0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto ALESSANDRO DELLA VALLE / POOL / AFPFoto ALESSANDRO DELL...

„Jeśli Europa chce przetrwać ekonomiczny wyścig zbrojeń, potrzebuje większej spójności ekonomicznej i społecznej, w tym wspólnej polityki przemysłowej z prawdziwego zdarzenia. W naszym interesie jest, by nowa polityka przemysłowa nie została zaprojektowana bez nas” – piszą Krzysztof Mroczkowski i dr Mateusz Piotrowski ze Stowarzyszenia Pacjent Europa.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

UE musi chronić konkurencję

Suwerenności nie definiuje tylko prawo do działania – ale przede wszystkim moc i umiejętność zmiany losu państwa. W czasach rywalizacji geoekonomicznych bloków Polska musi realizować swoją gospodarczą suwerenność poprzez UE. Ale potrzebuje do tego więcej europrotekcjonizmu.

By przetrwać w rywalizacji z coraz bardziej protekcjonistycznymi Chinami i USA, Europa – i Polska w Europie – musi zdefiniować się jako silny podmiot broniący bezpieczeństwa. Nie tylko bezpieczeństwa militarnego, czy żywnościowego, ale także konkurencyjności swoich przemysłów i poziomu życia swoich mieszkańców.

Wielkim tematem ostatnich wyborów parlamentarnych był Unijny Recovery and Resilience Fund, w Polsce znany jako Krajowy Plan Odbudowy. Recovery and Resilience Fund dla całej EU to łącznie 723 miliardy euro do 2026 roku, z czego niemal 60 miliardów ma trafić do Polski. Obietnica “odblokowania wielkich pieniędzy z KPO” była wymieniana przez wyborców, którzy zdecydowali się oddać głos na (byłą już) opozycję, jako jedna z kluczowych spraw.

Mniej w debacie publicznej mówi się o tym, że pandemia, a potem pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę doprowadziły nie tylko do bezprecedensowej mobilizacji wspólnych funduszy, które trafiły do wszystkich krajów UE, ale także do… poluzowania zasad jednolitego, wspólnego rynku, pozwalając na większą pomoc publiczną rządów narodowych dla narodowych gospodarek. Brzmi nie najgorzej – w końcu wielu wzywa do trzymania się “Europy ojczyzn”.

Problem z perspektywy Polski, Europy Środkowej czy Południowej polega jednak na tym, że gdy do gry wraca narodowy protekcjonizm – wygrywają państwa UE z największymi budżetami i największą “zdolnością kredytową”.

Spośród 672 miliardów euro pomocy publicznej z budżetów państw narodowych, na którą UE pozwoliła w ramach rozszczelnienia wspólnego rynku, aż 356 miliardów euro trafiło od rządu niemieckiego do firm niemieckich, a ponad 160 miliardów od rządu francuskiego do przedsiębiorców francuskich. Jak pokazuje raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego “Pomoc samych Niemiec i Francji [dla swoich gospodarek – M.P., K.M.] stanowiła aż 77 proc. całej notyfikowanej w UE pomocy publicznej dla przedsiębiorstw w okresie od marca 2022 do stycznia 2023”. Mimo że Niemcy i Francja wytwarzają jedynie ok. 44 proc. europejskiego PKB.

Nic dziwnego, że mniejsze państwa – ostatnio ustami Ministra Przemysłu Danii – protestują, bojąc się skutków nierównej konkurencji i odwrotu od wspólnego rynku, na którym zbudowano UE.

Przeczytaj także:

Inwestycje – a nie tylko regulacje

Rzecz w tym, że bez jakiejś formy protekcjonizmu Europa nie poradzi sobie w globalnym wyścigu na nowe (zielone i cyfrowe) technologie z chińskim kapitalizmem państwowym i coraz bardziej protekcjonistycznymi (zarówno pod rządami Trumpa, jak i Bidena) Stanami Zjednoczonymi. Według ośrodka analitycznego BloombergNEF Chiny kontrolują już ponad 80 proc. mocy produkcyjnych w 11 kluczowych sektorach zielonych technologii, w tym w sektorze fotowoltaiki i magazynów energii. Na poważnego konkurenta wyrastają też Indie, kraj o dynamicznie rosnącym PKB i lepszej “piramidzie wieku” niż Chiny.

Jak wskazuje były minister środowiska i dyrektor Instytutu Zielonej Gospodarki Marcin Korolec, “Można więc stwierdzić, że gospodarka europejska jest dziś pod podwójną presją. Z jednej strony najbardziej dynamiczne firmy europejskie rozglądają się za inwestycjami w USA, zaniedbując rynek europejski. Z drugiej obserwujemy nasilającą się presję chińskiego eksportu, który napotykając protekcjonistyczną politykę amerykańską, wlewa się do Europy.”

Największe gospodarki Europy – niemiecka i francuska – bronią się przed tym, dotując swoje własne firmy, osłabiając jednocześnie konkurencyjność krajów takich jak Polska, Włochy, Hiszpania i spójność Unii jako bloku. W tak zorganizowanym wyścigu gospodarczej “Europy ojczyzn” Polska będzie tracić, bo siła naszego “egoizmu narodowego” będzie ekonomicznie zawsze mniejsza niż niemieckiego. A nasza gospodarka, aby się rozwijać i doganiać państwa europejskiego rdzenia potrzebuje “równego boiska dla wszystkich graczy”, czyli jednolitego rynku.

Wybór, przed którym stoimy, to nie – mniej suwerenności wewnątrz UE, albo więcej suwerenności po polexicie tylko: albo narodowy protekcjonizm najsilniejszych, albo wspólny unijny protekcjonizm.

Jeśli Europa chce przetrwać ekonomiczny wyścig zbrojeń, potrzebuje większej spójności ekonomicznej i społecznej, w tym wspólnej polityki przemysłowej z prawdziwego zdarzenia.

W naszym interesie jest, by nowa polityka przemysłowa nie została zaprojektowana bez nas. Europejski Zielony Ład w nowej kadencji Komisji Europejskiej będzie najprawdopodobniej rekonstruowany w kategoriach “zielonych przemysłów”. Ten “reset” EZŁ wydarzy się najpewniej podczas – kluczowej dla całej UE – polskiej prezydencji. Nasza część Europy mogłaby na tym skorzystać. Pod warunkiem, że będzie umiała skutecznie negocjować przesunięcie wyżej w łańcuchach wartości nowych zielonych przemysłów. Po to, by nie powielić mechanizmu znanego z poprzednich programów UE, gdzie dofinansowanie np. w ramach III rundy środków z Funduszu Innowacyjnego na cele niskoemisyjnego przemysłu otrzymało okrągłe 0 projektów z Europy Środkowo-Wschodniej.

Jednym z rozwiązań mogłaby być geograficzna alokacja funduszy – zamiast dotychczasowego systemu znanego z takich programów jak Horyzont, skrojonego pod najbogatsze państwa europejskiego rdzenia – tak, by świadomie przeciwdziałać pogłębianiu nierówności geograficznych rozsadzających UE.

Europa Środkowo-Wschodnia oraz Południowa muszą zadbać, by zielona polityka przemysłowa (łącząca zachowanie pozycji Europy w sektorze produkcji o wysokiej wartości dodanej ze zmierzaniem do celu dekarbonizacji) zrównoważyła nadmierne nierównowagi między europejskimi Południem, Wschodem a bogatą i uprzemysłowioną Północą. Polska, dziś piąta gospodarka Europy, występuje z silniejszej pozycji negocjacyjnej niż kiedyś, a jej “soft power” oraz zdolność do budowania koalicji wzrosła. Pytanie do sterników nadchodzącej polskiej prezydencji brzmi: czy będziemy w końcu umieli tę pozycję negocjacyjną wykorzystać?

Integracja ekonomiczna – zamiast czysto politycznej

Medialno-polityczna rozmowa o integracji europejskiej skupia się na jej stronie politycznej: zmianie sposobu głosowania i ważenia głosów, zniesieniu prawa veta państw narodowych w określonych obszarach. Te postulaty nie budzą entuzjazmu nowego rządu Polski, który obawia się – być może słusznie – że tego rodzaju “centralizm” wzmocni państwa starego, karolińskiego rdzenia UE. I pogłębi antyunijne emocje opinii publicznej, czego zapowiedź widzieliśmy podczas niedawnych protestów rolników.

Jednocześnie bez wzmocnienia wewnętrznej spójności i solidarności, Unia może nie przetrwać nadchodzącego sezonu burz. Co zagraża bezpieczeństwu Polski, która nie może być pewna trwałości i skali amerykańskiego zaangażowania i ochrony naszej części świata.

Nawet jeśli wybory w USA wygra Joe Biden, a nie Donald Trump, Stany Zjednoczone, zwrócone w stronę Chin, zaplątane w konflikt na Bliskim Wschodzie, i przede wszystkim dysponujące ograniczonymi zasobami – będą wymagały od swoich europejskich sojuszników wzięcia większej odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo.

Europejska polityka przemysłowa może być także ważnym instrumentem odbudowy niezbędnego społecznego poparcia dla polityk klimatycznych UE. Nie tylko dlatego, że – podobnie jak amerykańska Inflation Reduction Act – zdefiniuje ochronę klimatu w kategoriach inwestycji, a nie wyłącznie regulacji. Także dlatego, że może poszerzyć bazę poparcia społecznego dla ochrony klimatu poza “klasę laptopową” wielkich miast, tworząc dobre miejsca pracy w regionach, które po upadku żywiących je przemysłów stały się bardziej podatne na hasła antyeuropejskie.

Odejście od prymatu regulacji w stronę prymatu inwestycji wymagałoby jednak podjęcia gry na poziomie narzucanym przez pozostałe bloki polityczno-gospodarcze. Czyli zapewnienia realnego finansowania na europejską (zieloną) reindustrializację. Europejski Fundusz Rozwoju Przemysłu mógłby być, jak proponuje Minister Korolec finansowany na przykład przez europejski dług, który byłby spłacany z nowych dochodów własnych UE lub z budżetów państw członkowskich

Rok decyzji

Jesteśmy u progu formowania się wspólnej odpowiedzi na obecną sytuację. W ciągu najbliższego roku Komisja Europejska (już w nowym składzie) wypracuje szkic wspólnego budżetu, który, jak pokazuje dotychczasowa praktyka szkiców, za kilka lat bez większych modyfikacji stanie się unijnym budżetem kolejnej perspektywy. Polsce potrzebna jest bardziej aktywna polityka Unii (co łączy się z większym budżetem), ale taka, w której udział Polski w dodatkowych korzyściach jest sprawiedliwy. Cel ten podzielać będą inne kraje regionu.

Jednocześnie całej Europie powinno zależeć na utrzymaniu zasadniczo “zielonego” kierunku zmiany, a także rozwiązań chroniących model społeczny Europy i utrzymanie kontynentalnego kapitalizmu w pewnych ryzach. W tej ostatniej kwestii intuicje analityków i ekspertów idą niestety w przeciwną stronę. Dekady presji globalizacyjnej powodowały, iż racjonalnym odruchem reformistycznym w zakresie konkurencyjności było zapewnienie jak największej swobody działania dużemu europejskiemu kapitałowi, aby ulżyć wielkim korporacjom Unii w trudnej konkurencji z amerykańskimi, chińskimi i innymi podmiotami.

Czas powrotu do protekcjonizmu daje Europie ponownie narzędzia do ochrony swojego modelu społecznego.

Aby jednak tak społeczna, jak i ekonomiczna strony równania się spięły, potrzebna jest spójność polityczna Europy pozwalająca na wywalczenie dobrych warunków wymiany w realiach gry wielu bloków ekonomicznych.

Pomysły na większy budżet unijny bądź inne formuły wspólnych wydatków budzą oczywiście na razie duży sprzeciw krajów “oszczędnych”, takich jak Holandia, czy Szwecja. Aby zgodzić się na zwiększenie wspólnego budżetu te, nadal jeszcze nieźle radzące sobie ekonomicznie kraje, potrzebują jasnej wizji długofalowych korzyści. To pokazuje, iż nie tylko Polska miałaby obawy przed większymi wspólnymi wydatkami. Jednocześnie ogromna aktywność, ambicje i wrażliwość na długofalowe zagrożenia dla Europy, jakie wykazuje francuski prezydent Emmanuel Macron, wskazują, iż próba spięcia rozjeżdżających się interesów w jeden wspólny kierunek będzie wkrótce podjęta.

Polska, szczególnie w czasie naszej prezydencji, może zadbać o uwzględnienie interesu naszego regionu. Dzięki temu nowy kierunek Europy, uwzględniający unijne Północ, Południe i Wschód miałby szansę na stabilność w obliczu nadchodzących trudnych czasów.

Pod większym znakiem zapytania stoi to, czy wyobraźni i odpowiedzialności nie zabraknie elitom naszego najbliższego zachodniego sąsiada. Warstwy kierownicze Niemiec pozostają bowiem – wbrew interesom własnego społeczeństwa i wbrew szerszym interesom własnej gospodarki, hamowanej długoletnim brakiem inwestycji w infrastrukturę – niechętne jakimkolwiek deficytom budżetowym.

Józef Piłsudski mawiał, że Polacy chcieliby niepodległości pod warunkiem, że będzie kosztować nie więcej niż dwa grosze i dwie krople krwi. Ekonomicznej suwerenności Europy nie da się zbudować bezkosztowo. Musimy za nią zapłacić długiem i kompromisami, lecz dla tej inwestycji nie ma alternatywy.

;
Krzysztof Mroczkowski

Ekonomista, historyk, menedżer z doświadczeniem w branży fintech, bankowości, produkcji, budownictwie, doradztwie biznesowym i doradztwie politycznym, członek zarządu Stowarzyszenia Pacjent Europa

Mateusz Piotrowski

Działacz społeczny i ekologiczny, politolog, prezes Stowarzyszenia Pacjent Europa

Komentarze