0:00
0:00

0:00

Od piątku 23 września w czterech obwodach wschodniej Ukrainy: na terenie samozwańczych republik ludowych – Donieckiej i Ługańskiej, a także w okupowanych przez Rosjan częściach obwodów chersońskiego i zaporoskiego odbywają się pseudoreferenda, w których mieszkańcy mają zdecydować o przynależności do Ukrainy lub Rosji.

Przeczytaj także:

Szybkie przeprowadzenie referendów i przyłączenie tych terenów do Rosji będzie pretekstem do jeszcze większej eskalacji wojny. Po przyłączeniu tych obwodów do Rosji, Federacja Rosyjska będzie uznawała działania kontrofensywne Ukraińców by wyzwolić te tereny spod okupacji za atak na swoje terytorium.

Eksperci nie mają wątpliwości: Putin przegrywa, a nikt nie jest równie niebezpieczny jak przemocowiec, któremu nie udaje się zdominować ofiary.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Putin i jego „prosty tok rozumowania”

Prezydent Rosji używa kazusu Kosowa jako prawnego uzasadnienia zaboru terenów wschodniej Ukrainy oraz przeprowadzania nielegalnych referendów. Bardzo dokładnie tłumaczył to podczas Wschodniego Forum Ekonomicznego 7 września 2022 roku we Władywostoku. Mówił tak:

„Podzielę się prostym tokiem rozumowania, związanym z prawem międzynarodowym, aby udowodnić słuszność naszych działań.

Karta ONZ zawiera zapis o prawie narodów do samostanowienia. Podczas kryzysu w Kosowie Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że jeśli część terytorium, część kraju, decyduje się ogłosić niepodległość, nie musi prosić rządu centralnego tego kraju o zgodę. Tak było w przypadku Kosowa.

Czy sytuacja z Republiką Doniecką i Republiką Ługańską nie jest taka sama? Jest taka sama. Obie republiki mają prawo do samostanowienia (...), skorzystali z niego i ogłosili niepodległość. Czy mają to prawo na mocy prawa międzynarodowego i karty ONZ? Mają. Prawo to zostało potwierdzone w odpowiednim orzeczeniu Trybunału ONZ w odniesieniu do Kosowa. Kosowo to precedens.

Jeśli mają to prawo i z niego skorzystali, to czy my, lub jakikolwiek inny kraj mamy prawo ich uznać? Mamy, więc uznaliśmy ich. Jeśli ich uznaliśmy, to czy możemy zawrzeć z nimi międzynarodowy traktat o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy? Oczywiście, że możemy. I tak też zrobiliśmy. Ten traktat został ratyfikowany przez parlament Federacji Rosyjskiej i ich parlamenty, a Rosja ma w nim określone zobowiązania, m.in. przychodzi z pomocą, także w przypadku agresji.

W tym przypadku agresja nastąpiła ze strony reżimu kijowskiego, który de facto jest nielegalny, bo objął władzę poprzez zamach stanu.

Dlatego robimy, to co robimy. Czy to jest zgodne z Kartą Narodów Zjednoczonych? Jest. W Karcie ONZ jest artykuł 51, który dotyczy obrony i samoobrony. Jako strona tego traktatu oraz zgodnie z tą klauzulą i tym artykułem KNZ mamy obowiązek udzielenia pomocy naszym sojusznikom. I to właśnie robimy.

Oto prosta linia rozumowania, która jest w pełni zgodna z prawem międzynarodowym. To wszystko”.

Bzdura i celowe nadużycie

Twierdzenie o "precedensie Kosowa" to jeden z najbardziej rozpowszechnionych elementów rosyjskiej dezinformacji na temat wojny w Ukrainie. Ale ze stanem faktycznym nie ma absolutnie nic wspólnego.

Z kilku powodów.

Karta ONZ zawiera zapis o prawie narodów do samostanowienia. Odnośnie Kosowa MTS orzekł, że jeśli część terytorium decyduje się ogłosić niepodległość, nie musi prosić rządu centralnego o zgodę. Sytuacja z Republiką Doniecką i Ługańską jest taka sama.

otwarcie Wschodniego Forum Ekonomicznego,07 września 2022

Sprawdziliśmy

Przypadek Kosowa nijak się ma do przypadku samozwańczych Republik Donieckiej i Ługańskiej, które nie spełniają kryteriów legalności jednostronnej secesji na gruncie prawa międzynarodowego, a Kosowo je spełnia.

