Jedną z obietnic Koalicji Obywatelskiej jest likwidacja Funduszu Kościelnego. Politycy jasno deklarowali, że chcą skończyć z finansowaniem Funduszu Kościelnego z budżetu państwa, ale wygląda na to, że do likwidacji na razie nie dojdzie
Według pierwszych zapowiedzi Fundusz Kościelny miał zostać zlikwidowany do końca bieżącego roku. Jednak na stronie resortu finansów w projekcie ustawy budżetowej na 2025 rok zapisano, że prognozowane wydatki na Fundusz Kościelny wyniosą 275 mln 710 tys. zł, czyli około 7 proc. więcej od kwoty, którą Fundusz otrzyma w 2024 roku – 257 mln zł.
Fundusz Kościelny obecnie działa na rzecz ok. 170 Kościołów i innych związków wyznaniowych mających uregulowany status prawny w Rzeczypospolitej Polskiej. Od 2010 roku środki Funduszu Kościelnego przeznaczane były wyłącznie na finansowanie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne duchownych.
Od przejęcia rządów przez PiS Fundusz Kościelny zaczął ponownie dotować działalność charytatywno-opiekuńczą oraz oświatowo-wychowawczą, a także remonty obiektów sakralnych. A jego budżet zaczął puchnąć:
Rok temu tłumaczono, że tak rekordowa kwota wsparcia dla Funduszu Kościelnego miała być spadkiem po rządach Jarosława Kaczyńskiego, ale też efektem podwyżek płacy minimalnej.
Fundusz Kościelny miał być rekompensatą za nieruchomości kościelne przejęte przez państwo w czasach komunizmu.
O likwidacji Funduszu Donald Tusk mówił jeszcze w kampanii przed 15 października. Powtórzył to po zaprzysiężeniu nowego rządu. Międzyresortowym zespołem, który na nowo ma ułożyć finansowanie Kościoła i związków wyznaniowych, kieruje wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz.
Wybranie na przewodniczącego szefa ludowców jest bezpiecznikiem dla koalicji, aby w tej kwestii nie posunąć się zbyt za daleko. W niekomfortowej sytuacji znajdują się politycy Polski 2050, którzy blisko współpracują z PSL-em w ramach koalicji Trzeciej Drogi.
Międzyresortowy zespół, w skład którego wchodzą m.in. ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i minister finansów Andrzej Domański, dotychczas spotkał się dwa razy – pod koniec 2023 roku i 16 sierpnia 2024 roku.
W marcu marszałek Sejmu Szymon Hołownia zlecił Najwyższej Izbie Kontroli przeprowadzenie kontroli finansowania kościołów i innych związków wyznaniowych ze środków publicznych, ze szczególnym uwzględnieniem finansowania Kościoła katolickiego. Chodzi o okres od listopada 2019 roku do listopada 2023 roku.
Rząd Tuska zapowiadał zastąpienie Funduszu Kościelnego dobrowolnym odpisem podatkowym, czyli rozwiązaniem podobnym do znanego od lat odpisu na organizację pożytku publicznego. Wstępne założenia mówią, że może chodzić 0,5 proc. podatku. Drugim rozwiązaniem może być dobrowolna darowizna.
Jak pisała w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk, wyobraźmy sobie reklamę przed „Faktami” w TVN. Skromnie ubrany abp Jędraszewski prosi wiernych, by pamiętali o przekazaniu 0,5 procent podatku na jego kościół. Przedstawia rozliczenia z poprzedniego roku, na co poszły pieniądze wiernych. Żadnych obelg i opowieści o „czerwonej zarazie”.
Donald Tusk w połowie sierpnia przekonywał, że decyzja o finansowaniu kościoła musi być „decyzją wiernych”, by „wszyscy mieli poczucie sprawiedliwości: jedni więzi z Kościołem, a drudzy poczucie, że nie płacą na coś, na co nie chcą płacić pieniędzy".
Premier rządu dodał, że rozwiązania w sprawie Funduszu Kościelnego zostaną przedstawione na wrześniowym posiedzeniu rządu.
Jeszcze na początku sierpnia minister finansów Andrzej Domański mówił, że nie chce zwlekać z pracami dotyczącymi Funduszu Kościelnego.
„Warto zauważyć, że Fundusz Kościelny to 250 mln zł. I z tego Funduszu Kościelnego opłacane są w przeważającej mierze składki osób duchownych, niewielka część tego funduszu jest związana z zabytkami. Więc to jest element systemu [...] i tę kwestię trzeba będzie uregulować” – mówił Domański cytowany przez PAP.
Każda potencjalna zmiana dotycząca Funduszu Kościelnego wymaga zmiany ustawy, którą może zawetować prezydent. Być może dlatego rząd nie spieszy się z przedstawieniem projektu. I zapewne partie koalicji kalkulują, czy przedstawienie takiego projektu przysłuży im się w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Z likwidacją Funduszu Kościelnego może być tak jak z legalną aborcją do 12 tygodnia ciąży czy projektem dotyczącym związków partnerskich — posłowie prace nad zmianami będą odwlekać, dopóki prezydentem jest człowiek PiS.
„Politycy, gdyby chcieli, to mogliby ograniczyć wysokość wydatków na Fundusz Kościelny” – mówi Ignacy Dudkiewicz, redaktor naczelny „Magazynu Kontakt”.
Dudkiewicz wskazuje, że likwidacja Funduszu Kościelnego ma znikome znaczenie finansowe dla Kościoła rzymskokatolickiego. „Te dwieście kilkadziesiąt milionów, o których mówimy w kontekście Funduszu Kościelnego, stanowi jedynie kilka procent całości przepływów finansowych między państwem a Kościołem” – wskazuje ekspert.
„Nawet jeśli rząd zaproponowałby likwidację Funduszu Kościelnego, to dla Kościoła jest to kwestia bardziej symboliczna niż dotycząca fundamentów jego funkcjonowania” – mówi.
"Byłaby to jednak większa rewolucja dla mniejszych wspólnot wyznaniowych”
– tłumaczy i dodaje, że w przypadku Kościoła Prawosławnego czy Kościołów Protestanckich mogą wystąpić trudności z pokryciem kosztów związanych z utrzymaniem zabytkowych świątyń.
Jak mówi w rozmowie z OKO.press dr Michał Zawiślak, adiunkt w Katedrze Prawa Wyznaniowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i autor rozprawy pt. „Fundusz Kościelny w latach 1950-1989. Studium historyczno-prawne”, Fundusz Kościelny od 1989 roku wypłaca środki na dotacje na remonty i konserwacje obiektów sakralnych o wartości zabytkowej dla wszystkich legalnie działających kościołów w Polsce.
„Tryb jest konkursowy, a czas od złożenia wniosku o dotacje do MSWiA do jej otrzymanie wynosi ok. 3-4 lata. Średnia wysokość dotacji to ok. 100 tys. złotych lub mniej. Rozliczania są skrupulatnie sprawdzane przez władze państwowe” – mówi.
Dudkiewicz: „Finansowanie świątyń czy zabytków nie musi iść z Funduszu Kościelnego. Niemniej uważam, że państwo powinno na transparentnych zasadach utrzymywać zabytkowe świątynie, bo jest to kwestia zachowania tkanki kulturowej”.
Ignacy Dudkiewicz zaznacza, że Kościół katolicki w ostatnich latach dostał niemałą kwotę od spółek skarbu państwa i zwraca uwagę, że Naczelna Izba Kontroli ma ograniczone możliwości, by sprawdzić wysokość i przeznaczenie tych kwot.
„Nie wiem, czy państwo polskie jest na to gotowe. Tak naprawdę kwestia Funduszu Kościelnego jest wygodna dla wszystkich: dla koalicji rządzącej, bo pozwala powiedzieć, że coś w tej kwestii robi, a nawet dla biskupów, bo istotna część finansów od państwa pozostaje nienaruszona”.
„Ale to nie rozwiązuje całej sfery nieprzejrzystych, zakulisowych relacji i przepływów finansowych, które dzieją się na linii ministerstw, związków wyznaniowych, spółek skarbu państwa i innych agend rządowych” – dodaje Dudkiewicz.
"Nie ma logicznego ani historycznego uzasadnienia dla utrzymywania Funduszu Kościelnego, bo już dawno temu przestał on mieć związek z tym, do czego został stworzony” – mówi Ignacy Dudkiewicz.
Dr Zawiślak: uważa, że Fundusz Kościelny to relikt PRL-u. Fundusz powstał w 1950 roku na mocy ustawy o przejęciu przez państwo tak zwanych dóbr martwej ręki. Początkowo miał stanowić rekompensatę dla kościołów za przejęte przez państwo nieruchomości ziemskie. Planowano, że z tych nieruchomości zostanie utworzony fundusz majątkowy, a jego dochód miał być dzielony między kościoły proporcjonalnie do wielkości odebranych im terenów.
Prawdziwa skala zagarnięcia tych nieruchomości jest trudna do oszacowania.
"Władze komunistyczne nie dokonały rzetelnego spisu nieruchomości zabranych na podstawie ustawy z 1950 roku. A te ziemie zabierano także wcześniej. Najlepiej byłoby, gdyby kościoły, które utraciły ziemie, przedstawiły dane, które później dałoby się zweryfikować” – wskazuje dr Zawiślak.
Ponad 80 proc. środków Funduszu Kościelnego wydatkowanych jest na składki na ubezpieczenie społeczne i ubezpieczenie zdrowotne osób duchownych.
„Każdy duchowny z dowolnego legalnie zarejestrowanego kościoła, który zgłosi się do ZUS, będzie objęty ubezpieczeniem na koszt państwa poprzez Fundusz Kościelny. Wyznanie wiary nie ma żadnego znaczenia. Dlaczego osoby duchowne mają uprzywilejowaną formę wsparcia składek ZUS, a inni obywatele tego nie mają?” – zastanawia się dr Michał Zawiślak.
„Pytanie o utrzymanie Funduszu jest pytaniem o model ubezpieczenia społecznego osób duchownych” – mówi OKO.press dr Marek Strzała, adiunkt Pracowni Prawa Kościelnego i Wyznaniowego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Badacz podkreśla, że jednym z rozwiązań jest model z Polski międzywojennej, gdzie duchowni nie byli objęci ubezpieczeniami społecznymi, więc nie płacili składek ani nie korzystali ze świadczeń.
„Przeciwnym modelem jest pełne objęcie duchownych ubezpieczeniami społecznymi – emerytalnym, rentowym, chorobowym i wypadkowym, jak pracowników, ale to rodzi pytanie o finansowanie składek. W Polsce składki zależą od pensji i są częściowo opłacane przez pracodawcę, w części przez pracownika” – tłumaczy dr Strzała, dodając, że to nie dotyczy np. osób zakonnych, które nie uzyskują dochodów.
Dr Strzała podkreśla, że duchowni, którzy uzyskują przychody w stosunku pracy, jak np. katecheci, są objęci ubezpieczeniem społecznym i opłacają składki na takich samych zasadach, jak inni pracownicy.
Pozostaje jeszcze kwestia, jak zreformować czy zlikwidować Fundusz Kościelny zgodnie z prawem. "Konstytucja dość jasno określa zasady relacji państwo-Kościół. Jedną z nich jest równouprawnienie kościołów (zakaz dyskryminacji i faworyzowania) oraz zasada dwustronności (czyli wspólnych rozmów między państwem i Kościołem). Tych zasad nie można pominąć” – wskazuje dr Michał Zawiślak.
Dr Michał Zawiślak wskazuje, że w Polsce często przywołuje się jako wzór włoski model. „Polega na tym, że każdy podatnik może przekazać 1,5 proc. swojego podatku dochodowego na wybrany kościół, niezależnie od wyznania. Państwo przekazuje zebrane środki danym kościołom, które muszą je wydatkować na ściśle określone cele, a władze fiskalne kontrolują te wydatki” – mówi i dodaje, że pieniądze te idą głównie na wynagrodzenia dla duchownych.
Ekspert zaznacza, że rozwiązanie, które wprowadzono we Włoszech w 1984 roku, było rewolucyjne, ale przyniosło korzyści w postaci transparentności pracy duchownych oraz ich zarobków. „W Polsce pokrywamy 80 proc. składek na ubezpieczenie społeczne duchownych, podczas gdy we Włoszech duchowni otrzymują z tego systemu miesięczne pensje, których wysokość jest powszechnie znana".
Dr Zawiślak dodaje, że taki system jest „również samowystarczalny”, co oznacza, że środki zebrane od wiernych i sympatyków zawsze wystarczają na potrzeby danego kościoła. „We Włoszech wprowadzono także zmiany wewnątrz kościołów, ujednolicając wynagrodzenia duchownych w całym kraju. Wcześniej ksiądz w Rzymie zarabiał inaczej niż ksiądz w małej parafii na Sycylii. W Polsce w przypadku dużych kościołów wprowadzenie takiej zmiany miałoby charakter równościowy i antydyskryminacyjny, zapobiegałoby zjawisku bogatych i biednych parafii” – tłumaczy.
Prace nad reformą Funduszu Kościelnego nie są niczym nowym.
Poprzedni rząd Donalda Tuska 10 lat temu prawie doprowadził do zastąpienia Funduszu Kościelnego odpisem podatkowym. Prawie, to znaczy, że miał gotowy projekt, przeanalizowany, skonsultowany i przeliczony. Został on skierowany do konsultacji społecznych, ale ostatecznie prace nad nim przerwano.
W 2014 roku rząd umówił się z Kościołem katolickim na odłożenie kwestii do 1 stycznia 2016 roku, uznając, że temat nie powinien być przedmiotem kampanii wyborczej.
Fundusz Kościelny jest sprawą symboliczną, ale dla wielu osób może mieć duże znaczenie w kontekście relacji państwa z Kościołem. Jego reforma to krok ku transparentności publicznych wydatków na związki wyznaniowe w Polsce.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze