Bez grzybów, drzewa samodzielnie i samotnie (bez kooperacji z innymi drzewami), nie byłyby w stanie funkcjonować. Niektóre eksperymenty pokazują, że grzybnia zapewnia również wymianę informacji
„Jeśli będziemy mieli długotrwałą suszę, to z grzybami będziemy mieć problem. Nie będzie ich tyle, żeby każdy mógł ich nazbierać. Możliwe więc, że za jakiś czas będziemy musieli zadowolić się grzybami sklepowymi, hodowanymi przemysłowo – i tyle” – mówi Paweł Tkaczyk*, mykofil.
Czytaj rozmowę o tym, jaką rolę grzyby pełnią w lesie, co czeka je w związku z globalnym ociepleniem i nie tylko.
Szymon Bujalski: Jak pan ocenia obecny sezon na grzyby? Przyszedł chyba później niż zwykle?
Paweł Tkaczyk*: W tym roku na Mazowszu sezon na grzyby rzeczywiście jest opóźniony, bo latem była susza, nie padało. Jeżeli padają regularne deszcze, to grzyby można zbierać właściwie przez cały rok.
Niektóre gatunki rosną, jak jest chłodno, więc można zbierać je zimą. To na przykład boczniak ostrygowaty, płomienica zimowa czy uszak bzowy.
Są gatunki wiosenne, takie jak smardze i im pokrewne. Później, latem, zaczyna się pierwszy rzut borowików, maślaków, kani. A jesienią, jeżeli jest wilgoć i sprzyjające warunki, owocnikuje już bardzo wiele gatunków. I wtedy rzeczywiście wszyscy wychodzimy z lasu z koszami pełnymi grzybów.
Czy na przestrzeni lat zauważa pan, że sezon na grzyby – przyjmując, że jakiś jednak jest – ulega zmianie?
To widać w ostatnich kilkunastu latach. Odkąd na Mazowszu dominuje susza, grzybów po prostu nie ma. Grzyby lubią, żeby było wilgotno i ciepło. Jeżeli to jest spełnione, wtedy mają odpowiednie warunki do rozwijania się. Jeżeli któryś z tych czynników znika, to grzybnia przetrwa, ale nie rozwija się, nie rośnie, nie owocnikuje. A ludziom zależy na owocnikach, bo chcą sobie znaleźć borowika czy podgrzybka (najnowsza oficjalna nazwa to podgrzyb brunatny).
Jak długie okresy suszy się teraz zdarzają?
Przez ostatnich kilka lat suszę mamy latem (mówię o Mazowszu), a i wiosną bywa z tym różnie. W tym roku wiosna była mokra, więc smardzowate się pojawiły, ale w zeszłym roku była sucha i z tymi grzybami było dużo gorzej.
Naukowcy mówią, że suma opadów w Polsce niespecjalnie się zmieni, ale będą się one zmieniały z deszczy padających po trochu co tydzień w nawalne ulewy, które w jeden dzień przyniosą półroczne opady.
Przyjmijmy bardzo prawdopodobny scenariusz, że Polska będzie dryfować coraz bardziej w kierunku dwóch pór roku, a nie czterech. Z perspektywy grzybiarza będzie to oznaczało, że ….?
Że będziemy mieli dużo mniej grzybów do zbierania, bo będą one mniej chętnie owocnikowały. Owocnik grzyba to mniej więcej 10 proc. całej grzybni, a więc jego niewielka część. Ale grzyb wyda go wtedy, gdy grzybnia jest odżywiona, jest żywa, kiedy nazbiera substancji zapasowych, by wyprodukować to coś, co służy do rozmnażania. Bo w owocniku są zarodniki.
Borowikowi nie chodzi o to, że my go zjemy i nie dlatego jest smaczny.
„Chodzi mu” o to, by znajdujące się w warstwie rodzajnej zarodniki mogły się po dojrzeniu rozsypać na znaczny teren, a następnie skiełkować.
Jeśli będziemy mieli długotrwałą suszę, to z grzybami będziemy mieć problem. Nie będzie ich tyle, żeby każdy mógł ich nazbierać. W Chinach, w Anglii, opanowano już przemysłową hodowlę bardzo wielu gatunków.
Możliwe więc, że za jakiś czas będziemy musieli zadowolić się grzybami sklepowymi, hodowanymi przemysłowo – i tyle. Mam nadzieję, że podążymy za światowymi trendami i będziemy produkować dużo więcej gatunków grzybów niż tylko pieczarki.
Widzi pan jeszcze inne zagrożenia dla świata grzybów ze strony człowieka?
Dokądkolwiek jadę, służbowo czy prywatnie, szukam jakiegoś starego lasu czy rezerwatu, bo w tzw. lasach gospodarczych drzewa wycinane są nie tylko, gdy uschną lub usychają, ale i jeszcze zanim uschną.
Leśnicy wyprzedzają naturalny proces i wywożą drewno z lasu.
Tymczasem wiele gatunków grzybów rozwija się na zamierających czy też na martwych drzewach. Jeśli martwe drzewa będą pozostawione w lesie, na nich rozwinie się bardzo wiele grzybów, które w lesie gospodarczym po prostu nie mają szansy wyrosnąć.
Nawiązując do zmian klimatycznych –
martwe drewno, które jest rozkładane przez grzyby, nie stanowi wbrew kasandrycznym przepowiedniom leśników materiału, który może się łatwo palić.
Gdy drewno się rozkłada, szybko zamienia się w gąbkę. Nasiąka wodą i staje się jej rezerwuarem. Lasy ze starym i martwym drewnem palą się dużo gorzej, zagrożenie pożarowe jest w nich dużo niższe niż w lasach gospodarczych.
A w związku z tym, że te lasy są rezerwuarem wody, stają się też oazą bioróżnorodności. Na drewnie wyrastają grzyby, które zostaną zjedzone przez owady czy drobne kręgowce, a te z kolei staną się pokarmem dla większych ssaków czy ptaków.
A obok stabilnego klimatu potrzebujemy właśnie tej bioróżnorodności. To wciąż chyba zbyt często pomijany temat w rozmowach o naszym wpływie na środowisko.
Zgadza się. Biocenoza, w której jest bardzo wiele gatunków, jest bardziej stabilna i trwała. Nawet jeśli przydarzy się jakieś zaburzenie – huragan, długotrwała susza, potężny deszcz podtapiający okolicę czy pożar – to bogata biocenoza jest się w stanie bardzo szybko zregenerować. A takie katastrofy zdarzają się nam coraz częściej.
Natomiast jeśli mamy sztuczną, ubogą biocenozę, np. pole pszenicy czy plantacyjną uprawę desek, to jest ona nieodporna na skutki katastrofy klimatycznej.
Widać to doskonale na przykład po tym, co dzieje się w monokulturach świerkowych czy sosnowych. Leśnicy masowo sadzili świerka w całej Europie, również poza naturalnym zasięgiem tego gatunku. Gdy nastąpiło ocieplenie klimatu, świerk zaczął się wycofywać na północ. Świerki są osłabione, usychają, umierają.
Osłabione suszą drzewa są atakowane przez patogeny jak np. kornika drukarza. Zdrowy, silny, dobrze nawodniony świerk w większości wypadków dałby sobie radę z takim kornikiem, osłabione świerki rady sobie nie dają.
To samo dzieje się z sosną – ginie od suszy, jest atakowana przez kornika ostrozębnego i jemiołę. W lesie wielogatunkowym i wielowiekowym – gdzie jedno drzewo jest młode, a drugie stare, jedno liściaste, a drugie iglaste – rozprzestrzeniający się patogen nie ma pod dostatkiem jedzenia. Nie może rozmnażać się bez zahamowania.
Jednocześnie takie mieszane lasy jako rezerwuary wody są też bardziej odporne, chociażby na kilkuletnią suszę. Natomiast monokultura jest na to nieodporna.
Mówiliśmy trochę o grzybach, pomówmy o grzybni. Dlaczego to kluczowa część ekosystemu leśnego?
Gdy mówimy „las”, to myślimy sobie: drzewa, krzewy, ewentualnie jakieś rośliny zielne, może jakieś zwierzęta i grzyby. Czyli to, co widzimy, patrząc na las. Ale to tylko część nadziemna. Jest jeszcze druga część lasu – ta pod ziemią.
Tam jest kilkukrotnie więcej gatunków niż nad ziemią, tam dzieje się o wiele więcej. Też są drzewa, krzewy, rośliny zielne – tyle że ich korzenie. Są zwierzęta – kręgowce i bezkręgowce. Są bakterie glebowe. No i są grzyby.
Przyjmuje się, że w 1 cm3 gleby leśnej jest od 2 do 10 km grzybni – małych, cienkich niteczek, które wszystko przerastają i są generalnie wszędzie.
Tylko 10 proc. grzybni to nadziemny, a czasami też podziemny owocnik.
I tak po pierwsze, warto wiedzieć, że grzyby to destruenci, którzy rozkładają całą martwą materię organiczną, żywiąc się nią. Rozkładają ją na związki proste, które są potem przyswajalne przez rośliny. Przez swoją obecność zapewniają więc obieg pierwiastków w przyrodzie i umożliwiają roślinom funkcjonowanie.
Druga ważna sprawa jest taka, że grzyby zapewniają łączność między roślinami. W czasach moich studiów – jakieś 30 lat temu – była postawiona dosyć nieśmiała hipoteza, że tak się dzieje – teraz mamy to dość dobrze udowodnione.
Wiemy już, że drzewa (rośliny) wspomagają się nawzajem, przekazują sobie substancje odżywcze. I to zarówno w obrębie tego samego gatunku, jak i między gatunkami. Nie tylko przez korzenie, ale właśnie przez grzybnię.
Grzybnia zapewnia wymianę i przekazywanie substancji odżywczych.
Jeżeli byśmy nie mieli grzybów, to najprawdopodobniej stracilibyśmy większość lasów.
Drzewa samodzielnie (bez mikoryzy) i samotnie (bez kooperacji z innymi drzewami), nie byłyby w stanie funkcjonować. Niektóre eksperymenty pokazują, że grzybnia zapewnia również wymianę informacji.
To znaczy?
Nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że grzyby odznaczają się inteligencją. Ale nasza inteligencja, nasz proces myślenia polega na przekazywaniu impulsów elektrycznych w układzie nerwowym – z neuronu do neuronu.
Grzyby przekazują sobie informację chemiczną ze strzępki do strzępki, jest to impuls. Można powiedzieć: bit informacji.
Nie jesteśmy w stanie zrozumieć, po co to robią i czemu to służy, bo nasz aparat poznawczy w tej dziedzinie jest bardzo niedoskonały. Na ten moment możemy zatem po prostu przypuszczać i stawiać hipotezy.
Grzybom zawdzięczamy przecież bardzo wiele. Prof. Piotr Skubała opowiadał mi kiedyś, że w każdym z nas znajduje się kilkadziesiąt gatunków grzybów.
Rzeczywiście, wykorzystujemy bardzo wiele gatunków grzybów. Używamy drożdży piekarskich, dzięki którym powstaje pieczywo, drożdży kruchych, które robią kefir, drożdży winiarskich, które robią alkohol, używamy pleśni, dzięki którym powstała penicylina… Bardzo szeroko korzystamy więc z grzybów.
Co do grzybów, które w nas żyją, to one po prostu nas zjadają – tyle że powoli i słabo. Generalnie można uznać, że każdy z nas ma grzybicę, tylko to się okazuje post mortem. Kiedy organizm umiera, przestaje zwalczać grzybnię i ona może się w końcu spokojnie rozwijać.
Grzybom na pewno zawdzięczamy jednak bardzo wiele. Jest zresztą hipoteza, że to właśnie grzyby dały początek życiu na lądzie. Wskazuje na to ich fizjologia.
Jak ten proces miał przebiegać?
Początkowo ląd na Ziemi to były po prostu mineralne skały. Żadna roślina nie była w stanie na tym rosnąć. Z obecnie znanych nam organizmów tylko grzyby wytwarzają takie substancje, które są w stanie strawić skałę mineralną i rozłożyć ją na związki proste.
W ten sposób grzyby wytworzyły glebę. I dopiero wtedy na ląd były w stanie wyjść rośliny, by się w tej glebie zakotwiczyć, pobierać z niej przez korzenie substancje odżywcze i zieloną częścią rosnąć do góry.
Można przypuszczać, że tamte grzyby były pewnie skorupowate i przylegały do skały. Trochę jak porosty, które zresztą też są grzybami. Potem gdy już była warstwa gleby – grzyby stworzyły pierwszy las na Ziemi.
Niektórzy uważają też, że grzyby są ratunkiem na apokalipsę, którą sobie fundujemy. Grzyby są w stanie zjeść wszystkie zanieczyszczenia, które produkujemy.
Na przykład w pewnym eksperymencie boczniak rozłożył na substancje proste zużyte pampersy – zarówno ich zawartość, jak i cały materiał, z którego były zrobione.
Grzyby są też w stanie rozłożyć odpady ropopochodne, są w stanie rosnąć na glebie skażonej metalami ciężkimi i redukować ich poziom. Znaleziono też grzyby wewnątrz reaktora w Czernobylu.
Są one więc jakąś szansą dla Ziemi, choć niekoniecznie dla gatunku ludzkiego, bo w swoim pędzie najprawdopodobniej doprowadzimy do wyginięcia ludzi.
Z drugiej strony cieszmy się jednak, że mało grzybów postanowiło sobie zrobić z nas posiłek. Prawdopodobnie dlatego, że jesteśmy dość niedługo na świecie, a grzyby przesadnie szybko nie działają, więc jeszcze nas nie zauważyły. Na razie „wykorzystują” nas jako nosicieli, którzy rozprzestrzeniają zarodniki.
Wróćmy jeszcze do tego innego wykorzystania grzybów…
Produkcja piwa i wina to był jeden ze starszych wynalazków ludzkości. On pozwolił nam przetrwać o tyle, że kiedyś nie umiano w bezpieczny sposób przechowywać wody. Przez to, że w wodzie namnażały się bakterie, wielu ludzi chorowało i umierało. Alkohol był więc sposobem na zabezpieczenie tej wody.
Piwo, które kiedyś robiono, dawano również dzieciom. Ono miało jednak dużo mniej alkoholu, bo nie było to robione po to, żeby się upić i być w rozrywkowym nastroju, tylko po to, żeby woda była zdatna do picia.
W wielu miejscach na świecie grzyby służą też do produkcji żywności. Na przykład w Indonezji robi się tempeh, który jest białkiem roślinnym przetrawionym i przerośniętym przez grzyby.
W naszej strefie klimatycznej mamy z kolei multum francuskich serów pleśniowych. Swego czasu okazało się, że tzw. pleśnie szlachetne, które robią nam aromatyczne sery, po zaszczepieniu na innej pożywce niż białka mleka bardzo często wytwarzają toksyny i stają się trujące.
Pewnie wiele osób musiało umrzeć w ramach testowania takich połączeń…
No, myślę, że tak.
Tradycyjnie grzybów używano też do rozniecania ognia. Pocierając o siebie kawałkami drewna czy też krzesząc iskry, podpalano tzw. hubkę. To były suszone huby, czasami nasączone dodatkowo czymś, co pozwalało im lepiej zajmować się żarem. Po rozdmuchaniu żaru można było rozpalić ognisko, a zatem zapewnić sobie ciepło i upiec mięso czy bulwy.
W dawnych czasach robiono z grzybów kapelusze i czapki. W Karpatach, w Rumunii żyje człowiek, który tworzy je z owocników hubiaka pospolitego. Wypytał starych ludzi w wiosce, jak to się kiedyś robiło, oni mu tę wiedzę przekazali. Odtworzył stare narzędzia i techniki i te grzybowe czapki oraz kapelusze sprzedaje na cały świat, urządza warsztaty rzemiosła itp.
Z grzybów tworzone są również cegły, powstają całe konstrukcje grzybowe. Bo okazuje się, że można wziąć wióry czy słomę, zaszczepić je grzybnią a po jej dalszym spreparowaniu uzyskać bardzo dobry materiał izolacyjny. A wyprodukowany z odpadków roślinnych.
Nawet NASA prowadzi badania nad wykorzystywaniem grzybni do wznoszenia obiektów na Księżycu.
Mówimy o Księżycu, gdzie problemem jest transport materiałów (a las tam nie wyrośnie), ale to samo możemy powiedzieć o Ziemi. Żeby zrobić cegłę, trzeba wykopać dół w gliniance, wydobyć tę glinę, przerobić ją, uformować i wypalić cegłę.
Przy produkcji cementu również bardzo mocno niszczymy środowisko. A w przypadku cegieł „grzybowych” bierzemy odpad – wióry czy słomę, który po przetworzeniu przez grzyby daje nam surowiec o bardzo dobrej jakości. Lekki, doskonale izolujący i możliwy do stworzenia na miejscu. Wystarczy przewieźć probówkę z żywą grzybnią, zaszczepić nią odpowiednie kształty i czekać, aż całość przerośnie strzępkami.
Wspomniał pan też o penicylinie. Zastosowanie grzybów w medycynie również jest duże?
Grzyby, bakterie i wirusy to pierwsze organizmy, które pojawiły się na Ziemi. One cały czas ze sobą konkurowały i walczyły. W związku z tym grzyby potrafią zwalczać bakterie i wirusy, robią to od miliarda lat.
Cały czas prowadzone są badania, również na grzybach wielkoowocnikowych. Okazuje się, że można z nich wyprodukować nowe antybiotyki, na które bakterie nie są odporne, albo można wyekstrahować z nich substancje czynne, które mogą być pomocne w leczeniu nowotworów.
Można powiedzieć, że jeżeli chodzi o badanie grzybów i ich naukowe wykorzystanie, to stoimy dopiero w przedsionku. Wiemy, że przed nami jest bardzo bogata komnata ze skarbami i na razie szukamy w niej trochę po omacku. Jeśli już coś jednak znajdujemy, to okazuje się, że jest to dla nas bardzo cenne. A w tej komnacie ze skarbami czeka na nas jeszcze bardzo dużo. Co? Nawet nie mamy pojęcia.
Dlatego właśnie tak ważne jest to, o czym wspominałem: zachowywanie bioróżnorodności. Mamy gatunki grzybów, które występują na przykład tylko w Puszczy Białowieskiej. Jeżeli my ten las przekształcimy w gospodarczy, to wiele gatunków grzybów zniknie, a my nawet nie będziemy wiedzieli, co straciliśmy.
Niszcząc bioróżnorodność, niszczymy więc coś, co jest nam zupełnie nieznane i co mogłoby się nam przydać, pomóc w bardzo wielu sytuacjach. Tylko musimy mieć jeszcze czas na zrobienie badań i na sprawdzenie, co my z tej komnaty możemy jeszcze wyciągnąć.
Tak więc jedna sprawa, to troska o bogactwo biocenozy i bogactwo życia na Ziemi. Druga sprawa, to, że możemy mieć z tego bogactwa szereg wymiernych korzyści.
Skąd wzięła się u pana pasja do grzybów?
Zawsze była we mnie pasja do przyrody, trochę wrodzona, a trochę zaszczepiona przez rodziców. A potem rozwinięta dzięki dobrym nauczycielom biologii. W swoich najwcześniejszych wspomnieniach z dzieciństwa pamiętam, jak wyprowadzony na spacer ganiałem zające albo bociany, przynosiłem mamie w prezencie do domu cały słoik dżdżownic bądź ślimaków. I trochę się dziwiłem, że nie jest entuzjastycznie nastawiona do ślimaków rozłażących się po pokoju.
Ta pasja była we mnie na tyle silna, że do liceum poszedłem do klasy biologiczno-chemicznej, a potem ukończyłem studia leśne. Napisałem pracę dyplomową o grzybach. Tak się ułożyło, że nie poszedłem pracować do Lasów Państwowych i może to w sumie dobrze, bo dzięki temu nie straciłem miłości i pasji do przyrody.
Dlatego swój wolny czas spędzam w terenie, udzielam się jako wolontariusz w organizacjach pozarządowych czy też prowadzę działalność edukacyjną, uwrażliwiając dzieciaki na przyrodę.
Jeśli chodzi o grzyby, to w moim przypadku pasja do nich oznacza nie tylko chęć zbierania grzybów w celach konsumpcyjnych. Lubię też tropić rzadkie gatunki grzybów i po prostu je podziwiać. Tak jak ornitolodzy spisują gatunki ptaków, które zobaczyli, tak mykolodzy zawodowcy i amatorzy cieszą się, gdy mogą znaleźć rzadki gatunek grzyba. Jesteśmy gotowi przejechać za nim pół Polski.
A pan ile najwięcej przejechał?
Z zamiarem zobaczenia konkretnych grzybów pojechałem do Puszczy Białowieskiej, czyli z Warszawy nie tak daleko. Natomiast planując jakikolwiek wyjazd – czy to służbowy, czy wczasy – zawsze rozglądam się za starym lasem czy rezerwatem w okolicy i szukam, jakie grzyby mogą tam się znaleźć.
Na przykład, gdy pojechałem na Sylwestra w Góry Świętokrzyskie, to wiedziałem, że jest tam miejsce, gdzie występuje modrzewnik lekarski – grzyb, który w Polsce już niemal całkowicie wyginął. Jeden dzień pobytu zużyłem na to, by pojechać w to miejsce, przejść się, znaleźć tego grzyba, zrobić mu zdjęcie i z satysfakcją powiedzieć – jest, znalazłem! Na wczasach zagranicznych jest to samo. Zawsze się rozglądam, szukając grzybów.
*Paweł Tkaczyk – magister inżynier leśnik, wolontariusz Towarzystwa Przyrodniczego Bocian, aktywista Lasów i Obywateli oraz Fundacji FOTA4Climate.
Tekst pochodzi z portalu naukaoklimacie.pl
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze