0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il.: OKO.press; fot.: Agencja Gazetail.: OKO.press; fot....

Z okazji 8. urodzin OKO.press, które wystartowało 16 czerwca 2016 roku, będziemy przez cały tydzień przypominać wybrane teksty (i filmy) z tych ośmiu lat. Takie, które zmieniły bieg zdarzeń, ale także po prostu teksty wyjątkowo dobre, ciekawe, ważne dla opinii publicznej. Poza tym mamy dla Was w prezencie osiem wybitnych reportaży OKO.press w wersji audio. I cały czas czekamy na Wasze życzenia, liczymy na wskazanie, czego Wy sobie życzycie od OKO.press.

Piotr Pacewicz: „Musicie to w końcu zrozumieć, zamiast przeżywać każdorazowo zaskoczenie. Według Kaczyńskiego, Morawieckiego i spółki, Polakiem jest tylko ten, kto popiera ich politykę i konserwatywną, katolicką ideologię. Kto nie popiera, Polakiem nie jest, a w mocniejszej wersji jest Niemcem” – pisałem 21 lipca 2020 roku demaskując narrację PiS, która po triumfie wyborczym w 2019 roku miała ugruntować panowanie partii na lata.

Trudno było mieć nadzieje na zmianę, kondycja opozycji politycznej była kiepska, społeczeństwo obywatelskie zmęczone protestami. Na szczęście pycha zawsze kroczy przed upadkiem i Jarosław Kaczyński postanowił postawić katolicki stempel na polskim życiu publicznym. Użył Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej do wprowadzenia absurdalnego i okrutnego zakazu aborcji nawet wtedy, gdy wiadomo, że płód obumrze w czasie ciąży, a jeśli nawet dojdzie do porodu, to dziecko umrze w cierpieniach.

Przeczytaj także:

W odpowiedzi dziesiątki, setki tysięcy młodych ludzi, przede wszystkim kobiet i dziewczyn, wyszły na ulice. Doszło do gwałtownego załamania notowań PiS i tych utraconych 10 pkt proc. Kaczyński już nigdy nie odzyskał. Widać to na poniższym animowanym wykresie – to „schodek” między sondażem w kwietniu (39 proc.) i w listopadzie 2020 (29 proc.):

Kobiety rozpoczęły długi marsz, który zakończył się w kolejkach przed lokalami wyborczymi 15 października 2023. „To Polki pogoniły Kaczyńskiego” pisaliśmy analizując, jak głosowały kobiety w porównaniu z mężczyznami.

Ale to wszystko było daleko przed nami, gdy w połowie 2020 roku, przyduszeni trumfem PiS w wyborach do Sejmu (43,6 proc.!), przyglądaliśmy się z przerażeniem, jak puszy się bezwstydny nacjonalizm wykluczający z polskości wszystkich, którzy nie ukorzą się przed władzą Kaczyńskiego.

Warto wrócić do tamtego tekstu, tamtych czasów, ku przestrodze i po to, by zobaczyć, jak blisko byliśmy katastrofy na miarę rządów Orbána na Węgrzech. A teraz, gdy cała Europa powoli skręca w prawo, a w USA grozi recydywa Trumpa, trzeba znowu się mierzyć z populistycznym konserwatywnym nacjonalizmem, w Polsce z obowiązkowym wkładem Kościoła katolickiego. Grozi nam także swego rodzaju prawicowa degeneracja partii centrowego mainstreamu, co widzimy niestety także na przykładzie KO i Donalda Tuska, który ulega szantażom w kwestii Zielonego Ładu, paktu migracyjnego, sprzeciwia się zmianom traktatów w tym broni absurdalnej zasady „liberum veto” w Komisji Europejskiej, a wobec problemów na granicy z Białorusią proponuje narrację, którą określiliśmy jako „wielką wojnę ojczyźnianą” mieszając uchodźców, migrantów, rosyjskie i białoruskie prowokacje z zagrożeniem ze strony Rosji...

Koniec wstępu. A teraz czytajcie ku pamięci i mówiąc żargonem unijnym dla wzmocnienia „demokratycznej odporności (resilience)”.

Jeden Naród, jeden Kościół, jeden Kaczyński. Kto go nie popiera, przestaje być Polakiem [analiza]

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że „jeżeli ktoś uważa, że warto być Polakiem, to musi stać po stronie, która broni tradycyjnych wartości i chce przebudowywać naszą rzeczywistość” wzbudziła nieomal sensację i powszechne oburzenie. Tymczasem jest to od lat filar ideologii PiS, tym razem wyrażony nawet delikatniej niż zdarzało się Kaczyńskiemu i Morawieckiemu.

Wykluczanie „wszystkich innych” z polskości, występuje w narracji PiS w dwóch wersjach: ogólnej i specyficznej. W ogólnej osoby, które nie podzielają konserwatywnych (w wersji wschodnioeuropejskiej) i ultrakatolickich wartości i/lub sprzeciwiają się PiS, po prostu nie są Polakami. W wersji szczególnej – stają się Niemcami (o czym na końcu).

Idąca z Zachodu rewolucja podważyłaby byt państwa i narodu. Na szczęście jest PiS

Niedzielny (19 lipca 2020) wywiad Kaczyńskiego w radiowej Jedynce z cyklu „W otwarte karty” jest 50-minutowym monologiem władcy, który ściszonym głosem dzieli się planami urządzenia Polski.

Rozmówczyni, Małgorzata Raczyńska-Weinsberg jest zaszczycona, że gości na antenie – jak to ujmuje – „architekta dobrej zmiany i człowieka, który zjednoczył prawicę”.

„Wydawało się, że [w wyborach] będzie łatwiej, a tymczasem ostra walka do końca. Za panem ciężki bój, czym jest ten triumf?” – zaczyna pani Małgorzata, w latach 80. maszynistka i spikerka Radia Wolna Europa, za pierwszego PiS dyrektorka TVP 1 (2005-2008), w 2013 roku twarz TV PiS.

Kaczyński definiuje główny podział:

"Starcie cywilizacyjne między tymi, którzy chcą otworzyć Polskę na rewolucję, która odbywa się na Zachodzie i narzucić ją Polakom, a tymi, którzy są na tyle świadomi, żeby wiedzieć, że to niczego dobrego Polsce nie przyniesie. Wręcz przeciwnie, z czasem może wręcz zakwestionować istnienie naszego państwa jako podmiotu mającego jakiekolwiek znaczenie wewnętrzne i zewnętrzne,

a w dłuższej perspektywie nawet byt naszego narodu".

Z tej histerycznej alternatywy: albo Zachód albo polskość (jakbyśmy cofnęli się o trzysta lat do czasów saskich i sporu kontusz kontra frak), płynie wniosek:

„Więc jeżeli ktoś uważa, że warto być Polakiem, to musi stać po stronie, która broni tradycyjnych wartości i chce przebudowywać naszą rzeczywistość, żeby była dużo bardziej sprawiedliwa, choć tutaj nastąpiła znacząca poprawa”.

„Chcemy sprawy posunąć naprzód, bo polskie życie publiczne nie ma jeszcze tego kształtu, który w sposób do końca właściwy służy polskiemu rozwojowi, służy wolności Polaków i jednocześnie służy temu, by (Polacy – red.) stanowili wspólnotę, różniąc się między sobą, tworzyli naród, który potrafi się dobrze usadowić w Europie i świecie na pozycjach dużo lepszych, niż te, które były nam dawane przez dziesięciolecia, a nawet stulecia”.

Kaczyński dodaje jeszcze argument pragmatyczny za poparciem PiS: „Żeby to wszystko, co się wokół nas dzieje, co ma charakter publiczny, było prowadzone w sposób sprawiedliwy i sprawny”.

.

Trump, Orbán, Putin, Erdoğan, Kaczyński

Ten wydawałoby się ekscentryczny pomysł, by identyfikować polskość z własną formacją ideologiczną i polityczną, czy wręcz z samym sobą, jest podejściem typowym dla prawicowych populistów. Zgodnie z analizą politologa Jana Wernera Müllera, rysują oni zasadniczy podział na MY i ONI (zobacz wykład Müllera dla Archiwum Osiatyńskiego z 2018 roku po angielsku lub po polsku, czytaj też analizę PiS jako partii populistycznej i wywiad OKO.press). I głoszą, że MY, i tylko MY, reprezentujemy interesy narodu.

Czterokrotny premier Węgier Viktor Orbán symbolicznie usuwa z przestrzeni narodowej swoich przeciwników czy krytyków. Kiedy śledczy portal Atlatszo.hu (jedno z ostatnich niezależnych mediów) w lipcu 2018 roku zdemaskował „wakacyjny układ” Orbána i rządzącego Fideszu z zaprzyjaźnionymi oligarchami (wspólne wypady samolotem na luksusowy jacht na Morzu Śródziemnym) publikacja została przedstawiona jako polityczny atak, z głównym w propagandzie Orbána wątkiem straszenia uchodźcami.

„Siły proimigracyjne wszczynają kampanię oszczerstw” – głosiły tytuły mediów prorządowych. Atlatszo.hu został nazwany „Kukiełką Sorosa”, która „nie od dziś promuje imigrację”.

Kluczowe było tu nazwisko Sorosa, węgierskiego Żyda i amerykańskiego multimiliardera, który wspiera organizacje prodemokratyczne, m.in. w Europie Wschodniej. Propaganda Orbána przedstawia go jako głównego wroga Węgier („Gazeta Polska” użyła tego samego chwytu, pisząc o portalu OKO.press „Ślepnące OKO utrzymanków Sorosa”).

Popadając w zupełną śmieszność Orbán przedstawił w 2019 roku swoje aspiracje do przywództwa w obronie chrześcijańskiego świata. Ogłosił, że „cała kultura chrześcijańska stała się przedmiotem spójnego ataku„. Oskarżał Zachód: „Europa milczy. Tajemnicza siła zamyka usta europejskim politykom i paraliżuje im ręce, a o prześladowaniu chrześcijan można mówić tylko jako problemie humanitarnym”. Na szczęście jest „węgierski naród i rząd Węgier, które wierzą, że cnoty chrześcijańskie mogą dać pokój i szczęście tym, którzy je praktykują, a także przyczynić się do przetrwania narodów, i dlatego w węgierskiej konstytucji zapisano, że obrona tożsamości i chrześcijańskiej kultury Węgier jest obowiązkiem wszystkich organów państwowych”.

Donald Trump do prawdziwych Amerykanów (real Americans) nie zalicza „socjalistów, wszelkich osób protestujących przeciwko jego władzy, mieszkańców metropolii, a zwłaszcza elit zamieszkujących oba liberalne wybrzeża”.

Prezydent Władimir Putin też jest chodzącym (a nawet walczącym w judo) uosobieniem całości interesów rosyjskich, co sprawia, że jego nieliczni i zmarginalizowani rywale nie mogę ich już reprezentować. Wątpliwości nie pozostawia nazwa partii Putina – Jedna (w znaczeniu Zjednoczona) Rosja.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan wyklucza swych rywali w sposób bardziej bezpośredni niż Kaczyński – zamykając w więzieniach po procesach sądowych, które zachwyciłyby Zbigniewa Ziobrę, ale retoryczna figura jest ta sama: rywal jest obcy, nieturecki i niemoralny.

W wyborach na mera Stambułu w czerwcu 2019 roku przeciwko kandydatowi partii Erdoğana Sprawiedliwość i Rozwój nie dość, że stanął kandydat opozycji Ekrem Imamoğlu, to jeszcze minimalnie wygrał I turę (o 13 tys. głosów).

Erdoğan kazał powtórzyć wybory pod byle pretekstem, a politycy i media władzy rzucili się do ataku. Na Imamoğlu posypała się lawina oskarżeń. Że jest Grekiem z pochodzenia i to ukrywa. Że ma tajne konszachty z Fetullahem Gülenem, żyjącym na emigracji w USA duchownym, znienawidzonym przez Erdoğana, oskarżonym – bez dowodów – o sprawstwo nieudanego zamachu stanu z 2016 roku. Że popiera PKK – terrorystyczną partyzantkę kurdyjską. Że jest bezbożnikiem, który sprowadzi na Stambuł wszystko co niemoralne (a jednak Imamoğlu powtórzone wybory wygrał i to tym razem o setki tysięcy głosów).

U wszystkich pięciu liderów: tureckość, amerykańskość, węgierskość, rosyjskość czy polskość zostały zmonopolizowane przez nich samych i poddane mniej lub bardziej radykalnej kontroli przez służby państwa. Wszyscy odwołują się w argumentacji do ideologii i religii, plotąc androny w atmosferze śmiertelnej narodowej powagi.

List Kaczyńskiego: Grabili Polaków z wykorzystaniem ingerencji zewnętrznej

W ogłoszonym 9 czerwca 2020 sześciostronicowym liście Kaczyńskiego do wyborców PiS OKO.press doliczyło się 56 obelg pod adresem opozycji. Głównym przesłaniem jest właśnie wykluczenie rywali politycznych z narodowej wspólnoty, oskarżenie o kierowanie się nie polskim interesem, działanie na szkodę Polski i Polaków i wspieranie się obcą ingerencją.

Osiem lat rządów PO-PSL zostało przedstawione jako lata de facto okupacji, kiedy „jedynym naprawdę obowiązującym prawem było prawo silniejszego i to zarówno tego z naszego kraju, jak i zewnętrznego”. Kaczyński ściga się sam ze sobą w epitetach o „systemie głęboko niesprawiedliwym, godzącym w interesy milionów Obywateli”, o kraju „bezrobocia, niskich płac, obciążonym ogromną korupcją i przyzwalającym na wyprowadzanie z Polski wielkich środków za granicę”. Władze „grabiły obywateli”.

Tak samo niepolska jest opozycja dzisiaj: „Opozycja totalna nie kryje się z zamiarem obalenia władzy przy pomocy »ulicy i zagranicy«, a więc siłą i z wykorzystaniem ingerencji zewnętrznej”.

Z upodobaniem Kaczyński powtarza słowo „zewnętrzna”, co przypomina propagandę komunistyczną:

„Demokracja musi obejmować sferę porozumienia, zgodę na przestrzeganie prawa, honorowanie wyniku wyborów i elementarnej lojalności wobec narodu i państwa. Kto te zasady odrzuca, staje się siłą antydemokratyczną, antypaństwową, antykonstytucyjną i w istocie zewnętrzną”.

Ta obcość, nie-polskość opozycji pobrzmiewa jak rodzaj obsesji w kolejnym powtórzeniu. Zdrada opozycji ma zarówno wymiar postkomunistyczny, (jakieś„zależności z czasów PRL”), jak i bardziej współczesny („obce siły, gotowe do interwencji”).

„Opozycja dąży do podporządkowania polskich spraw obcym wpływom, chce podtrzymywać pozostałości dawnych zależności z czasu PRL i budować nowe”.

W radiowej Jedynce, Kaczyński opisuje jedynie ogólną regułę, że prawdziwy patriota musi wspierać PiS. List do członków PiS zieje nienawiścią do tych, którzy tego nie rozumieją.

Polska katolicka. Teraz obowiązkowa dla każdego „dobrego Polaka”

Pogłębiona ideologicznie wersja wykluczającej doktryny Kaczyńskiego znalazła najpełniejszy wyraz w kampanii wyborczej do parlamentu we wrześniu 2019. Ten, który „uważa, że warto być Polakiem” został wtedy opisany jako „każdy dobry Polak”.

Kaczyński ogłosił: „Wielką rolę w kształtowaniu i obronie narodu polskiego, także w okresie zniewolenia komunistycznego, odgrywał Kościół katolicki. Chrześcijaństwo jest częścią naszej tożsamości narodowej.

Kościół był i jest głosicielem i dzierżycielem jedynego powszechnie znanego w Polsce systemu wartości”.

To też nie było nowe. Kaczyński niemal słowo w słowo cytował program, z którym PiS szedł na wybory 2015:

„Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.

Kaczyński w programie PiS deklarował obronę Kościoła przed „próbami niszczenia i niesprawiedliwego atakowania”. W 2019 roku poszedł o krok dalej:

„Każdy dobry Polak musi wiedzieć, jaka jest rola Kościoła, musi wiedzieć, że poza nim jest – jeszcze raz to powtarzam – nihilizm. I ten nihilizm my odrzucamy, bo nihilizm niczego nie buduje, nihilizm wszystko niszczy!”.

Wymowa tego fragmentu jest oczywista: Kościół i jego nauczanie staje się obowiązkowe w państwie, jakie projektuje i realizuje PiS.

To nawiązanie do endeckiej tradycji, niemal replika słów Romana Dmowskiego z 1927 roku:

„Mamy w łonie naszego narodu niekatolików, mamy ich wśród najbardziej świadomych i najlepiej spełniających obowiązki polskie członków narodu. Ci wszakże rozumieją, że Polska jest krajem katolickim i postępowanie swoje do tego stosują”.

„Naród polski nie odmawia swoim członkom prawa do wierzenia w co innego, niż wierzą katolicy, do praktykowania innej religii, ale nie przyznaje im prawa do prowadzenia polityki, niezgodnej z charakterem i potrzebami katolickimi narodu, lub przeciw katolickiej (…) katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale tkwi w jej istocie. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu”.

Warto doprecyzować, że Kaczyński, mówiąc o Kościele, opowiada się za najbardziej tradycyjnym, integrystycznym jego nurtem, a ostatnio wybiera na sztandary PiS homofobiczne nauki abp. Marka Jędraszewskiego, któremu „osobiście za nie dziękował". Jak pokazał sondaż OKO.press, elektorat PiS w dwóch trzecich „kupił” ten przekaz i akceptuje słowa o „tęczowej zarazie”.

Morawiecki: nauczcie się polskiego

Morawiecki miał być pragmatyczną twarzą PiS, ale okazał się równie zideologizowany, momentami fanatyczny.

Wczesnym tego wyrazem była wspólna z (nieżyjącym już) Kornelem Morawieckim rodzinna inicjatywa wicemarszałka i wicepremiera: żądanie od Yad Vashem drzewka dla Polski jako kraju Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Ten pomysł z września 2017 pokazał megalomanię narodową, a teza, że cały naród zasłużył na uhonorowanie, obraża zarówno pamięć polskich Sprawiedliwych, jak i żydowskich ofiar Polaków.

Prosząc o wotum zaufania w Sejmie 4 czerwca 2020, premier Morawiecki rzucił cień na polskość opozycji: „Mówicie o nauce obcych języków, nauczcie się jednego, najważniejszego języka: języka polskich interesów. Jak jeździcie za granicę, dbajcie o polskie interesy, a nie walczcie z rządem”. I nie była to tylko niezręczna metafora.

Inna wersja wykluczania: konserwatywna normalność według Morawieckiego

W wygłoszonym w Sejmie 19 listopada 2019 exposé Morawiecki mówił wielokrotnie o normalności. Jego rząd – w odróżnieniu od poprzednich rządów III RP – ma sprawić, żeby w Polsce było „normalnie”. “Normalność+” – ucieszyły się prorządowe media.

Jaka byłaby Polska jako „normalny kraj”?

Nie ma naszej zgody na eksperymenty społeczne i rewolucje ideologiczne. Stawką jest przyszłość naszych dzieci i przyszłość ta powinna spoczywać w rękach rodziców, bo to jest normalność” – ostrzegał Morawiecki. I grzmiał:

„Dzieci są nietykalne. Kto podniesie na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią, odgrodzić od rodziców, kto chce rozbić więzi rodzinne, kto chce bez zaproszenia wejść do szkół i pisać ideologiczne podręczniki, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy, ten chce wywołać w Polsce wojnę kulturową”.

Ale uspokajał: „Nie będzie tej wojny, nie dopuszczę do niej, a jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy, wygra ją rodzina, bo rodzina to wartość arcypolska”.

Normalność to zatem to samo co polskość. W imię obrony tej ostatniej Kaczyński wołał w marcu 2019 „Wara od naszych dzieci”. Zagrożenie dzieci ma być ostatecznym argumentem w wykluczaniu Innych (tak jak w wezwaniach do antysemickich pogromów przerabianie dzieci na macę przez Żydów).

Normalne jest to, co tradycyjnie polskie. Nienormalne jest to, co na Zachodzie, czyli – jak to teraz nazwał Kaczyński – rewolucja. Zachód może był kiedyś „normalny”, ale przestał. Wpadł w sidła ideologii Gender itp.

Morawiecki: „Wyście nie kochali Polski”

Już w debacie nad wotum nieufności dla Beaty Szydło i Elżbiety Rafalskiej 6 czerwca 2018 Mateusz Morawiecki wygarnął opozycji jeszcze wyraźniej, że nie jest polska. Bo szkodziła Polsce i Polakom:

„Szeroko rozumiana polityka społeczna to również obecność państwa tam, gdzie trzeba. I wy zwijaliście to państwo. To była wasza śpiewka, wasza gadka od samego początku. Po co nam to, nie da rady, nie ma mowy” – przedrzeźniał z trybuny sejmowej.

„Oczywiście nie odwołacie pani minister, nie odwołacie pani premier, ale możecie zrobić coś dobrego: odwołajcie swoją politykę antyspołeczną. Odwołajcie tę politykę społeczną i zapraszamy was do naszego obozu”.

Ten fragment jest znamienny. Morawiecki stosuje tu przewrotną retorykę: dezawuuje partnera, symbolicznie go niszczy, a jednocześnie wyciąga rękę do rzekomej narodowej zgody:

„Polska jest jedna, chcemy współpracować z wami. Chcemy współpracować ze wszystkimi dla poprawy losu wszystkich grup społecznych, które były zapomniane w tym waszym modelu neoliberalnym”.

Morawiecki dostrzega wspólną przesłankę działań i zaniechań opozycji. Jest nią brak patriotyzmu, obojętność wobec ojczyzny i jej losów:

„[wyście] nie kochali Polski. Czasami wydaje mi się, że wy tę Europę bardziej kochacie niż Polskę nawet".

Opozycja ma swój port w Berlinie

Sprowokowany komentarzami z sali premier wykazał niepolskość opozycji przy pomocy argumentu gospodarczego. Krytykę budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego przez Rafała Trzaskowskiego uznał za wyraz narodowej zdrady:

„Nie sądziłem, że wasz kandydat na prezydenta Warszawy może na serio tak sobie pomyśleć: Po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro mamy port w Berlinie?”.

I dalej pastwił się nad Trzaskowskim jako – gospodarczo rzecz ujmując – Niemcu. Sam się nakręcał:

„Naprawdę nie sądziłem, wierzcie mi państwo, że ktoś może nie wiedzieć, czy kandyduje na prezydenta Warszawy czy burmistrza Berlina. A może to jest polityka, symptom polityki Platformy Obywatelskiej?

Może właśnie zamiast nowoczesnej Polski, zamiast Centralnego Portu Komunikacyjnego, hubu, wy chcecie właśnie portu w Berlinie i portu we Frankfurcie nad Menem?”.

Tusk jako Niemiec, a nawet Hitler

O ile opozycja bywa niemiecka, to Tusk – zwłaszcza od momentu jak wygrał wybory na przewodniczącego Rady Europejskiej 27:1, co ośmieszyło delegację rządową na czele z premier Beatą Szydło – został po prostu Niemcem. Nawet wyborcy PiS odczuli to jako kompromitację (por. sondaż OKO.press), ale Kaczyński wychwalał Szydło: „Wbrew wszystkim, potrafiła przeciwstawić się wszystkim. Pokazała, że

Donald Tusk nie będzie już w tej chwili mógł funkcjonować z biało-czerwoną flagą,

nie będzie mógł swoich interwencji w polskie sprawy i innych wypowiedzi jakoś łączyć z Polską”.

Szydło stała się tu kwintesencją polskości jako pisowskości, chwilowo przegranej, ale moralnie zwycięskiej.

Skuteczność Niemców, którym służy Tusk, otworzyła przed Polską nieoczekiwaną szansę, by pokazać swą prawdziwą potęgę. Kaczyński opisywał to tak:

„Państwo, które potrafi postawić się wszystkim, także Niemcom, w bardzo ważnej dla nich sprawie, to jest państwo o wysokim statusie. O bardzo wysokim statusie. Być może nikt inny w Europie nie mógłby dziś poważyć się na coś podobnego”.

I dalej: „Beata Szydło się nie gięła, nie kłaniała, tylko z podniesioną głową walczyła o to, co jest najważniejsze. Realizowała misję polskiego męża stanu”. Mąż stanu to osoba, która stawia się Niemcom.

Narracja o niemieckim Tusku jest ważna dla polityki PiS co najmniej od czasu „dziadka z Wehrmachtu” w wyborach prezydenckich 2005 Tusk kontra Lech Kaczyński. Intelektualista obozu władzy, prof. Zdzisław Krasnodębski 5 marca 2017 przesądził sprawę:

„Sądzę, dla jasności sytuacji Donald Tusk powinien przyjąć obywatelstwo niemieckie”.

W czerwcu 2017 Brudziński określił go jako „niemieckie popychle”.

Funkcjonariusze TVP idą w gorliwym zapale jeszcze dalej. Krzysztof Nowina-Konopka, który właśnie dołączył do Komisji Etyki TVP zasłużył się materiałem, w którym próbował skleić w świadomości odbiorców Tuska z Hitlerem i Stalinem. W ocenzurowanej wersji w TVP Info Hitlera jednak wycofano, został Stalin.

Wykluczająca narracja o polskim narodzie i niepolskiej opozycji wpisuje się w program budowy odpornego na wstrząsy państwa-partii, co opisał w OKO.press prof. Koczanowicz, czy tworzenie władzy totalnej, czemu ma służyć opisywany przez Zbigniewa Ziobro proces reedukacji obywateli:

„Stoi przed nami ogromne wyzwanie. Jeśli my tego teraz nie zrobimy, jeśli nie zajmiemy się edukacją, jeśli nie zajmiemy się sferą nauczania na uniwersytetach, jeśli nie zajmiemy się obszarem mediów, to przegramy bitwę o polskie dusze" (por. analizę Mariusza Jałoszewskiego).

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze