0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Lukasz Antczak / Agencja GazetaLukasz Antczak / Age...

Co zrobić z prezydenckim głosowaniem pocztowym, które PiS planuje na 10 maja? Wziąć udział w wyborach przeprowadzonych z pogwałceniem demokratycznych reguł, czy bojkotować to ułomne głosowanie? Takie pytanie zadaliśmy szanowanym uczestnikom i uczestniczkom polskiego życia publicznego. Poniżej publikujemy odpowiedź Ryszarda Wojtkowskiego*. Wcześniej zamieściliśmy głosy prezydenta Bronisława Komorowskiego, prof. Krystyny Skarżyńskiej, Tomasza Stawiszyńskiego, prof. Andrzeja Rycharda, Agnieszki Graff i Magdaleny Staroszczyk, sędziego Jerzego Stępnia, Adama Wajraka, Katarzyny Jagiełło, prof. Jerzego Zajadły i Ryszarda Wojtkowskiego.

Kończymy nasz cykl tekstem Elżbiety Podleśnej, bohaterki wielu tekstów OKO.press, psycholożki, aktywistki feministycznej i równościowej, która - jak sama się przedstawia - jest w opozycji do wszystkiego, co opresyjne i niedemokratyczne.

Nie chcę wkraczać w cudze domeny, doskonałe analizy prawne przedstawili - prof. Łętowska, prof. Płatek czy inicjatywa Wolne Sądy. Streszczając moje nastawienie do przedsięwzięcia, które ma być realizowane któregoś tam maja – 10, 17 czy 23, obojętne – w bliżej nieokreślony sposób, na bliżej nieokreślonych podstawach, skupię się głównie na wymiarze ludzkim.

Wybór to prawo i wolność

Wybór kojarzy mi się nierozdzielnie z prawem i wolnością, zrośniętymi ze sobą i wzajemnie się przenikającymi. Mogę wybrać.

Ludzie, którym odmawia się możliwości wyboru, przestają być wolni. Stają się po-wolni, wypełniają czyjeś założenia, scenariusze czy wręcz nakazy. Zostają pozbawieni prawa wyrażenia swojej woli. Prędzej czy później, bardziej czy mniej dosłownie, przemieniają się w nie-wolników.

Jeśli rzeczywiście mam wybór, to tylko ode mnie zależy, co wybiorę. Inni ludzie mogą na mnie próbować wpływać, ale wybór jest ostatecznie aktem jednostkowym i samodzielnym, w swojej istocie – głęboko po ludzku samotnym. Bo to mój wybór, moje autorstwo, moje sprawstwo.

A jeśli sprawstwo, to wybór winien oznaczać też sprawczość. Wybierając – wpływam na rzeczywistość, w której uczestniczę. Kształtuję ją. Mój wybór jakoś się na niej odciska, zostawia ślad. Mój wybór wpływa też nieodzownie na mnie, bo to ja będę żyć w rzeczywistości, którą moim wyborem współtworzę.

Wybór jest też często dylematem, stąd wymaga rozwagi i namysłu. Ażeby wybrać dobrze, muszę mieć dobre rozeznanie, czyli wiedzieć, między czym a czym wybieram. Co dla mnie będzie potencjalnie dobre, a co mi nie odpowiada i co należy poprzez wybór wyeliminować.

Muszę też choćby w zarysie przewidywać konsekwencje mojego wyboru. Nie działać na ślepo. Mieć czas i przestrzeń na ocenę i namysł. Tylko wtedy wybieram świadomie, na podstawie danych, a nie niejasnych przeczuć czy cudzych sugestii.

Wybór to ryzyko. Zawsze powiązany jest z jakąś dozą niepewności, ma w swój mechanizm wpisaną możliwość pomyłki, rozczarowania. Możliwość oszacowania tego ryzyka i określenia, jaki jego poziom jest dla mnie graniczny, odróżnia wybór od czystego hazardu.

Wybór w końcu powiązany jest z takimi fundamentalnymi wartościami, jak godność i szacunek. Respektując moje prawo do wyboru, drugi człowiek przyznaje, że to, co myślę, czuję, czego pragnę, jako równie ważne jak to, co myśli, czuje i pragnie on sam. Daje mi przestrzeń do podjęcia decyzji, nawet jeśli będzie ona odmienna od jego przekonań i jego rozeznania. A ja jestem mu winna dokładnie to samo.

Słowo „wybory” oznacza nie tylko sumę wyborów pojedynczych. Oznacza również, że ten akt wpływać będzie na liczne sfery życia, mojego i innych. Dokonam nie tylko wyboru danej osoby czy osób, ale także, zakreślając jedną kratkę, podejmę życiowe decyzje w zakresie kompetencji, jakie danej osobie czy osobom przysługują.

W tym sensie mój udział w wyborach jest odpowiedzialnością, jaką podejmuję wobec samej siebie i wobec innych. Dlatego winnam wybierać dobrze i mądrze, kierując się nie tylko swoim interesem, ale także mając na względzie interes innych, których moja decyzja dotyczy i dotyka.

Wybory użyte przeciw demokracji?

Agnieszka Wierzbicka, prawniczka i działaczka feministyczna, zwraca uwagę na fakt, że sama procedura wyborów wyrasta z demokracji. Jeśli zatem ma się jej użyć przeciw demokracji, mamy do czynienia z czymś głęboko niewłaściwym.

To trwa już od długiego czasu. To używanie demokratycznych narzędzi do utwierdzania dyktatu monopartyjnego. Tłumaczenie postępującego zamordyzmu legitymacją od suwerena. Co z tego, że ostatnie wybory parlamentarne spełniały kryteria konstytucyjne, skoro wybrana w ich wyniku władza na sali sejmowej odbiera głos opozycji.

Przepycha łokciem i kolanem niby to poselskie projekty, proceduje w tempie Useina Bolta, każe głosować poprawki w pakietach uniemożliwiających – znów – jakiekolwiek wyrażenie woli przez posłów niepodporządkowanych Woli Naczelnej?

Sejm stał się sceną teatralną, na której odgrywa się tragifarsę pt. „władza ustawodawcza”. Decyzje i tak zapadają gdzie indziej.

A teraz swoim udziałem w parodii wyborczej, w której nie ma krzty wolności, krzty możliwości wpływu, krzty możności dobrego rozeznania, krzty poszanowania godności ludzkiej, ba – nawet krzty poszanowania ludzkiego życia! – mielibyśmy przyznać, że traktujemy tę parodię poważnie?

W maju nie wygra nie-Duda

Więcej powagi i poszanowania reguł demokratycznych jest w dzielnicowym konkursie piękności, co powinni wziąć do serca kontrkandydaci demokratycznymi się mieniący. Apele o zmagania do końca, o nieoddawanie „wyborów” walkowerem, oznaczają albo uroczą naiwność polityczną (jeśli ktoś uważa, że w maju wygrać może jakikolwiek nie-Duda, jest – powiedzmy – niepoprawnym optymistą), albo ślepe i bezwzględne dążenie do sukcesu po trupach; miejmy nadzieję, że jedynie w przenośni.

Majowe przedsięwzięcie, realizowane w warunkach pandemii, to pozory, nie wybory. Niezgodna z prawem, cyniczna manipulacja, której celem jest odbębnienie jakiejś formy rytuału, rzekomo niezbędnej do klepnięcia władzy dotychczasowego kacyka.

Biorąc udział w tym parademokratycznym, a przy tym żałośnie niezdarnym ceremoniale, skazujemy się zarówno na kacyka, który mimo swojej słabości wygra w każdej majowej formule, jak i na potężnego kaca. Bo kac moralny zawsze towarzyszy przyłożeniu palca do obrazy podstawowych wartości ludzkich.

Udostępnij:

Elżbieta Podleśna

Aktywistka feministyczna i równościowa, w opozycji do wszystkiego, co opresyjne i niedemokratyczne, psycholożka

Komentarze