Choć Moskwa nie wie, w jaki sposób wyleciał w powietrze najlepiej strzeżony przez Rosję most, Putin kazał zbombardować 10 ukraińskich miast. I po dwóch dniach deliberacji przekierować rozmowę z klęsk na froncie, na “zdecydowaną odpowiedź” sił zbrojnych i “walkę z terroryzmem”
Ukraina jest bombardowana, giną ludzie jadący do pracy, odcinane jest ogrzewanie i energia, a równolegle z rosyjskiej propagandy daje się wyczytać, że ta śmierć i zniszczenie to tylko uboczny efekt walki ekipy Putina o zachowanie władzy.
Od wielu dni propaganda Kremla zmaga się z rosyjską katastrofą na froncie i z katastrofą wewnętrzną w postaci nieudanej mobilizacji. Po dwóch dniach deliberacji, jak zareagować na zniszczenie mostu na Krym, Putin znalazł wyjście, być może zmuszony do tego przez partię wojny. Odpowiedział masowym atakiem bronią konwencjonalną na cele cywilne w Ukrainie. Jakby zapominając o atomowym straszaku, o którym mówił ogłaszając mobilizację – ale też usprawiedliwiając się przed światem, że walczy "z terroryzmem", więc może zabijać cywili. Teraz już otwarcie. Bo do tej pory zabijał ich przy okazji strzelania do “obiektów wojskowych”.
Przedstawiając Państwu tę analizę musimy wyraźnie zastrzec: propaganda Kremla kłamie i prawie na pewno nie zna prawdy. Ale te kłamstwa pozwalają nam zobaczyć to i owo. Przede wszystkom to, jak Putin doszedł do tego, że musi uderzyć w cywili w Ukrainie - zaprzeczając w ten sposób ostatecznie całej swojej ideologii "operacji specjalnej". Bo przecież zorganizowana ona została w obronie Ukraińców gnębionych przez złą władzę.
Zwalenie tego na Ukrainę było oczywistym wyborem – ale zawsze możliwy był też wypadek albo sabotaż, a władza nie mówiła, jaka wersja jest poprawna. Nie było (i nadal nie ma) żadnej opowieści propagandowej o tym, w jaki sposób wyładowana po sufit materiałami wybuchowymi ciężarówka przejechała kontrolę przed mostem, a także kto i jak zsynchronizował wybuch z przejazdem pociągu-cysterny.
Zupełnie inaczej niż w przypadku zamachu na Darię Duginę w sierpniu, kiedy po 36 godzinach propaganda miała gotową wersję wydarzeń (o ukraińskiej agentce, która przy pomocy 12-letniej córki podłożyła ładunek wybuchowy, odpaliła go, a następnie wyjechała z Rosji).
Most jest przejezdny, a władze całkowicie panują nad sytuacją (dostarczając np. wodę kierowcom czekającym na Krymie na przeprawę, a po stronie rosyjskiej, gdzie zapasów jest więcej - także jedzenie) - powtarzała propaganda.
Chwaliła się, że ruch na moście został uruchomiony już po kilku godzinach. Ale jednocześnie - w wątku o pracy komisji rządowej - donosiła, że dopiero w niedzielę, 9 października, ekipy nurków sprawdzą stan przęseł mostu.
Co znaczy, że władza poleciła puścić ruch niepewną przeprawą - bo efekt propagandowy był ważniejszy od życia ludzi. Dopiero po kilkunastu godzinach wyjaśniło się, że “przejezdny most” to dużo powiedziane - mogą się po nim poruszać tylko samochody osobowe w ograniczonym zakresie i pociągi pasażerskie. Reszta – transport towarów, broni i ludzi autobusami, a nawet busami – musi się odbywać promami, które operowały w cieśninie kerczeńskiej do 2018 roku i które po otwarciu mostu skasowano. Więc teraz na gwałt trzeba je sprowadzić.
Radykalna, ale legalna agencja Regnum pozwalała sobie np. na publikowanie krytycznych głosów, które - gdyby stosować prawo “operacji specjalnej” - powinno spowodować ostrą reakcję władz, bo przecież “operacji specjalnej” krytykować nie wolno. Na przykład o planowanej na poniedziałek Radzie Bezpieczeństwa, czyli najwyższym organie władzy od wojska i bezpieki, cytowała takie głosy:
Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa (ciała zrzeszającego wszystkich speców od wojny i bezpieki z Putinem na czele) Dmitrij Miedwiediew domagał się "bezpośredniego zniszczenia terrorystów”.
Że coś się działo na szczytach władzy. A objawy były takie:
Z wersji o tym, że Ukraina już nie istnieje i teraz Rosja walczy z całym złym Zachodem, przeszliśmy do wersji, że Ukraina nie tylko istnieje, ale potrafi wysadzać Putinowi mosty i to pod okiem jego służb.
Zwrot był gwałtowny. Nagranie z rozmowy Putina z jego prokuratorem Bastrykinem, w czasie której Putin na oczach widzów wyciąga z meldunku podwładnego wniosek, że doszło pod Kerczem do aktu terroru, telewizja wstawiła w sam środek programu “Wiadomości Tygodnia”, który zazwyczaj jest precyzyjnie skonstruowanym przekazem Kremla. A tu - w opowieść, że na moście nic się nie stało, że to pewnie Ukraińcy, ale nie wiadomo, i że Ukraina już nie istnieje, bo na froncie walczą żołnierze mówiący po angielsku, rumuńsku i po polsku, a broń jest wyłącznie zachodnia – wpada nam wersja, że Ukraina zorganizowała i przeprowadziła niezwykle precyzyjną operację partyzancką.
Telewizja puściła cały długi i nieprecyzyjny wywód Bastrykina (który nadal nie wiedział, jak powiedzieć, co się stało: "Ustaliliśmy już trasę ciężarówki, w której doszło do wybuchu. To Bułgaria*, Gruzja, to Armenia, Osetia Północna, Krasnodar… Zidentyfikowano przewoźników. Przy pomocy oficerów operacyjnych FSB udało się zidentyfikować podejrzanych spośród tych, którzy mogliby przygotować atak terrorystyczny”) oraz Putina trzymającego się niepewnie stołu i konkludującego w taki sposób:
„Tutaj, jak właśnie pan poinformował, nie ma wątpliwości. To atak terrorystyczny, którego celem było zniszczenie krytycznej infrastruktury cywilnej Federacji Rosyjskiej. Dziękuję”.
Rozumiem to tak: w niedzielę wieczorem Putin podjął decyzję o wyjaśnieniu atakiem na most nowej "operacji antyterrorystycznej”. Oraz że daje rozkaz ataku konwencjonalnego w “infrastrukturę krytyczną” - o żadnej broni niekonwencjonalnej nie ma mowy.
A propaganda już złapała rytm. Powtarzała słowa Putina z wieczoru: że Rosja uderzyła w cywilną infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Właśnie tych słów używała podkreślając, że w Kijowie nie działa metro, w Charkowie nie ma wody i prądu, we Lwowie - prądu itd. A do tego rakiety trafiły “w pobliżu” ośrodków władzy w Kijowie.
Propaganda insynuowała - tak jak w lutym - że prezydent Zełenski opuścił stolicę i został wywieziony do “tajnego bunkra” na zachodzie Ukrainy (chwilę później prezydent opublikował przesłanie do Ukraińców nagrane na ulicy ostrzeliwanego Kijowa).
Co charakterystyczne, propaganda opierała te relacje na przekazach ukraińskich - rosyjskich nie było. Putin nie wiedział, w co trafił?
Dopiero po południu rzecznik jego ministerstwa obrony, gen. Konaszenkow ogłosił kłamliwy, jak zwykle, komunikat, że “wszystkie wyznaczone obiekty zostały trafione”. A żeby wiedzieć, że nie zostały, nie potrzeba ukraińskich źródeł - sama propaganda informuje, że rakiety uderzyły jedynie “w pobliżu”. Wieczorem jednak propaganda próbowała w telewizji chociaż troszkę nadążyć za Konaszenkowem i atak na ścieżkę dla pieszych nad Dnieprem w Kijowie pokazywała tak, jakby rakieta w nią trafiła - a chybiła, co wiadomo z całego nagrania, ale propaganda pokazuje tylko jego część.
Ze spotkania z gubernatorami agencje cytują taką oto jego wypowiedź: "Tutaj (w kwestii częściowej mobilizacji) niestety mamy dużo głupoty. Właściwie, jak niestety często powtarzam, tak jak w innych dziedzinach. Ale gdyby nie zaczęto się tym zajmować, tak jak to stało się teraz, nigdy by nie zauważono problemów, które tam narastały i najwyraźniej narastały od dłuższego czasu”.
“Teraz jest dobra okazja, aby załatwić wszystkie te sprawy”.
Czyli – jako przebiegły przywódca doprowadziłem do katastrofy wojskowej, by oddzielić ziarna od plew. I nie jest prawdą, że nie panuję nad sytuacją.
Czyli: strzelanie na oślep do cywili przyniosło efekty. Na froncie wewnętrznym.
Ci sami Chińczycy, którzy nie złożyli w piątek życzeń Putinowi z okazji 70. urodzin, mimo że w czerwcu Putin specjalnie dzwonił z życzeniami do prezydenta Xi.
“Chińskie władze dostrzegły doniesienia o wybuchach w Kijowie i liczą na deeskalację konfliktu na Ukrainie” - miała poinformować rzeczniczka chińskiego MSZ Mao Ning. „Zwróciliśmy na to uwagę (wybuchy w Kijowie – nota TASS), Chiny liczą na zmniejszenie eskalacji” – powiedziała na briefingu, odpowiadając na pytanie zachodniego dziennikarza. “Chiny opowiadają się za wzajemnym poszanowaniem przez państwa suwerenności, zgodnie z zasadami ONZ. „Chiny są gotowe do dalszego odgrywania konstruktywnej roli w rozwiązaniu tej sytuacji” – podsumowała Mao Ning.
Po co propaganda o tym informowała? Może po to, by wyjaśnić, że Putin tu niczego nie eskaluje, tylko został zmuszony do odpowiedzi na akt terroru. A w zasadzie akty – bo nagle okazało się, że Ukraina (ta sama, która przecież wedle propagandy już nie istnieje) zagroziła już Rosji kilka razy.
"Reżim kijowski swoimi działaniami dorównuje międzynarodowym grupom terrorystycznym, najbardziej odrażającym. Po prostu nie da się pozostawić takich zbrodni bez odpowiedzi" - podkreślił Putin.
„Dziś rano, na sugestię Ministerstwa Obrony i zgodnie z planem rosyjskiego Sztabu Generalnego, potężna, lotnicza, morska i lądowa, wysoce precyzyjna broń dalekiego zasięgu została wystrzelona przeciwko energetycznym, wojskowym i komunikacyjnym obiektom Ukrainy” – mówi Putin na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa (tu trzeba podziwiać mistrzostwo putinowskiej frazy: nie mówi “zleciłem ostrzał” - mówi “wystrzelono” “na sugestię MON” - więc nie on jest winien, ale może też - nie jest do tego ruchu przekonany).
I dalej: “Rosja zareaguje ostro, jeśli ukraińskie władze będą nadal organizować ataki terrorystyczne”. „Dane z badań kryminalistycznych i innych oraz informacje operacyjne wskazują, że eksplozja z 8 października jest aktem terrorystycznym. Atak terrorystyczny mający na celu zniszczenie cywilnej infrastruktury krytycznej Rosji. Oczywiste jest również, że klientami, organizatorami i sprawcami ataku terrorystycznego są ukraińskie służby specjalne”.
I tu Putin oznajmił, że za akt terroru uważa ostrzał elektrowni atomowej w Zaporożu i “próby sabotażu elektrowni atomowej w Kursku” oraz próby wysadzenia jednego z odcinków systemu przesyłowego gazu Turkish Stream (ciekawe, że słowem nie wspomniał o sztandarowym dla rosyjskiej propagandy akcie "ukraińskiego terroru" - czyli zabójstwie Darii Duginy).
"Metody Służby Bezpieczeństwa Ukrainy coraz bardziej przypominają ISIS i Al-Kaidę" - ogłosiła zaraz potem rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. Żeby nikt nie miał wątpliwości.
Putin, po dniach smuty, katastrofy z mobilizacją, lęku, co będzie z ukraińskim frontem, zanim za kilka tygodnie dotrą tam posiłki, żałośnie nieudanych 70. urodzin, próbuje przejąć kontrolę nad narracją.
Sytuacja z mostem krymskim zaskoczyła go – gdyby tak nie było, propaganda wiedziałaby szybciej, jak sytuację wytłumaczyć poddanym. Ale teraz przygotowuje się do zwrotu i “specjalną operację wojskową” z wojny z Zachodem zamienia w “operację antyterrorystyczną”.
“Udzielanie Kijowowi pomocy wojskowej z Zachodu należy uznać za współudział terrorystów” - tak myśl wodza rozwinął szef Komisji Spraw Międzynarodowych Dumy Leonid Słucki.
„Państwo ukraińskie w obecnej konfiguracji z nazistowskim reżimem politycznym będzie stanowiło stałe, bezpośrednie i wyraźne zagrożenie dla Rosji” – napisał w Telegramie. „Oprócz ochrony naszego narodu i ochrony granic kraju, celem naszych przyszłych działań, moim zdaniem, powinno być całkowite rozmontowanie reżimu politycznego Ukrainy”.
Poranne uderzenia to był “pierwszy odcinek. Będą kolejne”.
Jeśli ktoś nie pamięta - to samo Moskwa mówiła w lutym. W całej tej układance niepokoi tylko jedno. Czy Putin myśli, że tylko on ma broń dalekiego zasięgu? Wierzy, że ta broń się Rosji nie kończy? Jaki będzie następny ruch?
A może tu nie ma dalszych planów - chodzi tylko o podbudowanie szorującego po dnie rosyjskiego morale. Bo, jak powiedział deputowany do Dumy Andriej Kolesnik (z frakcji putiowskiej Jedna Rosja), ataki na miasta Ukrainy "podniosły morale nie tylko naszych sił zbrojnych, ale i całego narodu".
* Wątek bułgarski został w poniedziałek wieczorem zdementowany: ciężarówka nigdy nie była w Bułgarii.
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko za pośrednictwem VPN
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
Dziś propaganda wyszła z pierwszego szoku wywołanego tym, że genialny plan Putina nie zadziałał, a Ukraina stawiła opór. Teraz przygotowuje Rosjan do długiej wojny, powtarzając w kółko te same przekazy o złej Ukrainie i złym Zachodzie oraz dobrej Rosji Putina.
Nowe wątki pojawiają się coraz rzadziej. Ale tropimy je dla Państwa.
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze