0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Iga Kucharska/OKO.pressIga Kucharska/OKO.pr...

„W bardzo wielu krajach lasy są w prywatnych rękach albo osób fizycznych, jak to się w prawie mówi, albo korporacji i wstęp wzbroniony. Bardzo rzadko można spotkać las, do którego się spokojnie wchodzi. My tę wolność mamy, chodzimy na grzyby. Ogromna część Polaków chodzi na grzyby. Chodzimy tam, żeby wypocząć, żeby się przejść, w najróżniejszych celach. I to jeszcze raz powtarzam, bo może czasem sobie tego nie uświadamiamy, to część naszej wolności i nie damy sobie tej wolności zabrać” – tak mówił Jarosław Kaczyński w niedzielę (6 sierpnia 2023) podczas pikniku rodzinnego PiS w Chełmie (woj. lubelskie).

Dzień później ukazał się wywiad z prezesem PiS w tygodniku „Sieci”. Kaczyński ostrzega:

„Tusk, jeśli wróci do władzy, wyprzeda wszystko. Tego zażądają od niego ci, którzy go tutaj wysłali (...) Platforma kombinowała wokół różnych ustaw w tej sprawie. A teraz polskie lasy chce przejęć Bruksela. Tusk został tu wysłany, by im to ułatwić”.

W OKO.press sprawdzamy, czy los grzybiarzy w Polsce jest zagrożony i co w tej sprawie „kombinował” Donald Tusk.

Na grzybobranie do Niemiec?

Prezesowi PiS można przyznać rację w kwestii zbierania grzybów: polskie prawo rzeczywiście daje pełną wolność. Podobnie jest na przykład w Czechach. Tam zbieranie grzybów jest traktowane niemal jak narodowy sport, a państwowy instytut meteorologiczny publikuje specjalne mapy pokazujące, gdzie są korzystne warunki do grzybobrania.

Zupełnie inaczej jest na przykład w Niemczech, gdzie jedna osoba może zebrać określoną maksymalną ilość grzybów i to wyłącznie na własny użytek. Limity wyznaczają poszczególne landy – najczęściej jest to około 250 gramów. Leśnicy i policja walczą ze zbieraczami, którzy próbują łamać zasady i zbierają kilogramy grzybów. „Mamy grzybiarzy, którzy przychodzą z koszykiem i zbierają grzyby dla własnej konsumpcji, co jest legalne. Ale mamy też takich, którzy przyjeżdżają samochodami dostawczymi i spędzają kilka godzin zbierając kilogramy grzybów. To jest już nielegalne” – wyjaśniał w rozmowie ze „Spieglem” Horst-Karl Dengel, leśnik z Nadrenii Północnej-Westfalii.

We Francji również obowiązują limity zbiorów, choć regulacje mogą się różnić w zależności od regionu. Należy zbierać grzyby do koszyka (a nie np. plastikowej torby) i nie wolno używać innych narzędzi niż nożyk. Za zbieranie grzybów na prywatnym terenie można dostać karę w wysokości 45 tys. euro albo trzy lata pozbawienia wolności.

Grzybiarze mieliby również trudności z realizowaniem swojego hobby w Holandii, gdzie grzyby można zbierać jedynie na własnym terenie.

W Polsce więc grzybiarze mogą cieszyć się wolnością, zbierać, ile chcą i sprzedawać swoje łupy.

W narracji prezesa Kaczyńskiego nie zgadza się jednak podstawowa sprawa: Donald Tusk nie zapowiada, że chciałby tę wolność grzybiarzom odebrać. Nic nie wskazuje również na to, żeby Koalicja Obywatelska chciałaby wyprzedać i sprywatyzować lasy.

Tusk idzie po lasy

„Prywatyzacja lasów”, jaką ma szykować Tusk, zatacza jednak coraz szersze kręgi. Na Twitterze czytamy wpis m.in. ministry klimatu Anny Moskwy, która zwraca się do Donalda Tuska: „PiS zawsze stoi na straży polskich lasów. Dlatego obronimy lasy przed waszymi dziwnymi zakusami i pomysłami”. Wiceminister klimatu Jacek Ozdoba wrzuca krótkie hasło na czerwonym tle „PO = sprzedaż lasów”.

Europoseł Patryk Jaki wypomina: „Partia Tuska niedawno zagłosowała w PE za zmianą traktatów i zabranie Polsce kompetencji ws. lasów”.

Jakiemu chodzi o unijną propozycję, żeby leśnictwo dopisać do tzw. kompetencji dzielonych. Zmiany miałyby dotyczyć art. 4 traktatu o UE, który przewiduje, że kompetencje dzielone między UE a państwa członkowskie stosują się do takich dziedzin, jak m.in. rynek wewnętrzny, transport i środowisko. Leśnictwa do tej pory wśród „kompetencji dzielonych” nie było.

Na zmianę traktatu muszą się zgodzić kraje członkowskie. Rzecznik rządu Piotr Müller już publicznie potwierdził, że jeśli będzie taka potrzeba, Polska zastosuje weto.

Wyjaśnialiśmy już w OKO.press, że jeśli leśnictwo byłoby wpisane na listę kompetencji dzielonych, Polska nie straci władzy nad lasami. UE przyjmuje tzw. zasadę pomocniczości, czyli przejmuje kompetencje dopiero wtedy, kiedy uzna, że zrealizuje zadanie lepiej od kraju członkowskiego. Unia również nie przejmie polskich lasów i nie będzie ich nikomu sprzedawać – nie ma takiej prawnej możliwości.

Bruksela i Berlin ostrzą zęby

To nie przeszkadza jednak w straszeniu, że „Bruksela odbierze nam lasy”. Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, żeby podsycić dramatyzm swojego przekazu, do Brukseli dorzuca jeszcze Berlin, który również ma ostrzyć sobie zęby na polskie dobro narodowe.

Na Twitterze napisał: „PO-PSL chcieli lasy sprywatyzować, a teraz chcą je oddać Berlinowi i Brukseli, którzy swoje lasy wyprzedali. Tylko Zjednoczona Prawica zapewni Polakom swobodny i nieograniczony dostęp do lasów”.

Warchoł już wcześniej, podczas lipcowego posiedzenia Sejmu, pytał dramatycznie, zwracając się do organizacji ekologicznych i opozycji: „Czy chodzi wam o to, by Niemcy zagarnęli polskie lasy”. Wtedy też odbyło się pierwsze czytanie „obywatelskiej” (choć w rzeczywistości zgłoszonej przez Suwerenną Polskę) ustawy w obronie lasów:

Przeczytaj także:

Rząd straszy Brukselą nie tylko przez próby zmiany traktatów UE. Głosowanie w tej sprawie niemal zbiegło się w czasie z wyrokiem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

TSUE 2 marca 2023 roku stwierdził, że Polska narusza przepisy unijne w dwóch istotnych obszarach. Po pierwsze: gospodarka leśna prowadzona zgodnie z wytycznymi Lasów Państwowych w ramach tzw. kodeksu dobrych praktyk nie gwarantuje ochrony przyrody. Po drugie: polskie prawo łamie unijne przepisy, uniemożliwiając organizacjom ochrony przyrody możliwości zwrócenia się do sądu z żądaniem zbadania legalności planów urządzenia lasu.

Cały wyrok opisywaliśmy w OKO.press:

Prywatyzacja lasów czy ich ochrona?

W połowie lipca 2023 w Koszalinie, podczas spotkania Donalda Tuska z mieszkańcami, padło pytanie o lasy. Lider KO odpowiedział:

„Kłamstwem jest to, że Unia Europejska ma jakąś ukrytą komórkę, która chce Polsce ukraść lasy. To jest tak samo absurdalne, jak to, że ja chciałbym lasy prywatyzować”.

Co więc wypomina rządowi PO-PSL Warchoł?

Z wyjaśnieniami spieszy Jacek Ozdoba na Twitterze: „Głosowanie 18 grudnia 2014 r. PO-PSL zabrakło 5 głosów do wprowadzenia możliwości prywatyzacji lasów i to na podstawie ustawy zasadniczej! De facto propozycja ekipy Tuska pozwalałyby zwykłą większością głosów sprzedać lasy!”.

W 2014 procedowany był projekt wprowadzający zmiany w Konstytucji. Zmiana miała polegać na dodaniu art. 74a, który brzmiał:

"1. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są dobrem wspólnym i podlegają szczególnej ochronie. 2. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie. 3. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa są udostępniane dla ludności na równych zasadach. Zasady udostępniania i gospodarowania lasami określa ustawa".

PiS wie lepiej

W uzasadnieniu projektu czytamy: „Mając przekonanie, że lasy są dobrem wspólnym, należy, ponad wszelkimi podziałami, za społeczną akceptacją, uznać lasy w Polsce za dziedzictwo narodowe, będące trwałą własnością publiczną niepodlegającą procesom przekształceń własnościowych”.

PiS jednak nie chciał się zgodzić na fragment dotyczący „wyjątków określonych w ustawie”. Portal Prawo.pl pisał wtedy:

„Według wnioskodawców grunty miałyby być przejmowane jedynie pod inwestycje publiczne lub związane z obronnością kraju. Część posłów uważała, że jest to furtka do prywatyzacji lasów”.

Ci, którzy zmiany w Konstytucji popierali („za” zagłosowało PO, PSL i SLD) argumentowali, że zapis utrudni prywatyzację, a sporny fragment ma jedynie zapewnić, że rozwój gospodarczy nie zostanie zahamowany.

W 2014 roku nie udało się uzyskać większości konstytucyjnej, czyli 2/3 głosów za. Faktycznie – jak pisze Ozdoba – zabrakło pięciu głosów. W głosowaniu wzięło udział 291 posłów i posłanek, z czego 150 było przeciw.

Prywatyzacja lasów odcinek drugi

Rok później PO opracowało nowelizację ustawy o lasach. Zapisano w niej:

„1. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa podlegają szczególnej ochronie i nie podlegają przekształceniom własnościowym. 2. Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa mogą być zbywane wyłącznie w przypadkach określonych w ustawie w celu zachowania trwale zrównoważonej gospodarki leśnej lub realizacji celu publicznego".

To niemal dokładne powtórzenie zmian, które miały zostać wpisane do Konstytucji. Posłowie PiS znowu straszyli, że po przyjęciu zapisów czeka nas prywatyzacja lasów. Nowela została przegłosowana, jednak zawetował ją prezydent Andrzej Duda.

2 proc. do budżetu

Posłowie i posłanki PiS wypominają rządowi PO-PSL jeszcze jedną nowelizację ustawy o lasach – ze stycznia 2014 roku. Według przyjętych wtedy zapisów, Lasy Państwowe (LP) miały dokonywać „wpłaty na rachunek ministra właściwego do spraw środowiska w wysokości stanowiącej równowartość 2 proc. przychodów uzyskanych przez Lasy Państwowe ze sprzedaży drewna”. Łącznie w 2014 i 2015 roku było to 1,6 mld. Ta kwota miała w większości zostać wydana na remont dróg gminnych i powiatowych.

„Nie mam zamiaru atakować ministra środowiska ani rzucić się na rząd za to, że chcą przeznaczyć nieco z funduszy Lasów Państwowych na cele publiczne, bo to powinno stać się już dawno” – bronił decyzji rządu dziennikarz i publicysta przyrodniczy „Wyborczej” Adam Wajrak. "Lasy płacą podatki gruntowe, tzw. podatek leśny, odprowadzają VAT uzyskany od kupujących drewno, ale zyski już nie trafiają do budżetu, choć wydawałoby się, że skoro zostały wypracowane na mieniu skarbu państwa, to byłoby to ich najwłaściwsze miejsce. Mało tego, zyski nie były w swej głównej części opodatkowane.

Od wielu lat Lasy nie płaciły podatku dochodowego od zysku ze sprzedaży drewna z lasów oraz upolowanych w nich zwierząt.

Skarb państwa nie miał z tego za wiele, za to pracownicy Lasów całkiem sporo. Firma cieszy się niezwykłą popularnością jako miejsce zatrudnienia nie dlatego, że praca leśnika to romantyczna przygoda" – komentował.

PiS zapis usuwa, ale nie do końca

Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot miała uwagi do samej nowelizacji, ale jednocześnie poparła pomysł oddawania części zysku do budżetu państwa. Organizacja proponowała, żeby pieniądze w pierwszej kolejności były przekazywane na ochronę przyrody, działanie parków narodowych i rekompensowanie gminom strat z tytułu podatku leśnego na terenach rezerwatów i parków narodowych.

Nieżyjący już Jan Szyszko (minister środowiska w latach 1997-1999, 2005-2007 i 2015-2018) mówił wtedy o „destabilizacji” Lasów. „Ta ustawa nosi znamiona rabunku” – komentował Bogdan Pęk, senator PiS.

Jarosław Kaczyński i Beata Szydło straszyli, że zapis doprowadzi do upadku LP. Ich zdaniem ten zapis miał spowodować, że nastąpi prywatyzacja lasów.

Do prywatyzacji nie doszło, a PiS po przejęciu rządu usunął zapis zakładający oddawania 2 proc. zysków. Jednocześnie jednak przyjął kolejną nowelę, dodając do ustawy o lasach art. 58b: „Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych dokonuje corocznie wpłat na rzecz Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg z przychodów uzyskanych przez Lasy Państwowe ze sprzedaży drewna”.

Tak krytykowany przez PiS „rabunek” więc pozostał, a rząd Zjednoczonej Prawicy uściślił, na co mają iść pieniądze LP.

PiS „kombinuje” z lasami

Jarosław Kaczyński i jego koledzy oraz koleżanki z PiS zapominają, jakie nowelizacje dotyczące lasów były procedowane podczas ich rządów. Na przykład: w 2021 roku posłowie PiS złożyli projekt idący dalej niż nowele za czasów PO-PSL.

Autorzy projektu chcieli liberalizacji przepisów dotyczących dokonywania zamiany lasów, gruntów i innych nieruchomości Skarbu Państwa zarządzanych przez Lasy Państwowe – także dla realizacji prywatnych inwestycji infrastrukturalnych. Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot ostrzegała: „Projekt umożliwia przejęcie najcenniejszych i najbardziej atrakcyjnych terenów w Polsce w zamian za tereny bez większej wartości, np. tereny pofabryczne czy zdegradowane”. Zagrożenie, że nastąpi prywatyzacja lasów, stało się realne.

Ostatecznie zmiany w prawie nie zostały przyjęte.

Przyjęto za to lex Izera, czyli specustawę o „szczególnych rozwiązaniach związanych ze specjalnym przeznaczeniem gruntów leśnych". Zawarto w niej podobne zapisy jak w odrzuconym projekcie nowelizacji ustawy o lasach.

Tym razem jednak Ministerstwo Klimatu i Środowiska określiło, o które dokładnie działki chodzi. Przepisy dotyczyły więc wyłącznie Jaworzna i Stalowej Woli oraz miały obowiązywać przez dwa lata od przyjęcia specustawy w połowie 2021 roku.

Resort uściślił także, co by mogło powstawać na przejętych od LP gruntach. Mają być to inicjatywy:

  • związane ze wspieraniem rozwoju i wdrażaniem projektów dotyczących energii, elektromobilności lub transportu, służących upowszechnianiu nowych technologii oraz poprawie jakości powietrza;
  • strategicznej produkcji dla obronności państwa, wysokich technologii elektronicznych i procesorów, elektromobilności, innowacyjnej technologii wodorowej, lotnictwa, motoryzacji oraz przemysłu tworzyw sztucznych.

Dzięki tym zapisom miał powstać Strategiczny Park Inwestycyjny w Stalowej Woli i fabryka polskich aut elektrycznych Izera w Jaworznie. Zapisy lex Izera i jej krytykę opisywaliśmy w OKO.press:

Na razie budowa fabryki Izery się nie rozpoczęła, choć las na wyznaczonej działce już wycięto. Rząd zapowiada, że pierwsze auta wyjadą z Jaworzna w 2025 roku.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze