0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Żuchowicz...

Niespodziewana decyzja Szymona Hołowni, by odsunąć o miesiąc debaty o aborcji, budzi oburzenie jako odegranie godowego tańca idących na wojnę wojowników, odkładających na później sprawy domowego ogniska strzeżonego przez kobiety. „Jeszcze nie czas” – usłyszały – który to raz? – kobiety.

Obserwacja mini-debaty marszałka z posłankami Lewicy na początku środowego posiedzenia Sejmu 6 marca 2024 to oburzenie tylko powiększa, bo posłanki miotały się w złości i bezsilności, retorycznie chłoszcząc Hołownię („sejmową zamrażarkę zamienia na uśmiechniętą chłodnię”), a marszałek w wysokości swego fotela triumfował: „Przebieg tej debaty upewnił mnie w przekonaniu, że moja decyzja była słuszna” (o intelektualnej bezczelności tego sofizmatu – dalej).

Swoje dorzucił poseł PSL Krzysztof Paszyk, który cierpliwie wytłumaczył „paniom z Lewicy”, że „nie prowadzi się kilku bitew jednocześnie i teraz skupimy się na problemach rolników”. Chyba się panie zgodzicie?

A jak to widział Hołownia, polityk, marszałek, a także lider Trzeciej Drogi? Odrzucając odruch oburzenia, zastanówmy się (rozwijając wcześniejsze komentarze) nad motywacją Szymona Hołowni i nad skutkami jego decyzji. A także nad możliwością wyjścia z sytuacji.

Przeczytaj także:

Motyw 1. Żeby projekty nie poszły do kosza. Prawda?

Szymon Hołownia podkreślał, że na 8 marca nie wolno kobietom zrobić takiego prezentu (metafora trochę zabytkowa). I że miał wiedzę, że cztery zgłoszone projekty nie zostaną przegłosowane w pierwszym czytaniu i zamiast do komisji, pójdą do kosza. Chodzi o ustawy:

  • dwie ustawy legalizujące aborcję do 12. tygodnia w wersji KO i Lewicy,
  • ustawę dekryminalizującą Lewicy, czyli koniec z karaniem za pomoc w aborcji
  • oraz propozycję Trzeciej Drogi, by przywrócić zakaz aborcji z 1993 roku, czyli wskrzesić tzw. kompromis sprzed wyroku TK z 2020 roku. Później miałoby się odbyć referendum.

Hołownia sugerował, że Lewica (i być może także część KO) nie poprą tej ostatniej propozycji, a w rewanżu przynajmniej część Trzeciej Drogi nie zagłosuje za skierowaniem do komisji projektów KO i Lewicy. I nie uzbiera się większości ani tu, ani tu.

Polityczki Lewicy podczas środowej minidebaty w Sejmie jasno zadeklarowały jednak, że Lewica była (byłaby?) skłonna zagłosować za wszystkimi czterema projektami. I pytały – co zostało bez odpowiedzi –

skąd Hołownia wiedział, że nieuchronny jest ten kosz?

Owszem, było wiele krytycznych głosów na temat pomysłu TD, w tym referendum, ale krytyka to jedno, a głosowanie przeciw – drugie. Być może Hołownia przesadził z obawami? Bo skoro Lewica deklaruje poparcie czterech projektów, to KO pewnie nie postąpiłaby inaczej.

Chyba że Hołownia usłyszał twarde „nie” dla praw kobiet we własnej koalicji od „dziadersów” z PSL. Ale nawet oni mogliby się uspokoić, widząc determinację całej Koalicji.

Zresztą było, co było, ale być może jeszcze może być inaczej? Hołownia podkreśla, że gdyby dostał deklaracje, to jest otwarty. Deklarację Lewicy już ma...

Stąd naiwny apel do całej Koalicji 15 Października. Panie i panowie, a może dogadajcie się, że wszystkie cztery projekty pójdą do komisji, niech tam się toczy debata, nawet najostrzejsza, może coś z tego wyjdzie konstruktywnego. Unikniecie państwo sytuacji, w której Koalicja pokazuje, że nie jest w stanie debatować nad prawami kobiet. Niebezpieczny sygnał.

Może jest to chwila dla Donalda Tuska, który tak kategorycznie obiecywał kobietom spełnienie ich praw? Żeby wziął na siebie odpowiedzialność lidera?

Przecież skierowanie wszystkich projektów do komisji nie narusza niczyjej integralności aksjologicznej. Zaś zablokowanie debaty uderzy rykoszetem we wszystkich.

Motyw 2. Polityczne ryzyka Trzeciej Drogi. Realne?

Hołownia występuje z pozycji zatroskanego marszałka, państwowca i prawdziwego przyjaciela kobiet, ale z pewnością patrzy na to wszystko również jako lider – obok Władysława Kosiniaka-Kamysza – Trzeciej Drogi. I polityk, który pieczołowicie buduje swój wizerunek na wybory prezydenckie 2025 roku.

Czarnym snem Hołowni byłaby sytuacja, gdyby nie doszło do porozumienia w koalicji i w głosowaniach przepadły trzy projekty Lewicy i Koalicji Obywatelskiej, za to przeszłaby w Sejmie propozycja Trzeciej Drogi powrotu do ustawy z 1993 roku (na razie bez referendum).

Byłoby to możliwe, bo mogłaby ją poprzeć koalicja ad hoc w składzie: Trzecia Droga, znaczna część PiS (razem mają 259 głosów), może też z Konfederacją (277 głosów).

Wystąpienie PSL i Polski 2050 w takim duecie (albo i trójcy), mogłoby oznaczać pocałunek śmierci Kaczyńskiego złożony na czołach Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Trzecia Droga w wyborach samorządowych straciłaby głosy nie tylko rozczarowanych kobiet i ludzi młodych, ale wszystkich osób o bardziej progresywnych i prodemokratycznych poglądach.

Debata o aborcji była i jest dla TD i samego Hołowni niebezpieczna także dlatego, że grozi podważeniem mitu założycielskiego, że ugrupowanie i sam marszałek idą „trzecią drogą” właśnie. Referendum jest próbą podtrzymania tego mitu. Być może podejmując decyzję o odsunięciu debaty, Hołownia wyobrażał sobie, że obroni taki właśnie wizerunek swojej formacji – jako niezależnej siły, która dystansuje się od skrajnych stanowisk i przedkłada troskę o sprawy państwowe nad „ideologiczne czy światopoglądowe spory”.

Tymczasem zapisał się do konserwatywnej drużyny „jeszcze nie czas, kobiety”.

Być może Hołownia (z Kosiniak-Kamyszem w tle) kombinowali, że wyłączając aborcję wzmocnią szanse kandydatów TD wyborach samorządowych, zwłaszcza w silnych PSL-owskich okręgach z przewagą mniejszych miejscowości. Rzut oka na wyniki najnowszego sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje jednak, że nawet wśród mieszkańców wsi dominuje przekonanie, że trzeba dać kobietom prawo do aborcji (53 proc. do 35 proc.)*.

Hołownia chciał pokazać, że jest ponad sporem. Także dlatego, że chce trzecią drogą dojść do prezydentury.

Neutralność w sporze, w połączeniu z głoszonym wszem i wobec własnym poglądem zgodnym z katolickim nauczaniem, mogłyby mu pomóc w pozyskiwaniu wyborców prawicowych w wyborach prezydenckich, np. gdyby udało mu się dostać do drugiej tury.

Czy ta kalkulacja była racjonalna? Niekoniecznie. Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM podważa to rozumowanie. O ile 100 proc. liderów TD (dwóch na dwóch) powtarza przy każdej okazji, że są przeciw cywilizowaniu prawa aborcyjnego, o tyle w ich własnym elektoracie takie stanowisko zajmuje tylko 8 proc., a 89 proc. chciałby, żeby Sejm przyjął projekt, jaki proponuje KO i Lewica. Ruch Hołowni zmniejsza jego szanse w pierwszej turze prezydenckich wyborów.

Zablokowanie tematu aborcji może też zniechęcić do głosowania na TD część dotychczasowego elektoratu. Zwłaszcza że Lewica wykorzysta okazję. Już to robi.

Motyw 3. Troska o stan koalicji, czyli sofizmat Hołowni

W środę w Sejmie Hołownia wypowiedział zdanie, które – raz jeszcze je zacytuję – powinno przejść do historii wyjątkowo bezczelnej sofistyki politycznej w Polsce po PiS:

„Przebieg tej debaty upewnił mnie w przekonaniu, że moja decyzja była słuszna”.

Rozbierając to logicznie: Marszałek, widząc (wcześniej) przyszłe zagrożenie dla koalicji w postaci gorącego sporu i awantury, jakie niesie za sobą debata o aborcji przed wyborami, podjął decyzję o jej odsunięciu. Mini-debata, która jednak się w Sejmie (teraz) w szczątkowej postaci odbyła, utwierdza go w przekonaniu, że wcześniej miał rację, bo jak widać teraz zagrożenie było tak duże, że trzeba było debatę odsunąć.

Czyli zagrożenie (widoczne teraz) dowodzi, że zagrożenie (diagnozowane wcześniej) było realne.

Sofizmat, czyli pozornie poprawne rozumowanie, ale zawierające ukryty błąd, polega tu na tym, że Hołownia nie dostrzega (lub udaje, że nie dostrzega), że zagrożenie (widoczne teraz) zostało w znacznym stopniu sprowokowane przez decyzję Hołowni. To, co widział wcześniej, potwierdziło się z jego czynnym udziałem.

Wręcz trudno sobie wyobrazić „lepszą” prowokację dla sił progresywnych i bardziej skuteczne wprowadzenie napięcia do koalicji, niż to, co Hołownia z zaskoczenia zrobił.

Co gorsza, jego decyzja może uderzyć rykoszetem w wynik nie tylko TD, ale całej Koalicji 15 października. Już zwracaliśmy uwagę, że Hołownia skupia się na kalkulacjach i grach partyjnych, a nie bierze pod uwagę najważniejszej kalkulacji – ryzyka, że jego kunktatorstwo będzie kosztowne również dla jego partnerów. I to w sensie zupełnie dosłownym, wyborczym.

W wyborach 15 października, które zmiotły PiS, według sondażu Ipsos w dniu wyborów mobilizacja kobiet była o 1-2 pkt proc. wyższa niż mężczyzn, a ludzi najmłodszych (18-29 lat) o ok. 2 pkt proc. wyższa niż najstarszych (60 +). Decyzja Hołowni, postrzeganego jako główny obok Donalda Tuska lider i twarz demokratycznej transformacji, może w tych dwóch kluczowych grupach wywołać odruch – niestety uzasadniony – że skoro marszałek lekceważy wyborczynie i wyborców, to my damy sobie spokój z głosowaniem na taką władzę.

Motyw 4. Wyciszyć temat aborcji, niech nie zakłóca polityki?

Rozumowanie Hołowni, że trzeba było odłożyć debatę, żeby nie zaogniać kampanii wyborczej, jest inną wersją wyżej opisanego sofizmatu.

Deklarując, że chce uniknąć wzniecania ognia ideologicznego sporu o aborcję, Hołownia polał ognisko benzyną.

I płomień buchnął – Lewica już wprost wzywa do niegłosowania na konserwatystów z TD, posłanki straszą Hołownię błyskawicami na swoich t-shirtach i apelują do wyborczyń o przerzucanie głosów na lewicowe kandydatki i kandydatów.

Doprawdy nie trzeba było aż finezyjnego umysłu Hołowni, żeby przewidzieć, że odwlekając debatę o prawach kobiet, wyeksponuje ten temat i wprowadzi go do samorządowej kampanii wyborczej.

Zwolenniczka czy zwolennik Lewicy powie, że to dobrze, bo konserwatyści w Koalicji 15 października pokazują swoją prawdziwą twarz, ale może trochę szkoda, że Hołownia spycha swoje ugrupowanie na tzw. konserwatywne pozycje.

Bo na tle własnego elektoratu Hołownia jest odmieńcem.

Wracam zatem do wcześniejszego pytania: czy można to jeszcze odkręcić, dogadać się politycznie i przywrócić debatę, której chce znaczna większość Polek i Polaków i ogromna większość Koalicji? Pozwolić Hołowni wycofać się z posunięcia, które – wbrew sofizmatom – zaszkodzi debacie publicznej, zaszkodzi Koalicji 15 Października. A nawet Trzeciej Drodze, co nie będzie pierwszym przypadkiem, gdy zdolny lider szkodzi swojej formacji.

*Przy okazji: mieszkanki i mieszkańcy wsi chcą głosować: w 40 proc. na PiS, 24 proc. na KO, 13 proc. na TD, 10 proc. na Konfederację i w 5 proc. na Lewicę.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze