Aktywista LGBT uprzedził stowarzyszenie Roberta Bąkiewicza i zarejestrował zgromadzenie w miejscu i czasie, w którym miał się odbyć Marsz Niepodległości. Jednak z odsieczą narodowcom przyszli neosędziowie wybrani przez upolitycznioną neo-KRS
Linus Lewandowski, lider i pomysłodawca organizacji Homokomando, 11 października zarejestrował w Urzędzie Miasta Warszawy swoje zgromadzenie – „Niepodległa dla wszystkich”. Miało się odbyć od 10 listopada od 23:30, a główna część – przejście z „Ronda Praw Kobiet” – czyli ronda Dmowskiego, na błonia Stadionu Narodowego – 11 listopada od 14:00. Czas i trasa dokładnie pokrywały się z organizowanym co roku przez środowiska nacjonalistyczne Marszem Niepodległości. Rejestrując swoje zgromadzenie, Lewandowski ubiegł organizatorów tego często homofobicznego wydarzenia. „Polska jest miejscem dla wszystkich. Dla Polaków, ale też Ukraińców, Białorusinów, dla osób tęczowych – krajem gdzie wszyscy będziemy mile widziani” tłumaczył potrzebę organizacji „Niepodległej dla wszystkich”.
Ale 21 października stołeczny ratusz nagle zakazał Lewandowskiemu organizacji tego zgromadzenia, bo dzień wcześniej powołana przez PiS nielegalna Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych przy Sądzie Najwyższym uchyliła postanowienia sądu apelacyjnego i okręgowego w sprawie odwołania prezydenta Warszawy. Chodzi o decyzję wojewody mazowieckiego z 25 października 2021, w której ten uznał Marsz Niepodległości 11 listopada za cykliczne wydarzenie – czyli uprzywilejowane – do 2023 roku Stołeczny urząd miasta od tej decyzji się odwołał i wygrał w sądzie w obu instancjach. Sądy potwierdziły argumenty prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, że ponieważ przerwana została (przez pandemię) trzyletnia ciągłość zgromadzenia, to „nie można nielegalnego przemarszu, który miał miejsce w 2020 roku uznać za wydarzenie cykliczne”.
Wojewoda nie mógł więc zarejestrować marszu jako wydarzenia cyklicznego, ale z pomocą nacjonalistom przyszedł Zbigniew Ziobro – jako Prokurator Generalny złożył 5 listopada 2021 do SN skargę nadzwyczajną. Argumentował to m.in. tym, że marsz narodowców mimo braku zgody de facto odbył się w 2020 roku, a przepisy pandemiczne, które tego zabraniały – uwaga – są... niezgodne z art. 57 Konstytucji RP. Przepisy te wprowadził rządzący PiS.
I właśnie teraz, 20 października, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w SN podjęła w tej sprawie korzystne dla nacjonalistów rozstrzygnięcie. Izba Kontroli Nadzwyczajnej to jednostka, którą Zbigniew Ziobro chciał obsadzić ludźmi powiązanymi z nim lub o prawicowych poglądach.
Orzeczenie w sprawie Marszu Niepodległości na posiedzeniu niejawnym wydali dwaj neosędziowie – Janusz Niczyporuk oraz Oktawian Nawrot.
Pierwszy to profesor nauk prawnych z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, radca prawny, a przede wszystkim kawaler Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie. Niczyporuk dwa razy bezskutecznie ubiegał się o stanowisko sędziego i dopiero upolityczniona neo-KRS w 2018 roku dała mu nominację na to stanowisko, a prezydent Andrzej Duda dwa miesiące później powołał go.
Dr hab. Oktawian Nawrot specjalizuje się w badaniach z bioetyki i biomedycyny. Przekonał upolitycznioną neo-KRS, że jego wiedza z prawa i filozofii prawa będą miały praktyczne zastosowanie przy wytyczaniu nowych linii orzeczniczych SN.
Nominacje – do SN w październiku 2018 roku odbyły się w atmosferze skandalu – były podważane zarówno przez Naczelny Sąd Administracyjny (wstrzymał powołania, ale prezydent zlekceważył zabezpieczenia NSA), jak i Komitet Obrony Sprawiedliwości KOS (porozumienie organizacji zaangażowanych w obronę praworządności).
KOS pisał o „niezgodnej z Konstytucją i aktami prawa międzynarodowego wymianie sędziów w Sądzie Najwyższym”. Słynna uchwała trzech legalnych Izb SN ze stycznia 2020 r., która otwiera drogę do podważania wyroków podjętych przez neosędziów, dotyczy także wyżej wymienionych. SN w tej wciąż obowiązującej uchwale podważył legalność neo-KRS i wydawanych przez nią nominacji neosędziów. Podważył też legalność Izby Dyscyplinarnej, która jest już zlikwidowana. Ale uchwała dotyczy też pośrednio Izby Kontroli, bo zasiadają w niej neosędziowie. Wydawane z ich udziałem orzeczenia nie są więc legalnymi orzeczeniami i można je uchylać.
Z kolei w lipcu 2021 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie jest niezależnym i niezawisłym sądem. Podobnie jak w październiku 2021 roku TSUE, który też podważył legalność Izby Kontroli i zasiadających w niej neosędziów.
Co ważne, niedawno ETPCz wydał zabezpieczenie wstrzymujące rozpoznanie przez tę Izbę właśnie skargi nadzwyczajnej Prokuratora Generalnego wobec sędziego Waldemara Żurka, najbardziej prześladowanego sędziego w Polsce do czasu rozpoznania skargi Żurka. Sędzia twierdzi, że Izba Kontroli nie gwarantuje prawa do bezstronnego i niezawisłego sądu, właśnie z powodu zasiadania w niej neosędziów nominowanych przez nielegalną neo-KRS.
Tymczasem uchylając niekorzystne dla Marszu Niepodległości orzeczenia sądów, neosędziowie Niczyporuk i Nawrot z Izby Kontroli potwierdzili to, co w skardze nadzwyczajnej napisał prokurator Ziobro:
Zakazując Linusowi Lewandowskiemu zgromadzenia, urząd miasta Warszawa tłumaczył, że orzeczenie SN „eliminuje z obrotu prawnego” orzeczenia sądów z 2021 roku i przywraca do obrotu decyzję wojewody mazowieckiego – czyli Marsz Niepodległości będzie cyklicznym zgromadzeniem do 2023 roku.
Wydawało się, że orzeczenie obsadzonej przez neo-KRS Izby Kontroli Nadzwyczajnej kończy sprawę. Ale aktywista nie dał za wygraną. „Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest sądem – tak stwierdził ETPCz. Nie orzekają w niej sędziowie, tylko neosędziowie. Jej wyroki to nie są wyroki. Organy nie mogą na ich podstawie podejmować żadnych decyzji” – krytykował decyzję UM Warszawy Linus Lewandowski. Z pomocą m.in. Marka Jarockiego – aktywisty i prawnika związanego kiedyś ze Strajkiem Przedsiębiorców – 22 października odwołał się od decyzji miasta do Sądu Okręgowego.
Rozpoczął się maraton sądowy. Rozprawy dotyczące demonstracji muszą odbywać się w terminie 24 h od uzyskania wniosków, więc tempo jest tu błyskawiczne.
Linus Lewandowski uważał, że to „przełomowa decyzja”, która umożliwi podważanie legalności też innych zgromadzeń cyklicznych. „Sąd apelacyjny stwierdził, że decyzję wojewody co do cyklicznych zgromadzeń można kwestionować. I powoływał się na konwencję o ochronie praw człowieka. Pod tym względem można to uznać za przełomową decyzję” uważa radca Kotucha.
Zapytaliśmy aktywistów i prawników związanych z pomocą prawną dla szykanowanych demonstrantów, czy spotkali się dotychczas z decyzją sądu, w której ten, powołując się na m.in. ową konwencję, próbował podważać decyzje wojewody o uczynieniu zgromadzenia cyklicznym, czyli uprzywilejowanym. „Nie przypominam sobie takiego wyroku” – mówił mecenas Jerzy Jurek broniący aktywistów z Lotnej Brygady Opozycji. Małgorzata Nowogońska i Michał Dadlez – aktywiści koordynujący działania dziesiątek prawników w ramach ObyPomocy – też nie kojarzą podobnego rozstrzygnięcia.
Kotucha zwraca uwagę, że Sąd Apelacyjny w Warszawie nie pochylił się nad głównym zarzutem stawianym przez Lewandowskiego, czyli faktem, iż orzeczenie SN wydali neo-sędziowie z Izby Kontroli.
Batalia sądowa nabrała rumieńców. Po stronie Lewandowskiego w Sądzie Okręgowym zasiadł prawnik Urzędu Miejskiego Warszawy i ponownie zaskarżył decyzję wojewody mazowieckiego z 25 X 2021 r., zarzucając, że "została ona wydana z rażącym naruszeniem obowiązujących przepisów prawa materialnego” tj. ustawy o zgromadzeniach – pisał Adam Bieńkowski, radca prawny UM Warszawa.
Wniosek o odsunięcie neo-sędzi Sucheckiej Bartnik został przez Spalińską odrzucony. Powinien być dokładnie oceniony, bo TSUE podważył też prawo ministra sprawiedliwości do delegowania sędziów. Delegacje są sprzeczne z prawem UE – minister może wpływać na takich sędziów i wywierać presję, bo mogą oni być w każdej chwili z delegacji odwołani. Po tym wyroku TSUE można też podważać orzeczenia wydane z udziałem sędziów delegowanych.
Linus Lewandowski chciał złożyć zażalenie i na tę decyzję, ale Spalińska poinformowała go, że zostanie ona przygotowana na piśmie w ciągu siedmiu dni, a potem będzie czekać na uprawomocnienie. Kolejny etap batalii sądowej odbyłby się więc już po... 11 listopada. Linus Lewandowski wycofał w tej sytuacji wniosek i zażalenie.
W trakcie tej rozprawy prawnik Marszu Niepodległości zaprosił lidera Homokomando na zgromadzenie narodowców. „Zapewnił, że na pewno moje życie ani zdrowie nie będzie na nim zagrożone” – relacjonuje Lewandowski.
Suchecka-Bartnik ponownie odrzuciła odwołanie od zakazu zgromadzenia „Niepodległa dla wszystkich” i utrzymała w mocy cykliczność „Marszu Niepodległości”. Lewandowski ponownie się odwołał.
Tak się jednak nie stało. Sąd apelacyjny ograniczył się do tego, by ustalić, czy sąd okręgowy zbadał dochowanie wymogów formalnych w decyzji wojewody mazowieckiego w przedmiocie zgody na cykliczne organizowanie Marszu Niepodległości. „A skoro zbadał formalne przesłanki, więc jest ok – tak można streścić tę decyzję” – uważa Kotucha. Ale dodaje, że „ sąd tutaj umył ręce”. Bo ponownie nie pochylił się nad głównym ich argumentem, że wyrok SN wydała Izba, która „nie jest sądem”.
Według niego fakt, że żaden z sądów nie przychylił się do ich głównego argumentu, oznacza, iż nie uznają one uchwały pełnego składu SN ze stycznia 2020 roku. Uznają za to, iż w obrocie prawnym jest decyzja neo-sędziów z Izby Kontroli. „Nie można powiedzieć obywatelowi, że nie może organizować demonstracji, bo jest tam inne zgromadzenie cykliczne, które zatwierdził sąd, który nie jest sądem” – argumentuje Kotucha.
I dodaje: „Ta sprawa dowodzi, że system ulega skostnieniu”, czyli przeważa „prawo" Ziobry i jego sędziów.
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Sąd Najwyższy
Homokomando
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych
Linus Lewandowski
Marsz Niepodległości
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze