0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

"To może być próba ostrzegawczego uderzenia nuklearnego, gdzieś wysoko w powietrzu, nad Morzem Czarnym, ale z jednoczesnym komunikatem dla Ukrainy, aby kończyć wojnę i przyjąć ich warunki, bo mogą tylko więcej stracić kontynuując ją, bo Rosja jest gotowa użyć broni nuklearnej. Taki może być scenariusz, który dzisiaj staje się poważny i trzeba go brać pod uwagę. Nie można go lekceważyć, omijać. Za nim stoi kolejny szczebel eskalacyjny: realne użycie taktycznych ładunków nuklearnych małej mocy, na jakiś szczególnie wybrany obiekt strategiczny po stronie Ukrainy" - mówi w rozmowie z OKO.press gen. Stanisław Koziej (jego sylwetka na końcu tekstu).

Edward Krzemień, OKO.press: Zaniepokojenie możliwością zastosowania przez Rosję taktycznej broni nuklearnej w Ukrainie jest coraz większe. Wojna nuklearna jest jedną z głównych fraz wyszukiwanych w Google. Czy to realny scenariusz?

Gen. Stanisław Koziej*: Jesteśmy w dosyć krytycznym punkcie tej wojny, w którym trudno powiedzieć, jak dalej będzie. Siły stron rzeczywiście się wyrównują dzięki zmasowanej pomocy zachodniej dla Ukrainy. Dodajmy, pod warunkiem, że ta pomoc rzeczywiście będzie docierała aż za Dniepr, gdzie toczą się główne walki, i że Rosji nie uda się przerwać dostaw, zatrzymać je gdzieś na trasie, na przeprawach mostowych itd.

Jeżeli to wszystko będzie docierało, to w sensie wojskowym, na froncie wschodnim i południowym, sytuacja jest wyrównana.

Dzisiaj rzeczywiście trudno powiedzieć, kto może tę wojnę ostatecznie wygrać. Ja bym się przychylił do opinii, które mówią, że w sensie najbardziej generalnym, strategicznym, to Rosja już tę wojnę przegrała - dlatego że nie wygrała jej od razu, na samym początku, nie pokonała Ukrainy.

Ale na polu walki dzisiaj szanse są równe, ze wskazaniem na Rosję. Równe w tym sensie, że armia ukraińska bitwy w Donbasie nie musi przegrać i wiele wskazuje na to, że jej nie przegra. Jednocześnie nie będzie mogła armii rosyjskiej pokonać.

Przeczytaj także:

Pat na wschodniej Ukrainie

Ja oceniam, że będziemy mieli pat na wschodniej Ukrainie, który wymusi na obydwu stronach jakiś rozejm i kontynuowanie rozmów rozejmowych, aby wojnę zatrzymać i przystąpić do długofalowych negocjacji pokojowych, które mogą trwać latami.

Jak kiedyś był proces miński w sprawie Donbasu, tak teraz być może znowu uruchomiona zostanie kolejna tego typu procedura, np. w Ankarze, na pewno już nie w Mińsku, w której będą negocjowane jakieś końcowe warunki relacji między Rosją i Ukrainą.

W sensie wojskowym to kwestia tygodni walk zbrojnych, po których być może latem nastąpią rokowania rozejmowe, ale nie widzę możliwości zakończenia tej wojny przez zwycięstwo którejś ze stron.

Nie widzę możliwości kapitulacji ani Rosji, nuklearnego mocarstwa, ani Ukrainy, której siłą jest determinacja i wola całego narodu. Raczej zakładam, że jeszcze przez jakiś czas będą trwały walki zbrojne, po których nastąpi zawieszenie broni, być może wprowadzenie jakichś sił międzynarodowych, pokojowych na linii styczności i później długotrwałe, wieloletnie poszukiwanie rozwiązania tego zamrożonego konfliktu.

Ta wojna raczej zakończy się zamrożonym konfliktem, o skali zależnej w dużym stopniu od przebiegu bitwy donbaskiej, którym Rosja będzie mogła dalej manipulować.

Rosyjska doktryna eskalacji

Dlaczego Kreml od samego początku inwazji mówi o tym, że może użyć taktycznej broni jądrowej na polu walki? To granie dosyć niebezpiecznym narzędziem. Czy to jest tylko narracja, żeby odstraszyć NATO?

Nie wykluczałbym tego. Sam konstatuję z takim zaskoczeniem nawet, bo zanim wojna się rozpoczęła, to prawdopodobieństwo użycia broni jądrowej było minimalne. Sam uważałem je za śladowe.

Dzisiaj niestety traktuję je jako dosyć możliwe. Rosja w Ukrainie kieruje się swoim strategicznym wynalazkiem ostatnich lat, jakim jest doktryna eskalacyjnego prowadzenia wojen. Najkrócej rzecz biorąc kredo tej doktryny można określić tak, że jeżeli nie możesz wygrać wojny, albo zaczynasz ją przegrywać, to ją eskaluj. Najlepszym sposobem na uniknięcie przegrania przegrywanej wojny, jest jej eskalowanie na coraz wyższy poziom przemocy.

Widać stosowanie tej doktryny w Ukrainie. Rosja rozpoczęła tę wojnę od niskiej intensywności w postaci operacji ekspedycyjnej. Wydawało się, że wjadą drogami, autostradami, szybko, Ukraina padnie i bez konieczności większych walk zbrojnych tę wojnę wygrają.

Szybko się okazało, że to się nie udaje, więc nastąpiła eskalacja w wojnę totalną. Zaczęło się masowe bombardowanie miast, infrastruktury cywilnej, ludności, po to, aby zastraszyć naród ukraiński i zmusić państwo, jego władze do uległości.

To się też nie udało, bo okazało się, że determinacja narodu ukraińskiego jest silna. W związku z tym nastąpiła kolejna eskalacja – z wojny totalnej w wojnę zbrodniczą, terrorystyczną, obejmującą nie tylko znane z historii wojen różne ataki na miasta, ale po prostu stosowanie zbrodni wojennych na masową skalę, ocierających się o ludobójstwo itd.

To już jest wojna zbrodnicza

Teraz mamy w Ukrainie trzeci poziom eskalacji, czyli wojna zbrodnicza, czy jak niektórzy ją nazywają, wojna terrorystyczna. Państwo stosuje terror na masową skalę.

Jeśli taką doktryną kieruje się Rosja, a dotychczasowe przypadki pokazują, że tak, to w sytuacji, kiedy nie mogłaby wygrać tej wojny, gdyby zaczęła tę wojnę przegrywać wyraźnie, to będzie po prostu ją eskalować dalej.

Może dodajmy, że gdyby Rosja wygrała bitwę w Donbasie, to też się nie zatrzyma, dalej będzie ze swoją filozofią eskalacyjną kontynuowała ofensywę na Odessę, żeby opanować całą południową Ukrainę, ustanowić tam Noworosję, o której Putin kiedyś mówił i uzyskać połączenie do Naddniestrza.

Ta tendencja do eskalacji w wojnie ukraińskiej jest bardzo widoczna, ale jest szczególnie niebezpieczna w sytuacji, gdyby rzeczywiście Rosja otrzymała cios oszałamiający, choć nie nokautujący.

Wtedy właśnie nie wykluczam kolejnej eskalacji wojny z użyciem broni masowego rażenia. Być może na początku mogłoby to nie być użycie broni jądrowej, tylko prowokacyjne działania na rzecz użycia różnych środków chemicznych, biologicznych, radiologicznych, czyli broni masowego rażenia poniżej progu nuklearnego.

Już słyszeliśmy parę tygodni temu różne przecieki, informacje, sygnały rosyjskie puszczane w świat, że rzekomo odkryli jakieś laboratoria ukraińskie, gdzie razem z Amerykanami, Brytyjczykami były prowadzane badania i doświadczenia nad rozwojem broni chemicznej i biologicznej.

Obserwowaliśmy jakieś dosyć dziwne zachowania Rosjan w Czarnobylu i w czasie opanowywania elektrowni atomowej w Enerhodarze. W sumie to mogło być takie informacyjno-propagandowe przygotowanie do oskarżenia właśnie strony ukraińskiej o stosowanie środków chemicznych, biologicznych czy brudnej bomby z materiałami promieniotwórczymi, samemu je stosując w sposób prowokacyjny.

To może być kolejny poziom eskalacji tej wojny, aby próbować tym sposobem łamać wolę oporu narodu ukraińskiego.

Bo tak naprawdę punktem ciężkości, kręgosłupem wręcz siły ukraińskiej, jest wola narodu. Gdyby ona była złamana, to władze polityczne i armia by uległy. Jeżeli takim właśnie szokiem, strachem użycia środków chemicznych, biologicznych, radiologicznych, udałoby się nadłamać czy osłabić wolę narodu, to w ten sposób Rosja mogłaby znowu realizować swoje zamiary.

"Deeskalacja nuklearna"

Gdyby i to się nie powiodło, a wydaje się, że jednak by się nie udało, tak przynajmniej można szacować, biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg wojny, to Rosja może sięgnąć po swoją doktrynę tzw. deeskalacji nuklearnej konfliktu wojennego.

Ta doktryna zakłada, że gdyby Rosja prowadziła jakąś wojnę konwencjonalną i zaczęła ją przegrywać, głównie chodzi o NATO, co groziłoby ważnym interesom strategicznym państwa, to gotowa jest użyć taktycznej broni nuklearnej ostrzegawczo.

Na początek niekoniecznie atakując jakieś obiekty przeciwnika, ale gdzieś wysoko w powietrzu, nad morzem, spowodowanie wybuchu niewielkiego ładunku nuklearnego, z jednoczesnym przesłaniem do drugiej strony – stop, kończymy tę wojnę, ale co do tej pory uzyskaliśmy, co złapaliśmy, to będzie nasze.

Siadajmy do stołu negocjacyjnego, bo jesteśmy na progu wojny atomowej, jesteśmy zdeterminowani, udowadniamy to użyciem broni nuklearnej, dyskutujemy, czy chcecie wchodzić ponad próg wojny atomowej, licząc na to, że właśnie po drugiej stronie, czyli w NATO, nie będzie jednolitości, aby kontynuować wojnę nuklearną np. o Estonię, Łotwę itd.

Ostrzegawcze uderzenie nuklearne

To jest istota tej doktryny. Ja bym nie wykluczał, że Rosja może sięgnąć po nią również w wojnie z Ukrainą, niekoniecznie z przeciwnikiem nuklearnym po drugiej stronie. To może być próba ostrzegawczego uderzenia nuklearnego, gdzieś wysoko w powietrzu, nad Morzem Czarnym, ale z jednoczesnym komunikatem dla Ukrainy, aby kończyć wojnę i przyjąć ich warunki, bo mogą tylko więcej stracić kontynuując ją, bo Rosja jest gotowa użyć broni nuklearnej.

To może być scenariusz, który dzisiaj staje się poważny i trzeba go brać pod uwagę. Nie można go lekceważyć, omijać. Za nim stoi kolejny szczebel eskalacyjny: realne użycie taktycznych ładunków nuklearnych małej mocy, na jakiś szczególnie wybrany obiekt strategiczny po stronie Ukrainy.

Nie sądzę, aby to był atak nuklearny na miasta, jak było w przypadku Hiroszimy i Nagasaki, ale bardzo precyzyjne, wyjątkowo małej mocy uderzenie na jakąś bazę militarną, magazyny, skład wojskowy itd. To mogłoby być ostatecznym finałem tej eskalacji nuklearnej, po której Ukraina cóż miałaby zrobić? Tak jak Japonii, zostałaby jej chyba tylko kapitulacja. Jest realność najczarniejszego scenariusza niestety w tej wojnie rosyjsko-ukraińskiej.

Czym się różnią taktyczne i strategiczne bronie jądrowe?

W świetle układów między Rosją a USA o ograniczeniu zbrojeń nuklearnych broń strategiczna to środki nuklearne o międzykontynentalnym zasięgu i ładunkach wielkiej mocy.

Broń strategiczna, którą ówczesne dwie strony – ZSRR i USA mogły atakować swoje terytoria, to rakiety międzykontynentalne z głowicami atomowymi, bombowce strategiczne dalekiego zasięgu, które mogą przenosić bomby atomowe, i broń na okrętach podwodnych, które dzisiaj stanowią główną w istocie rzeczy siłę odstraszania, równowagi strategicznej i nuklearnej.

USA i ZSRR, a dziś Rosja, która jest prawnym spadkobiercą wszystkich porozumień, ustanowiły zasadę równowagi, tj. tzw. zasadę wzajemnego, gwarantowanego zniszczenia. Z angielskiego to jest skrót MAD - Mutual Assured Destruction.

Ta zasada mówi, że obydwie strony utrzymują strategiczny arsenał nuklearny na takim poziomie, który gwarantuje, że niezależnie od tego, która z nich by rozpoczęła wojnę nuklearną, to i tak obydwie strony będą zniszczone, ponieważ każda ma gwarancję niszczącego uderzenia odwetowego.

Tę gwarancję najlepiej zapewniają okręty podwodne z bronią nuklearną, zanurzone na dużych głębokościach, które nawet gdyby ktoś chciał z zaskoczenia wykonać uderzenie nuklearne i tym samym wygrać tę wojnę, to tych okrętów i tak nie zniszczy głęboko pod wodą, nawet gdyby je namierzyli. One wyjdą na powierzchnię i wykonają uderzenie odwetowe, również zupełnie niszczące tego, który by zdecydował się pierwszy użyć broni nuklearnej.

Ta zasada wciąż obowiązuje między USA i Rosją, ona gwarantuje, że tak naprawdę wojny nuklearnej między tymi mocarstwami być nie może, bo to by oznaczało samobójstwo. Oczywiście, może się zdarzyć przywódca, któremu się zamarzy samobójstwo i taką wojnę mógłby wywołać.

Choć warto dodać, że mechanizmy decydowania o użyciu takiej broni z reguły są tak skonstruowane, aby musiała to być zgoda i decyzja nie jednego, a jednocześnie kilku decydentów politycznych i wojskowych. Dlatego jeśli mówimy o polityce jako racjonalnym działaniu, to zasada wzajemnego gwarantowanego zniszczenia jest w miarę skutecznym bezpiecznikiem prowadzenia polityki mocarstwowej w warunkach nuklearnych.

Przewaga Rosji nad NATO w broni taktycznej

To co powiedzieliśmy, dotyczy broni strategicznej. Ale poza wspomnianymi porozumieniami pozostała broń niestrategiczna, którą nazywamy też taktyczną. To są środki rakietowe i wszelkie inne z ładunkami mniejszej mocy i o zasięgu krótszym niż środki strategiczne. Przy czym tutaj wyróżnia się środki rakietowe krótkiego zasięgu - do 500 km oraz tzw. pośredniego zasięgu od 500 do 5 500 km.

W czasie pierwszej zimnej wojny w XX wieku (pierwszej, bo dzisiaj mamy już II zimną wojnę między Rosją i Zachodem) w uzbrojeniu wojsk były nawet pociski artyleryjskie nuklearne, wystrzeliwane z haubic, czy też wyrzutnie rakietowe Crockett, prawie jak moździerze, z których były wystrzeliwane pociski z mikro ładunkami nuklearnymi o różnej mocy, żeby można było strzelać tak, aby nie razić własnych wojsk. Były także miny nuklearne, ze słynnym kilkusetkilometrowym pasem Trettnera na terytorium RFN.

O ile w strategicznej broni nuklearnej jest równowaga między Rosją i USA, to w taktycznej broni nuklearnej jest ogromna nierównowaga. Ta broń nie jest objęta traktatami, strony nie są ograniczone porozumieniami, co do wielkości, likwidacji bądź nie.

W taktycznej broni atomowej dzisiaj Rosjanie mają, jak się ocenia, około dziesięciokrotną przewagę nad NATO, gdzie taktyczną bronią atomową są jedynie bomby lotnicze, przenoszone przez samoloty podwójnego przeznaczenia, czyli takie, które mogą być środkami konwencjonalnymi, ale też mogą przenosić broń atomową, jak np. samoloty F 35, które zamierzamy kupić.

Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy ta ogromna cena, którą płacimy, nie obejmuje także możliwości dostosowania tych samolotów ewentualnie do takiej roli, abyśmy mogli w ramach NATO włączyć się w razie potrzeby do tzw. nuclear sharing, czyli udziału państw nienuklearnych w sojuszniczej polityce nuklearnej.

Rosjanie mają, tak jak się szacuje, około 2-3 tys. tego typu małych ładunków nuklearnych, natomiast USA zgodnie z jawnymi źródłami, miały ponoć do 200 takich bomb w Europie, w różnych krajach.

To wszystko oczywiście są nieoficjalne dane. Dzisiaj nawet tej broni w Europie jest mniej, bo Amerykanie część wycofali. Najnowsze informacje mówią o ok. 130 takich bombach. Przewaga rosyjska może tu być więc jeszcze większa.

Rosyjska taktyczna broń nuklearna to przede wszystkim rakiety bazowania lądowego (np. słynne Iskandery), bazowania morskiego oraz bomby lotnicze. One właśnie mogą być środkami realizacji doktryny deeskalacji nuklearnej, w tym szantażowania groźbą ostrzegawczego lub realnego uderzenia nuklearnego.

Strach przed bronią nuklearną

Dlaczego broń jądrowa ma tak odstraszający efekt? Mariupol Rosjanie zniszczyli bombardowaniem z rakiet i z samolotów. Czy użycie taktycznej broni jądrowej powoduje aż tak nieodwracalne skutki, czy raczej to obawa, że to jest po prostu wstęp do światowej wojny nuklearnej?

Strach przed bronią jądrową wynika z tego, że nawet małe użycie broni nuklearnej może prowadzić do niekontrolowanej eskalacji, do użycia strategicznej broni nuklearnej i wymiany takich uderzeń na wielką skalę, w wymiarze globalnym, co mogłoby doprowadzić do zagłady nie tylko tych państw.

Gdyby kilkaset takich ładunków nuklearnych spadło na Rosję i USA, to te narody prawie przestałyby istnieć, a nawet nie wiadomo, jaki byłby efekt globalny takich uderzeń.

W czasie pierwszej zimnej wojny broni nuklearnej było dużo więcej, ale na podstawie traktatów Amerykanie i Rosjanie zredukowali arsenały, żeby niepotrzebnie nie ponosić olbrzymich kosztów ich utrzymywania.

Istnieje szereg analiz eksperckich, naukowych, jakby świat wyglądał po wojnie nuklearnej i wnioski są przerażające. W okresie ogromnych arsenałów nuklearnych dość popularna była np. wizja zimy nuklearnej polegająca na tym, że jednoczesny wybuch wszystkich ładunków nuklearnych, jakie były zgromadzone na świecie, chmury pyłu, opary po wybuchach w atmosferze, spowodowałyby odizolowanie kuli ziemskiej od światła słonecznego, w wyniku czego wystąpiłaby nuklearna zima i noc polarna na całej kuli ziemskiej, co by doprowadziło do zaniku życia na ziemi.

Takie były apokaliptyczne wizje. Dzisiaj może jest to na mniejszą skalę, ale trzeba brać pod uwagę, że to byłoby katastrofą nie tylko dla państw, które wojnę nuklearną między sobą by prowadziły, ale także dla całego świata.

Dlatego użycie broni nuklearnej, nawet na najmniejszym poziomie, jest tak niebezpieczne, bo to byłoby przejście na „ciemną stronę mocy”, gdzie świat jest zupełnie inny i trudno racjonalnie myśleć, mówić, co by było po takiej wojnie nuklearnej, czy jak taką wojnę prowadzić.

Nawiasem mówiąc, można wyróżnić dwie szkoły strategicznego podejścia do broni nuklearnej. Jedna mówi, że broń nuklearna tak naprawdę nie jest po to, aby wygrywać wojnę, tylko aby do wojny nie dopuścić poprzez odstraszanie, zastraszanie itd.

Ta szkoła mówi, że to nie jest broń pola walki, tylko broń polityczna, broń do odstraszania. Druga szkoła mówi, że jednak bronią nuklearną można też wojny wygrywać.

Gdy tylko Amerykanie mieli broń atomową, to główną koncepcją strategiczną był zmasowany odwet nuklearny: w razie agresji miało być wykonane zmasowane i niszczące uderzenie na agresora i w ten sposób sama broń nuklearna miała wystarczyć do zapewnienia bezpieczeństwa.

Ale gdy ZSRR też uzyskał broń atomową, taka strategia okazała się niewystarczająca i przyjęto koncepcję elastycznego reagowania, w tym także możliwość prowadzenia wojny nuklearnej. Początkowo zakładano możliwość kontrolowanego eskalacyjnego prowadzenia wojny, na początek o niskiej intensywności i w razie nierozstrzygnięcia przechodzenie na kolejne szczeble eskalacji.

Przeważała jednak opinia o niekontrolowalności eskalacji nuklearnej, trudności jej ograniczenia i raczej traktowania jako jednego aktu prowadzącego do prawie nieprzewidywalnych skutków, niż świadomie kontrolowanej ich sekwencji.

Przy okazji mogę zdradzić, że gdy w czasach Układu Warszawskiego ćwiczyliśmy na mapach różne warianty wojny między Układem Warszawskim i NATO, to gdy dochodziło do wojny nuklearnej, był z reguły koniec ćwiczeń.

Bo już nikt nie wiedział, co będzie po tym, jak Układ Warszawski zrzuci setki bomb i rakiet na Europę Zachodnią, a jednocześnie na naszą stronę też setki takich rakiet i bomb atomowych spada. Jak wówczas ten front, armie i dywizje miały kontynuować operację.

Już było wiadomo, że jak mamy planować pierwsze uderzenie nuklearne frontu, to po tym będzie już… fajrant, zakończą się ćwiczenia. I do domu ?

Tak więc ostatecznie upadła koncepcja eskalacyjnego prowadzenia wojny i raczej zwyciężyła idea, że broń nuklearna ma zapobiegać wojnom, a nie je wygrywać.

Gen. Bałujewski ujawnia

Ale oto między tymi dwiema szkołami pojawiła się rosyjska doktryna, którą niechcący publicznie ujawnił swego czasu generał J. Bałujewski, były szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, że jest możliwość użycia broni nuklearnej ostrzegawczo, dla deeskalacji konfliktu, który Rosja przegrywa.

Czyli Rosja uważa, że można użyć jednak broń nuklearną nie tylko do odstraszania i w razie potrzeby do wygrywania wojny nuklearnej, ale także do przerwania wojny konwencjonalnej, czyli zakończenia wojny niekorzystnej dla siebie poprzez realne użycie broni nuklearnej.

To jest owa deeskalacyjna doktryna, którą być może Rosjanie mogą zastosować w obecnej wojnie ukraińskiej, jeżeli znajdą się pod ścianą, albo Putin będzie na siłę chciał większy cel osiągnąć, niż to wynika z przebiegu wojny konwencjonalnej z armią ukraińską.

Jak będzie reakcja NATO

Jeśli ten czarny scenariusz się zrealizuje, jaka będzie reakcja NATO?

Nie wiem. Pan zadaje pytanie, abyśmy racjonalnie spróbowali opanować to, co będzie po użyciu broni atomowej. Ja zaś uważam, że racjonalnie możemy rozmawiać o problemach broni nuklearnej dotyczących jej roli i sposobów wykorzystania przed jej praktycznym użyciem, czyli jako środka odstraszania.

Wszelkie rozmowy o tym, co będzie po jej użyciu nie mają większego sensu. Jeśli nie uda się odstraszyć i powstrzymać wybuchu wojny nuklearnej, to wszystko po tym będzie tylko totalną, rozumowo chyba mało sterowalną katastrofą.

Nie ma co spekulować o tym, jaki byłby świat w czasie wojny nuklearnej. Przypomnijmy tylko, że w relacjach między mocarstwami obowiązuje zasada wzajemnego gwarantowanego zniszczenia w razie użycia przeciwko sobie (i sojusznikom) broni nuklearnej. Kluczem jest to słowo „gwarantowane”.

Nie można więc podważać tych gwarancji wzajemnego zniszczenia. Doktryna nuklearna amerykańska nie przewiduje żadnych wyjątków, żadnych szczelin w tej zasadzie, aby nie deprecjonować jej siły. Każde relatywizowanie możliwości użycia broni nuklearnej osłabia jej odstraszającą siłę.

Dlatego rosyjska doktryna deeskalacji nuklearnej jest tak niebezpieczna, tak ryzykowna, bo ona właśnie próbuje relatywizować użycie broni nuklearnej, zasiewać niepewność, szukać szczelin w pewności reakcji nuklearnej drugiej strony.

Ale z Ukrainą jest oczywiście inna sprawa. Ona nie jest mocarstwem nuklearnym, ani też członkiem sojuszu nuklearnego, jakim jest NATO. Dlatego nie może ani sama nuklearnie odstraszać Rosji, ani też korzystać z parasola sojuszniczego odstraszania nuklearnego. Dlatego gdyby Rosja zdecydowała się zaatakować ją nuklearnie, to najprawdopodobniej Ukraina musiałaby skapitulować, tak jak musiała skapitulować Japonia po amerykańskich uderzeniach nuklearnych na Hiroszimę i Nagasaki.

Ale do tego trzeba dodać aneks, co to by oznaczało dla Rosji - stałaby się państwem, od którego wszyscy chyba by się odwrócili, państwem politycznie trędowatym, zadżumionym, musiałaby być izolowana w zupełnie nieprawdopodobny sposób.

Jak myśli Putin

Tak to sobie wyobrażam. Myślę, że jednak Putin jakoś to kalkuluje. Chociaż mam poważne wątpliwości, czy on myśli w kategoriach interesu strategicznego Rosji robiąc to wszystko, co robi. Czy on myśli o konsekwencjach dla Rosji w następnym pokoleniu, czy nawet za 5, 10 lat. Podejrzewam, że on myśli jednak tylko o tu i teraz, o swoim panowaniu, swoich wizjach i ambicjach.

Całą politykę rosyjską podporządkowuje swojemu urojeniu, że jest wielkim wodzem, wielkim przywódcą, że buduje wielką Rosję swoich wyobrażeń. Nie zastanawia się chyba, że tę zimną wojnę z Zachodem, którą Rosja wydała i prowadzi, musi przegrać, że całe pokolenia rosyjskie będą ponosić jej koszty, że Rosja znowu opóźni się w rozwoju cywilizacyjnym o dekady. Skoro to wszystko, co jest tak oczywiste dla każdego, go jednak nie obchodzi, to podejrzewam, że może też zaryzykować użycie broni jądrowej w imię swoich wydumanych wizji, nie licząc się z dramatycznymi konsekwencjami tego aktu dla Rosji.

Jeśli byłoby to jednorazowe użycie broni jądrowej, ostrzegawcze zdetonowanie w powietrzu czy miejscu, gdzie nie ma miast, dużych jednostek, dlaczego Ukraina miałaby się wtedy poddać? Ona może odizolować kawałek, który Rosja zajęła i korzystając z pomocy Zachodu, powstrzymywać dalsze ataki wojsk rosyjskich.

Po ostrzegawczym uderzeniu nuklearnym być może tak. Ale to jest mocne gdybanie, żadna analiza. Pamiętajmy też, że w podświadomości wszystkich jest zwykła katastrofa czarnobylska, w świadomości Ukraińców, Białorusinów, Rosjan to wszystko jeszcze tkwi.

Reakcja społeczna i polityczna na atak nuklearny jest chyba niemożliwa do przewidzenia. To jest właśnie owe przekroczenie czarnej linii, za którą jest inny świat: fizyczny, rozumowy, emocjonalny…

Myśli pan, że NATO nie ma takiego czarnego scenariusza przygotowanego?

Na pewno ma, ale w stosunku do swoich państw, swojego terytorium. Ponieważ to jest ogromnie obciążające, trudne, ciężkie, ryzykowne, kosztowne pod każdym względem, to NATO nie może przecież ponosić tego typu obciążeń na rzecz kogoś, kto nie jest jego członkiem.

Rosja jak hitlerowskie Niemcy

Czy pan osobiście się boi takiego czarnego scenariusza?

Na początku, przed wojną uważałem to jako coś, czego wykluczyć nie można, ale jako bardzo mało prawdopodobne. Dzisiaj, po tym, jak zobaczyłem, że Putin jest gotowy (a z nim, jak widać, prawie cała Rosja!!!) nie tylko prowadzić wojnę - bo one są czymś naturalnym w życiu ludzkości, były, są i będą, ale jest gotów otwarcie, bez żadnych zahamowań prowadzić ją nie tylko jako konflikt zbrojny regulowany wszakże jakoś różnym konwencjami.

Lecz jako świadome totalne niszczenie narodu, metodami zbrodniczymi, terrorystycznymi na skalę masową, to w mojej ocenie prawdopodobieństwo eskalacji przez Putina wojny w Ukrainie na poziom użycia broni masowego rażenia, w tym także ograniczonego, selektywnego użycia broni nuklearnej, jest na dzisiaj niestety na tyle duże, że musimy bardzo poważnie brać to pod uwagę.

Na koniec smutna konstatacja z przebiegu tej wojny i z metod jej prowadzenia przez Rosję. Można było sądzić, że państwo, które wszakże jest częścią naszej zachodniej cywilizacji, cywilizacji o wspólnych korzeniach chrześcijańskich, że takie państwo nie będzie prowadzić wojny zbrodniczej. Wydawało się, że Niemcy hitlerowskie i stalinowski ZSRR były pod tym względem jakimiś wyjątkami, które w XXI wieku nie mogą się powtórzyć.

A tymczasem Rosja putinowska dzisiaj staje się ich repliką, wraz z metodami indywidualnych i zbiorowych zbrodni, wywózek, aresztowań, czystek etnicznych, krematoriów, ludobójstwa.

Rosja dzisiaj też ucieka się do podobnych, niewyobrażalnych metod. Dlatego w tej gamie barbarzyńskich metod prowadzenia wojny w Ukrainie przejście do działań z bronią masowego rażenia włącznie z bronią nuklearną staje się czymś, czego nie tylko nie można wykluczyć, ale z czym należy się bardzo poważnie liczyć.

Stanisław Koziej*: Generał brygady Wojska Polskiego, profesor nauk wojskowych. Ukończył Akademię Sztabu Generalnego, także specjalistyczne kursy m.in. w Instytucie Wyższych Studiów Obrony Narodowej w Paryżu oraz Akademii Obrony NATO. Obronił doktorat i habilitację, a w 1990 otrzymał tytuł profesora nauk wojskowych

W latach 1994–2001 był dyrektorem Departamentu Systemu Obronnego w Ministerstwie Obrony Narodowej. W latach 2005-2006 wiceminister MON, w latach 2010-2015 szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta RP i członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Jest jednym z autorów polskiej doktryny obronnej lat 90., głównym autorem Planu obrony Rzeczypospolitej Polskiej, Strategii obronności Rzeczypospolitej Polskiej oraz Polityczno-Strategicznej Dyrektywy Obronnej, a także autorem kilkuset publikacji z dziedziny nauk wojskowych.

Był długoletnim pracownikiem naukowym Akademii Sztabu Generalnego i następnie Akademii Obrony Narodowej. Pełnił m.in. funkcje zastępcy kierownika i kierownika katedry oraz dziekana wydziału. Objął także stanowiska profesora zwyczajnego na Wydziale Strategiczno-Obronnym AON oraz dyrektora Instytutu Bezpieczeństwa Krajowego w Wyższej Szkole Zarządzania Personelem w Warszawie.

;

Udostępnij:

Edward Krzemień

Redaktor w OKO.press. Inżynier elektronik, który lubi redagować. Kiedyś konstruował układy scalone (cztery patenty), w 1989 roku zajął się pisaniem i redagowaniem tekstów w „Gazecie Wyborczej”. W latach 80. pomagał w produkcji i dystrybucji „Tygodnika Mazowsze” i w prowadzeniu podziemnej Wszechnicy „Solidarności”. Biegle zna pięć języków, trzy – biernie. Kolekcjonuje wiedzę na każdy temat. Jego tekst „Zabić żubra” rozpoczął jeden z najgłośniejszych cykli w OKO.press.

Komentarze