0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Barbara Seiberl-Starkfot. Barbara Seiberl...

Muszę przyznać, że jest to budujący przykład, który pomaga mi przetrwać w trudnych dla przyrody czasach. Jako współautor książki o łosiu, a jednocześnie zadeklarowany łosiolub, śledzę każdego dnia nowe doniesienia z Czech. Historia Emila jeszcze się nie skończyła, ale już dziś mogę napisać, że w błyskawicznym tempie udzielił mi się ten czeski entuzjazm. A może trafniejsze będzie sformułowanie – Emilomania. Jednym zdaniem – držím palce – czyli trzymam kciuki.

Wiele wskazuje na to, że wędrówka łosia Emila zaczęła się w Polsce, gdzie populacja łosi jest znacznie większa niż u naszych południowych sąsiadów. W Czechach jest szczątkowa, a jedną z kluczowych ostoi tego gatunku jest Park Narodowy Szumawa. To obszar chroniony, który leży tuż przy granicy z Niemcami, na południowym zachodzie Czech.

Przeczytaj także:

Czeskie łosie z polskim rodowodem

Powrót łosi do Czech nie należał do łatwych. Ostatni łoś żyjący w tym kraju został upolowany w 1570 roku na łowisku Děčínský Sněžník w pobliżu miasta Děčín. Przez prawie czterysta lat nie odnotowano obecności łosia na tym terytorium. Było tak aż do 1957 roku. To wtedy otrzymano zgłoszenie o pojawieniu się łosia w pobliżu Litomierzyc, niedaleko wsi Němčí. Był to młody samiec, który przebywał tam całą zimę. Niestety, został upolowany u podnóża Rudaw w 1958 roku.

W kolejnych dekadach, dzięki odbudowie populacji łosia w Polsce, te największe jeleniowate zaczęły pojawiać się w Czechach w regularnie. Mówi się o trzech falach migracji. W pierwszej fali, od 1957 do 1966 roku, w czeskich lasach pojawiały się głównie młode samce. Ich obecność była krótkotrwała i kontynuowały migrację w kierunku zachodnim lub południowo-zachodnim. Nie wiemy, jaki był ich dalszy los.

Łoś Emil budzi sensację

Druga fala zakończyła się pod koniec lat 60. i na początku lat 70. XX wieku i charakteryzowała się wzrostem liczby migrujących łosi, wydłużeniem czasu ich pobytu oraz pojawianiem się osobników obu płci. Był to rezultat powrotu łosia do Polski, gdzie trafiał z Litwy, Białorusi i Ukrainy, wtedy stanowiących część ZSRR. Pamiętajmy, że po drugiej wojnie światowej w Polsce przetrwała jedynie niewielka grupka łosi na biebrzańskich bagnach. Było to jedyne miejsce, gdzie ten gatunek występował nieprzerwanie od wieków, wykorzystując trudno dostępny teren, gdzie mógł schronić się przed polującymi na niego ludźmi. Pozostałe łosie pochodziły z importu. Z łosi przywiezionych z Białorusi zaczęła tworzyć się populacja w Puszczy Kampinowskiej.

Łosie, które przyszły z Polski do Czech zaczęły się rozradzać i stworzyły stałe mikropopulacje. Jedna wybrała okolice miejscowości Třeboň, Jindřichův i Hradec Králové, a druga rejon Lipna, między sztucznym Zbiornikiem Lipnowskim a granicą z Austrią. Od tego czasu łosie zaczęły być widywane częściej, ale z racji niewielkiej liczebności, ich pojawienie się – jak pokazał Emil – za każdym razem budzi sensację.

Łosie z Polski idą na południe

Dziś w Republice Czeskiej łoś jest gatunkiem szczególnie chronionym i uznanym za zagrożony. W latach 80. XX wieku jego liczebność szacowano na maksymalnie 50 osobników. Jednak nigdy nie prowadzono systematycznego, ogólnokrajowego monitoringu, co sprawia, że trudno o precyzyjne dane. Jednak czescy przyrodnicy podkreślają, że odnotowano znaczny spadek tej liczebności.

Głównym przyczynami tego spadku jest do dziś kłusownictwo, śmierć na drogach i liniach kolejowych oraz rozbudowa infrastruktury turystycznej na obszarach, które nie były odwiedzane przez turystów aż do upadku Żelaznej Kurtyny, a położonych w rejonach graniczących z Austrią i Niemcami. To tam do czasu zmian ustrojowych łosie mogły liczyć na spokój.

Nie zmieniło się jedno. Do Czech wciąż napływają łosie z Polski. Ssaki te coraz chętniej wędrują na zachód od Wisły, zasiedlając miejsca, gdzie występowały jeszcze kilkaset la temu. Polska populacja łosi jest obecnie kluczowa dla przetrwania tego gatunku. Dzieje się tak z dwóch powodów. Z jednej strony jest to dramatyczny spadek liczebności tych jeleniowatych w Ukrainie, gdzie kilka lat temu trafiły na czerwoną listę zagrożonych zwierząt. Z drugiej: ze względu na sytuację na Białorusi, gdzie można na nie wciąż polować. Dodatkowo powstał graniczny płot, który teraz uniemożliwia migrację osobników.

Imię podróżnika

Sytuacja polskich łosi jest zupełnie inna niż kilkanaście lat temu, kiedy powstał projekt strategii zarządzania ich populacją. Nie ma już zasilania ze wschodu, a nasz kraj stał się łosiową wyspą w tej części Europy. Przypomina to po części przypadek wilków z naszego kraju, które również powędrowały na zachód Europy, dzięki wprowadzeniu ochrony gatunkowej tych drapieżników i odbudowie ich populacji.

Na to, że Emil mógł przybyć z Polski, wskazują jego pierwsze obserwacje z początku czerwca tego roku z okolic czeskiej Ostrawy, blisko granicy z naszym krajem. Później Emil szedł coraz bardziej na południe. Swoje imię otrzymał po czeskim podróżniku i przyrodniku Emilu Holubie, który żył w XIX wieku. Taki patron idealnie nadawał się dla zwierzęcia, które okazało się niestrudzonym wędrowcem. Co ciekawe, po paru miesiącach czeskie media donosiły o kolejnym młodym łosiu, tym razem na wschodzie kraju.

Czeska Emilomania

W Polsce na łosie się nie poluje z racji obowiązującego moratorium. Kolejne łosiowe pokolenia w sposób naturalny migrują do nowych siedlisk, a w rzeczywistości wracają do swoich historycznych ostoi, gdzie często nie były widywane od wieków. Ten powrót może być różnie odbierany w krajach, gdzie dzikie zwierzęta pojawiają się po stuleciach. Czechy zdecydowanie różnią się w tym ciepłym przyjęciu łosia od sąsiadujących z nimi Austrii i Niemiec. Kiedy Emil opuścił po paru tygodniach gościnne czeskie terytorium, zaczął wędrować po Austrii.

Nie budził już tam takiego entuzjazmu. Na szczęście nikt nie wpadł tam na pomysł, żeby Emila odstrzelić, bo „stanowił zagrożenie” lub „uprzykrzał życie”. Jednak stosunkowo szybko została podjęta decyzja o jego uśpieniu i wysłaniu z powrotem do Czech. Tak też się w końcu stało. Na szczęście dla Emila ta dość stresująca i zawsze obarczona ryzykiem translokacja zakończyła się szczęśliwie. Został wypuszczony w Parku Narodowym Szumawa. Wyposażono go w nadajnik GPS.

Odrodzenie w Szumawie

Szumawa została wybrana z nadzieją, że Emil znajdzie na tym obszarze inne łosie, z lokalnej populacji i może odechce mu się wędrować. Tym bardziej że wciąż jest stosunkowo młodym osobnikiem, patrząc na jego poroże i ma jeszcze przed sobą sporo przygód, a na pewno kilka okresów godowych, kiedy będzie szukał samicy łosia. Potencjalną partnerkę mógłby znaleźć w Szumawie. Jak podkreślał Jan Dvořák z tego parku, to miejsce, które odgrywa w ostatnich dekadach ważną rolę w przywracaniu gatunków, które wcześniej wyginęły:

"Jest to oczywiście wilk, obecnie najczęściej widywany, a także ryś, którego wytępiliśmy, podobnie jak wilka, ale zaczęliśmy przywracać do Szumawy już w latach 80. XX wieku. Jest też bóbr europejski, który również powrócił do Szumawy samodzielnie. Dzięki temu, że w Szumawie pozwalamy przyrodzie swobodnie bytować, gatunki mogą się rozprzestrzeniać”.

Łoś Emil gubi sygnał

Tymczasem wkrótce po wypuszczeniu z nadajnikiem, urządzenie przestało wysyłać sygnał. Na internetowych forach pojawił się niepokój i pytania: Co z Emilem? Gdzie jest? Czy coś się z nim stało? W tym tonie utrzymywała się większość komentarzy pod wpisami dotyczącymi tego łosia. Kluczową rolę w informowaniu o dalszych losach łosia odgrywa morawski oddział czeskiej stacji iRozhlas. Na jej stronach można znaleźć aktualizowaną mapę wędrówki i łosia oraz kolejne doniesienia o dalszym losie Emila.

Na szczęście okazało się, że Emil nie zginął i ma się dobrze, chociaż parę chwil niepewności sprawiło, że czeska opinia publiczna držela palce. Brak informacji był rezultatem problemów z baterią w nadajniku GPS założonym Emilowi. W kolejnych dniach po wypuszczeniu w Szumawie był widziany po stronie niemieckiej. Pojawiły się zdjęcia łosia Emila z kąpieli w zalewie Frauenau na skraju Lasu Bawarskiego. Czeskiemu radiu przekazał je niemiecki turysta, który tak relacjonował to spotkanie: „Na początku myśleliśmy, że to jeleń, ale wydawał się nam duży. Spojrzeliśmy więc przez lornetkę i potwierdziliśmy, że to łoś. Miałem około dwóch, trzech minut na zrobienie zdjęć, po czym łoś zniknął w lesie po drugiej stronie zalewu”.

Emil wraca do Czech

Dziesięć dni później Emil był widziany już w Czechach. Pojawił się w okolicach miejscowości Hartmanice. 12 października był widziany we wsi Keply w górach Szumawa. W sobotę 18 października iRozhlas donosił: „Łoś Emil wczesnym wieczorem w pobliżu miasta Čachrov w regionie Klatovy. Łoś oddalił się od Klatovy i ponownie zbliżył się do Szumawy. Wczesnym rankiem pojawił się w pobliżu Kocourova, po przejściu około dwudziestu kilometrów w ciągu dnia”.

Łoś Emil po powrocie do Czech, fot. Lucie Hájková

Szacuje się, że Emil przeszedł już 900 km, był widziany w czterech krajach i odwiedził przeszło 70 miejscowości. Większość głosów pojawiających się pod kolejnymi wpisami o wędrówkach Emila jest pełna zachwytu nad nowym dzikim mieszkańcem Czech. Z ostatnich informacji wynika, że jest szansa na powrót Emila do Szumawy. Chociaż ten łoś wciąż szuka swojego miejsca, z którego nie będzie dalej migrować.

W mediach społecznościowych już powstała specjalna grupa zrzeszająca łosiolubów z Czech. Patronuje jej Emil. Liczy już grubo ponad sześć tysięcy osób. W jednym z ostatnich wpisów na grupie pojawiło się najnowsze zdjęcie łosia z następującym komentarzem:

„Kolejne piękne zdjęcie łosia Emilka. Pochodzi z Čachrova i ma zaledwie kilka dni. Emilek szedł drogą, stawiając kroki z gracją w biały dzień. Całkowicie spokojny, swobodny, jakby znajdował się gdzieś głęboko w lesie, a nie w zasięgu ludzkich oczu. Emilek jest inny, jest po prostu swój. Może właśnie dlatego udało mu się urzec tak wielu ludzi w różnym wieku i z różnych krajów”.

O czym przypomina nam łoś Emil?

Fenomen, który towarzyszy Emilowi pokazuje, że wciąż są ludzie zachwyceni obecnością dzikich zwierząt. To szczególnie ważne z perspektywy Polski, gdzie wciąż próbuje się przywrócić polowania na te zwierzęta. Przypadek Czech przypominam nam, że łosie są wyjątkowym gatunkiem, niekoniecznie kojarzonym jako najgorszy dopust. Owszem łosi u naszych wschodnich sąsiadów jest wciąż bardzo mało, ale należy też pamiętać, że w Polsce już parokrotnie byliśmy blisko wyginięcia jego populacji, i to w czasie jednego stulecia.

W Polsce łosie również budzą zainteresowanie. Próby wznawiania polowań na łosie za każdym razem budziły potężne protesty społeczne, a pod różnymi petycjami momentalnie podpisywały się dziesiątki tysięcy osób. Jednak wciąż pojawiają się głosy, że łosiami należy „zarządzać” i „gospodarować”. Dziś osoby łosiolubne w Polsce mogą liczyć na zrozumienie i wsparcie, podzielających ich pasję osób z Czech. A to wszystko zawdzięczamy Emilowi.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych, „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej" i "Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana".

Komentarze