W Polsce dominuje już brytyjski wariant koronawirusa, który jest bardziej zakaźny. A jeśli jest bardziej zakaźny, to znaczy, że bardziej zarażają się również dzieci. Potwierdzają to dane m.in. z Wielkiej Brytanii i z Niemiec.
Do we still need evidence on how #schoolsreopening alongwith the #B117 is causing the 3rd wave of #COVID19 pandemic in #Germany?
School kids age group(5-14Y) saw the earliest and steepest weekly rise in cases and spread it to their parents(30-49Y).
Sourcehttps://t.co/x3uXIrV0s3pic.twitter.com/kRcKxoDSPD— Vineet Bhola (@vineetbhola90) March 17, 2021
Na szczęście eksperci uspokajają, że nadal w przeważającej większości przechodzą zakażenie łagodnie – ale przenoszą wirusa pomiędzy gospodarstwami domowymi.
O tej dynamice OKO.press rozmawia z dr. inż. Piotrem Szymańskim z Politechniki Wrocławskiej, członkiem grupy MOCOS, która zajmuje się analizami przebiegu epidemii w Polsce.
Zdaniem grupy MOCOS i dr. Szymańskiego:
- w szczycie będziemy mieć między 27 a 37 tys. wykrytych przypadków dziennie (już wiemy, że będziemy raczej bliżej tej górnej granicy);
- szczyt może nastąpić na przełomie marca i kwietnia, ale jeśli będziemy naprawdę przestrzegać ograniczeń;
- wariant brytyjski bardzo jest jednak trudno ograniczyć restrykcjami;
- bardzo trudno jest też w Polsce modelować epidemię, bo administracja państwowa i ośrodki naukowe nie dostarczają potrzebnych danych;
- rząd postawił wszystko na szczepienia, tymczasem zabrakło szczepionek i trzecia fala wybuchła z wielką intensywnością;
- skoro wiele wskazuje na to, że głównymi nosicielami wirusa są w tej chwili dzieci, może tworzyć „bańki społeczne” – kilka rodzin na zmianę opiekuje się młodszymi dziećmi.
Miłada Jędrysik, OKO.press: W środę 24 marca mieliśmy prawie 30 tys. przypadków – to budzący grozę rekord. Ile ich będzie w szczycie tej fali? Podobno na spotkaniach grupy MOCOS całkiem poważnie mówiliście, że nie będziecie modelować powyżej 40 tys., bo przecież rząd do tego nie dopuści.
Dr Piotr Szymański: Wydawało nam się, że obostrzenia zostaną wprowadzone wcześniej.
No to ile będzie tych przypadków?
Nasze najnowsze modelowanie pokazuje, że będziemy na szczycie pomiędzy 27 a 37 tysięcy przypadków dziennie – w 7-dniowej średniej ruchomej. Dwa zespoły modelujące epidemię różnią się w podejściu i przyjmują różne założenia – nasze prognozują często większe wzrosty i sugerują potrzebę silniejszych ograniczeń, drugi zespół prognozował 15 tys.i konieczność tylko ograniczeń lokalnych.
Dlaczego wasz model jest bardziej pesymistyczny? Z jakich danych to wynika?
Opiera się o symulowanie kontaktów w gospodarstwach domowych. Nawet jeżeli ktoś złapie wirusa poza domem, to i tak zakażenia generalnie rosną dzięki ludziom mieszkającym razem. Bierzemy też pod uwagę, że część populacji jest odporna i że część osób obawiając się zakażenia będzie unikać kontaktów społecznych. Przede wszystkim zakładamy mniejszą liczbę osób odpornych.
W zależności od tego, jak dużą śmiertelność przypisze się zgonom nadmiarowym, można szacować, że między 20 a 36 proc. populacji przeszło koronawirusa.
Bo z liczby zgonów na podstawie IFR, czyli współczynnika śmiertelności w stosunku do rzeczywistych zakażeń wyciągacie wniosek na temat ich liczby?
Tak. ICM w swoich analizach argumentuje, że ten odsetek może być wyższy, ale stosują zakres między 20 a 40 proc. My zakładamy 25 proc. i dodajemy 10 proc. odporności ze szczepionek, czyli razem mamy średnio 35 proc. odporności.
Czyli wciąż za mało, żeby zakażenia spadały.
Wygląda na to, że nasze modele się trochę sprawdzają. Nasze przewidywania trzeciej fali z grudnia modelowały na 9 marca 11,5 tys przypadków dziennie, a było 13 tys. Wyszło to nam przy założeniu, że w całej populacji ograniczamy kontakty do okresu sprzed pandemii o 62,5 proc.
W zeszłym roku w marcu, kiedy większość z nas była zamknięta w domach, to ograniczenie dochodziło w szczycie do 60-78 proc. Czyli teraz pozwalaliśmy sobie na więcej kontaktów niż w marcu.
O ile zmniejszy kontakty decyzja o rozszerzeniu obostrzeń na całą Polskę?
Modelujemy to właśnie.
Prof. Krueger już kilka tygodni temu mówił OKO.press, że obostrzenia trzeba rozszerzyć jak najszybciej.
Takie były nasze rekomendacje. Prof. Krueger ma naprawdę niezłe intuicje pandemiczne, pewnie to wynik tego, że już wiele lat zajmuje się epidemiami i modelowaniem. Stanowisko grupy MOCOS było następujące: trzeba utrzymywać obostrzenia najlepiej do momentu zaszczepienia seniorów, w modelowaniu założyliśmy przynajmniej 5 mln ludzi –personel służby zdrowia i połowa seniorów. Robiliśmy symulacje i wychodziło nam, że wtedy ładnie spadają zgony i hospitalizacje. Te ostatnie trochę mniej, bo dzisiaj na oddziałach covidowych leżą ludzie młodsi, o mniejszym ryzyku zgonu.
Tymczasem według danych Europejskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w Polsce zaszczepiono do tej pory zaledwie 44,8 proc. osób powyżej 80. roku życia, o młodszych nie mówiąc. Szpitale więc są już zapchane jak jesienią, ale pojawiają się informacje o coraz młodszych pacjentach.
Jest jeszcze jedna rzecz: na oddziałach pediatrycznych pojawiają dzieci z COVID, w różnym wieku i stanie. Pewnym problemem jest to, że nie jesteśmy w stanie wsadzić do modelu danych o dzieciach, bo w Polsce nie testujemy ich w szkołach czy przedszkolach. Ale taką analizę zrobiono w wielu krajach europejskich i grupą najbardziej zarażoną wariantem brytyjskim były dzieci.
A my otworzyliśmy żłobki, przedszkola, szkoły, zamykając prawie wszystko poza tym. Więc kto inny mógłby roznosić wirusa?
W jakim stopniu za tempo rozwoju epidemii odpowiada wariant brytyjski?
Rozprzestrzenia się u nas trochę szybciej niż w innych krajach. Tam najpierw było 10 proc., miesiąc później 50 proc., a po kolejnym miesiącu 80-90 proc. udziału wariantu brytyjskiego w próbkach. A u nas 10 proc. było w połowie lutego, a 50 proc. mamy już teraz, czyli po trzech tygodniach. I to jest problem. Ludzie na Twitterze piszą:, dobra, to zróbmy ten lockdown, zamknijmy wszystko na 14 dni i będzie spokój.
Tymczasem dwa tygodnie nie wystarczą?
Nie wystarczą. W „zwykłym” COVID od zakażenia do pierwszych objawów mijają trzy do pięciu dni, a chory zaraża ok. 10-14 dni. Przy wariancie brytyjskim średni czas od zakażenia do wystąpienia pierwszych objawów może być dłuższy, a zaraża się ok. 19-21 dni.
Trudno to opanować restrykcjami, bo kto się zgodzi na kwarantannę trwającą ponad 20 dni, może nawet miesiąc dla pewności? Sytuacja jest faktycznie zła.
Wydawałoby się, że dzięki zaszczepionym starszym ludziom nie powinny rosnąć zgony, a niestety rosną.
Pod respiratorami jest więcej osób niż jesienią, więc będą najprawdopodobniej dalej rosły.
Mieliśmy trudną sytuację na północnym wschodzie. Pytanie, czy źle pokryliśmy ten region szczepionkami? Nie ma tam dużych miast, a z perspektywy dystrybucji szczepionek opłaca się wysyłać je najpierw do gęsto zaludnionych regionów.
Testowaliśmy wpływ tych 5 mln zaszczepionych w różnych wariantach, ale założyliśmy, że poziom zaszczepienia jest w miarę równomierny. A nie jest. I to także robi różnicę. Do tego istotne znaczenie ma poziom odporności po przechorowaniu, a ten także nie jest równy w każdym powiecie.
Co waszym zdaniem można jeszcze zrobić, żeby powstrzymać brytyjski wariant?
W innych krajach pojawiają się w dużej ilości zakażone dzieci w wieku 5-9 lat. Być może powinniśmy zamknąć przedszkola?
Zasadnicze pytanie brzmi, czy nam się uda szybko powstrzymać wzrost, gdzie będzie górka. Bo górka jest też nieoczywista. Gdybyśmy mieli maksimum 36 proc. ozdrowieńców i 10 proc. zaszczepionych, to byłoby to prawie 50 proc. populacji. Wtedy byłaby mniejsza zakaźność i pojawiłoby się górne ograniczenie liczby przypadków. Ale jeśli szpitale będą przeładowane, będzie brakowało kadr, trzeba będzie je ściągnąć z innych oddziałów, gdzie też już brakuje kadr, tu będzie problem. Mogą się pojawić nadmiarowe zgony, bo lekarz miał za dużo pacjentów i nie ogarnie sytuacji.
Ale tu też jest problem z oszacowaniem tego, bo tak naprawdę nie zrobiliśmy po drugiej fali solidnych badań, żeby się dowiedzieć, jaki odsetek nadmiarowych zgonów wynikał z przeładowania systemu: kto zmarł, bo nie dostał się na oddział, kto dlatego, że zabrakło personelu.
Mamy też problem z danymi z sanepidu, bo dużo ich nie spływa, siedzą w formie papierowej w powiatowych stacjach w większości kraju, do tego mamy niemal 1 wywiad na 1 zakażonego co oznacza, że nie prowadzimy śledzenia kontaktów.
Nie jest łatwo modelować w takiej sytuacji: trochę poruszacie się na ślepo.
Rząd dysponuje badaniami CBOS, ale CBOS jest w stanie zadawać pytania, ale nie prowadzi monitoringu tych samych grup, zmian ich nastawienia, nie robi pogłębionych wywiadów. Gdybyśmy mieli dobre badania społeczne, które uwzględniają charakterystyki mobilności, wiedzę na temat powiązań, czynników społecznych w makroskali, byłoby o wiele łatwiej przewidywać przebieg epidemii.
Na przykład: przedsiębiorcy dajemy mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie się stosował do ograniczeń, bo już jest sfrustrowany i nie wierzy w epidemię. Dobrze usytuowanej bogatszej parze z klasy średniej z dzieckiem, która boi się posłać je do szkoły dajemy za to istotnie większe.
Tymczasem nie mamy podstawowych badań: jak zmieniła się struktura kontaktów w szkołach, dzieci z których gospodarstw domowych spotykają się w tej samej szkole, jakie to są odległości, kto w jakiej formie jest skłonny i ma warunki do zachowania bezpieczeństwa.
Szkół nie jest aż tak dużo, żeby tego się nie dało zbadać, a to przecież jest kluczowe w nowym wariancie.
Mówiliśmy od pół roku, że potrzebujemy tych danych. Tymczasem nie ma nawet nadziei na to, żeby powstała kampania zachęcająca do zmiany zachowań. Nie mówiąc już o tym, że politycy zauważyli, że jest do zrobienia kapitał polityczny. Przecież Platforma tuż przed trzecią falą ogłosiła, że chce otwierać restauracje w reżimie sanitarnym, bo lockdowny nie działają. To niech powiedzą, jaki jest ten reżim, to może ludzie się przestaną zarażać. Nie wiem, jak to może przynieść zysk wyborczy za dwa lata.
No dobrze, jest to bardzo trudne do dokładnego przewidzenia w naszych warunkach, ale jednak wszyscy chcą wiedzieć, kiedy wam z modelu wychodzi szczyt tej fali.
Spodziewamy się piku zakażeń między 28 marca a 3 kwietnia, a spadku fali – tj. powrotu do poziomu z lutego (skądinąd ciągle wysokiego, bo przecież celem powinno być zero-covid), w okolicach końcówki maja. Zakładamy, że obostrzenia dwukrotnie zmniejszą zakaźność, co jest dość mocnym założeniem. Mniej więcej odpowiada to poziomowi zmniejszenia, jaki był w listopadzie/grudniu, czyli zakładamy, że ludzie zachowają się co najmniej tak odpowiedzialnie jak w drugiej fali.

Tak wolny spadek mimo szczepień?
No tak, bo tych szczepień jest ciągle mało.
Ale w drugim kwartale mają ruszyć.
Trudno jest modelować efekt szczepień, bo nie wiemy, kto będzie zaszczepiony. Najpierw wydawało się, że służba zdrowia i najstarsi seniorzy zostaną szczepieni Pfizerem, potem pojawiła się dopuszczona dla młodszych osób AstraZeneca. Ale dostaw zabrakło, mają być nadrobione w II kwartale, ale czy będą?
Ważne jest też pytanie, czy zamknięcie szkół i związane też z tym prośby o pracę zdalną spowodują ograniczenie kontaktów międzyludzkich, szczególnie wśród rodzin z dziećmi w gospodarstwach domowych.
Premier Belgii informował, że 50 proc. hospitalizacji na oddziałach intensywnej terapii dotyczy osób poniżej 48. roku życia, czyli rodziców dzieci zakażonych w szkołach.
Jak będzie u nas? Wygląda na to, że po 40-tce rośnie odsetek ludzi, którzy mają ochotę się stosować do ograniczeń. Ale jeśli rodzice będą podzielać wyobrażenie, które było dość powszechne przy poprzednim wariancie wirusa, że dzieci nie zarażają, to ich starania mogą pójść na marne.
U nas o ryzyku związanym z dziećmi nie mówi się publicznie, energia jest nakierowana na przekonywanie do szczepień. Rząd mógłby wprowadzić rozwiązanie, które jest rekomendowane w Wielkiej Brytanii, powiedzieć: może moglibyśmy się tak dogadać, że zrobicie sobie społeczną bańkę z trzema rodzinami, z najbliższymi kumplami tego dzieciaka i w tym gronie będziecie się nimi opiekować, spotykać na urodzinach, wyjściach na sanki, na rowery. To może byłaby jakaś opcja.
Dzięki temu może uniknęlibyśmy tego, że dzieci w szkołach i przedszkolach tak naprawdę łączą nam gospodarstwa domowe i psują efekt związany z tym, że cała reszta się izoluje.
Wydaje się, że można by też dzieci testować – skoro już nie przeszkadza nam to, że pojawiają się w szpitalach, że mamy nawet sekwencjonowane przypadki nowego wariantu u dzieci, to może po prostu testujmy co któreś przedszkole. Jeśli rodzic jest w kwarantannie, to zbadajmy, kto się do kogo zaraził.
Takich rzeczy nie robimy, można by zażartować (ponuro), że „to u nas nie przejdzie”.
My naprawdę żyjemy w Polsce w przeświadczeniu, że uratują nas obostrzenia, ale umówmy się – dlatego, że nie mamy alternatywy. Strategia rządu była nastawiona na to, że zdążymy wyszczepić wystarczająco dużo ludzi przed trzecią falą.
Nie udało się.
Komunikacyjnie jest to straszliwa sytuacja. Tracimy narzędzia, dzięki którym możemy wpływać na przebieg epidemii. Sanepid nie spełnia swojej roli, a jak się pozbawimy zaufania społecznego i chęci przestrzegania obostrzeń, to możemy liczyć tylko na to, że poziom zachorowań spowoduje, że ludzie ograniczą kontakty ze strachu.
Dla mnie najgorsze jest to, że nie widzę w ogóle refleksji po tych 70 tys. nadmiarowych zgonów w zeszłym roku
Tak, to jest przerażające i niezrozumiałe.
Znowu nie mamy szczegółowych danych, które mogłyby coś tłumaczyć: regionalnych, społecznych. Nie ma jednak powodu, żeby sądzić, że z jakiegoś powodu umierali tylko dziadkowie osób, które były już wcześniej nastawione odpowiedzialnie. Na pewno umierali również bliscy tych, którzy nie wierzyli w pandemię. Pytanie: czy istnieje jakiś gigantyczny mechanizm wyparcia, który przeoczyliśmy, i na który trzeba byłoby natychmiast odpowiedzieć, zanim sobie to zrobimy drugi raz. Na pewno łatwiej byłoby o tym dyskutować, gdybyśmy mieli badania społeczne i dobre dane lokalne.
Można je wyciągnąć z Eurostatu, najwięcej śmierci nadmiarowych było na Podkarpaciu, w Małopolsce i na Opolszczyźnie.
Najwięcej w Małopolsce i jednocześnie mamy imprezę na Krupówkach. Znajoma, która akurat była wtedy w Zakopanem opowiada, że najbardziej przerażeni byli mieszkańcy. Nikt się nie spodziewał takiego zachowania. Mówiła o tym prof. Pabjan z Uniwersytetu Wrocławskiego, członkini grupy MOCOS. Jej zdaniem w zasadzie od razu pogodziliśmy się z tym, że nie jesteśmy w stanie kontrolować epidemii.
Wszyscy wiedzieli, że sanepid, najbardziej niedofinansowany organ państwa, nie da sobie z tym rady.
Myśmy się z tym tak szybko pogodzili, że zapomnieliśmy, że reakcja na pandemię jest wielowarstwowa. To nie powinno być tak, że jak są obostrzenia, to siedzimy i jesteśmy bezpieczni, a nie ma obostrzeń to hulaj dusza…
Jak w Wielkiej Brytanii luzuje się obostrzenia, to przechodzi z poziomu 4. ograniczeń na 3. A u nas z poziomu 4 na poziom zero.
Ale ponieważ politycy zauważyli – przede wszystkim ci przy władzy – że na nikim nie zrobiło wrażenia te 70 tys. nadmiarowych śmierci, to nie muszą się starać, mogą prowadzić politykę pandemiczną tak, jak prowadzili.
Tym bardziej, że zmarli nie głosują. Pytanie, czy wyobraźnia społeczna się zmieni w związku z tym, że ludzie zobaczą, że dzieci też zaczynają chorować.
To może naprawdę przestraszyć.
Albo to, że do szpitala zaczynają trafiać ludzie w wieku 20-40 lat. OK, większość z nich nie umrze na COVID, ale w szpitalach jest się czym zarazić, można doświadczyć przynajmniej nieprzyjemnych długofalowych komplikacji.
Trochę może nas jeszcze uratować wiosna, wszystko wskazuje na to, że koronawirus zachowuje się jednak sezonowo.
Na wiosnę to zacznie się sezon ślubny.
Jeśli na to pozwolimy.
To też pytanie. Przez ten rok mogliśmy zrobić bardzo dużo – mogliśmy np. w miastach stworzyć zaimprowizowane tereny parkowe. Rzucić fundusze ekstra na to, żeby na terenach miejskich było więcej zieleni i co za tym idzie mniejsze zagęszczenie ludzi na metr kwadratowy w parkach. Mogliśmy wykreować zupełnie nowe zachowania, wesprzeć tworzenie baniek społecznych.
Na pewno wiosna w jakimś sensie nas uratuje, mam też nadzieję, że trochę nas uratuje zamknięcie klas I-III. Być może także zamknięcie przedszkoli, choć nie chciałbym, żeby to było konieczne. Może ograniczyć ich działalność, bo są przecież ludzie, którzy ich potrzebują. Można by też przekonywać do tych baniek społecznych na trzy-cztery rodziny, które mogłyby rotacyjnie opiekować się dziećmi.
W rekomendacjach, które przedstawiliśmy w poprzednim roku, opisaliśmy dokładnie, jak to zrobiła Australia, Tajwan, Wielka Brytania. To są gotowe do wprowadzenia rozwiązania.
Przecież już powiedzieliśmy sobie, że tak się raczej nie stanie.
Tak realistycznie to bardziej liczę na to, że powtórzy się sytuacja z poprzedniej fali. Na początku września ogromna większość społeczeństwa była przeciwna zamykaniu szkół. To się zmieniło w połowie października. Może i tym razem tak będzie.
W ciągu 21 dni wyleczyłem powiększenie prostaty i mięśniak gruczołu krokowego u lekarza Nelson Salim Herbs.
Polecono mu przez program radiowy w moim kraju i podzielono się jego informacjami. Doktor Nelson ma filie ziołowe w większości krajów. Kupiłam jego zioła, które dostałam na adres za pośrednictwem DHL i zgodnie z instrukcją wyleczono w ciągu 21 dni bez skutków ubocznych. Polecam dr Nelsona każdemu, kto ma
Wirusowe zapalenie wątroby, schorzenia mięśni, wirus opryszczki, problemy z erekcją, rak prostaty, bezpłodność, mała liczba plemników, choroba z Lyme, choroba sercowo-naczyniowa, wirus HERPES, rak płuc
E-mail; [email protected]
+212703835488.
Wy trąbicie o tym codziennie, inne gazety również, a ja, będąc na dziedzińcu jednej z rzeszowskich galerii, słyszę wywody 40-letniego tatusia, modnie ubranego, ufryzowanego zgodnie z najnowszymi "tryndami", który oznajmia, że "lepiej przechorować niż się zaszczepić". Obok siedzi synek, na oko szóstoklasista. Obaj bez maseczek. No ręce opadają! Tacy kretyni chodzą po tym świecie. I jak tu ma się polepszyć?!
Kiedy facet miał rację. Przechorowałem to cholerstwo. Dwa dni migreny z gorączką, tydzień prychania. Angina była pięć razy gorsza. Za to znajoma po szczepieniu "Astrą" przez trzy dni miała gorączkę pod 40 a kolejne cztery czuła się jak zombie. Skuteczność? Niejaki Krzysztof Krawczyk, ten od disco polo, zaszczepiony, a jakże, "luksusowym" Pfeizerem właśnie wylądował w szpitalu z C19. Możesz to sobie sprawdzić. Więc sorry ale modny tatuś wykazuje się rozsądkiem.
Ty i twoja znajoma to za mała próbka, żeby wyciągać wnioski ogólne. Są ludzie, którzy to badają naukowo, nie takie chłopki-roztropki jak ty.
Może jak zachoruje i "przechoruje" tak, że w pampersa będzie robił w szpitalu to mu rura zmięknie. Szkoda tylko, że łózko będzie zajmował i tlen marnował.
dlatego leczenie powinno być płatne. Każde leczenie, także w publicznych szpitalach, z dopłatami do najdroższych zabiegów i procedur. Gdyby taki Seba zabulił za wizytę w SOR kilka tysi, albo za każdą dobę pobytu w szpitalu, jak powinien, to by chodził w masce.
przy okazji rzuciłby palenie i zaczął się odchudzać :)))
Z moich obserwacji wynika, że najwięcej takich "mądrych" jest wśród młodych mężczyzn ze sfer dresowo-kibicowsko-robotniczych.
Myślę, że już nie warto zwlekać i należy sięgnąć po najdrastyczniejsze środki. Zamknąć lasy! Natychmiast!
Dziękuję za rzetelny artykuł, świetny wywiad. Zdrówka!
dzięki za materiał! Dodam od siebie, że na podstawie 1) TABLICE PRZEGLĄDOWE – ludność, ruch naturalny i migracje w I półroczu 2020 r. oraz 2) raportu MZ dotyczących szczepienia https://www.gov.pl/web/szczepimysie/raport-szczepien-przeciwko-covid-19 (dostęp 24.03.2021) w grupie 75+ jest zaszczepionych ok 67.8% osób, w grupie 71-75 46.5%, w grupie 61-70 13.5%, w grupie 51-60 13.2%, w grupie 41-50 10.8%, w grupie 31-40 7%, zaś w grupie 18-30 5.8%. Oczywiście szczepionka zaczyna działać po kilku tygodniach, więc faktycznie skutecznie chronionych może być mniej w najstarszej grupie wiekowej.
Dzieci się zakażają w szkołach i chorują objawowo zakażają też najbliższych a Czarnek dzisiaj ogłosił że po świętach dzieci wrócą do szkoły. Z takim podejściem i chaosem informacyjnym że strony rządzących nigdy nie pozbędziemy się tego wirusa. Druga kwestia to odpowiedzialność społeczna, która przynajmniej we Wrocławiu jest kiepska co trzecią osobą beż maseczki albo z maseczkę ma opuszczoną na brodzie .
"Mogą się pojawić nadmiarowe zgony, bo lekarz miał za dużo pacjentów i nie ogarnie sytuacji." Wreszcie pojawia się taka informacja wprost. Nie to że pisałam o tym już wiele miesięcy temu, gdy w komentarzach lekarzy, ratowników i pielęgniarek pojawiał się dokładnie ten sam problem. Że pielęgniarka fizycznie nie jest w stanie wymienić butli z tlenem u pacjentów, gdy ma ich tylu, bo są dwie pielęgniarki na oddział. I pacjenci umierają niby na covid, ale jednak nie do końca, bo wielu z tych śmierci można było uniknąć, gdyby od początku dofinansować ochronę zdrowia. Zamiast tego nadal lepiej wydać ponad miliard złotych na kilkadziesiąt milionów niepotrzebnych szczepionek (chodzi mi o te nadmiarowe z łącznej liczby 99 mln), zamiast przeznaczyć środki tam, gdzie naprawdę są potrzebne.
Swoją drogą podoba mi się pomysł bańki społecznej, to mogłoby trochę pomóc dzieciakom, bo jest dramatycznie.
No i "uwielbiam" takie wnioskowanie jak na podstawie tabelki i to zbiorczej (na przykład bez terenu, którego dotyczy)… Bardziej zastanawiające jest, co się wydarzyło w szóstym tygodniu, że w siódmym pojawiło się tyle wyłapanych testami dzieci. Bo to trochę za wcześnie na efekt siódmego tygodnia (o czym nawet można wyczytać z powyższego wywiadu). Oraz ciekawe, jak ów pan Bhola by wyjaśnił brak podobnych wielkich wzrostów w dziewiątym tygodniu, skoro przecież podobno dzieci zarażają tak bardzo. W ogóle jest tam sporo ciekawych danych, będę zaglądać częściej 🙂
Żeby było jasne – nie neguję tego, że dzieci mogą się zarażać między sobą nową odmianą wirusa w przeciwieństwie do starej (co zbadano między innymi w Norwegii). Ale nie widzę tu dowodu, a nawet są poważne przesłanki, że coś innego odpowiada za wzrost zakażeń.
Idziemy do piachu… korzystając z danych GUS z pierwszych 6 tyg tego roku ( a jeszcze są brakujące w kilku procentach) wyliczyłem że jeśli utrzymamy (?!) średnią śmiertelność wśród Polaków, to ten rok może zakończyć sie niechlubnym rekordem na poziomie 560tys ofiar… dla porównania zeszły przyniósł 485tys, a wcześniejsze po około 400tys i mniej. To wygląda tragicznie..
U mnie z całej szkoły przez 2 miesiące żaden z rodziców nie zachorował. Nie przesadzajcie
poprawka: NIE WIE, że zachorował. Potem się tacy zgłaszają z różnymi niespecyficznymi objawami, nawet kilka miesięcy po bezobjawowej infekcji
Ale przecież argumentem za zamykaniem placówek edukacyjnych są wykryte zakażenia, więc nie zbaczaj z tematu.
U mojego dziecka w przedszkolu 3 tygodnie temu była chora pani …. Chodziła chora do pracy bo myślała, że to zatoki a to covid był….
Po jej pozytywnym teście dyrekcja zamknęla grupę na tydzień, sanepid na żadne dziecko nie nałożył kwarantanny… Ale o dziwo żadne dziecko nie zachorowało. Fajnie że drazyliscie tematów tym kto teraz choruje. A czy zbadacie wątek chorych mimo szczepień? Jak dużą to grupa oraz czy to mogą fałszywie dodatnie wyniki (ale co by wtedy robili w szpitalach)? Może macie dojścia w do s,pitali w wawie – ja wiem tylko o chorych z jednego powiatowego szpitala w Wlkp….
Może wyślij to jako Sygnalista Oko.Press? Podaj, który to szpital i może… ale tylko może… potraktują to wreszcie powaznie i zrobią na ten temat artykuł?
Choć obawiam się, że jeśli cokolwiek miałoby rozbić tę niezachwianą pewność niektórych, że jedynie szczepionki nas ocalą, to zostanie szybko wyparte.
P.S. W szkole mojej córki było podobnie – kwarantanny były w różnych klasach, w tym u nas i ani jedno dziecko nie zachorowało. Oczywiście ich rodziny też nie.
Jakaś fobia anty szczepionkowa?
"W „zwykłym” COVID od zakażenia do pierwszych objawów mijają trzy do pięciu dni, a chory zaraża ok. 10-14 dni. Przy wariancie brytyjskim średni czas od zakażenia do wystąpienia pierwszych objawów może być dłuższy, a zaraża się ok. 19-21 dni."
To dość zdumiewająca informacja, myślałem, że jestem na bieżąco, a jednak to mnie totalnie zaskoczyło i jest w sprzeczności z działaniami wielu krajów, które w obliczu brytyjskiej mutacji nadal stosują 14 dniową kwarantannę.
Źródło?
Mija rok, czy ktoś pomyślał o zmniejszeniu liczebności klas, grup przedszkolnych? O ile więcej kosztowałaby edukacja I-III przy mniejszych klasach? Społeczne bańki to można robić sobie w czasie wolnym. A dzieciaki przed ekranami pół roku siedzą. A kto pamięta likwidowanie małych szkół, bo nieopłacalne?
ILE JEST WARTE ŻYCIE POLAKA :
Polski rząd miał możliwość zakupu 15 mln szczepionki Pfizer za 19.50$ , czyli za ok 292,5 mln $ to ok 1,15 mld PLN – kolejne kłamstwo , że to "ogromne pieniądze" (cyt. Mateuszek)