Czy PiS znajdzie potrzebną większość i powoła 12 maja Adama Glapińskiego na kolejną kadencję w Narodowym Banku Polskim? Glapiński ostatnio kojarzy się z wysoką inflacją i rosnącymi stopami procentowymi, ale jego prezesura od początku dalece odbiegała od normy
Wybór Glapińskiego na kolejną 6-letnią kadencję na stanowisku prezesa NBP jest przesuwany z jednego posiedzenia Sejmu na kolejne. Teraz głosowanie jest w porządku dwudniowych obrad zaczynających się w środę 11 maja. Ale większość potrzebna do przedłużenia rządów Glapińskiego w banku centralnym wciąż nie jest pewna.
AKTUALIZACJA. W czwartek 12 maja 2022 r. Sejm wybrał Adama Glapińskiego na drugą kadencję w fotelu prezesa Narodowego Banku Polskiego. Za głosowało 234 posłów, przeciw - 223. Większość bezwzględna wynosiła 229 głosów.
Po pierwsze, jego kandydatura stała się kartą przetargową w sporze między PiS a Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Tłem konfliktu jest prezydencki projekt ustawy o likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, który ma załagodzić konflikt rządu PiS z Komisją Europejską i odblokować środki dla Polski z Funduszu Odbudowy UE. Glapiński stał się przedmiotem transakcji wiązanej w pertraktacjach ziobrystów z PiS.
Po drugie, w piątek 6 maja radio RMF FM poinformowało, że na biurko prezydenta Dudy wpłynęły opinie prawne, wskazujące, że kolejna kadencja Glapińskiego na stanowisku prezesa NBP może być... niezgodna z prawem. Chodzi o artykuł 17, punkt 2b ustawy o Narodowym Banku Polskim: "Członkowie Zarządu NBP są powoływani na okres 6 lat. Przepisy art. 9 ust. 2, art. 13 ust. 3 i ust. 5-7 stosuje się odpowiednio". Co ważne w tym wypadku, prezes banku centralnego jest jednocześnie członkiem zarządu NBP. A ponieważ Glapiński przed objęciem fotela prezesa był już członkiem zarządu (został powołany przez prezydenta Dudę w lutym 2016 roku) jeszcze w czasie kadencji Marka Belki, druga kadencja prezesa byłaby jednocześnie jego trzecią kadencją w zarządzie.
Jak wskazuje RMF, zdania prawników w tej sprawie są podzielone (istnieje opinia, że do urzędu prezesa NBP nie stosuje się zapis o ograniczeniu kadencji członków zarządu, kadencję prezesa reguluje art. 9 ustawy), ale spór prawny bez wątpienia osłabia pozycję Glapińskiego.
Wciąż jednak jego ponowny wybór jest bardziej niż mniej prawdopodobny. Jeśli PiS ostatecznie przeforsuje go w Sejmie, Glapiński będzie dopiero drugim szefem NBP po 1989 roku sprawującym urząd przez więcej niż jedną kadencję (wcześniej Hanna Gronkiewicz-Waltz). Jeśli ją dokończy, będzie zasiadał w fotelu prezesa najdłużej w historii IIIRP.
To z kolei oznacza, że przez kolejne 6 lat opinia publiczna wciąż będzie obcować z przemyśleniami prezesa o światowej gospodarce, Polsce i świecie współczesnym, którymi raczy nas cyklicznie na comiesięcznych konferencjach.
Możemy też się spodziewać wysoce niestandardowych i niespotykanych wcześniej form komunikacji NBP, a także szerokiego, cesarskiego gestu w zarządzaniu bankiem centralnym przez Glapińskiego. Pytanie, czy możemy się również spodziewać spadku inflacji.
Od początku pierwszej kadencji cień na prezesurę Adama Glapińskiego rzucała jego polityczna przeszłość, stawiająca pod znakiem zapytania niezależność szefa NBP. Ściśle rzecz biorąc, chodziło o jego wieloletnią znajomość z politykiem, który od 2015 roku de facto sprawuje polityczną władzę w Polsce, czyli prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Glapiński zakładał z nim na początku lat 90. partię Porozumienie Centrum i był jedną z osób wtajemniczonych w przedsięwzięcia biznesowe, które powstawały wokół PC – m.in. w działalność spółki Telegraf.
Jednak trzeba powiedzieć, że w polskiej rzeczywistości przeszłość polityczna szefa NBP nie jest niczym nadzwyczajnym.
Tyle historii i teorii. Jak było w praktyce?
Bywało, że retorycznie Glapiński bronił niezależności politycznej NBP jak lew, z tym że głównie przed niewygodnymi pytaniami dziennikarzy. Na przykład wtedy, gdy bank centralny domagał się wydania zakazu pisania o prezesie NBP Adamie Glapińskim w kontekście afery KNF. Chciał też, by "Gazeta Wyborcza" usunęła artykuły, w których pojawia się Glapiński z... archiwalnych wydań papierowych. Sąd orzekł jednak, że zakaz byłby sprzeczny z „ważnym interesem społecznym”, bo obywatele mają prawo do informacji.
Tak czy inaczej na konferencjach prezes Glapiński był tak pryncypialny, że deklarował pełną dowolność światopoglądów i sympatii w NBP, nawet tych radykalnych:
"Nigdy nie patrzę, kto skąd przychodzi. Jak dobrze pracuje, jest lojalny, to go cenię. W NBP pracują ludzie o wszystkich możliwych poglądach. Nawet pewnego dnia ujawnił się na portalu internetowym anarchista komunistyczny – ponieważ pracował w dziale, w którym nie miało to znaczenia, to poproszono go tylko, żeby nie był aktywny" - mówił na konferencji prasowej w 2019 roku.
Ale śledząc kolejne wypowiedzi prezesa Glapińskiego, ujawnia się raczej filozofia działania w myśl zasady sformułowanej przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego: "chodzi o to, żeby popierać i nie przeszkadzać".
Podsumowując, 6 lat prezesury Glapińskiego to okres niezwykle wręcz harmonijnej współpracy NBP z rządem przy kluczowych projektach PiS, co razem z nieposkromioną swadą publicystyczną szefa banku centralnego budzi wątpliwości, co do jego niezależności od władzy wykonawczej.
Narodowym Bankiem Polskim Adam Glapiński zarządzał w pierwszej kadencji zamaszyście, co plastycznie opisują tytuły prasowe z tego czasu: "Dwórki Adama Glapińskiego", "Narodowy Bank Pociotków", "NBP stawia na luksusowe auta".
W grudniu 2018 roku "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że była wojewódzka radna PiS – Martyna Wojciechowska - jako dyrektorka Departamentu Komunikacji i Promocji NBP w 2016 roku mogła zarabiać średnio nawet 65 tys. zł miesięcznie.
OKO.press ustaliło wtedy, że oprócz pensji z NBP, Wojciechowska otrzymywała w 2017 roku 11 tys. złotych, a w 2018 prawie 12 tys. złotych miesięcznie za zasiadanie w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Została do niej delegowana przez prezesa NBP Adama Glapińskiego.
OKO.press ustaliło również, że wysoką pensję dostała również inna radna PiS, Sylwia Matusiak, w przeszłości również pracownica biura poselskiego Jacka Sasina (PiS).
W 2016 roku zarobiła w sumie ponad 336 tys. złotych, z tego ponad 273 tys. złotych otrzymała za pół roku pracy w NBP. Średnio zarabiała więc w banku kierowanym przez Glapińskiego ponad 45.5 tys. złotych miesięcznie.
Duże poruszenie wywołało również ogłoszenie wyniku przetargu na dostawę nowych samochodów dla NBP za prawie 5,5 mln zł. Zwłaszcza, że w czerwcu 2020 cała Polska zaciskała pasa i borykała się z pandemicznym kryzysem. Emocje wzbudził głównie najbardziej luksusowy pojazd z listy życzeń NBP, czyli 7-osobowy SUV.
Tak wymagane wyposażenie opisywał "Dziennik Gazeta Prawna": "podgrzewane siedzenia tylnego rzędu, czterostrefowa klimatyzacja, radio fabryczne z systemem nagłośnienia surround, tuner TV czy adaptacyjne światła LED lub laserowe. Luksus opakowany w obowiązkowo perłowo czarną karoserię musi poruszać silnik Diesla o pojemności od 2,5 l do 3,0 l i mocy minimum 330 KM połączony z napędem 4x4. Rozstaw osi to przynajmniej 3,1 m".
Według dziennikarzy kryteria spełniały tylko dwa auta: "BMW X7 M50d xDrive (silnik Diesla 3.0/400 KM, cena od ok. 500 tys. zł) oraz Mercedes GLS 400d 4Matic, nazywany klasą S wśród SUV-ów".
Sam prezes również w NBP zarabiał godnie. Jak podawaliśmy w OKO.press:
"Sprzeczne komunikaty, rozlazłe konferencje prasowe, głupkowate tweety, wychwalanie prezesa. To pomysł NBP na komunikację z obywatelami i z rynkami w momencie, gdy mamy najwyższą od dwóch dekad inflację" - pisał Jakub Szymczak w OKO.press w listopadzie 2021 roku. Bo i kadencja Adama Glapińskiego jest pod względem komunikacji wyjątkowa.
Na przykład pytany w Sejmie o wynagrodzenia w NBP, odpowiadał bezpretensjonalnie, ale i z pewną dumą:
"W zeszłym roku rzeczywiście przekroczyły milion, to bardzo dużo. To ogromna suma. Dla mnie to oszałamiające".
O samym sobie zaś wypowiadał się autorefleksyjnie: "Moje wypowiedzi mają taki charakter - jestem przyzwyczajony przez pracę na uczelni - że to pycha, że z góry traktuję, że się chwalę. No jest to specyficzne poczucie humoru, taki dystans".
Dystans prezesa nabyty na wyższej uczelni magicznie jednak przeniknął również do oficjalnych mediów społecznościowych Narodowego Banku Polskiego.
„Kierownik polowania zagrał na trąbce i ogary poszły w las” – tak 4 listopada 2021 napisało konto biura prasowego NBP. Nikt nie wiedział, o co chodzi, a NBP zwlekało z wyjaśnieniem trzy dni, gdy zamieściło ankietę, z której wynikało, że w trąbkę zadął niejaki "kierownik Donald" (do wyboru był jeszcze m.in Gargamel), dając sygnał do "fali ataków" na bank centralny.
To wszystko mogło być może nawet być zabawne, gdyby zostało powiedziane lub opublikowane przez publicystę, ale kiedy w grę wchodzi Narodowy Bank Polski, robi się już znacznie poważniej.
"Narodowy Bank Polski jest najważniejszą instytucją, która może prowadzić politykę monetarną i wpływać na inflację. Stąd w tym roku, gdy wzrost cen jest najwyższy od dwóch dekad, na tej instytucji spoczywa wyjątkowa odpowiedzialność.
Z komunikacją, jaką uprawia NBP w ostatnich tygodniach, są dwa problemy.
Po pierwsze, Bank centralny to nie miejsce, by bawić się w złośliwości i prywatne wojenki. Wygląda to po prostu niepoważnie.
Gorsze jest jednak to, że komunikacja jest narzędziem polityki monetarnej. Rynek, konsumenci, inwestorzy reagują na posunięcia NBP.
W momencie, gdy komunikacja jest niepoważna, bank uważany jest za nieprzewidywalny. A to może niekorzystnie wpłynąć na inflację"
- analizował w OKO.press Jakub Szymczak.
W listopadzie 2021 roku, kiedy podległe prezesowi NBP służby błaznowały na Twitterze, inflacja wynosiła (pomiar za październik) 6,8 proc., a prezes Glapiński zapewniał, że "wszelkie znaki na niebie i ziemi" wskazują, że będzie spadać. Dziś (pomiar z marca) wskaźnik inflacji wynosi 10,9 proc. To najwyższy wzrost cen od 22 lat, a znaki niebiańskie i ziemskie wskazują, że jeszcze będzie rosnąć.
Dobry humor prezesa Glapińskiego kontrastuje z samopoczuciem kredytobiorców, w których uderza wzrost stóp procentowych. Przypomnijmy, podwyżka stopy referencyjnej NBP przekłada się na wzrost wskaźnika WIBOR, który z kolei wpływa na raty kredytów o zmiennym oprocentowaniu, niestety powszechnych w Polsce (jeszcze do niedawna praktycznie nie dało się zaciągnąć innego).
Jak bardzo ostatnie podwyżki zabolały kredytobiorców? Pisaliśmy o tym w OKO.press. Podwyżki rat dla kredytów sześciomiesięcznego WIBOR-u o wysokości 5,10 proc. obliczył analityk rynkowy Rafał Mundry. Wziął pod uwagę stałą kredyt na 30 lat i stałą marżę bankową w wysokości 2 proc. Koszt popularnych w większych miastach kredytów o wysokości około 300 tys. zł poszedł w górę drastycznie. Szczególnie mocno odczują to osoby ze stosunkowo nowymi kredytami zaciągniętymi przed podwyżkami stóp.
Jeszcze jesienią zeszłego roku miesięczna rata takiego zobowiązania wynosiła ok. 1300 zł. Przy WIBOR6M przekraczającym 6 proc. wzrosła o ponad tysiąc zł d0 2317 zł. Z kieszeni kredytobiorcy odpływa więc ponad 12 tys. złotych w skali roku. A na tym prawdopodobnie podwyżki się nie skończą.
Podnoszenie stóp procentowych jest normalną polityką banku centralnego w obliczu inflacji. Powtórzmy, problemem jest raczej komunikacja i jakoś prognoz szefa NBP, który na początku 2021 twierdził, że Polsce grozi raczej deflacja niż inflacja, choć wielu ekonomistów wskazywało, że światową gospodarkę czekają niespokojne czasy.
Krytycznie o polityce NBP wypowiada się również makroekonomista dr Wojciech Paczos: „Dzisiaj prognozowanie ścieżki inflacji i szukanie jej szczytu w ciągu kilku kolejnych miesięcy nie ma już właściwie żadnego sensu” - mówi OKO.press. Winą za utrwalenie wysokiej inflacji obarcza właśnie prezesa Adama Glapińskiego i jego fatalną komunikację
Jedno jest pewne, skończyły się czasy, gdy prezesura NBP była łatwa, lekka i przyjemna, a sztubacka wesołkowatość 72-letniego Glapińskiego irytowała co najwyżej branżowych specjalistów. Teraz może stać się nie do zniesienia dla większości. Czy prezes NBP odkryje w sobie w związku z tą zmianą kolejne wcielenie, tym razem poważnego, odpowiedzialnego urzędnika państwowego?
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze