31 października 2019 w mazowieckim banku ofert pracy wisi aż 170 ogłoszeń skierowanych do nauczycieli wychowania przedszkolnego. Większość z nich to nie pojedyncze godziny, ale pełne etaty – 25 godzin, czyli wysokość pensum w placówkach publicznych, i nawet 40 godzin w prywatnych przedszkolach.
Podobne braki są w całym kraju, szczególnie w dużych miastach, gdzie do przedszkoli chodzi średnio 93 proc. trzy-, cztero- i pięciolatków:
Nie ma dnia, żeby na wewnętrznych forach internetowych ktoś nie wrzucił ogłoszenia z hasłem: „nauczyciela wychowania przedszkolnego zatrudnię od zaraz”.
W placówce na Białołęce dyrektorzy o pomoc w znalezieniu kadry poprosili rodziców, inna – w ogóle się nie otworzyła. Powód? Nie było komu uczyć, a w konsekwencji 200 dzieciaków zostało na lodzie. Część rodziców posłała maluchy do przedszkoli w Śródmieściu, ale większość czeka w kolejkach na wolne miejsce.
Według stołecznego Biura Edukacji najgorsza sytuacja jest na Wilanowie. Tam dyrektorzy w niektórych placówkach ścięli godziny pracy, a dzieci trzeba było odbierać punkt 14:00.
To wszystko sygnał, że „przedszkolanki” – jak potocznie mówi się o statystycznie najbardziej wykształconych nauczycielkach w systemie oświaty – masowo odchodzą na emerytury, a młode osoby po studiach pedagogicznych znikają z systemu. Nie ma jeszcze badań, które pokazywałyby, dokąd odchodzą.
„Część z nich do szkół. Inne szukają pracy na prywatnym rynku jako opiekunki, guwernantki, prywatne nauczycielki języka angielskiego czy prowadzące zajęcia rozwojowe dla maluchów. Reszta zupełnie porzuca edukację” – mówi OKO.press Iga Kazimierczyk, ekspertka edukacyjna z Fundacji „Przestrzeń dla Edukacji”, była dyrektorka oddziału szkolno-przedszkolnego.
Skąd ten exodus?
Płaca za grosze
Najprostszą odpowiedzią – jak zawsze w sfeminizowanych zawodach – są niskie płace. Nauczycielki wychowania przedszkolnego zarabiają tyle samo, co nauczyciele w szkołach, ale za wyższe pensum, czyli 25 a nie 18 godzin w tygodniu. Od września 2019 dostają od 2078 zł brutto dla nauczyciela stażysty do 3817 zł brutto dla dyplomowanego. To średnio 70 proc. tego, co zarabiają nauczyciele przedszkolni w krajach OECD.
Niskie płace nauczyciele rekompensują sobie pracą na 1,5, a nawet dwa etaty. Nauczycielkom wychowania przedszkolnego przeszkadza w tym wyższe pensum i inny tryb pracy. Jeśli chcą dorobić, łatwiej im znaleźć zajęcie poza przedszkolem.
Lepiej nie jest też w prywatnych placówkach. „Tam pensje również nie są wysokie, a pracuje się często zgodnie z kodeksem pracy, czyli 40 godzin w tygodniu. Niskie stawki to nie wynik »pazerności prywaciarzy«, ale głodowych dotacji, które idą za dzieckiem. Dziś to 961 zł na wszystko. A utrzymanie przedszkola – wynajęcie przestrzeni czy wyposażenie – jest szalenie drogie” – tłumaczy Iga Kazimierczyk.
Wynagrodzenie jest niewspółmierne nie tylko do sytuacji na rynku pracy, ale też do obciążenia i stresu, w którym pracują nauczycielki wychowania przedszkolnego.
To nie tylko praca dydaktyczna i wychowawcza, ale często opiekuńcza i pielęgnacyjna.
„Małe dzieci potrzebują wsparcia w czynnościach higienicznych, sznurowaniu butów, przy posiłkach. Do tego dochodzą trudne warunki akustyczne. 25-osobowa grupa kilkulatków, nawet nie krzycząc, ale mówiąc na raz – generuje ogromny hałas. Często ważny i czasochłonny jest też kontakt z rodzicami, którzy silniej niż na późniejszych etapach edukacji uczestniczą w procesie dydaktyczno-wychowawczym” – mówi Kazimierczyk.
Reformą w przedszkola
Ale dramatyczna sytuacja kadrowa w przedszkolach to nie tylko konsekwencja niskich płac. Większość problemów zaczęło się wraz z reformą edukacji PiS.
Jedną z pierwszych decyzji minister Anny Zalewskiej było cofnięcie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. We wrześniu 2016 roku większość dzieciaków z rocznika 2010, zamiast iść do szkoły, zostało w przedszkolach. Rok później, w 2017 roku aż 94 proc. rodziców i opiekunów wybrało przedszkole zamiast szkoły.
Iga Kazimierczyk: „Nauczycielki przygotowywały się na przyjęcie większej ilości trzy- i czterolatków, a w gratisie dostały sześciolatków.
Pierwsza kumulacja miała miejsce właśnie w przedszkolach, a nie w szkołach podstawowych czy średnich.
Dla dodatkowych grup potrzebna była opieka. Nie było kogo zatrudnić, więc zaczęło się dopychanie kolanem„.
Dyrektor może bowiem – bez zgody nauczyciela – wyznaczyć mu dodatkowe godziny pracy. Nie mogą one jednak przekraczać 1/4 pensum, czyli w przypadku nauczycielek wychowania przedszkolnego 6 godzin w tygodniu. „Nie trzeba było długo czekać, żeby nauczycielki przeciążone obowiązkami i niedocenione za swoją pracę, zaczęły odchodzić” – dodaje Iga Kazimierczyk.
Przedszkola odczuły też reformę finansowo. Samorządy zajęte likwidacją gimnazjów, dostosowaniem szkół podstawowych do potrzeb siódmo- i ósmoklasistów oraz przygotowaniem szkół średnich na przyjęcie podwójnego rocznika, nie dosypały pieniędzy na remonty, doposażenie czy zachęty motywacyjne dla kadry w przedszkolach.
„Mało mówi się o tym, że gminy i powiaty, na które spadła odpowiedzialność za sfinansowanie reformy, a które dziś dźwigają ciężar wypłaty podwyżek, nie zmieściły w budżetach pieniędzy na inwestycje” – dodaje Kazimierczyk.
Czarę goryczy przelała jednak decyzja MEN, by dodatek za wychowawstwo – 300 zł od 1 września 2019 – przyznać tylko nauczycielom szkolnym. „To jasny komunikat, że ministerstwo nie traktuje edukacji przedszkolnej poważnie, a to poważny błąd” – komentuje Kazimierczyk.
Dostępność: jest dobrze, miało być lepiej
W 2013 roku prawo do opieki przedszkolnej nabyły dzieci poniżej 5. roku życia, jednocześnie obowiązkiem rocznego przygotowania przedszkolnego objęto pięciolatki. Zmiany wchodziły w życie stopniowo, od września 2014. Od tego czasu poziom uprzedszkolnienia wzrósł o 11 pkt. proc. i w 2018 roku wyniósł 86 proc.
Ustawodawcy optymistycznie zakładali, że w 2017 roku każde dziecko znajdzie miejsce w przedszkolu. Tak dobrze nie jest m.in. przez opieszałość samych gmin, które jak pokazała kontrola NIK, nie dość dbają o rozwój sieci placówek przedszkolnych i nie potrafią iść z duchem edukacyjnej demografii (np. na dwa lata do przodu określić zapotrzebowanie na miejsca w konkretnych grupach wiekowych).
Ale tutaj też najwięcej namieszała reforma edukacji minister Anny Zalewskiej. Jak już pisaliśmy, w 2016 roku sześciolatki w ogromnej większości wróciły do przedszkoli. A to oznacza, że wypchnęły z systemu przede wszystkim najmłodszych.
Z przedszkoli odpłynęło też sporo pięciolatków, bo – o czym nie mówi się prawie wcale –
minister Zalewska zniosła obowiązek rocznego przygotowania przedszkolnego dla tej grupy wiekowej.
Po załamaniu w 2016 roku współczynnik upowszechnienia przedszkoli konsekwentnie rośnie we wszystkich grupach wiekowych, ale dzieje się to wolniej niż prognozowano jeszcze trzy lata temu, przed reformą edukacji. Zakładano, że w 2018 roku do przedszkoli będzie już chodzić 83 proc. trzylatków.
Cieniem na sukcesie kładą się też ogromne dysproporcje między dostępnością opieki przedszkolnej na wsiach i w dużych miastach. W 2018 roku aż 93 proc. dzieci miejskich chodziło do przedszkoli, na wsiach tylko 79 proc.
A to oznacza, że co piąte dziecko do szóstego roku życia mieszkające na wsi wciąż nie ma dostępu do edukacji.
To nic, bo chodzi o zabawę?
Bez nauczycielek i inwestycji nie ma szans na poprawę dostępności edukacji przedszkolnej.
Utarło się, że przedszkola pełnią rolę opiekuńczą, a osoby w nich pracujące to „przedszkolanki”, czyli panie od niańczenia. Ale dobra edukacja wczesnoszkolna – czyli taka, którą wciąż jeszcze możemy się szczycić – to
najlepsze narzędzie wyrównywania szans.
Pełna weryfikacja możliwa jest po kilkunastu latach, ale badania jasno pokazują, że inwestowanie w edukację wczesnoszkolną zwyczajnie się opłaca. Im szybciej dziecko trafi do instytucji, która rozwija jego kompetencje społeczne i poznawcze, tym większa szansa na zniwelowanie nierówności, a także oszczędność dla państwa.
Dzieci, które chodziły do przedszkoli (i żłobków) rzadziej powtarzają klasy, rzadziej trafiają pod kosztowną kuratelę opieki społecznej i rzadziej lądują w domach poprawczych. Poprawia się za to ich stan zdrowia.
Mało kto wie też, że w polskim systemie edukacji udało się wypracować namiastkę skandynawskiej idylli, czyli kształcenia zintegrowanego, w którym stawia się na rozwój społeczny, emocjonalny i poznawczy. Tak właśnie skonstruowane są podstawy programowe do nauczania przedszkolnego.
„Cały system załamuje się dopiero po trzeciej klasie szkoły podstawowej, gdy wracamy do sztywnego podziału na przedmioty, a nauczyciel ograniczony jest podstawami programowymi” – mówi Iga Kazimierczyk.
Lekceważące nazywanie nauczycielek wychowania przedszkolnego „przedszkolankami” czy po prostu „paniami” zaciemnia fakt, że to właśnie w przedszkolach uczy najbardziej wykwalifikowana kadra.
„Przedmiotowiec”, by uczyć w szkole, musi skończyć jedynie specjalizację. Za to od nauczycieli przedszkolnych i wczesnoszkolnych wymaga się pięcioletnich studiów magisterskich, w trakcie których – co nie jest oczywiste w polskim systemie kształcenia nauczycieli – muszą odbyć szereg praktyk, uczą się metodologii i psychologii, a także dostają przygotowanie do nauczania konkretnych przedmiotów.
Zwiększanie dostępności do przedszkoli i żłobków powinno być flagowym elementem polityki społecznej nastawionej na rodzinę. Jest on ważny dla sytuacji kobiet na rynku pracy oraz – jedno wynika z drugiego – demografii. Bez nich kobiety są wypychane do pracy opiekuńczej, trudniej im wrócić do zawodu, w konsekwencji niechętnie myślą o kolejnym dziecku, a patrząc daleko w przód – mają małe szanse na emerytury równe mężczyznom.
Quo vadis Polsko ?
A kto wyżyje za takie pieniądze?
Jan Kowalski: "A kto wyżyje za takie pieniądze?"
"Albo złodziej, albo idiota" (Elżbieta Bieńkowska).
===
Nowoczesna lewica to LGBTQI plus neoliberalizm.
Wnerwia mnie powoływanie się przez trolli na wspomniane słowa Bieńkowskiej całkowicie wyrwane z kontekstu. Czarna propaganda prawiczków będąca prymitywnym łgarstwem. Bieńkowska mówiła o niskich płacach istotnych i ważnych urzędników rządowych a nie o płacy ogółu Polaków. Teraz z kolei pazerni i bezczelni pisowcy przesadzili w dogadzaniu sobie i ich zarobki poszybowały wysoko w przestworza.
Nie jestem "pisowcem", zaś Pani Bieńkowska popełniała inne gafy.
A ja uważam, że to zła decyzja. To właśnie uderzyło w rozwój dzieci z regionów, gdzie nie ma przedszkoli. Tempo wzrostu masy mózgowej jest u człowieka najwyższe w okresie 3-6 lat. Oczywiście jest ono tym wyższe im bardziej umysł jest stymulowany. Nie nadarmo w Anglii dzieci idą do szkoły w wieku 4 lat. W szkole ich dzieci nie wkuwają formułek tylko są uczone samodzielnego myślenia a celem nauczycieli jest, głównie, detekcja i stymulacja wrodzonych uzdolnień ucznia. Rozwój jego naturalnych uzdolnień. Rozwój jednostki w zgodzie z jej wrodzonymi predyspozycjami. Uczenie wychodzenia poza schematy i rozwijanie kreatywności. Nie ma klepania formułek ani paciorków. Dużo moglibyśmy się od nich nauczyć.
Miarą porażki/sukcesu jest stopień poparcia lokalnej społeczności, z której pochodzi dany poseł. Vide Zalewska i Świebodzice, Kałuża i Żory, Szydło i Brzeszcze (tu też Przecieszyn).
Nie jestem pedagogiem, nie znam też tematu, ale przyznam się, że zjeżył mi się włos. Mogę napisać natomiast, że powoli wychodzą konsekwencje szeroko rozpasanego rozdawnictwa i niskich kwalifikacji rządzących. Jeszcze trochę i wszystko będzie w rozsypce.
Jestem nauczycielką w przedszkolu i akurat odroczenie 6 latków od szkoły to super pomysł i w ogóle nie ma znaczenia w odchodzeniu od zawodu. Problemem jest to – o czym media nie piszą- obecnie do przedszkoli przyjmowani są nauczyciele, którzy ukończyli studia
kierunkowe oraz zdały egzamin FCE i mają metodykę nauczania języka angielskiego. Obecnie obowiązkiem nauczycieli przedszkoli jest uczenie języka nowożytnego za co nie dostaje się dodatkowych pieniędzy. To główny powód problemów. Kwalifikacje w naszym zawodzie podniesiono za rządów pana Tuska. Oprócz tego pensje są niskie a formy dorobienia małe tak jak napisano z powodów pracy na zmiany i często do godziny 17.30.
Całkowicie się zgadzam. Praca w przedszkolu jest niezwykle obciążająca i odpowiedzialna. Kwalifikacje trzeba mieć do niej bardzo wysokie, a płaca jest po prostu makabryczna.
Natomiast to, że sześciolatki pozostają w przedszkolu jest super dla ich rozwoju i psychiki. Powrót do obowiązku szkolnego od 7 roku życia jest jedną z nielicznych w mojej opinii dobrych decyzji.
To ja chyba żyję na innej planecie.Jaka praca taka płaca. Pracuję w przedszkolu i to wcale tak nie wygląda jak w artykule. Pomoc też tam pracuje w wymiarze 40 h i w tym samym hałasie. Dlaczego nikt się nie martwi o ich zdrowie. A ta pensja to z palca wyssana.