0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Obfitość debat w dobiegającej finału kampanii dostarczyła sporo wiedzy o kandydatach i kandydatkach na urząd prezydenta. Zobaczyliśmy wśród nich specjalistów od odpowiadania na niezadane pytania, flagowych gadżeciarzy, uzależnionych od telefonu recenzentów oraz rodzimych Russlandversteherów i ksenofobów. A w finale mogliśmy docenić debatowych maratończyków, usiłujących utrzymać nerwy na wodzy w kolejnej godzinie dyskusji.

O ile, jak wskazują badania, przyzwyczailiśmy się sądzić o politykach źle, cztery prezydenckie debaty obnażyły również drugą stronę medalu, czyli miałkość „teoretycznie” moderujących debaty dziennikarzy. Teoretycznie, bo moderowanie, które sprowadzone zostaje do przypominania o czasie i tematyce, nie wymaga kompetencji dziennikarskich – równie dobrze zadanie to może wykonać maszyna. Przy braku aktywności prowadzących debaty dziennikarzy – ich rolę podsumował Marek Jakubiak słowami: „Rozumiem, co ja robię, proszę mi nie zwracać uwagi” – kandydaci radzili sobie sami.

Przeczytaj także:

Debaty z czasomierzami

W pierwszej zatem debacie, zorganizowanej przez Telewizję Republika, wPolsce24 i TV Trwam w Końskich, interesującej z powodu karykaturalnie tendencyjnych pytań w duchu TVP z czasów Jacka Kurskiego, pięcioro kandydatów musiało przekrzykiwać widzów zgromadzonych na rynku. Przynajmniej oddawało to nieco ducha amerykańskich otwartych spotkań w „town halls”, czyli lokalnych ratuszach.

W pierwszej zatem debacie, zorganizowanej przez Telewizję Republika, wPolsce24 i TV Trwam w Końskich, interesującej z powodu karykaturalnie tendencyjnych pytań w duchu TVP z czasów Jacka Kurskiego, pięcioro kandydatów musiało przekrzykiwać widzów zgromadzonych na rynku. Przynajmniej oddawało to nieco ducha amerykańskich otwartych spotkań w „town halls”, czyli lokalnych ratuszach.

Kilka godzin później, w debacie organizowanej w tym samym mieście przez sztab Rafała Trzaskowskiego, z niejasnym udziałem publicznego nadawcy (a także prywatnych stacji TVN i Polsat) kandydaci musieli sami wywalczyć swoją obecność. Z prywatnymi kanałami telewizyjnymi kandydaci mogą negocjować, jak chcą, ale TVP ma obowiązek zapewnić dostęp wszystkim pretendującym do urzędu prezydenta.

;
Na zdjęciu Helena Chmielewska-Szlajfer
Helena Chmielewska-Szlajfer

Socjolożka, adiunktka w Akademii Leona Koźmińskiego, Visiting Fellow w London School of Economics and Political Science, doktorat obroniła w The New School for Social Research. Autorka m.in. „Reshaping Poland’s Community after Communism: Ordinary Celebrations" (Palgrave 2019) oraz „(Not) Kidding: Politics in Online Tabloids" (Brill, w druku). Bada codzienne praktyki demokratyczne oraz politykę w internetowych tabloidach w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Komentarze