Z zagadnieniem tym bardzo sprawnie rozprawia się Tomasz Grzywaczewski w artykule „Ludowe Republiki Donbasu – granice prawa do samostanowienia a fenomen quasi-państw”, opublikowanym w Studiach Prawniczych KUL.

Czym jest prawo do samostanowienia narodów? W jakich sytuacjach jednostronna secesja taka, jak ta dokonana przez separatystów w Doniecku i Ługańsku, może być uznana za legalną?

Prawo narodów do samostanowienia zostało zapisane w art. 1 Karty Narodów Zjednoczonych, w którym mowa jest o celach ONZ. W tej kwestii Putin się nie myli. Artykuł ten mówi, że

„Cele Organizacji Narodów Zjednoczonych są następujące: utrzymać międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo (…), rozwijać pomiędzy narodami przyjazne stosunki oparte na poszanowaniu zasady równouprawnienia i samostanowienia narodów (…), rozwiązywać w drodze współpracy międzynarodowej problemy (…), stanowić ośrodek uzgadniania działalności narodów, zmierzającej do osiągnięcia tych wspólnych celów.

Jednocześnie przyjęte jeszcze wcześniej w 1933 roku podstawowe kryteria państwowości określone w Konwencji z Montevideo o Prawach i Obowiązkach Państw, według których państwo jako podmiot prawa międzynarodowego powinno posiadać stałą ludność, określone terytorium, efektywną władzę i zdolność do wchodzenia w relacje z innymi państwami, wskazują na znaczenie sposobu powstania państwa dla jego uznania.

Otóż za państwo nie może zostać uznany podmiot, który spełnia formalne kryteria (ma ludność, terytorium i władzę), ale powstało na drodze nielegalnego użycia siły, naruszenia prawa do samostanowienia albo w wyniku polityki rasistowskiej.

To odnosiło się do kazusu Rodezji Południowej, pseudo-państwa powołanego przez białą mniejszość sprzeciwiającej się procesowi dekolonizacji.

Początkowo prawo do samostanowienia odnoszono do państw już istniejących. Jednak proces dekolonizacji sprawił, że kwestia ta została uszczegółowiona, bo wiele narodów, które były zdominowane przez potęgi kolonialne, już dysponowały określonym terytorium, zrzucały tylko jarzmo obcej władzy.

W Deklaracji Zgromadzenia Ogólnego w sprawie przyznania niepodległości krajom i narodom kolonialnym stwierdzono: "Wszystkie narody mają prawo do samostanowienia; na mocy tego prawa określają według własnej woli swój status polityczny i swobodnie rozwijają swe życie gospodarcze, społeczne i kulturalne”.

Po dekolonizacji przestały istnieć na świecie ziemie niczyje, cały świat został podzielony pomiędzy suwerenne państwa. Z czasem pojawiły się jednak przypadki chęci odłączenia się od istniejących państwa, a więc jednostronnych secesji naruszających integralność terytorialną państw macierzystych.

Sądy orzekające w takich przypadkach uszczegółowiały więc zakres prawa samostanowienia analizując każdą taką sytuację z osobna.

Jednym z najważniejszych orzeczeń dotyczącym legalności jednostronnej secesji jest to wydane w 1998 roku dotyczące referendum niepodległościowego w prowincji Quebec w Kanadzie.

Sąd Najwyższy Kanady orzekł o nielegalności odłączenia się Quebecu i wskazał na trzy przesłanki, które muszą zaistnieć jednocześnie, by można było uznać jednostronną secesję za legalną. Są to:

  1. Istnienie ludu / narodu przypisanego do określonego terytorium (zgodnie z rozumieniem UNESCO, które wskazuje na kilka elementów charakteryzujących naród: wspólna historia, wspólna tożsamość etniczna lub rasowa, homogeniczność kulturowa, wspólny język, pokrewność religijna lub ideologiczna i zbieżność terytorialna).
  2. Dopuszczanie się przez państwo macierzyste poważnych naruszeń praw człowieka względem przedstawicieli narodu domagającego się secesji (od systemowej dyskryminacji przez stosowanie przemocy i dążenie do eksterminacji).
  3. Brak innej możliwości w prawie krajowym i międzynarodowym wyegzekwowania zaprzestania naruszeń i ochrony tożsamości represjonowanego narodu, co sprawia, że jednostronna secesja jest środkiem jedynym i ostatecznym.

Ten ostatni punkt oznacza, że o legalności secesji możemy mówić wówczas, gdy prawo do samostanowienia nie może zostać zrealizowane w inny sposób, tzn. nie ma możliwości ustanowienia jakiejś formy autonomii dla narodu aspirującego do posiadania własnego państwa.

Jednocześnie bardzo istotnym jest, że zgodnie ze stanowiskiem Komitetu Praw Człowieka ONZ prawo do samostanowienia przysługuje narodom, a nie „mniejszościom narodowym” na danym terytorium.

Grzywaczewski podsumowuje:

„Jednostronna secesja jest potencjalnie dopuszczalna, jeżeli państwo macierzyste dopuszcza się względem swoich obywateli stanowiących odrębny naród poważnych naruszeń praw człowieka i jedyną drogą do powstrzymania tych działań jest zrealizowanie prawa do samostanowienia poprzez utworzenie nowego państwa”.

Co ustalono w sprawie Kosowa

Przywoływane przez Władimira Putina orzeczenie dotyczące Kosowa, a dokładnie opinia doradcza Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z 2010 roku odpowiadała na pytanie: „Czy jednostronna deklaracja niepodległości Tymczasowych Instytucji Samorządowych w Kosowie jest zgodna z prawem międzynarodowym?”.

Zadał je Belgrad, uznając, że jego prowincja, ogłaszając niepodległość, naruszyła integralność terytorialną Serbii.

Trybunał badał sprawę przez wiele miesięcy. Przesłuchano strony konfliktu, a także przedstawicieli 29 państw, w tym Rosji, która Kosowa nie uznała, oraz Stanów Zjednoczonych, pod których dowództwem wojska NATO podjęły interwencje humanitarną bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ. Interwencja miała zakończyć czystki etniczne w Kosowie (fakt, którego błędna interpretacja stanowi punkt wyjścia dla jeszcze innych twierdzeń propagandy Putina, ale to temat na odrębny tekst).

MTS ustalił zaistnienie wszystkich trzech przesłanek wspomnianych w orzeczeniu dotyczącym Quebeku: istnienie narodu, poważne naruszenia praw człowieka, których państwo macierzyste dopuszczało się wobec narodu domagającego się niepodległości, a także ostateczność secesji jako środka do zaniechania naruszeń.

Domagający się niepodległości Albańczycy stanowili większość ludności Kosowa mniej więcej od XVIII wieku. Przez cały XX wiek podejmowali różne działania – zarówno pokojowe, jak i militarne, których celem było uniezależnienie od słowiańskich państw Serbii, Czarnogóry, a następnie Jugosławii.

Serbia prześladowała Albańczyków przez dziesięciolecia, przy czym w latach 90. doszło do wielu zidentyfikowanych i ostatecznie osądzonych aktów zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludności i ludobójstwa.

Wojna w Kosowie rozpoczęła się od pokojowych protestów przeciwko polityce Serbii w sprawie autonomii regionu. Następnie przerodziła się w zbrojne powstanie z utworzeniem Armii Wyzwolenia Kosowa, co spowodowało ekstremalną odpowiedź serbskich władz na czele z prezydentem Slobodanem Miloševiciem.

Jak wynika z raportu Departamentu Stanu USA z maja 1999 roku, od marca 1998 roku serbskie siły wojskowe, paramilitarne i policyjne siłą wypędziły ponad milion Kosowian z ich domów. Siły serbskie dokonywały egzekucji, gwałtów, niszczyły meczety i kościoły, plądrowały i paliły domy i wioski.

To dlatego dowodzone przez USA siły NATO zdecydowała się na rozpoczęcie nalotów pomimo braku zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ.

27 maja 1999 roku Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii postawił w stan oskarżenia prezydenta Serbii Slobodana Miloševicia. Został oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości, ale zmarł w trakcie procesu, w związku z czym wyrok nie został wydany.

W opinii dotyczącej zgodności z prawem międzynarodowym deklaracji niepodległości Kosowa Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ograniczył się do stwierdzenia, że nie istnieje jednoznaczny i generalny zakaz jednostronnego ogłoszenia niepodległości, w związku z czym uznał deklarację za zgodną z prawem międzynarodowym.

Kosowo w 2015 roku zostało uznane przez 108 z 193 państw członkowskich ONZ, obecnie na skutek starań Serbii liczba państw uznających niepodległość Kosowa spadła do 99. Do dziś jednak nie jest uznawane przez Rosję.

Powoływanie się na kazus Kosowa jako usprawiedliwienie działań Federacji Rosyjskiej na Ukrainie wzbudziło zresztą zaniepokojenie Serbii.

Jeszcze w kwietniu Aleksandr Bocan-Charczenko, ambasador Rosji w Serbii, deklarował, że mimo to nic się nie zmienia i Rosja nie ma zamiaru uznać niepodległości Kosowa. To sprawia jednak, że twierdzenia Putina tym bardziej nie mają żadnego sensu.

Jak się ma do tego sytuacja wschodnich obwodów Ukrainy?

Mimo to sprawdźmy.

Czy przeprowadzane w dniach 23 - 27 września 2022 roku referenda, które zdaniem Putina są wyrazem "prawa narodu do samostanowienia" faktycznie mogą być uznane w perspektywie zasad prawa międzynarodowego? Czy powołanie samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej można uznać za legalne?

Aby to ocenić, musimy odpowiedzieć na cztery pytania:

  1. Czy można mówić o odrębnym narodzie na terytoriach objętych referendum?
  2. Czy państwo macierzyste dopuszczało się poważnych naruszeń praw człowieka względem przedstawicieli narodu domagającego się secesji?
  3. Czy jednostronna secesja jest środkiem ostatecznym? Nie ma innych możliwości w prawie krajowym i międzynarodowym wyegzekwowania zaprzestania naruszeń np. poprzez uzyskanie autonomii w ramach państwa macierzystego?
  4. Sposób powstania: czy do secesji nie przyczyniło się nielegalne użycie siły, np. agresja ze strony państwa trzeciego?

Punkt 1.

Spójrzmy tylko na przykład obwodu donieckiego i ługańskiego. Według danych zarządców Ługańskiej Republiki Ludowej na terenie tego obwodu Ukrainy mieszka 1,47 mln Ukraińców, 991 tysięcy Rosjan, 20 tys. Białorusinów oraz kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli innych narodowości.

Nie ma danych dotyczących Donieckiej Republiki Ludowej, a ostatni spis powszechny na Ukrainie pochodzi z 2001 roku. Wówczas odsetek Rosjan w obwodzie donieckim wynosił 38 proc.

To samo dotyczy obwodu chersońskiego i zaporoskiego – tam, jak wynika z danych ostatniego spisu powszechnego Ukrainy odsetek Rosjan wynosił odpowiednio 14,1 i 24,7 proc.

W przypadku tych terytoriów nie można więc mówić o żadnym odrębnym narodzie istniejącym jako wspólnota etniczna ani polityczna, który miałby mieć prawo samostanowienia. Mamy tylko znaczną mniejszość rosyjską.

Uzasadniając prawo odłączenia się od Ukrainy Putin twierdzi, że mieszkańcy tych regionów podejmą samodzielną decyzję o swojej przynależności państwowej w referendum.

Ale prawo do samostanowienia narodów nie polega na tym, że grupa ludzi zamieszkująca dane terytorium ma prawo w ramach referendum arbitralnie postanowić o swojej państwowości. Prawo do samostanowienia jest ściśle określone wspomnianymi już kryteriami.

Punkt 2.

Jak wynika z raportów ONZ nie ma dowodów na żadną systemową dyskryminację mniejszości rosyjskiej na wschodzie Ukrainy. Są za to dowody na naruszenia praw człowieka, których dopuszczali się separatyści od 2014 roku np. wobec jeńców wojennych. Potwierdził to m.in. Ivan Simonović, zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. praw człowieka na konferencji prasowej w grudniu 2014 r.

Oprócz tego jest cała lista zbrodni dokonanych przez żołnierzy rosyjskich i separatystów na terytoriach okupowanych od 24 lutego 2022 roku. Zbiera je np. ten raport Human Rights Watch.

Ponadto UNHCR alarmowało wielokrotnie, że ofiarami konfliktu zbrojnego na terenie wschodniej Ukrainy padają osoby należące do różnych grup etnicznych: Żydzi, Grecy, Ormianie, Tatarzy, Ukraińcy i Rosjanie.

Punkt 3.

Jednostronna secesja w przypadku Republiki Ługańskiej i Donieckiej nie jest ostatecznym i jednym środkiem zaniechania naruszeń, bo po pierwsze żadnych poważnych naruszeń nie stwierdzono, a po drugie w toku rozmów trilateralnych między Ukrainą, separatystami i OBWE, które toczyły się jeszcze w 2014 i w 2015 roku (tuż po tym, jak Donieck i Ługańsk ogłosiły odłączenie się od Ukrainy), Ukraina zaoferowała szereg ustępstw wobec separatystów, na które ci się zgodzili podpisując protokoły mińskie.

Pierwsze protokoły mińskie gwarantowały decentralizację władzy na Ukrainie, nadanie obwodowi donieckiemu i ługańskiemu odrębnego statusu oraz przeprowadzenie przedterminowych wyborów lokalnych.

W związku z tym Rada Najwyższa Ukrainy uchwaliła 16 września 2014 r. ustawę o szczególnym trybie funkcjonowania samorządu terytorialnego w części obwodów donieckiego i ługańskiego, która przewidywała m.in. gwarancje swobodnego używania języka rosyjskiego w życiu publicznym i prywatnym oraz wspieranie jego nauczania, zwiększenie wpływu władz samorządowych na nominacje sędziów i prokuratorów, a także amnestię dla separatystów.

Państwo macierzyste deklarowało więc – celem zażegnania konfliktu i zaprowadzenia pokoju – przyznanie pewnej autonomii obwodom oraz gwarancje poszanowanie mniejszości rosyjskiej. To separatyści nie zdecydowali się jednak przestrzegać realizacji postanowień mińskich nie dotrzymując obowiązku zawieszenia broni.

To nie secesja, lecz agresja

Pozostaje ostatni wątek, pytanie o zaangażowanie obcych sił w destabilizację sytuacji i ogłoszenie secesji. O obecności rosyjskich żołnierzy we wschodniej Ukrainie już w 2014 roku donosiły media oraz ośrodki badawcze. O gromadzeniu sił rosyjskich oraz zbrodniach separatystów we wschodniej Ukrainie donosiła Amnesty International.

Według opublikowanego w marcu 2015 roku raportu brytyjskiego instytutu badawczego Royal United Services Institute for Security and Defence Studies na frontach we wschodniej Ukrainie w ostatnim tygodniu lutego 2015 we wschodniej Ukrainie znajdowało się około 9000 rosyjskich żołnierzy.

4 marca 2015 r. Victoria Nuland, asystent sekretarza stanu USA ds. Europy, występując przed komisją spraw zagranicznych Izby Reprezentantów oświadczyła: „Na Ukrainie są tysiące rosyjskich żołnierzy, a od grudnia Rosja przekazała separatystom czołgi, pojazdy opancerzone i ciężką artylerię”.

"Konflikt, który początkowo miał charakter konfliktu z separatystami domagającymi się secesji, szybko zamienił się w maskowaną agresję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę" – konkluduje Tomasz Grzywaczewski.

Jak widać więc w przypadku terytoriów wschodniej Ukrainy nie da się dowieść legalności jednostronnej secesji na gruncie prawa narodów do samostanowienia.

Z bezprawia nie może wynikać prawo

Referenda na Ukrainie są więc zupełnie nielegalne, co zresztą potwierdza wiele międzynarodowych instytucji. Dokładnie taki sam stan faktyczny wynika z oświadczenia Sojuszu Północnoatlantyckiego, który stwierdził w czwartek 22 września 2022 roku:

„Z całą stanowczością potępiamy plan przeprowadzenia tzw. "referendów" w sprawie przyłączenia do Federacji Rosyjskiej w ukraińskich regionach częściowo kontrolowanych przez rosyjskie wojsko.

Jak potwierdziło Zgromadzenie Ogólne ONZ w rezolucji "Agresja wobec Ukrainy" przyjętej 2 marca 2022 roku, żadne nabycie terytorialne wynikające z groźby lub użycia siły nie będzie uznawane za legalne.

Sojusznicy nie uznali i nigdy nie uznają nielegalnej i bezprawnej aneksji Krymu przez Rosję. Fikcyjne referenda w obwodach donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim Ukrainy nie mają żadnej legitymacji i będą rażącym naruszeniem Karty Narodów Zjednoczonych.

Sojusznicy NATO nie uznają ich nielegalnej i bezprawnej aneksji. Te ziemie należą do Ukrainy. Wzywamy wszystkie państwa do odrzucenia rażących prób podboju terytorialnego przez Rosję. (…)”.

W podobnym tonie utrzymane jest oświadczenie Josepa Borrella, wysokiego przedstawiciela UE ds. zagranicznych, w sprawie nielegalnych "referendów" w Ługańsku, Chersoniu i Doniecku.

"Jest to próba legitymizacji przez Rosję nielegalnej kontroli wojskowej i ma na celu siłową zmianę granic Ukrainy z wyraźnym naruszeniem Karty Narodów Zjednoczonych oraz niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy" – czytamy w oświadczeniu.

"UE zdecydowanie potępia te planowane nielegalne »referenda«, które idą wbrew legalnym i demokratycznie wybranym władzom Ukrainy, naruszają niepodległość, suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy oraz stanowią rażące naruszenie prawa międzynarodowego" – napisał Borrell.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze