0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Żuchowicz...

Ministra pracy, rodziny i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówi w rozmowie z OKO.press między innymi:

  • Wolałabym, by dyskusja wokół wyborów na prezydenta skoncentrowała się na tym, jak powinna wyglądać prezydentura. Bo powinna wyglądać inaczej – i nie chodzi tylko o zmianę personalną, ta jest oczywista i pewna.
  • Budżet na przyszły rok to jest budżet, w którym wydatki na szeroko rozumianą politykę społeczną są rekordowe. To jest ponad 170 miliardów złotych. To jest duże osiągnięcie. W tym są zagwarantowane środki na największy do tej pory społeczny, socjalny projekt tego rządu, jakim jest renta wdowia. Od stycznia będzie możliwość składania wniosku, a od lipca – wypłaty. Później będzie stopniowy wzrost tego świadczenia.
  • Czy wszystko jest zrealizowane i zaspokojone? Oczywiście, że nie, ale uważam, że ministerstwu i Lewicy dużo się udało wywalczyć, zwłaszcza w warunkach koalicyjnego rządu. Bo przecież nikt nie udaje, że jest to rząd lewicowy – jest wielobarwny.
  • Lewica stoi na stanowisku, że po pierwsze ochrona zdrowia musi być dobrze finansowana, po drugie musi być finansowana sprawiedliwie. To znaczy, że nie może być tak, że nauczycielka, pielęgniarka na etacie w większym stopniu partycypuje w finansowaniu ochrony zdrowia niż informatyk albo prawnik prowadzący kancelarię – przedstawiciele najlepiej opłacanych zawodów. I te dwa założenia są niezmienne.
  • Nie traktuję słów innych polityków jako swoich porażek czy sukcesów. Przekonania premiera Tuska po prostu nie podzielam, uważam, że jest możliwa zmiana prawa aborcyjnego w tej kadencji, a już na 100 proc. możliwa i niezbędna jest o to walka i praca. Godzenie się z faktem ograniczania fundamentalnych praw ponad połowy społeczeństwa nie mieści się w zakresie możliwości, które biorę pod uwagę.

Dziemianowicz-Bąk: Budżet głodzenia? Wydatki na politykę społeczną są rekordowe

Natalia Sawka, Bartosz Kocejko OKO.press: Startuje pani w wyborach na prezydenta?

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej: Nazwisko kandydata Lewicy na prezydenta pojawi się na początku przyszłego roku. I to wszystko w tym temacie. Wolałabym, by dyskusja wokół wyborów na prezydenta skoncentrowała się na tym, jak powinna wyglądać prezydentura. Bo powinna wyglądać inaczej – i nie chodzi tylko o zmianę personalną, ta jest oczywista i pewna.

Nie chodzi też wyłącznie o to, żeby przyszły prezydent nie był z PiS. Chodzi o to, żeby w toku kampanii wybrać osobę, która będzie najpełniej dbała o interesy Polski, która będzie nie tylko stała na straży Konstytucji, ale wypełniała jej ducha – zarówno pod względem praworządności, jak i obrony praw człowieka czy praw, które są w bezpośrednim związku z tym, czym zajmujemy się w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki społecznej, czy które są bliskie Lewicy: prawa do bezpieczeństwa socjalnego, do godnej pracy i płacy, do mieszkania.

Wiele osób zastanawia się, jak to jest z równością płci na Lewicy. Jak zauważa prof. Przemysław Sadura, formacją, na którą głosują młode kobiety, kierują niezbyt młodzi mężczyźni. Kiedy twarzą Lewicy będzie kobieta, a nie Włodzimierz Czarzasty?

Jest mnóstwo kobiet, które są twarzami Lewicy. Szefową klubu parlamentarnego jest kobieta, w rządzie mamy parytetową reprezentację – dwie ministry: Ministerstwo ds. Równości oraz Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki społecznej oraz dwóch ministrów: Ministerstwo Cyfryzacji i Ministerstwo Nauki. Wicemarszałkinią Senatu jest kobieta. Aktywne są nasze posłanki, europosłanki.

Jeśli chodzi władze partii, to temat jest otwarty i zapewne pojawi się w przyszłym roku, podczas kongresu, kiedy będą wybierane władze na kolejną kadencję.

Przeczytaj także:

A pani nie ma ambicji, żeby być we władzach partii?

Mam ambicję, żeby Lewicę wzmacniać. Dziś robię to jako ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, w rządzie, do którego Lewica mnie delegowała i w którym Lewicę reprezentuję. Przyszłość Nowej Lewicy jako partii leży mi na sercu. Chcę, żeby było to silne ugrupowanie, bo partia polityczna to narzędzie do realizacji programu, celów i wartości – a te Lewica reprezentuje najlepsze.

Czy po roku pracy w ministerstwie jest coś, co mogłaby pani jednoznacznie wskazać jako sukces?

Jesteśmy jednym z najbardziej aktywnych i pracowitych resortów, więc tych sukcesów – które, podkreślam, są sukcesami całego ministerialnego zespołu, zarówno kierownictwa, jak i pracowników – jest sporo. Udało się też zrealizować wiele ważnych dla Lewicy projektów.

Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście renta wdowia, największy socjalny projekt tego rządu, który pomoże finansowo milionom seniorów. Ale ważnych rzeczy jest więcej, mniejszych i większych. Rejestr pieczy zastępczej, podniesienie o 100 proc. świadczeń alimentacyjnych, poprawa bezpieczeństwa pracowników, jeśli chodzi o ochronę przed szkodliwymi substancjami, program Aktywny Rodzic i wprowadzenie do niego komponentu żłobkowego, który okazał się najbardziej popularny i szereg innych.

Jeśli miałabym jednak wskazać symboliczny projekt, to jest to projekt ustawy o wydłużeniu urlopów macierzyńskich dla rodziców wcześniaków i chorych noworodków.

Historia tego projektu zaczęła się w grudniu, kiedy objęłam stanowisko w ministerstwie. Po kilku dniach na moim biurku pojawiła się petycja od matek wcześniaków i hospitalizowanych po narodzinach dzieci. Przeczytałam w niej historie matek, których dzieci urodziły się przedwcześnie, które czuwają przy inkubatorze, walcząc o życie i zdrowie swoich maluchów, które czasem tygodniami, czy nawet miesiącami przebywają w szpitalu – i które w tym czasie tracą urlop macierzyński. Kiedy w końcu ze szpitala z dzieckiem wychodzą, ich urlop się kończy. Nie mają czasu, by nawiązać więź z dzieckiem, poczuć bliskość i zbudować relację. Zobaczyłam w tych historiach ogromną niesprawiedliwość.

I co z tym pani zrobiła?

Początkowo, zawarta w petycji prośba dotyczyła wprowadzenia możliwości przerwania biegu urlopu macierzyńskiego na czas hospitalizacji dziecka. Ale takie rozwiązanie byłoby trudne do wdrożenia i potencjalnie niebezpieczne, ponieważ mogłoby osłabić nieprzerwalność urlopu macierzyńskiego. To uprawnienie kobiety, by po porodzie miała czas na regenerację, jest niezwykle ważne i nie powinno być naruszane.

Zamiast jednak odpowiadać, że się nie da, znaleźliśmy alternatywę. Zamiast przerywania urlopu, zaproponowaliśmy, by za każdy tydzień hospitalizacji dziecka matka miała możliwość „odzyskania” takiego samego czasu na urlopie macierzyńskim. Wspólnie z sygnatariuszami petycji powołaliśmy specjalny zespół roboczy i zaczęliśmy pracę nad odpowiednimi przepisami, analizując przy tym, jak podobne kwestie są regulowane w innych krajach. Prace od początku do końca toczyły się wspólnie z autorkami petycji i z zaproszonymi ekspertami. I taka forma okazała się dla projektu bardzo cenna, bo dzięki niej w trakcie prac uzupełniliśmy projekt o ważne elementy.

Podczas dyskusji z neonatologami dostrzegliśmy na przykład, że obok wcześniaków i dzieci hospitalizowanych po urodzeniu istnieje jeszcze jedna grupa, tzw. skrajnych wcześniaków – czyli dzieci rodzących się na granicy przeżywalności. Dla nich i ich rodziców przygotowaliśmy zatem szczególne rozwiązania, nawet do 15 tygodni dodatkowego urlopu. Projekt został już przyjęty przez Radę Ministrów, trafił do Sejmu i mam nadzieję, że jeszcze w listopadzie zostanie przyjęty.

Spójrzmy na inne sprawy, którymi zajmuje się Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Trwa dyskusja o budżecie na 2025 rok. Lider partii Razem Adrian Zandberg nazwał go budżetem „głodzenia budżetówki i usług publicznych”.

Budżet na przyszły rok to jest budżet, w którym wydatki na szeroko rozumianą politykę społeczną są rekordowe. To jest ponad 170 miliardów złotych.

To jest duże osiągnięcie. W tym są zagwarantowane środki na największy do tej pory społeczny, socjalny projekt tego rządu, jakim jest renta wdowia. Od stycznia 2025 będzie możliwość składania wniosku, a od lipca – wypłaty. Później będzie stopniowy wzrost tego świadczenia.

Jest zwiększenie wynagrodzeń dla pracowników pomocy społecznej, pieczy zastępczej, opieki nad dziećmi. Mowa tutaj o pracownikach samorządu terytorialnego.

W odróżnieniu od poprzednich rządów nie umyliśmy rąk, nie powiedzieliśmy „rozmawiajcie z samorządami”, tylko zaczęliśmy szukać pieniędzy w budżecie.

Rozmowa z premierem zaczęła się od grupy 20 tys. pracowników socjalnych, czyli bardzo wąskiej grupy pracowników systemu pomocy społecznej. Udało się wywalczyć środki dla blisko 200 tys. osób. W budżecie są zabezpieczone środki na wzrost o 100 proc. świadczeń alimentacyjnych z Funduszu Alimentacyjnego. Na wzrost, wyższy niż pierwotnie zakładano, płacy minimalnej. Na wspomniane wcześniej dłuższe urlopy dla rodziców wcześniaków. Wymieniam tu wyłącznie środki na politykę społeczną, za którą ja odpowiadam. A przecież są jeszcze inne obszary.

Czy wszystko jest zrealizowane i zaspokojone? Oczywiście, że nie, ale uważam, że ministerstwu i Lewicy dużo się udało wywalczyć, zwłaszcza w warunkach koalicyjnego rządu. Bo przecież nikt nie udaje, że jest to rząd lewicowy – jest wielobarwny.

Mamy też jednak pracowników państwowej sfery budżetowej i nauczycieli. W budżecie na 2025 rok przewidziano dla nich 5-procentowe podwyżki. To jest mniej, niż proponowali nawet pracodawcy w Radzie Dialogu Społecznego, już nie mówiąc o związkach zawodowych, które chciały minimum 15 proc.

I mniej niż proponowałam jako lewicowa ministra, bo moje stanowisko było takie, że ten wzrost powinien wynosić tyle, ile wzrost płacy minimalnej, czyli ok. 7,6 proc. Uważam, że jeżeli chcemy walczyć – a powinniśmy walczyć – ze spłaszczeniem wynagrodzeń, to te wzrosty powinny być podobne.

Natomiast przyjęta przez rząd argumentacja Ministerstwa Finansów była taka, że w 2024 roku był skokowy wzrost wynagrodzeń w budżetówce, o 20 proc. jeżeli chodzi o państwową sferę budżetową, o 30 proc., a czasami 33 proc. jeżeli chodzi o nauczycieli. I teraz najważniejsze jest utrzymanie wzrostu gwarantującego nadążanie za inflacją, a w kolejnych latach będziemy rozmawiać o tym, co dalej.

Rozumiem, że nie do każdego te argumenty muszą przemawiać, ale jednocześnie bądźmy uczciwi – po latach mrożenia płac w budżetówce, wzrost o 20 proc. w jednym roku i podążanie za inflacją w kolejnym ciężko nazwać głodzeniem.

Wolę naprawiać i udoskonalać, a nie wyrzucać do kosza coś, na co ludzie czekają

À propos mrożenia – właśnie to stało się z zasiłkami rodzinnymi, czyli świadczeniami dla szczególnie potrzebujących rodzin. One nie zmieniają się od 2016 roku. Tymczasem w ubiegłym roku mieliśmy szokujący wzrost liczby dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie – według szacunków EAPN Polska było ich ponad pół miliona. Obecny rząd podjął jednak decyzję o dalszym mrożeniu świadczeń i kryteriów dochodowych przy zasiłkach rodzinnych. Jak w ogóle mogło do tego dojść? Dlaczego nie podniesiono tych niskich kwot?

Największym problemem w kwestii walki z ubóstwem, jaki zastaliśmy, były zbyt niskie świadczenia z pomocy społecznej. Zasiłki i progi były nieweryfikowane, niepodnoszone przez ostatnie trzy lata, bo – zgodnie z obecnym prawem, które chcemy zmienić – rząd PiS nie miał obowiązku, żeby waloryzować te świadczenia. Miał taką możliwość, mógł to zrobić, ale nie zrobił. My skokowego wzrostu dokonaliśmy po objęciu władzy, ale oczywiście w pełni nadrobić 3 lata zamrożenia świadczeń, podczas których wydarzyła się i pandemia, i wojna w Ukrainie i galopująca inflacja, nie jest łatwo.

Dlatego chcemy zmienić prawo i wprowadzić obowiązkową, coroczną weryfikację – żeby żaden rząd nie mógł przespać trzech trudnych lat i zapomnieć o ludziach korzystających z pomocy społecznej. Nad tą zmianą i reformą systemu pomocy społecznej pracuje i czuwa wiceministra Katarzyna Nowakowska wraz ze specjalnie powołanym zespołem ekspertów, którzy rozumieją jak wrażliwy i istotny jest to obszar.

Za politykę rodzinną, za świadczenia rodzinne odpowiada z kolei wiceministra Aleksandra Gajewska. Kilka miesięcy temu miałyśmy z panią wiceminister rozmowę na temat tego, co z tymi świadczeniami zrobić. Pani minister przekonała mnie, że trzeba je zreformować. Zamiast drobnych, pojedynczych, skromnych działań i rozproszenia tych świadczeń, trzeba dokonać systemowej reformy. Tak, żeby system pomocy społecznej i system świadczeń rodzinnych to były spójne systemy. Bo to nie o to chodzi, żebyśmy mnożyli liczbę drobnych, małych, skromnych świadczeń i żeby osoba czy rodzina w potrzebie musiała sobie sztukować tutaj z jednego funduszu, tu z drugiego, tutaj z tego systemu, tutaj z tamtego. Tylko żeby jej potrzeby bytowe i życiowe były zabezpieczone, a wsparcie było łatwo dostępne i przejrzyste.

I temu ma służyć reforma systemu świadczeń rodzinnych, równoległa i spójna z reformą systemu pomocy społecznej.

Kiedy będą wyniki tych prac?

Oczekuję od obu pań minister, że zobaczę efekty prac ich zespołów w przyszłym roku, tak, żeby rozpocząć proces legislacyjny. To wymaga czasu i wymaga pracy. Ale musi zostać w końcu, po latach zaniedbań, zrobione.

W umowie koalicyjnej zadeklarowaliście wprowadzenie innego wielkiego projektu – asystencji osobistej. Ze środowiska osób z niepełnosprawnościami słychać dziś głosy dużego rozczarowania: miało być szybko, a minął rok od wyborów i wygląda na to, że niewiele się wydarzyło. Co się dzieje z tym projektem? Gdzie go można zobaczyć?

Projekt został przygotowany przez pełnomocnika ds. osób niepełnosprawnych Łukasza Krasonia, który jest jednocześnie sekretarzem stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Pełnomocnik już na etapie przygotowań korzystał nie tylko z własnej wiedzy, własnych doświadczeń, ale także był w stałym kontakcie ze środowiskami osób z niepełnosprawnościami. Wczesnym latem zakończyliśmy pracę nad tym projektem w resorcie i zgłosiłam wniosek do wykazu prac legislacyjnych rządu. Ponieważ jest to projekt wynikający z umowy koalicyjnej, niezwykle ważny społecznie, a jednocześnie doniosły w skutki finansowe, odbyły się w jego sprawie dwa spotkania Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.

Rozmowa dotyczyła głównie dwóch kwestii. Pierwsza to kwestia finansowa, kwestia skutków finansowych, terminów wdrożenia. Kwestii technicznych: ile czasu jest potrzebne do przygotowania odpowiednich systemów. Ile czasu jest potrzebne po to, żeby była możliwość wykształcenia czy uzupełnienia kadr. Żebyśmy nie znaleźli się w sytuacji, w której, kiedy wprowadzimy ustawę o asystencji, znikają nam na przykład pracownicy socjalni.

I jest także kwestia widzenia się systemu asystencji z systemem wsparcia osób starszych. Czyli bonem senioralnym, za który odpowiedzialna jest ministra ds. polityki senioralnej Marzena Okła-Drewnowicz. Chodzi o to, żeby asystencja osób z niepełnosprawnościami była rzeczywiście dla osób z niepełnosprawnościami, a osoby starsze miały niezależnie wsparcie. Obie te grupy muszą być w sensie systemowym zaopiekowane, nie powinny ze sobą konkurować.

Nasza praca, zarówno ministerstwa, jak i pełnomocnika została wykonana, projekt jest gotowy, został zgłoszony i czeka na przeprocedowanie przez rząd, a następnie przez parlament. Harmonogram tego pierwszego etapu zależy od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, drugiego od marszałków Sejmu i Senatu.

Jest też projekt prezydencki.

Ostro krytykowany przez stronę społeczną.

Koalicja się nim nie zajmie?

O to, żeby się tym projektem nie zajmować, apelują przede wszystkim osoby z niepełnosprawnościami. Mimo że do pana prezydenta płynęły stanowiska, uwagi, że były jakieś próby podjęcia dialogu – one nie znalazły odzwierciedlenia w samym tekście ustawy.

Co jest nie tak z tym projektem?

To nie są zarzuty moje czy pełnomocnika, ale samych osób z niepełnosprawnościami. Chodzi o to, że pozbawia się te osoby możliwości wskazania takiego asystenta, np. osoby, która od lat zajmuje się osobą z niepełnosprawnością, czy ją wspiera – ta ustawa nie przewiduje takiej możliwości. Nie przewiduje się możliwości asystenta dla osób niepełnoletnich, dla młodzieży, co też nie jest zgodne ani z tym kierunkiem konwencyjnym, ani z oczekiwaniami strony społecznej.

Na te wszystkie problemy są odpowiedzi w ustawie przygotowanej przez nas. Obok tego są prowadzone konkretne działania – ale też rozmowy o tym, żeby te działania jak najbardziej rozszerzyć – z nadzorowanym przez ministerstwo PFRON-em, który prowadzi pilotażowe programy dotyczące asystencji. Ponieważ cieszą się one dużą popularnością, rozmawiamy o tym, czy i jak można byłoby je poszerzyć.

Uzupełnieniem asystencji miało być uchwalone pod koniec poprzedniej kadencji – przez PiS, ale z poparciem ówczesnej opozycji – świadczenie wspierające. Teraz okazuje się, że od początku roku do wojewódzkich zespołów do spraw orzekania o niepełnosprawności wpłynęło prawie 400 tys. wniosków o wydanie decyzji ustalającej poziom potrzeby wsparcia, a z tego jakichś 250 tys. wniosków nawet nie ruszono – administracja kompletnie nie daje rady. W efekcie świadczenie otrzymuje dziś niewielka część osób, które już powinny je otrzymywać. Skąd ta katastrofa?

Z nieprzygotowania tej reformy. Ustawa o świadczeniu wspierającym została przyjęta przez Sejm poprzedniej kadencji. Już wtedy strona społeczna, ale także my – ówczesna opozycja – alarmowaliśmy, że choć kierunek, cel, idea jest jak najbardziej słuszna, to system niekoniecznie jest przygotowany, że będą opóźnienia.

I co się wydarzyło? Dokładnie to, przed czym przestrzegaliśmy. Tworzą się kolejki. My działamy, żeby je ograniczyć – nie zamierzamy umywać rąk i mówić “wina poprzedników, nic nam do tego”. Tak, wina poprzedników, ale to my musimy ratować ludzi przed jej skutkami. Kiedy objęłam ministerstwo, spotkałam się z takimi głosami, żeby wejście w życie świadczenia wspierającego zatrzymać lub nawet cofnąć. Nie zgodziłam się na to, bo wiem, że osoby z niepełnosprawnościami bardzo oczekiwały na wsparcie. Dlatego walczymy, żeby naprawiać ten system podczas jego pracy.

Zabezpieczyliśmy dodatkowe środki na to, żeby wzmocnić te zespoły, które wydają oceny. Usprawniliśmy procedury. Jesteśmy w stałym kontakcie z samorządami, które także wdrażają usprawnienia. Idzie to tak, jak idzie, bo potężna reforma została bez odpowiedniego przygotowania wprowadzona. Ale to świadczenie jest wypłacane, jednak konkretne osoby mogą na nie liczyć i będzie coraz lepiej, będzie to szło coraz sprawniej. W międzyczasie osoby oczekujące mogą korzystać ze starego systemu. Czy odroczenie świadczenia wspierającego rok temu byłoby lepszą decyzja? Moim zdaniem nie. Ja wolę naprawiać i udoskonalać, a nie wyrzucać do kosza coś, na co ludzie czekają.

Lewica nie zamierza kapitulować

Nie znika temat obniżenia składki zdrowotnej dla samozatrudnionych, jeden z gorętszych sporów w koalicji rządzącej od początku kadencji. Wydawało się, że na razie nic się nie zmieni, ale minister Domański zapowiada dalsze rozmowy.

Lewica stoi na stanowisku, że po pierwsze ochrona zdrowia musi być dobrze finansowana, po drugie musi być finansowana sprawiedliwie. To znaczy, że nie może być tak, że nauczycielka, pielęgniarka na etacie w większym stopniu partycypuje w finansowaniu ochrony zdrowia niż informatyk albo prawnik prowadzący kancelarię – przedstawiciele najlepiej opłacanych zawodów.

I te dwa założenia są niezmienne, jeżeli chodzi o Lewicę.

Co oczywiście nie znaczy, że o uporządkowaniu systemu składki zdrowotnej nie chcemy rozmawiać. Chcemy i mamy efekty tej rozmowy. Mamy kompromisy, które zostały wypracowane przy pełnym poparciu, a wręcz zaangażowaniu Lewicy.

Czyli na przykład wycofanie się ze składki zdrowotnej od sprzedaży środków trwałych – to był absurd z tzw. polskiego ładu, z którym kończymy.

Pod koniec sierpnia premier Donald Tusk otwarcie przyznał, że „w tej kadencji większości dla legalnej aborcji nie będzie”. Była pani jedną ze współorganizatorek czarnych protestów w czasach rządów PiS – czy słowa Tuska nie są dla pani osobistą porażką?

Nie traktuję słów innych polityków jako swoich porażek czy sukcesów. Przekonania premiera Tuska po prostu nie podzielam, uważam, że jest możliwa zmiana prawa aborcyjnego w tej kadencji, a już na 100 proc. możliwa i niezbędna jest o to walka i praca. Godzenie się z faktem ograniczania fundamentalnych praw ponad połowy społeczeństwa nie mieści się w zakresie możliwości, które biorę pod uwagę. I Lewica nie zamierza w tej sprawie kapitulować. Byłoby nam łatwiej, byłoby szybciej i byłoby skuteczniej, gdybyśmy mieli więcej władzy, ale mamy tyle ile mamy i zrobimy tyle, ile się da, żeby sytuację kobiet w Polsce poprawić.

To co zamierzacie z tym zrobić?

Oczywiście, standardowe działania, takie jak rozmowy, próby przekonania do poparcia projektów, to coś, co robimy na co dzień. Jeśli te metody nie przyniosą efektów, będziemy szukać innych dróg.

Świeckie państwo to jeden z głównych postulatów Lewicy. Brała pani udział w spotkaniach Międzyresortowego Zespołu ds. Funduszu Kościelnego. Dlaczego pieniądze na ten fundusz znalazły się w budżecie?

Spotkania odbyły się dwa, ale my w ministerstwie pracowaliśmy niezależnie od tempa działania zespołu. Jesteśmy gotowi do prezentacji naszej propozycji – która polega na nowym modelu finansowania składek emerytalno-rentowych osób duchownych – rządowi i premierowi. Do likwidacji Funduszu niezbędne są nowe przepisy, a do ich przyjęcia decyzja Rady Ministrów, Parlamentu i prezydenta.

15 października rząd przyjął strategię migracyjną. Pojawia się w niej m.in. możliwość zawieszenia prawa do azylu, co wywołuje ostry sprzeciw obrońców praw człowieka. Ministrowie Lewicy wyrazili zdanie odrębne. Co konkretnie w budzi sprzeciw Lewicy i co będziecie dalej robić w tej sprawie poza wyrażeniem zdań odrębnych?

Zgłosiliśmy zdanie odrębne do jednego elementu, dokładnie do zapowiedzi zawieszenia prawa do azylu. Strategia to dokument kierunkowy, ostatecznie kluczowe będą ustawy ją realizujące. Kiedy będą gotowe, będziemy je analizować, zgłaszać uwagi i decydować o głosowaniach.

Stoimy na stanowisku, że bezpieczeństwo i człowieczeństwo idą w parze, że to, co gwarantuje Konstytucja, musi być zapewnione. I że Polska potrzebuje mądrej polityki migracyjnej. Wyrazem tego przekonania są chociażby dwie ważne ustawy przygotowane w ministerstwie pracy, dotyczące rynku pracy, zatrudnienia cudzoziemców i ochrony polskiego pracownika. Chcemy o migracji, integracji i bezpieczeństwie rozmawiać rzeczowo, spokojnie i w ramach, które wszystkim ustawom nakreśla Konstytucja RP.

;
Na zdjęciu Natalia Sawka
Natalia Sawka

Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.

Na zdjęciu Bartosz Kocejko
Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze