0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: historyczny czołg T-34 z czasów ZSRR podczas próby defilady Dnia Zwycięstwa na Placu Czerwonym w Moskwie, 7 maja 2022 r. Foto Kirill KUDRYAVTSEV / AFP

9 maja w Moskwie odbędzie się doroczna parada z okazji Dnia Zwycięstwa, rocznicy kapitulacji hitlerowskich Niemiec i zakończenia II wojny światowej. Dawni sojusznicy Związku Radzieckiego świętują zakończenie tej krwawej wojny 8 maja. Ocenia się, że zginęło w niej od 50 do 78 mln ludzi, Moskwa nigdy swoich strat nie policzyła.

Wielka imperialna pompa, z którą Moskwa obchodzi Dzień Zwycięstwa, to "dorobek" czasów Putina. Andriej Percew, współpracownik portalu Meduza (redagowanego przez rosyjskich dziennikarzy na emigracji w Łotwie), opisał mało znaną w Polsce historię tej rocznicy w ZSRR i w Federacji Rosyjskiej, oraz to jak reżim Putina dokonał odwrócenia znaczeń tego dnia. Szczególnie odrażające są te manipulacje w obliczu napaści Rosji na Ukrainę.

Podczas prób przed paradą nad Moskwą przeleciały bojowe odrzutowce ustawione w kształcie litery "Z", co ma być wsparciem dla agresji Rosji na Ukrainę.

Oto tekst Percewa rozpowszechniany w postaci listu do czytelników przez platformę KIT, założoną przez redaktorów Meduzy. Teksty w bezpłatnej subskrypcji otrzymuje się z KIT-a na swój e-mail. Można się zapisać tu getkit.news, by otrzymywać analizy sytuacji społecznej i gospodarczej Rosji. OKO.press poleca, analizy są bardzo wartościowe, a nieznajomość języka rosyjskiego można pokonać za pomocą ogólnodostępnych aplikacji tłumaczących.

Publikujemy za zgodą autora.

(Tekst przetłumaczyła pro bono Anna Husarska)

W tym roku kraj będzie świętował zakończenie dawnej wojny, prowadząc jednocześnie agresywną bieżącą wojnę. Władze rozpaczliwie próbują połączyć obie te wojny. Nie tylko za pomocą słów (Rosja rzekomo znów walczy z „nazistami” i „faszystami”), ale także poprzez radzieckie symbole.

W zagarniętych miastach ukraińskich na budynkach administracyjnych umieszcza się sztandar zwycięstwa. Zalecono, aby zdjęcia żołnierzy, którzy zginęli w „operacji specjalnej”, przynosić na przemarsze „Nieśmiertelnego Pułku” w różnych regionach Rosji. W Sewastopolu proponowano nawet, aby pojmani ukraińscy żołnierze i oficerowie przeszli ulicami miasta w pochodzie tak jak w 1944 roku.

Symbole Wielkiej Wojny Ojczyźnianej [tak w Rosji nazywa się II Wojnę Światową] i zwycięstwa w niej potrzebne są rosyjskiemu kierownictwu do skutecznej promocji PR-owej obecnego konfliktu. Taktycznie Kreml w rzeczy samej wygrywa: przecież ta symbolika jest dla kraju święta, dotyka najbardziej wrażliwych obszarów narodowej pamięci. Aliści jeśli uważnie przyjrzeć się sytuacji, staje się jasne, że ze strategicznego punktu widzenia jest to fatalny błąd.

Wykorzystanie symboliki radzieckiej w toczącej się wojnie dosłownie niszczy ideologiczne podstawy istnienia państwa.

Zaraz szczegółowo wyjaśnię dlaczego.

Babcia z flagą

4 maja pierwszy zastępca szefa administracji prezydenckiej Siergiej Kirienko przybył do ukraińskiego miasta Mariupol, którego znaczna część jest okupowana przez wojska rosyjskie. Tam na placu Komsomołu odsłonięto pomnik „babci z flagą”. Podczas ceremonii Kirienko, zwykle powściągliwy i unikający rozgłosu, wygłosił emocjonalne przemówienie. Powiedział, że „Babcia Anna” stała się symbolem „więzi międzypokoleniowej, ciągłości w walce z nazizmem i faszyzmem”. Została też babcią „dla całego Donbasu” i „dla całej Rosji”.

Babcia dzierżąca w ręku radziecki sztandar zwycięstwa to jeden z nowych symboli tej wojny, już niemal maskotka rosyjskiej inwazji. Babcię maluje się na murach miasta i umieszcza na ulicznych billboardach, poświęca się jej Tiktoki, wiersze i komiksy patriotyczne. A na Instagramie można zamówić „unikalny samoprzylepny wizerunek »babci z flagą« dla dekoracji mieszkania lub biura”.

Jednocześnie sztandar zwycięstwa (który w Rosji uważany jest za „relikwię państwową”) sam w sobie – już niezależnie od babci - jest aktywnie włączany do symboliki obecnej „operacji specjalnej”. Jest „forsowany w Internecie”, ale także umieszczany na budynkach administracyjnych w zagarniętych miastach Ukrainy. Robią to zarówno rosyjscy działacze partyjni, jak i celebryci - tak jak to miało miejsce w Berlinie w 1945 roku.

Przeczytaj także:

Taka sama wojna

Władze rosyjskie niemal natychmiast zaczęły utożsamiać obecną wojnę z Wielką Wojną Ojczyźnianą. Przygotowania do tego rozpoczęły się jeszcze przed inwazją: na długo przed 24 lutego rosyjscy urzędnicy państwowi i propagandyści nazywali ukraińskich przywódców „nazistami”. Ale wraz z rozpoczęciem wojny ta retoryka zaczęła dominować w oficjalnym dyskursie.

Ogłaszając rozpoczęcie „operacji specjalnej”, prezydent Władimir Putin zapowiedział „denazyfikację” Ukrainy, wiążąc tym samym cele tej kampanii z wynikami Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. A potem propaganda rosyjska wprowadziła do obiegu symbole zwycięstwa.

Uczestników obecnej wojny zaczęto nazywać „weteranami”. Tradycyjnie w Rosji samo to słowo, bez bliższego określenia (np. „weteran Afganistanu” lub „weteran pracy”) było używane tylko w odniesieniu do weteranów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Nawet litera Z - bardzo przecież „młody” znak - została skojarzona ze zwycięstwem poprzez pomalowanie jej w [czarno-pomarańczowo-czarnych] kolorach wstęgi orderu św. Jerzego (nawiasem mówiąc, sama wstęga też jest stosunkowo nowym symbolem - zaczęto jej czynnie używać dopiero w 2005 r.). Teraz litera Z robiona na modłę gieorgiewska [czyli w kolorach wstążki orderu św. Jerzego] będzie noszona 9 maja podczas pochodu Nieśmiertelnego Pułku w Sankt Petersburgu. A obok portretów żołnierzy radzieckich poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej - portrety tych, którzy zginęli na wojnie z Ukrainą.

Doszło nawet do absurdu: były deputowany Dumy Państwowej z Sewastopola, Rusłan Balbek, zaproponował, aby podczas defilady 9 maja ulicami miasta przeszli schwytani żołnierze ukraińscy, by mieszkańcy Krymu zobaczyli ich „na żywo”. „Jednocześnie ci kolaboranci reżimu nazistowskiego spojrzą na ludzi, których nienawidzili od 2014 roku, a teraz, będąc w niewoli, poczuli na własnej skórze, czym jest humanizm” - powiedział Balbek.

W tym wszystkim łatwo dostrzec prosty pragmatyzm polityczny: symbole zwycięstwa znane każdemu Rosjaninowi są natychmiast rozpoznawalne. Z ich pomocą łatwo jest stawiać wojnę w Ukrainie na równi z Wielką Wojną Ojczyźnianą. Oczywiście nie jest to tylko kwestia wizualna - poprzez te symbole obecna wojna jest postrzegana przez Rosjan jako nowy etap Wielkiej Wojny Ojczyźnianej [czyli II wojny światowej].

Z tego powodu w oczach wielu osób wygląda ona na uzasadnioną.

Jak w ZSRR pojawiły się symbole zwycięstwa

W swojej książce „Pamięć surowego reżimu” historyk Nikołaj Koposow śledzi ewolucję oficjalnej radzieckiej narracji o wojnie. Bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej - pisze – „wojnę i powojenną odbudowę (...) postrzegano jako narodziny nowego społeczeństwa”, a zwycięstwo widziano jako wynik zjednoczenia narodu radzieckiego „pod przywództwem wodza”.

Jednocześnie zwycięstwo nie było symbolem wyłonienia się narodowej tożsamości jako takiej - tę funkcję nadal pełniła jeszcze rewolucja październikowa. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych o wojnie - a więc i o zwycięstwie w niej - nie mówiło się zbyt wiele. Reżim nie chciał niepotrzebnie przypominać ludziom o cierpieniach i stratach, jakie pociągnęło za sobą zwycięstwo [podczas II wojny światowej zginęło ok. 30 mln obywateli ZSRR, w tym 10 mln żołnierzy - red.]

Na przykład w pierwszych latach powojennych, w 1946 i 1947 roku, dzień 9 maja był oficjalnym świętem, ale pochodów w tym dniu nie było. A począwszy od 1948 roku Dzień Zwycięstwa nie był już nawet dniem wolnym od pracy.

Za rządów Nikity Chruszczowa (7 września 1953 - 14 października 1964) w oficjalnym przekazie wojny podkreślano jej „początkowy, katastrofalny okres” i „osobistą odpowiedzialność Stalina za brak gotowości”. W tym czasie rząd radziecki mówił głównie o przyszłości: o planach budowy komunizmu, o różowych perspektywach w wyścigu gospodarczym z Zachodem. W tych rozmowach wojnę pomijano, ponieważ radzieckie kierownictwo chciało wzmocnić swoją władzę ideologicznie, nie poprzez bohaterską przeszłość, ale poprzez świetlaną przyszłość.

Mit wojny i zwycięstwa stał się propagandowym motywem przewodnim dopiero za czasów Leonida Breżniewa (14 października 1964 - 10 listopada 1982). W tym czasie trwał wyścig zbrojeń między ZSRR a USA. Dlatego temat wojska i kompleksu wojskowo-przemysłowego, choćby przez pryzmat wspomnień wojennych, stał się bardzo aktualny.

To właśnie za czasów Breżniewa Stalin zaczął być przedstawiany jako doświadczony dowódca wojskowy, który na samym początku wojny - owszem, popełnił błąd, ale tylko z powodu „dążenia do pokoju”. Pojawia się również „instytucjonalna infrastruktura mitu wojny”: 9 maja ponownie staje się oficjalnym świętem; 20. rocznica Dnia Zwycięstwa jest obchodzona z paradą (sztandar zwycięstwa jest niesiony przez Plac Czerwony); w miastach i wsiach powstają pomniki żołnierzy radzieckich; pojawiają się zasiłki dla weteranów.

Oto jak opisuje ten proces Lew Gudkow, dyrektor naukowy Centrum Lewada. Przez wiele lat symbolika zwycięstwa i pamięć o wojnie służyły jako uzasadnienie dla utrzymywania w kraju ogromnej armii (która była „wzorem dla innych instytucji społeczno-politycznych kraju”) i budowania zmilitaryzowanej gospodarki. Symbolika ta miała też inną funkcję - podsycała potrzebę „nuklearnego wyścigu zbrojeń pod wezwaniem do »pokojowej konkurencji« z Zachodem”.

Ale o wojnie mówiło się z innego powodu. Pod rządami Breżniewa projekt różowej radzieckiej przyszłości zaczął się rozpadać, a „oś czasu wśród obywateli radzieckich zaczęła przesuwać się na Zachód” - to znaczy ludzie zdali sobie sprawę, że ZSRR przegrywa gospodarczą walkę z zachodnim kapitalizmem. Kraj pogrążył się w „breżniewowskiej stagnacji”.

Wojna łączy

„Późna propaganda radziecka wmawiała ludziom żyjącym w warunkach ciągłego upokorzenia i biedy, że ZSRR jest wielki ze względu na swoją potęgę przemysłową, osiągnięcia naukowe, wpływ na wydarzenia na świecie (lub, w parodii Jurija Wizbora, »Ale my robimy rakiety, / Blokujemy Jenisej...« [co u Jacka Kaczmarskiego brzmiało: »Kreml w niebo śle rakiety/ Bez wysiłku wielkich rzek zawraca bieg!« - przyp. tłum.]) - ale dopiero zwycięstwo w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej dawało i daje ludziom poczucie, że nie żyją na próżno: są przedstawicielami lub spadkobiercami bohaterów i męczenników.

Wojna była jedyną wspólną sprawą, w którą zdawały się zaangażowane wszystkie segmenty ludności kraju” - pisał historyk kultury Ilja Kukulin w czasopiśmie „Неприкосновенный запас” (Nietykalny zapas) w 2006 roku. Jego zdaniem to właśnie wtedy wojna stała się ostatecznie „mitem założycielskim” - to znaczy miała uwiarygodnić radziecką tożsamość.

„Propaganda - popierana pod tym względem przez większość ludności ZSRR - twierdziła, że główna tragedia, czyli wojna, należy do przeszłości i że to właśnie przeżyte nieszczęścia dają starszemu pokoleniu aprioryczną poprawność” - zauważył Kukulin. To właśnie „starsze pokolenie” było akurat u władzy. A ich doświadczenie wojskowe - a tym samym rola, jaką odegrali w zwycięstwie - symbolicznie potwierdzały ich prawo do tej władzy.

O roli wojny i kultu zwycięstwa dla reżimu sowieckiego pisze również politolog i technolog polityczny Gleb Pawłowski. Jego zdaniem „przerażająca Wielka Wojna Ojczyźniana przekształciła regionalne chłopskie państwo w planetarne imperium antyfaszystowskie, które inaczej by się nie narodziło”. „Przekroczywszy granicę zagłady sama Czerwona Rosja nie rozumiała, jak udało jej się przetrwać 1941 rok. Odniósłszy triumf nad arsenałem sił zmierzających do jej zniszczenia, stała się czymś innym, bezprecedensowym w historii Europy - współtwórczynią powojennej globalizacji” - pisze.

Jak wymyślono nowy mit, ale powrócono do starego

Pierestrojka i lata 90. postawiły przywódców kraju przed koniecznością stworzenia nowego obrazu przyszłości. Jak pisze historyk Nikołaj Koposow, jeszcze w czasach stagnacji Rosjanie zaczęli idealizować Zachód i dążyć do kapitalistycznego stylu życia. Dlatego władze - najpierw późnoradzieckie, a potem rosyjskie - zaproponowały jako obraz nowej przyszłości standardy życia zbliżone do zachodnich.

Zapotrzebowanie na ten paradygmat było duże. W związku z tym trzeba było zmienić też oficjalny mit o wojnie.

„Ponowna ocena »eksperymentu sowieckiego« pozwoliła położyć nacisk na cierpienia narodu, który był ofiarą nie tylko okrutnego wroga, ale także nieludzkiego reżimu. Nadało to szczególny wydźwięk tematowi heroizmu i patriotyzmu narodu radzieckiego, który zwyciężył nie tyle dzięki, ile wbrew »systemowi«. W swoich przemówieniach z okazji Dnia Zwycięstwa [prezydent Rosji] Borys Jelcyn zawsze interpretował to wydarzenie jako »symbol odwagi, patriotyzmu i poświęcenia« narodu, ale nie zasług państwa i »systemu radzieckiego«” - mówi historyk Olga Malinowa.

Jednak dopiero za czasów Jelcyna - w połowie lat dziewięćdziesiątych - Defilada Zwycięstwa stała się wydarzeniem dorocznym. Po 1945 i 1965 roku odbyła się ona tylko dwa razy: w 1985 z okazji czterdziestej rocznicy i w 1990 z okazji czterdziestej piątej rocznicy. W 1995 roku odbyła się kolejna defilada z okazji 50. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

Była dość skromna: parada wojsk i sprzętu wojskowego odbyła się nawet nie na Placu Czerwonym, lecz na Wzgórzu Pokłonnym (część „historyczna” miała miejsce na Placu Czerwonym w obecności weteranów). W tym samym roku uchwalono ustawę federalną o upamiętnieniu zwycięstwa narodu radzieckiego w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945. Od tego czasu w kraju co roku odbywają się defilady z okazji 9 maja.

Na przełomie lat 90. i 2000, kiedy do władzy doszedł Władimir Putin, w Rosji nie było już spójnego i zrozumiałego dla obywateli obrazu historii. Niektóre wydarzenia zostały przewartościowane już w czasach radzieckich (na przykład powstania dekabrystów i [kozaków] Stieńki Razina i Jemieljana Pugaczowa, które zaczęto postrzegać jako „negatywne”). Resztę wydarzeń przewartościowano już w latach dziewięćdziesiątych (wtedy „negatywnego” znaczenia nabrały rewolucja październikowa i przymusowa kolektywizacja).

Jednak w ocenie historycznej roli Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i zwycięstwa w niej większość Rosjan jest zgodna: pokojowo na ogół nastawiony Związek Radziecki został zaatakowany przez perfidnego wroga, a naród (dzięki Stalinowi lub pomimo niego - nie jest to tak istotne) zdołał uratować świat przed nazizmem.

Według historyczki Malinowej, to właśnie w epoce Putina pamięć o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej po raz pierwszy wykorzystano „do skonstruowania tożsamości wspólnoty, która stoi za nowym państwem rosyjskim”. Tożsamość ta była zbudowana na idei autonomii i jedności; na tym, że Rosja jest nie tylko równa Zachodowi, ale też do niego podobna.

Rosja zawsze zwycięska

Od pierwszych dni swojej prezydentury Władimir Putin przedstawiał wojnę w swoich przemówieniach jako „triumf charakteru narodowego” - i to właśnie ten charakter pomaga budować „silny” kraj. W dniu 9 maja 2000, a więc zaledwie kilka dni po objęciu urzędu, przywódca państwa zwrócił się do weteranów w następujący sposób:

„Do tej pory wzbudzamy podziw świata siłą naszej ojczyzny, naszym zahartowaniem i mocą. Ale prawdę mówiąc nic w tym dziwnego. Tego ducha i wiarę odziedziczyliśmy po Was, nasi drodzy weterani. Wasz los i wasze czyny (...) są przykładem dla tych, którzy kształtują nasze nowe silne państwo. Rosja zawsze była krajem zwycięskim. Krajem pokoju, ale szanującym siebie i swoją godność narodową”.

W 2004 roku Putin nazwał Dzień Zwycięstwa „szczytem naszej chwały”. Jego następca na stanowisku prezydenta, Dmitrij Miedwiediew, mówił o wojnie jako o wydarzeniu, które „uczyniło nasz naród silnym”. W 2012 roku Putin - znowu jako prezydent - nazwał 9 maja „dniem, który jednoczy teraz wszystkich obywateli Rosji”.

Dzień Zwycięstwa stawał się coraz bardziej uroczysty i obchodzony na coraz większą skalę. W 2008 roku po raz pierwszy w historii odbyła się defilada ciężkiego sprzętu wojskowego; rozpoczęto również coroczne przeloty lotnictwa nad Placem Czerwonym.

W latach 2012, 2013 i 2014 widzom zaprezentowano nowe pojazdy wojskowe: rakietowe systemy ziemia-powietrze Tor-M2U, pojazdy opancerzone Tajfun K-63968 oraz przeciwpancerne systemy rakietowe Chryzantema-S.

W 2015 roku na Plac Czerwony przywieziono „obiecujące modele sprzętu wojskowego”: na przykład zdalnie sterowane uniwersalne moduły bojowe Epoka i opancerzone pojazdy ochrony osobistej Tajfun-U.

Historyk Nikołaj Koposow potwierdza: za rządów Putina i Miedwiediewa „mit wojny stał się prawdziwym mitem o początkach postradzieckiej Rosji”. Upadek ZSRR jest w oczach wielu obywateli Rosji (i w oczach samego Putina) tragedią narodową. Ale za to zwycięstwo to przecież triumf narodowy.

W dużej mierze z powodu roli, jaką kraj ten odegrał w zwycięstwie, reżim Putina aktywnie domagał się, aby Zachód „uznał” Rosję. Elitom podobało się takie podejście - chciały czuć się na równi ze swoimi zachodnimi odpowiednikami. W ten sposób, dzięki staraniom władz, Dzień Zwycięstwa stał się głównym świętem narodowym.

Wstęga św. Jerzego

Otrzymał nowy symbol państwowy - Wstęgę Świętego Jerzego [w kolorach wstążki do imperialnego orderu ustanowionego przez carycę Katarzynę II]. Jest ona rozdawana na ulicach, w szkołach i zakładach pracy. Ozdabia się nim ubrania, samochody, przedmioty domowego użytku i awatary w profilach internetowych.

Nie obyło się bez wpadek: początkowo wstążkę traktowano liberalnie (np. używano jej zamiast sznurowadeł do tenisówek). Władze i propaganda szybko jednak uporządkowały tę kwestię, publikując m.in. liczne instrukcje, jak „prawidłowo nosić wstęgę św. Jerzego”.

„Dzień Zwycięstwa nie stał się dniem pamięci, smutnego wspominania zmarłych, ludzkiego cierpienia i materialnych zniszczeń. Wręcz przeciwnie: jest to dzień zwycięstwa, triumfu armii radzieckiej nad hitlerowskimi Niemcami” - powiada socjolog Lew Gudkow.

Jego zdaniem triumf zwycięzców dał ludziom „niezachwianą wiarę w ich słuszność i wyższość”. Wprowadził również „niemal plemienny podział społeczeństwa na »naszych« i »nie naszych«” - i zrobił z tego podziału podstawę solidarności społecznej. Gudkow uważa również, że uczynił on ludzi „gotowymi usprawiedliwiać (ale nie popierać!) każdą agresywną lub represyjną politykę państwa wobec innych krajów, lub terytoriów, które sprzeciwiają się ZSRR lub Rosji”.

Co więcej, ta brawurowa oficjalna retoryka skutecznie wymazała ze świadomości ludzi pamięć o cierpieniach, które towarzyszą wojnie. Prawie wymazała pamięć o tych, którzy zostali fizycznie i moralnie okaleczeni przez wojnę. Pozostał tylko „podświadomy strach, często wyrażany jako obawa przed nową wojną, nawykowe westchnienie: »Oby tylko nie było wojny«”.

Jak słup na pustyni

„W miarę jak dawne przedmioty dumy narodu radzieckiego - rewolucja, budowa nowego społeczeństwa, ukształtowanie »nowego człowieka«, wzorcowe osiągnięcia radzieckiej industrializacji, militarna potęga supermocarstwa - ulegają erozji i osłabieniu, rośnie symboliczny ciężar zwycięstwa... Zwycięstwo sterczy dziś jak kamienny słup na pustyni, pozostały po zwietrzeniu skały” - uważa Gudkow.

Podobnie jak przywódcy radzieccy w przeszłości, przywódcy obecnej Rosji zwrócili się ku historii, gdy ich projekt na przyszłość (który, na przykład, zakładał dogonienie Portugalii i innych krajów europejskich pod względem PKB) zaczął się rozpadać. Podobnie jak partia komunistyczna okresu stagnacji, współcześni mieszkańcy Kremla woleli więc umocnić swoją władzę za pomocą mitu wojny i zwycięstwa.

I tak jak przed laty, wojna zaczęła „w oczach społeczeństwa rosyjskiego sakralizować armię jako jedną z centralnych, wspierających instytucji społecznych”, jak to określił Gudkow, i utrzymywać „dowódczo-hierarchiczny model porządku społecznego”.

Zamiast pytań o przyszłość

W latach 20. naszego wieku wojna i zwycięstwo stały się nie tylko głównym mitem kraju, ale także fundamentem rosyjskiej państwowości. Według oficjalnej wersji, dzisiejsza Rosja jest bezpośrednim spadkobiercą zwycięzców nazizmu, wyzwolicieli Europy i całego świata.

W takim postrzeganiu świata Zachód powinien być wdzięczny Rosji za wyzwolenie - przecież inne kraje sojusznicze (USA, Wielka Brytania, Francja) po prostu pomagały. A nawet, według jednej z wersji, ich pomoc była raczej znikoma.

Wszelkie próby niezgadzania się z tym - na przykład mówienie o ważnej roli innych państw w zwycięstwie - są uważane za wrogie (podobnie jak mówienie o kontaktach dyplomatycznych między kierownictwem Związku Radzieckiego a nazistowskimi Niemcami przed wojną). Ale oczywiście ani Europa, ani Stany Zjednoczone nie akceptują takiej interpretacji. Nie uważają się też za głównych zwycięzców. Zachód uznaje wkład wszystkich państw sprzymierzonych w zwycięstwo. A kraje zachodnie nie opierają swojej państwowości na chwalebnej przeszłości militarnej.

Ale ta przeszłość świetnie ochrania Kreml przed pytaniami o przyszłość. O co tu pytać? Rosja osiągnęła wszystko, co mogła, a główne wydarzenie w jej historii - zwycięstwo - już się dokonało.

Koncepcja ta ma pewien sens, który można nawet nazwać pozytywnym: Związek Radziecki był przecież państwem "miłującym pokój”, które na własnej skórze przekonało się o okropnościach agresywnej wojny, które rozumie wartość pokoju i nigdy nie dopuści do kolejnej wojny. Rosja, jako spadkobierczyni Związku Radzieckiego, też powinna taka być.

I tu zaczyna być naprawdę ciekawie. Utożsamianie inwazji na Ukrainę z Wielką Wojną Ojczyźnianą poprzez symbole zwycięstwa zasadniczo niszczy całą tę koncepcję. Podważa mit o pochodzeniu putinowskiej Rosji, podważa fundamenty nowoczesnej państwowości. Co, oczywiście, rodzi szereg pytań. No i niezależnie od tego, jak bardzo rosyjska propaganda odpiera te pytania, jej odpowiedzi nie tylko wyglądają nieprzekonująco, ale wręcz bezradnie.

Rozważmy zarówno same pytania, jak i odpowiedzi na nie.

Oto pierwsze pytanie. Ciągłe wypowiedzi polityków, urzędników państwowych i wojskowych na temat nazizmu na Ukrainie niweczą zwycięstwo z 1945 roku. No bo skoro na Ukrainie są naziści, to znaczy, że nazizm nie został pokonany: nie należy do przeszłości, lecz żyje i ma się dobrze. A więc wychodzi na to, że Europa nigdy nie została od niego wyzwolona, a przodkowie nie zwyciężyli?

Zwolennicy inwazji odpowiadają: ależ nie, przodkowie zwyciężyli. Lecz podczas gdy nasz kraj odbudowywał się po upadku Związku Radzieckiego, na Zachodzie rozprzestrzenił się tymczasem nowy podstępny wróg.

Przyjmijmy, że owszem, ale przecież Rosja, podobnie jak ZSRR, jest narodem miłującym pokój, który nigdy nie atakuje jako pierwszy, lecz broni się tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Nawet najbardziej zagorzali zwolennicy wojny nie mogą polemizować (i nie polemizują) z faktem, że Rosja dokonała inwazji na sąsiedni kraj. Przecież dokonała inwazji, czyż nie?

I to jest kolejne pytanie.

Tak, Rosja dokonała inwazji - odpowiadają - ale „NATO przygotowywało Ukrainę do ataku na nasz kraj”, a Putinowi „udało się” temu zapobiec. Tak jak Niemcy atakujące ZSRR wraz ze swoimi sojusznikami? Tak, mniej więcej tak.

NATO odmawia jednak udziału w obecnej wojnie. A porównywanie tej wojny do II wojny światowej jest po prostu głupie. Gdy Niemcy zaatakowały ZSRR, druga wojna światowa toczyła się już na kilku kontynentach i trwała prawie dwa lata. To była naprawdę wielka wojna - i oczywiście zwycięstwo w niej było naprawdę wielkie. Wojna, której jesteśmy świadkami od dwóch miesięcy, jest zasadniczo inna i nie trzeba tego chyba nawet tłumaczyć.

Wciągnięcie Sztandaru Zwycięstwa na Reichstag po latach krwawych walk, po zakończeniu monstrualnej bitwy światowej, było potężnym gestem triumfu. Wywieszenie tego samego sztandaru na administracji ukraińskiego miasta w samym środku wojny zaborczej jest gestem, który wywołuje li tylko zdumienie.

Kraj najeżdża na terytorium sąsiedniego państwa i przez dwa miesiące dewastuje je, ale nie może wygrać - co ma z tym wspólnego Sztandar Zwycięstwa?

Postmodernistyczna profanacja

Nie można więc nadać obecnej inwazji wysokiego znaczenia za pomocą symboli Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. To nie jest przyznanie takiej czy innej tożsamości, lecz postmodernistyczna profanacja.

Władze nie podnoszą „operacji specjalnej” do rangi Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, ale sprowadzają Wielką Wojnę Ojczyźnianą do poziomu „operacji specjalnej”. W ten sposób sama wojna staje się zrutynizowaną i sztampową sprawą państwową, jej zwycięstwo jest nieoczywiste, a znaczenie niejasne. Ale najgorsze jest coś innego: tylko dalsza eskalacja może sprawić, że obecny konflikt zostanie uznany za wojnę Rosji ze światem.

Niewiele osób pamięta teraz, jak na krótko przed 9 maja 2017 roku w Parku Patriotów pod Moskwą odbyła się zakrojona na szeroką skalę rekonstrukcja szturmu na Reichstag. Zorganizowano ją przy wsparciu Ministerstwa Obrony Rosji – które, a szczególnie jego dział PR, uwielbiają takie imprezy. Oczywiście nie mogło się obyć bez Sztandaru Zwycięstwa - w finale został on wciągnięty na sztuczny Reichstag.

Rosyjska inwazja na Ukrainę pod sztandarem Związku Radzieckiego wygląda w pewnym sensie na taką samą rekonstrukcję. Ale bardziej złowieszczą: jej ofiary są prawdziwe, a miasta rzeczywiście są zrównywane z ziemią. I niezależnie od tego, jaka flaga będzie nad nią powiewać - radziecka czy rosyjska - ta wojna nie stanie się sprawiedliwa i triumfalna.

Cerkiew na miarę zwycięstwa

Prawie dwa lata trwała budowa głównej cerkwi Sił Zbrojnych w Kubince, niedaleko Moskwy, "poświęconej 75. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej i wyczynom militarnym narodu rosyjskiego we wszystkich wojnach”. Omijając wszelkie kanony budowli prawosławia, do jego wzniesienia użyto liczb o wydźwięku „wojskowym”.

Wysokość dzwonnicy kościoła wynosi 75 metrów (75. rocznica Dnia Zwycięstwa). Średnica głównej kopuły wynosi 22,43 m (o 22:43 Niemcy podpisały akt bezwarunkowej kapitulacji). Wysokość pali świątyni wynosi 15,0 m (nawiązanie do 150. dywizji, której flaga została zawieszona nad Reichstagiem).

Budynek powstał w wyniku dziwacznego połączenia symboliki prawosławnej i wojskowej, które nie powinny i nie mogą do siebie pasować. W rezultacie nie powstały ani cerkiew kanoniczna, ani pomnik wojenny.

To samo dzieje się obecnie z symbolami zwycięstwa: zostają one zainfekowane przez wpływ „operacji specjalnej”, która w duchu swoim jest tego zwycięstwa przeciwieństwem - nawet w paradygmacie historycznym, który państwo skrupulatnie wdrażało przez ostatnie 22 lata.

Tak więc w przyszłości Rosja i jej nowe władze będą musiały poszukać nowych podstaw tożsamości i nowych mitów. I, oczywiście, oczyścić Wielką Wojnę Ojczyźnianą, jak również zwycięstwo w niej, z powiązań z tym, co dzieje się teraz na Ukrainie.

;
Na zdjęciu Andriej Percew
Andriej Percew

Dziennikarz. Specjalny korespondent portalu meduza.io. Regularnie pisuje także do republic.ru. Studia filologiczne ukończył w Archangielsku. Potem pracował w gazecie "Prawda Sewiera" do czasu opanowania tej gazety przez administrację lokalną. Przeniósł się do Moskwy i współpracował z kilkoma niezależnymi portalami.

Komentarze