów. – Ruskie mogą straszyć, manipulować, ale szans z nami nie mają.

Przerywa mu komenda. Przygotowanie. Chwila ciszy. Kolejna komenda i słychać serię strzałów.

Uradowana Aino wykrzykuje: – Cel trafiony!

Co trzeci Fin ma broń

Doświadczona – tylko w XX wieku – dwoma wojnami i pięcioma dekadami gospodarczego i politycznego uzależnienia od Rosji Finlandia nigdy nie przestała postrzegać sąsiada jako potencjalnego agresora. Gdy po upadku ZSRR większość europejskich państw przechodziła na zawodową armię, Finowie wprowadzili politykę samowystarczalności obronnej. Nie tylko utrzymali armię, ale wprowadzili też system kursów dla rezerwistów (wcześniej zakazywały im tego ustalenia pokojowe z Rosjanami w ramach traktatu paryskiego z 1947 roku).

W 1993 roku powstało Narodowe Stowarzyszenie Szkolenia Obrony (MPK), nadzorowane przez resort obrony. Z rocznym budżetem 10 mln euro, organizuje kursy w siedmiu okręgach obrony narodowej (a także w okręgu morskim i powietrznym) – przypominające dla rezerwistów, a także dla chętnych cywili.

Sierżant Tyrmi: – Ustawa zobowiązuje przedstawicieli zawodów medycznych, policji i straży pożarnej do stawiennictwa i wsparcia armii w sytuacji kryzysowej. Podobnie będzie z cywilami. Założenie jest takie,

że społeczeństwo, właśnie dzięki szkoleniom obrony, samo się sobą zaopiekuje i nie będzie obciążeniem dla armii, a w razie konieczności ją wspomoże.

Ćwiczenia strzeleckie to coś zupełnie naturalnego dla Finów. Finlandia ma nie tylko najwięcej drzew i jezior na mieszkańca w Europie, ale jest też na europejskim podium (za Serbią i Czarnogórą), jeśli chodzi o liczbę broni palnej. Średnio co trzeci obywatel ma jedną zarejestrowaną sztukę.

Satyryczna mapka dzieli kraj na pół: na południu przydrożne znaki ostrzegają przed łosiami, na północy przed reniferami. Inna mapka: Fin z zachodu zawsze mówi prawdę prosto w oczy, mieszkaniec wschodu nigdy nie udzieli jednoznacznej odpowiedzi.

W przypadku kursów obrony cywilnej żadne próby systematyzacji nie mają zastosowania. Czy jesteś z Rovaniemi w Laponii, jak tłumaczka Pia Alt (przeszła kurs pomocy dzieciom i osobom starszym w krytycznych sytuacjach), czy jak doradczyni klienta Milla Jokkela, z położonego w centrum Tampere (zaliczyła szkolenie z bezpieczeństwa w sieci), szkolisz się, by być przygotowanym na sytuacje krytyczne.

Słyszę o cywilach, którzy za drobną opłatą, podczas kursów MPK uczą się orientacji w terenie, samoobrony, chodzenia po śniegu w rakietach, gaszenia pożarów, podstaw cyber edukacji czy jazdy skuterem śnieżnym. Kalendarz pęka w szwach, zarówno w Parola, jak i innych poligonach w Finlandii.

– Naszym celem jest, by wszyscy byli przygotowani do radzenia sobie w niebezpiecznych sytuacjach w życiu codziennym i w warunkach nadzwyczajnych. Zgłosić może się każdy – opowiada mi Satu Virtanen z MPK. – Nasze kursy pozwalają rezerwistom odświeżyć umiejętności, przetestować zdolności mobilizacyjne oraz wysyłają sygnał o gotowości do obrony kraju.

Emerytka z karabinem na ramieniu

Niekwestionowaną liderką spośród moich rozmówców jest Leena Ruosteinen. Zaliczyła prawie tysiąc kursów bezpieczeństwa. Najpierw jako uczestniczka, potem jako instruktorka. Potrzebowała na to pięciu dekad.

Pani Leena ma 74 lata i mówi, że zawsze interesowała się obroną narodową.

– Mój ojciec był weteranem II wojny światowej, a mój mąż pilotem wojskowym – wyjaśnia. – Które kursy najwięcej mi dały? Ostatnio kurs na temat współczesnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego, który robiłam w Laponii. A wcześniej? Moja licencja pilota, którą zdobyłam w 1972 roku.

– Nie onieśmiela pani innych kursantów?

– Powtarzam młodszym ode mnie emerytom: „Wyjdźcie na zewnątrz i zróbcie coś, bo to odmładza” – śmieje się Leena. – Dowód? Kiedy skończyłam 60 lat, członkowie lokalnego klubu myśliwskiego pomylili się i przynieśli mi prezent na pięćdziesiątkę, co było zabawne.

Finlandia nie wymaga od cywili, by biegali z bronią po lesie, ale muszą być przygotowani na kryzys. Niektórzy, jak kursanci, których obserwuję w bazie wojskowej w Parola, uczą się gotowania w warunkach polowych. Wstali o czwartej rano, by przygotować śniadanie dla trzystu kursantów. A teraz pod okiem kucharza Juho kroją 24 kilogramy parówek. Zaraz do wielkich garów wrzucą ponad dwadzieścia kilogramów makaronu.

– To nie są może wyszukane posiłki z gwiazdką Michelin, ale w garnizonie często słyszę więcej komplementów niż od klientów restauracji – uśmiecha się Juho, który prowadzi szkolenie (w cywilu też kucharz).

– A co z kawą? – dopytuję jednego z kursantów, który biega z wielką chochlą.

– Już się robi!

– Słyszałem, że Finowie piją jej najwięcej na świecie. Macie poranną, dzienną, wieczorną, a nawet vaalikahvit (kawa wyborcza), którą pijacie podczas wyborów.

– Zgadza się! Być może kawa wojskowa nie jest tak mocna ani smaczna, ale na taki deszczowy dzień starczy – mówi chłopak i proponuje dolewkę.

Leśna droga z zamkniętym szlabanem i żółtymi tablicami informującymi w różnych językach, że to granica z Rosją.
Granica fińsko-rosyjska. Fot. Szymon Opryszek.

Naszym wrogiem jest żółte państwo

Narodowa Rada ds. Planowania Informacji o Obronie co roku pyta Finów w sondażu: „Jeśli Finlandia zostanie zaatakowana, czy uważasz, że Finowie powinni się bronić przy użyciu broni, nawet jeśli wynik wydaje się niepewny?”. W 2023 roku 83 procent ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę wskaźnik ten wynosił 68 procent.

Większość Finów uważa, że głównymi czynnikami odstraszającym Rosję są armia i silna wola Finów do obrony kraju. Wszyscy moi rozmówcy z rezerwy deklarują, że w razie napaści zgłosiliby się do wojska.

– W sensie geopolitycznym i geostrategicznym Finlandia jest wyspą. Zanim dwa lata temu zostaliśmy członkiem NATO, musieliśmy zmobilizować całe społeczeństwo przeciwko ewentualnej konfrontacji z supermocarstwem, które z nami sąsiaduje. Dlatego mamy odpowiednie doktryny, instrukcje dla obywateli i sprawną armię. Za najważniejszą uważam mentalność gotowości, która odróżnia Fina od obywatela większości krajów europejskich – podkreśla Harri Mykkola, badacz w Instytucie Polityki Zagranicznej. – Finowie znają historię i wiedzą, że pokój nie jest wieczny.

Gdy wybuchła pełnoskalowa wojna w Ukrainie, poparcie dla naszego wstąpienia do NATO poszybowało do 90 proc.

Rozumiemy, że musimy mieć przyjaciół, gdzie tylko możemy, na wypadek różnych scenariuszy.

Mykkola żartuje, że choć zajmuje się obronnością, sam jeszcze nie skompletował kotivary, czyli obowiązkowego zapasu jedzenia, wody i żywności na wypadek kryzysu. Ale ciągle się szkoli. Ostatnio został zaproszony na elitarny Kurs Obrony Narodowej. Szkolenie trwa trzy tygodnie i biorą w nim udział wyselekcjonowani goście – tylko na specjalne zaproszenie armii.

To kolejny unikat w skali świata: Finlandia uznaje, że w sytuacjach kryzysowych społeczni liderzy będą odgrywać ważną rolę, więc cztery razy w roku organizuje elitarne kursy dla parlamentarzystów, ekspertów, przedstawicieli biznesu i mediów. Czego się uczą? To tajemnica państwowa.

– Wyobraź sobie, że przychodzisz do prezesa dużej amerykańskiej korporacji. Mówisz: „Słuchaj, będę potrzebował twoich najlepszych ludzi na trzy i pół tygodnia na szkolenie z obrony narodowej” – uśmiecha się Mykkola. – Znasz odpowiedź. A u nas to działa. Pakujemy się i jedziemy. To najlepsza ilustracja naszego modelu przygotowania, ale i sposobu myślenia.

74-letnia pilotka Leena: – Zamiast panikować, lepiej się przygotować. Kontakt z naturą, spacer z psem, wędkowanie lub polowanie. Robię to dla relaksu, ale i podtrzymania formy. Wierzę, że poradzę sobie z każdym wyzwaniem.

66-letni mechanik Heikki: – Jak będzie trzeba, to będę walczył.

48-letni rezerwista Jarno: – Gdy lata temu odbywałem służbę wojskową, mówiliśmy, że naszym wrogiem jest „żółte państwo”. To był taki eufemizm, by nie rozjuszyć naszego kochanego sąsiada. Dziś mówimy wprost: „Przygotowujemy się na Rosjan”.

33-letnia rezerwistka Laura: – Nie wiemy, co im strzeli do głowy. Może za rok, a może za pięć nas zaatakują. I co wtedy? Lepiej wiedzieć, jak trzymać broń.

22-letni szef poborowych Mats: – Nie można wykupić ubezpieczenia od pożaru, gdy dom już płonie. Dlatego musimy być przygotowani już teraz. To co łączy Finów jest sisu. To nasze słowo, które oznacza siłę walki i determinację w obliczu zagrożeń. Śpię bez obaw, bo wiem, że w razie zagrożenia wspólnie będziemy bronić naszego kraju.

Sierżant rezerwy i instruktor kursów Toni: – Jestem totalnie spokojny. Wiem, że gdyby wojna miała wybuchnąć jutro, wojsko zadzwoniłoby już dwa miesiące temu.

Po lekcji budowy schronu i lekcji gromadzenia obowiązkowych zapasów na wypadek kryzysu, co opisałem w pierwszej i drugiej części tego cyklu, idę do fińskiej szkoły, żeby zobaczyć, jak mali Finowie uczą się walki z dezinformacją. Dorośli też. (Czytajcie jutro).

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Reporter, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i Szkoły Ekopoetyki. Pisze na temat praw człowieka, kryzysu klimatycznego i migracji. Za cykl reportaży „Moja zbrodnia, to mój paszport” nagrodzony w 2021 roku Piórem Nadziei Amnesty International. Jako reporter pracował w Afryce, na Kaukazie i Ameryce Łacińskiej. Autor książki reporterskiej „Woda. Historia pewnego porwania”, (Wydawnictwo Poznańskie, 2023). Wspólnie z Marią Hawranek wydał książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” (Wydawnictwo Znak, 2016) oraz „Wyhoduj sobie wolność” (Wydawnictwo Czarne, 2018). Mieszka w Krakowie.

Komentarze